Mija kolejna rocznica bitwy o Iłżę 17 stycznia 1864 r. Powracamy do tego wydarzenie przez artykuł napisany z okazji 150 rocznicy bitwy i opublikowany na stronach ilza.com.pl . Wznawiając artykuł na portalu ilzahistoria.pl pragniemy odświeżyć to ważne zdarzenie i zapoznać z nim nowych czytelników.

 

Bitwa o Iłżę 17.01.1864 r.

 

Zbliżająca się 150 rocznica bitwy iłżeckiej z 1864 r. jest doskonałą okazją do przypomnienie przebiegu i uczestników tego wydarzenia. Okoliczności całodziennych starć z 17 stycznia między Pułkiem Stopnickim, dowodzonym przez ppłk. Karola Kalitę de Brenzenheim – „Rębajłę” a rotami Pułku Smoleńskiego dowodzonymi przez płk. Suchonina, znamy głównie z dwóch relacji. Pierwsza z nich to raport sporządzony przez dowódcę Pułku Stopnickiego dla gen. Hauke-Bosaka. Drugim źródłem są pamiętniki Karola Kality, wydane przez A. Medyńskiego pt. Ze wspomnień krwawych walk. Pozostałe wzmianki o wydarzeniu, które możemy znaleźć w literaturze poświęconej Powstaniu Styczniowemu opierają się także na wymienionych dwóch przekazach. Choć autorem obu dokumentów jest płk Rębajło ich treść jest różna. W pewnych fragmentach opisy uzupełniają się w innych zaprzeczają sobie. Różnice z pewnością wynikają z charakteru dokumentów jak również z czasu ich sporządzenia. Raport jest zwięzły i oddaje istotę meldunku wojskowego, bez wdawania się w szczegóły. Napisany został wkrótce po bitwie (21 stycznia), zawiera więc świeżość oceny wydarzeń. Pamiętniki natomiast posiadają znacznie rozbudowaną narrację. Dzięki temu możemy dowiedzieć się że ów dzień był mroźny, czy że zbliżając się do Iłży, słychać było już z daleka obracające się młyńskie koło. Mimo, że wątki te mają niewielką wartość historyczną ich obecność ożywia wyobraźnię. Kalita spisał swoje wspomnienia jakiś czas po Powstaniu Styczniowym lecz można odnieść wrażenie, jakby rejestrował je na bieżąco. Zaskakują nas bowiem, ilością przywołanych szczegółów, nazw topograficznych a nawet cytatów z rozkazów i wypowiedzi. Trzeba do tych danych podejść jednak z pewną rezerwą. Już pobieżna weryfikacja nazwisk i nazw geograficznych pozwala na wykrycie nieścisłości. Co do wydarzeń musimy tylko polegać na słowie autora. Trudno jednak posądzić Rębajłę o koloryzowanie. Jako twardy żołnierz i realista daleki był od tanich przechwałek. Mimo to należy mieć na uwadze, że nie obce mu były słabości, sympatie i uprzedzenia, które miały wpływ na postrzeganie i zapamiętywanie tamtych wydarzeń.

Noc z 16 na 17 stycznia Pułk Stopnicki – 400 strzelców i 40 kosynierów, spędził w Brodach Iłżeckich. Od kilku już dni partia ppłk. Karola Kality Rębajły próbowała wytropić oddział płk. Suchonina, który opuścił garnizon w Opatowie. Po pobudce i wspólnej modlitwie partyzanci mogli spożyć śniadanie przygotowane przez miejscową ludność. Kadra dowódcza została zaproszona do dyrektora tamtejszej huty. Posiłek zakłóciło przybycie jeźdźca, który zameldował Rębajle, że z Iłży około godziny ósmej wyruszyło wojsko moskiewskie w sile 180 żołnierzy i niedługo dotrze do Brodów. Iłżę z Brodami łączyły trzy różne drogi. Pierwsza z nich – główna, pokrywała się z przebiegiem dzisiejszej trasy krajowej nr 9. Drugą stanowił Trakt Ostrowiecki, a trzecia wiodła środkiem lasów iłżeckich i wychodziła z nich w okolicy przysiółka Bory (prawdopodobnie chodzi o Budy Brodzkie). Właśnie przy niej zasadzić się miały główne siły Rębajły. Pozostałe dwa dukty będą również kontrolowane przez polskie oddziały.

Po krótkiej naradzie ustalono, że w okolicach Lubieni przygotowana zostanie zasadzka. W tym celu Kalita wyznaczył zadania poszczególnym batalionom. Pierwszy batalion miał stanowić pierwszą linię. Jego 2 komp. pod dowództwem kpt. Ruszkowskiego obsadziła zabudowania wsi Lubienia, znajdujące się przy głównej drodze łączącej Brody z Iłżą. 1 komp. pod dowództwem kpt. Jagielskiego oraz 3 i 4 kompania zajęła zabudowania przysiółka Bory (Budy). Drugi batalion stanowił wsparcie i zabezpieczenie dla pierwszej linii. Jego 1 kom. pod dowództwem kpt. Beździedy przesunęła się kilka kilometrów na wschód w rejon osady Kaplica. 2 i 3 komp. skryły się za wzgórzami przy Borach (Budach) jako wsparcie dla 3 i 4 kompani I batalionu. 4 kompania wraz z kosynierami znajdowała się przy Rębajle w pobliżu przysiółka.

Około godziny 10:30 z przewidywanego kierunku, wyłonił się kozacki zwiad, który wykrył obecność przeciwnika. Z tego powodu Suchonin postanowił obejść miejsce spodziewanej zasadzki. Przeszedł skrajem lasu (na południe) ku zabudowaniom Borów od strony Brodów i tam dopiero uderzył. Obrońcy jednak nie dali się zaskoczyć. Pierwszy strzały oddał pluton por. Beli (Węgra). Błyskawicznie zareagowały także kompanie wsparcia, które swoją zdecydowaną kontrą odrzuciły Rosjan z powrotem do lasu. Suchonin jednak nie skierował się na północ w kierunku Iłży lecz podążył na wschód do Traktu Ostrowieckiego. Tam w okolicy zabytkowej kapliczki zatrzymała go kompania kpt. Beździedy. Celne salwy wywołały popłoch w kolumnie rosyjskiej i bezładną ucieczkę w kierunku Iłży. Położenie Suchonina mogło być jeszcze trudniejsze gdyby pierwotny plan Rębajły został w pełni zrealizowany. Niestety dowódca 2 kompani I bat., kpt. Ruszkowski nie wykonał rozkazu przemieszczenia się „na przód” (na wschód), co więcej wycofał swój oddział z zajętych pozycji na lewym skrzydle i stracił kontakt z pułkiem. Manewr zaplanowany przez Rębajłę mógł doprowadzić do zamknięcia drogi odwrotu moskalom i w konsekwencji zmusić ich do przebijania się przez szeregi polskiej tyraliery. Z pewnością konfrontacja ta przyniosłaby duże straty po obu stronach lecz trzeba pamiętać, że Pułk Stopnicki posiadał znaczną przewagę liczebną.

Powróćmy jednak do tego co się wydarzyło. Po odepchnięciu moskali z rejonu przysiółka Kaplica, powstańcy kontynuowali pościg. Wielu z uciekinierów nie wytrzymując tempa próbowało ukryć się w lesie i przeczekać. W tym dniu nie było litości dla moskali i postępowano zgodnie z hasłem „Nie ma pardonu dla wroga”, złapanych nieszczęśników wieszano. Był tylko jeden przypadek wzięcia do niewoli. Młody żołnierz schwytany osobiście przez Kalitę prosił o litość przyznając jednocześnie, że jest Polakiem z Kresów. Dowódca rozkazał nie czynić mu krzywdy i odesłał na tyły.

Podczas walk w okolicy Borów (Bud) Rosjanie stracili 11 zabitych i rannych. Przepadł także pułkowy furgon z żywnością. Straty polskie to 1 zabity. Nie znane są straty jakie ponieśli Rosjanie w trakcie ucieczki, między Kaplicą a wioską Koszary. Niektórzy powstańcy przechwalali się dużą liczbą uśmierconych żołnierzy Suchonina. Rębajło sceptycznie podszedł to tych oświadczeń i w raporcie pominął wielkość strat nieprzyjaciela w tej fazie potyczki.

Po około dwugodzinnej pogoni Rębajło dotarł do skraju lasu w pobliżu Koszar. W następnej wiosce – Błazinach zauważono Rosjan ustawionych w tyralierę. Pułkownik zadecydował o wydzieleniu dwóch kompanii pod dowództwem kpt. Płachetki, które miały obejść Błaziny od strony południowo-wschodniej a następnie zająć północno-wschodnią część Iłży i uchwycić drogę wychodzącą na Radom. Reszta pułku miała kontynuować pochód za Rosjanami w szyku rozwiniętym. Po prawej stronie znajdowały się dwie kompanie pod dowództwem kpt. Jagielskiego, po lewej kompania kpt. Beździedy. Nieco z tyłu za pierwszą linią podążał Kalita z kosynierami.

Tymczasem pozorowane przygotowania moskali do przyjęcia walki miały na celu spowolnienie pochodu Polaków. Kiedy powstańcy ostrożnie zbliżyli się do żołnierzy Suchonina, ci śpiesznie zwinęli tyralierę i wycofali się w kierunku Iłży. Powtórnie zatrzymali się dopiero na wzniesieniu (na zboczu którego obecnie znajduje się wapiennik) i ponownie symulowali chęć konfrontacji. Rębajło spodziewał się, że Suchonin tym razem wykorzysta dogodną pozycję i rzeczywiście przystąpi do walki. Odbył naradę ze swoimi oficerami i zdecydował się na zdobywanie wzgórza i miasta. Jednocześnie zameldowano o rozpoznaniu w pobliżu wsi Seredzice wojsk nieprzyjaciela. Prawdopodobnie uprzednie działania Rosjan, opóźniające natarcia Polaków, miały umożliwić Suchoninowi okrążenie rozlewisk Iłżanki i dotarcie do wioski Seredzice. Kalita szybko odgadł intencję przeciwnika, który planował zaatakować go od tyłów, gdy będzie forsował przejście wzdłuż prawego brzegu Iłżanki. Aby wyprzedzić to posunięcie wydał rozkaz dla dwóch kompanii, rozwinięcia natarcia w kierunku na Seredzice. Ruszył również szturm na wzgórze, które ku zaskoczeniu wszystkich osiągnięto bez jednego wystrzału. Rosjanie bez walki wycofali się bliżej centrum miasteczka i tam dopiero zaczęli stawiać opór. Natarcie natomiast idące lewym brzegiem Iłżanki przerodziło się w gonitwę. Powstańcy usiłowali odciąć drogę odwrotu do Iłży oddziałowi moskiewskiemu przyczajonemu pod Seredzicami. Co prawda manewr ten nie został zrealizowany lecz zbliżono się do przeciwnika na odległość skutecznego strzału. Wtedy też został dwukrotnie ranny w nogę płk. Suchonin, co miało dla niego tragiczne skutki. Koziebrodzki Władysław w Szkicach z niedawnej przeszłości: 1863-1864 zranienie Suchonina przypisuje Włochowi o nazwisku Carboni. Pościg zatrzymał się koło młyna gdzie rozgorzała zacięta walka. Według pamiętników Rębajły w tym miejscu poległo najwięcej Rosjan i połączyły się w jeden front dwa polskie natarcia. Po chwili wytchnienia na sygnał trąbki „atak na bagnety” kontynuowano walkę przemieszczając się w kierunku Rynku. Ze względu na panujące ciemności i zmaganie się w terenie zabudowanym, skuteczniejszą bronią od karabinów okazały się kosy i pałasze. Cytat z pamiętników daje wyobrażenie krwawych wyczynów kosynierów.

Tu byli kosynierzy – zuchy w swoim żywiole, zagrzewani ustawicznie przez swego kapitana słowami „Chłopcy! Wpierw kosą podcinaj nogi, to ci nie ucieknie, a potem w łeb!”

Zażarta walka przeciągała się, a upływający czas był sprzymierzeńcem Rosjan. Suchonin już po wyjściu z lasów iłżeckich pchnął gońca do Lipska z żądaniem odsieczy. Tymczasem w ciągu ok. 2 godzin Polacy zdołali wyprzeć Rosjan tylko z południowej i wschodniej części śródmieścia. Pierwszy do zabudowań Rynku dotarł kpt. Jagielski, później kapitanowie Beździeda i Postawka. Swoimi żołnierzami obsadzili wschodnią i południową pierzeję Rynku. W domach zachodniej pierzei zabarykadowali się Rosjanie, północna część zabudowy placu była niczyja. Dwie kompanie wysłane przed Błazinami do opanowania m.in. północnej części miasta, w tym zakresie nie wypełniły rozkazu. Przez kolejne dwie godziny strony ostrzeliwały się z ustalonych pozycji. Zdarzało się, że w ciemnościach, powstańcy strzelali do siebie nawzajem. Sytuację komplikowały dodatkowo mróz i zmęczenie żołnierzy. Główne wysiłki powstańców skupiły się na zdobyciu domu burmistrza (róg ul. Warszawskiej i Rynku), w którym bronił się płk. Suchonin ze swoim sztabem. Rębajło dowodził z sąsiedniego budynku (róg Rynku i ul. Ratuszowej, w tym miejscu znajduje się obecnie Magistrat). Nieskuteczność ostrzału kazała szukać innych rozwiązań. Padła propozycja podpalenia obleganego budynku lecz nie znaleziono środków do wywołania pożaru ani drabin. Nie było też pomocy od mieszkańców Iłży, którzy uciekli z miasta bądź pochowali się w piwnicach. Aby przełamać zaistniały impas trzej oficerowie szaleńczym wyczynem próbowali poderwać współtowarzyszy. Opis tego epizodu pozostawmy Rębajle.

Trzech oficerów moich, major Jagielski, porucznik Włodzimierz Witowski i drugi Mondon (Francuz) bez wiedzy mojej postanowili pójść na ochotnika w tej nadziei, że za nimi pójdą inni. Otworzyli więc bramę naszego domu, pokładli się na ziemię i tak z nabitymi karabinkami przyczołgali się aż pod mur domu moskiewskiego, a odpocząwszy chwilkę wszyscy trzej powstali z najeżonymi bagnetami w jednem rozbitem przez kule oknie i strzelili do wewnątrz. W tejże chwili z wnętrza domu padło kilka strzałów, padł porucznik Mondon a Jagielski i Witowski stojąc z boków okna uniknęli niechybnej śmierci a położywszy się na ziemi bokiem dotarli do nas. Okazało się, że Mondon był tylko ranny i także został uratowany. Witowski, czołgając się po ziemi, zgubił zegarek. Za czyn z jednej strony bohaterski, z drugiej szalony, skarciłem ich, gdyż jeżeli nie od kul moskiewskich, to od naszych mogli go łatwo przepłacić życiem i narazić pułk na stratę tak dzielnych oficerów.

Rębajło rozumiejąc, że w zaistniałych okolicznościach nic więcej nie osiągnie, postanowił ok. 20:30 dać sygnał do odwrotu. Miejsce koncentracji wyznaczył koło młyna. Wyczerpani, zmarznięci i wygłodniali żołnierze musieli jeszcze odeprzeć atak oddziału sztabskapitana Muchy, który powracał do Iłży po daremnym wymarszu do Brodów na odsiecz Suchoninowi.

Według raportu polskiego pułk przeszedł do Prędocina. Tam zorganizowano podwody dla rannych, których przetransportowano do szpitala w Wąchocku. Następnego dnia oddział przemieścił się do wioski Lipie. Straty polskie to 9 zabitych (2 kosynierów i 7 strzelców), 5 rannych (1 oficer i 4 strzelców) i 8 zaginionych. Tę samą liczbę zabitych powstańców potwierdza księga zgonów kościoła parafialnego. Natomiast rejestr rannych pod Iłżą sporządzony przez Rosjan w dniu 24 stycznia 1864 r. w Lazarecie Górniczym w Wąchocku obejmuje 10 osób. Osiem z nich miało rany postrzałowe (Kazimierz Chrystociński, Wojciech Skowroński, Adam Jaski, Franciszek Dobosz, Wincenty Frasik, Andrzej Malczyk, Henryk Rengemant, Adam Jaroszek), a dwie odmrożenia (Jakub Feliga, Franciszek Papiński). Jak już zaznaczyłem wyżej, w miasteczku podczas starcia nie było ludności lub była poukrywana. Odnotowany został jeden przypadek postrzału cywila. Niejaka Anna Bodo została ranna w nogę.

Straty rosyjskie z pewnością były znacznie większe. Rębajło w pamiętnikach pisze o 170 żołnierzach. Wydaje się, że liczba ta jest mocno zawyżona. Wśród poszkodowanych znalazł się dowódca płk. Suchonin. Z informacji, który w późniejszym czasie Karol Kalita otrzymał od naczelnika okręgu okazało się, że był to wyjątkowo „szlachetny przeciwnik”. Dowodząc pułkiem trzymał swoich żołnierzy w karności i nie dopuszczał do popełniania przestępstw wobec polskiej ludności. Podczas ucieczki spod Seredzic został ranny. Amputacja nogi po trzech dniach była już zabiegiem spóźnionym. Na łożu śmierci wyznał swoje winy i skierował słowa przestrogi do kolegów oficerów, za które został przez gen. gubernatora Berga zdegradowany, pozbawiony szlachectwa i odznaczeń. Pułkownika Suchonina pochowano potajemnie gdzieś na iłżeckim cmentarzu w bezimiennej mogile.

Bitwa iłżecka uznana została przez władze powstańcze za znaczące zwycięstwo. Fakt ten został szeroko nagłośniony co chwilowo podniosło morale i podsyciło nadzieję w możliwość kontynuowania skutecznej walki. Wygrana nie mogła jednak odmienić złej sytuacji strategicznej strony polskiej. W zmaganiach 17 stycznia byliśmy stroną ofensywną, która zmusiła przeciwnika do wycofania się i rozpaczliwej obrony. Nie osiągnęliśmy jednak pełnego zwycięstwa, polegającego na całkowitym rozbiciu lub zmuszeniu do ucieczki z miasta oddziału Suchonina. Uwaga ta nie jest zarzutem lecz tylko stwierdzenie faktu. Bez wątpienia postawa powstańców zasługuje na uznanie i wyróżnienie. Wykazali się cechami bitnego i dobrze zaprawionego żołnierza. W tym dniu walczyli z powodzeniem nie tylko z Rosjanami, ale także z zimnem, głodem i zmęczeniem.

Karol Kalita otrzymał za bitwę awans na stopień pułkownika. Jego pułk w następnym miesiącu, został rozbity w bitwie opatowskiej. W tym czasie Rębajło z powodu ciężkiej choroby nie pełnił funkcji dowódcy. Udało mu się ujść represji carskich i wyemigrował do Turcji. W 1871 r. osiadł we Lwowie gdzie doczekał niepodległości. Zmarł 25 maja 1919 r. i pochowany został na górce powstańczej Cmentarza Łyczakowskiego.

Paweł Nowakowski