Tableau ofiarowane ks. Miegoniowi przez oficerów MW [źródło: wojskowagdynia.parafia.info.pl]

Na początku października 1926 r. ks. Miegoń zamieszkał w Gdyni. Cieszył się z szybko postępującej rozbudowy miasta i portu. Wkrótce jego spokój i stabilizację zaczęły zakłócać próby przeniesienia z marynarki. Przyczyna tych zabiegów mogła wynikać z krytycznej oceny, którą wyrażał publicznie o zamachu majowym i Józefie Piłsudskim. W marcu 1927 r. otrzymał propozycję pracy w Toruniu jako zastępca dziekana. Odmówił przyjęcia tej funkcji. Kolejnej oferty już nie było, zamiast niej Ministerstwo Spraw Wojskowych wydało rozkaz (5 XI 1928 r.) przenoszący ks. Miegonia z Gdyni do Lublina na stanowisko Kierownika Rejonu Duszpasterstwa.[1] Z wielkim żalem żegnała swojego kapelana Marynarka Wojenna. Komendant Portu Wojenne w Gdyni kmdr Wł. Filanowicz wydał uroczysty rozkaz – pochwałę ks. Miegonia, wymieniający długą listę jego zasług, a oficerowie podarowali „Kochanemu Księdzu Kapelanowi” pamiątkowe tableau.

Początki pracy w nowym środowisku były trudne. W marcu 1929 r. pisał do ks. Rewery: W Lublinie czuje się ciągle nieswojo, obco. Robota, poza obowiązkami kościelnemi, idzie niesporo – jak z kamienia. Kontakt z żołnierzami trudno utrzymać, gdyż wszędzie daleko: obóz północny 5 kilometrów, – południowy 4 km. Zachodzę tam powiem pogadankę – lecz to jakoś wygląda tak oficjalnie i na dystans (…) Z korpusem oficerskim stosunków i znajomości nie mam żadnych (…) Z czasem ks. Miegoń zaczął odkrywać dobre strony pobytu w Lublinie. Postanowił podjąć studia na KUL-u. Pojawiła się jednak poważna przeszkoda. Przełożony ks. Władysława, nota bene jego dawny kolega z Sandomierza ks. Jan Pajkert, nie chciał na to wyrazić zgody, uważając, że nie można równocześnie pracować jako kapelan i studiować. Ks. Miegoń był odmiennego zdania i podjął naukę bez wiedzy przełożonego. Po kilku tygodniach uczęszczania na wykłady zapewniał:  Służba moja na tem uszczerbku nie cierpi, gdyż wszystko co do moich obowiązków należy spełniam – bywam u żołnierzy i w więzieniu (…)[2] Drugi rok studiów już odbywał oficjalnie gdyż w listopadzie 1930 r. otrzymał pozwolenie z kurii polowej. Jako pełnoprawny student mógł jawnie uczestniczyć w życiu uczelni. Został zaproszony do objęcia funkcji kapelana korporacji studenckiej Korabja. Wybór jego osoby nie był przypadkowy, gdyż jednym z celów stowarzyszenia było szerzenie idei morskiej.

Ks. Miegoń, podobnie jak w wielu poprzednich miejscach pracy tak i  w Lublinie powołał do życia Towarzystwo Śpiewacze „Lutnia”. Chór prezentował się profesjonalnie. W marcu 1931 r. trzykrotnie zaśpiewał oratorium Haydna „Siedem słów Zbawiciela na krzyżu”.  Wydaję się, że do zasług ks. Miegonia na niwie muzycznej możemy także zaliczyć znaczny wpływ na wznowienie działalności chóru akademickiego KUL.

Pieczęć Korporacji Korabja (Korabia) [źródło: archiwumkorporacyjne.pl]

Przez cały okres pobytu w Lublinie nie zerwał kontaktów z morzem. Sprzyjała temu aktywność w Okręgowej Komisji Rewizyjnej Ligi Morskiej i Kolonialnej i organizacja wycieczek na wybrzeże. Poza tym część urlopów przeznaczał na wyjazdy do Gdyni aby odwiedzić siostrę Marię, znajomych i kolegów z marynarki. Starał się brać udział w uroczystościach Święta Morza i w ważnych wydarzeniach jak np. poświęcenie fregaty „Dar Pomorza” (13 VII 1930)[3]

Potrzeba kontaktów z morzem wynikała również ze stanu zdrowia ks. Miegonia. W listopadzie 1931 r. poważnie przeziębił się i poszedł do uznanego lubelskiego laryngologa dr. Osowskiego. Humorystyczny przebieg wizyty opisał wujkowi Antoniemu Rewerze w jednym z listów: Zbadał mnie. Najpierw zapytał czy pochodzę z Lublina, czy długo tu mieszkam i oświadczył, że klimat tutejszy mi nie sprzyja, że najkorzystniejszy dla mnie byłby klimat morski. „Właśnie – powiedziałem dr – stamtąd  – z Gdyni – do Lublina przyjechałem” – „Po co?” – „Musiałem”. Zapisał mi 2 lekarstwa: jedno do inhalacji, drugie do płukania. Po miesiącu kazał przyjść. Oświadczył przy tem, że napisze mi oficjalne pismo stwierdzające konieczność przeniesienia mnie nad morze.[4]   

Z pewnością wpływ na stan zdrowia miał także styl życia księdza, który można określić jako ascetyczny. Nie przywiązywał uwagi do ubrania i warunków mieszkania. Cały swój dochód przeznaczał na rzeczy konieczne, pomoc rodzinie i potrzebującym, Jedyną przyjemnością, której nie mógł sobie odmówić były książki. W liście do wuja z 17 XI 1931 r. scharakteryzował stan swojego „majątku”: W grudniu również wydatki się nie zmniejszą. Muszę kupić buty. Mam jedne – dziurawe. Z koszul się wydarłem. Ze zrobionych w r. 1925 zrobiła się pajęczyna, tak iż z prania przynosi ordynans strzępy, których już naprawić i scerować nie można. Ciepłej bielizny nie posiadam żadnej. Palto zrobione w 1928 r. w Gdyni – mam jedno na lato i jesień i wiosnę. Ledwie się trzyma. Suknię mam jedną  – na święto i na co dzień. Kupiłem materiału na drugą. Długu mam paręset złotych. Spłacam co miesiąc. Zygm. Cebula – to uczeń ze szkoły ogrodniczej (z Samborca). Ostatni rok ma do matury. Musiałby przerwać gdybym mu nie pomógł. Gebetner i Wolff – to książki i pisma. Jedyna przyjemność, której trudno mi się wyrzec. Rodzicom i Jankowi też w tym trudnym czasie trzeba pomóc.

W lutym 1933 r. funkcję biskupa polowego objął ks. Józef Gawlina, zastępując na tym stanowisku bp. Stanisława Galla. Wkrótce rozpoczęły się zabiegi oficerów i marynarzy MW u nowego ordynariusza o powrót nad morze ks. kapelana Miegonia. Gremialne „nękanie” ks. biskupa w słusznej sprawie okazało się skuteczne. 1 X 1933 r. bp Gawlina przyjechał do Lublina na konsekrację kościoła garnizonowego i poświęcenie Domu Żołnierza.

Kościół Garnizonowy w Lublinie podczas uroczystości konsekracji; [źródło: NAC, Fotopolska-Eu]

Obiecał wtedy ks. Miegoniowi, że w listopadzie załatwiona będzie sprawa jego przeniesienia. Słowa dotrzymał. Z dniem 1 I 1934 r. ks. Władysław otrzymał awans na stopień komandora podporucznika i objął funkcję starszego kapelana  Dowództwa Floty (do Gdyni dotarł pod koniec lutego). Radość z powrotu nad morze napełniła go optymizmem i zapałem do podjęcia nowych wyzwań. Osobiście czuję się dobrze. Wszyscy mi są życzliwi, przyjacielscy tak, że jest to dla mnie podnietą do przebywania wśród nich i służenia im ile tylko sił starcza.[5]   Pierwszym doniosłym zadaniem, którego się podjął ks. Miegoń było rozpoczęcie prac nad wzniesieniem kościoła garnizonowego. Pod koniec marca znał już plany, preliminarz robót i wydatków.

   Do podstawowych obowiązków ks. kapelana należała posługa duszpasterska. Polegała ona na odprawianiu nabożeństw, szczególnie podczas uroczystości (święta państwowe, promocje oficerskie, pogrzeby itp.), święceniu bander i okrętów. Dużym wyzwaniem były okresy przedświąteczne gdy trzeba było spowiadać i głosić rekolekcje. W tych przypadkach ks. Miegoń korzystał z pomocy kapłanów z sąsiednich parafii.

Dużo czasu pochłaniały ks. Miegoniowi obowiązki oficera oświatowego. W pierwszym okresie pobytu w marynarce w latach 1920-1928 zapoczątkował szereg działań: powołał chór, orkiestrę smyczkową i teatr, założył bibliotekę, organizował seanse filmowe, prowadził kursy dokształcające. Po powrocie kontynuował te dzieła. Szczególną troską objął bibliotekę, którą osobiście zarządzał i ciągle powiększał. Był także odpowiedzialny za organizację akademii z okazji świąt i uroczystości.

Ks. Miegoń był wrażliwy na potrzeby innych ludzi. Z tego powodu pole jego działalność wykraczało znacznie poza ramy obowiązków kapelana i oficera oświatowego. Przykładem niech będzie wydarzenie z lutego 1935 r. gdy do garnizonu gdyńskiego trafiło blisko 700 rekrutów, którzy w niesprzyjających warunkach pogodowych przechodzili intensywne szkolenie. W wyniku przeziębienia a następnie  powikłań  pogrypowych zmarło dwóch młodych oficerów – instruktorów. Te niepotrzebne śmierci wstrząsnęły  kapelanem i całą kadrą. Aby uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji ks. Miegoń podjął się obserwacji marynarzy, a widząc źle rokujących, zabierał ich na swoją kwaterę i wraz z ordynansem aplikował leczenie domowe. Z tego „sanatorium” kapelańskiego skorzystało trzech marynarzy, którzy wkrótce powrócili do służby.

W życiu kapelana ważne i radosne były momenty związane z przyjmowaniem przez MW nowych okrętów. Dzielił się tą radością w korespondencji: W tych dniach przybyła z Anglii „Błyskawica”. Załoga 180 ludzi, dział 7,  przeciwlotniczych 4, rur torpedowych [..?..], szybkość 40 węzłów. Budzi respekt. Na razie stanęła w rezerwie, gdyż warsztaty muszą jeszcze pewne uzupełniające prace dokonać. Tak było zamierzone, aby co można zrobić, to zrobić w kraju.[6] Fot. ORP „Błyskawica” [źródło: NAC]

Niezwykłym wydarzeniem w życiu ks. Miegonia była podróż do Nowego Jorku na pokładzie  „Batorego”. W rejs do Ameryki wypłynął jako członek załogi 6 lub 7 kwietnia 1938 r., a powrócił 1 maja. W drodze powrotnej wygłosił rekolekcje dla załogi. Dwa tygodnie po powrocie wysłał  list do wuja, w którym opisał pobyt w Ameryce:  N. York nie zrobił na mnie dodatniego wrażenia. To kocioł, w którym wszystko kotłuje się, pędzi, goni. Architektura może zadziwiać techniką, ale estetycznych wrażeń nie wywoła. Byłem na 100 piętrowej kamienicy. Wznosi się na kształt wieży. Na szczyt można dostać się windą elektryczną. Wjazd kosztuje dolara i coś centów. Widok rozległy na cały N. York. Miasto leży jakby na wysuniętym języku. Z jednej strony rzeka Hudson, z drugiej jakaś woda – zdaje się wcięta w ląd głęboka zatoka. Mosty tunele, kolejki podziemne i nadziemne i samochody, samochody … tych mnóstwo, za bardzo. Po rzece krążą olbrzymie statki – promy. Wieczorem skoro zapłoną światła eonowe. N. York wygląda efektownie, ładniej niż w dzień. Widziałem z zewnątrz katedrę św. Patryka – ogromna. U nas w Warszawie, Lwowie, Gdyni byłby to kolos – tam wobec olbrzymich domów okolicznych ginie. Do środka nie wchodziłem – tam dawno nie ma nic (…)

Sprawa Dreszera

Gen. G. Orlicz-Dreszer [źródło: NAC]

W lipcu 1936 r. na wybrzeżu  zginął w wypadku lotniczym gen. Gustaw Orlicz-Dreszer, prezes Zarządu  Głównego Ligi Morskiej i Kolonialnej oraz Inspektor Obrony Powietrznej Państwa. Zdecydowano, że zostanie pochowany na nowo otwartym cmentarzu marynarki na Oksywiu. Ponieważ był innowiercą i rozwodnikiem proboszcz oksywski ks. Klemens Przeworski zapowiedział, że nie zgodził się na wprowadzenia ciała do kościoła. Była to kłopotliwa sytuacja dla organizatorów pogrzebu gdyż w uroczystości mieli wziąć udział najwyżsi przedstawiciele władz i armii z Prezydentem RP na czele. Próbowano negocjacji z ks. Przeworskim lecz bez skutku. Zwrócono się nawet do prymasa Hlonda z prośbą o interwencję, który jednak wstrzymał się od nacisku, uznając rację proboszcza. Organizatorzy pogrzebu mieli nadzieję jeszcze w ks. Miegoniu, który został wysłany z ostatnią misją. Kmdr Borys Karnicki, szef protokołu uroczystości tak opisał rolę kapelana (Marynarski Worek wspomnień): Wraca ks. Miegoń. Niestety, proboszcz się uparł i zamierza po rannej mszy św. o godzinie ósmej zamknąć kościół na cztery spusty. Wszyscy są oburzeni. Jak on śmie! Tu prezydent, kardynał, jego własny biskup, cała Polska! Ksiądz Miegoń mityguje: – Proboszcz ma prawo, to jest jego kościół i nikt z hierarchii kościelnej ani świeckiej nie może zabronić mu zamknięcia świątyni. Chyba tylko w wypadku, jeśli …. nie będzie miał go czym zamknąć. – Tu Miegoń ukłonił się złożył ręce i wyszedł. Popatrzyliśmy po sobie. Naturalnie! Jakie to proste! W dniu pogrzebu, po porannej mszy świętej pod kościół podjechała ciężarówka z marynarzami, którzy sprawnie zdjęli z zawiasów drzwi wejściowe. Załadowali je na samochód a następnie udekorowali świątynię na ceremonię pogrzebową. Uroczystość odbyła się zgodnie z planem i bez komplikacji.

Wydaje się jednak, że sposób załatwienia sprawy ciążył ks. kapelanowi, miał poczucie winy wobec ks. Przeworskiego. 1 listopada 1937 r. przy grobie Orlicz-Dreszera ks. Miegoń odprawił nabożeństwo żałobne.[7] Prawie dwa lata później (lipiec 1939) zajął inną postawę wobec żądania dowództwa marynarki aby poświęcił mauzoleum Dreszera i odprawił podczas tej uroczystości nabożeństwo. Zdecydowanie przeciwstawił się temu poleceniu. Perypetie z „Dreszerem” opisał w liście do ks. R. Śmiechowskiego[8]: W lipcu miałem wiele kłopotów z Dreszerem i nie wiem czy to nie sprowadzi mi jakich przykrych konsekwencji. Mianowicie wystawiono Dreszerowi piękne mauzoleum i miało się odbyć uroczyste przeniesienie zwłok połączone z nabożeństwem polowem i poświęceniem. Ja się od tego odmówiłem i napisałem do bpa polowego, przedstawiając całą rzecz. Bp zaraz mi odpisał, podziękował i zgodził się z moim stanowiskiem. Później dowiedziałem się, że zwracano się do niego i kategorycznie odmówił. Uderzyli wtedy do bpa Okoniewskiego i ten zgodził się, przysłał swego delegata kapelana wojskowego ks. Stryszyka ze Starogardu aby odprawił nabożeństwo w kościele a następnie poświęcił grobowiec. W przeddzień imprezy dzwoni do mnie adm. Unrug i nakazuje mi pod posłuszeństwem wziąć udział w poświęceniu. Odpowiedziałem mu, że nie, gdyż to nie jest zgodne z przepisami kościelnemi i takiego mniemania jest również mój biskup. „To dziwne czemu inni księża mogą to uczynić a ksiądz nie!” Kwestia sumienia. „ To niech ksiądz złoży mi meldunek, który zaraz prześlę do Warszawy”. Złożyłem. (…)

Pogrzeb gen. Orlicz Dreszera [źródło: NAC]
Mauzoleum gen. Orlicz Dreszera, do którego przeniesiono jego szczątki w trzecią rocznicę śmierci (16.07.1939 r.). Dwa miesiące później Niemcy zniszczyli monument. Nieznane są losy trumny generała. [źródło: Wikipedia]

Wojna

Wojna, która wkrótce wybuchła położyła kres sprawie niesubordynacji kapelana. Pierwsze oznaki nadciągającego konfliktu pojawiają się w korespondencji ks. Miegoń we wrześniu 1938 r. Do przyjaciela, ks. Romualda Śmiechowskiego pisał: Trochę mnie niepokoją te fanfary wojenne – nie wiadomo co z tego wszystkiego wyniknie. Nie jest to wszystko takie proste, jak się zdaje wiecującej ulicy. Słyszę codziennie przez radio krzyki z różnych miast, ale tem się niepokoję, że potęga Niemiec rośnie a w miarę tego i apetyty – dziś zabrali się do Czechów, jutro mogą wystąpić z żądaniami o Gdańsk, Pomorze itd. Słowem możemy ich mieć na karku.[9]

W maju 1939 r. ks. Miegoń nie mógł już wyjechać do rodziny i znajomych z powodu wstrzymania urlopów. Na listowne pytanie zadane przez ks. Romualda: Co słychać w Gdyni? – odpowiedział: Buńczuczni, zadzierzyści, zdecydowani – trwamy w pogotowiu.[10] W sierpniu sytuacja wyglądała już bardzo poważnie: Żyjemy w ciągłym alarmie. Wojna wisi na włosku, a nikt nie może przewidzieć kiedy wybuchnie. Optymiści twierdzą nawet, że wcale nie będzie. Choć sam osobiście jestem zdecydowany i żadnego strachu nie odczuwam, to jednak oczekiwanie bardziej męczy niż sam fakt.[11]

Mimo zagrożenia wybuchem wojny wybrzeże polskiego morza tętniło gwarem letników. Wszyscy korzystali z wakacji i wyjątkowo pięknej aury. Chyba, jeszcze w pierwszej połowie sierpnia ks. Miegoń otrzymał trzydniowy urlop lecz musiał pozostać w pobliżu Gdyni. Przeznaczył go na zorganizowanie biwaku dla dziewięciorga dzieci. Były to ostatnie w jego życiu beztroskie i radosne chwile podczas, których mógł cieszyć się  ukochanym kajakarstwem. Do radosnych wydarzeń należało także odprawienie przez ks. Miegonia, 15 VIII pierwszej i jedynej mszy świętej w wykańczanym  kościele garnizonowym.

Kościół Garnizonowy p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej na Oksywiu. Podczas wojny zamieniony został na magazyn i tę funkcję pełnił do początku lat 80 kiedy zwrócony został dla kultu. [fot.: wojskowagdynia.parafia.info.pl]

Wraz z wybuchem wojny ks. Miegoń znalazł się w oddziałach Lądowej Obrony Wybrzeża broniących Gdyni i Oksywia. Podobnie jak w wojnie polsko-bolszewickiej udzielał posługi kapłańskiej, był sanitariuszem w szpitalu i pomagał na pierwszej linii. Świadectwo o jego postawie daje lekarz MW, kapitan Bolesław Markowski: Jak zawsze dość niedbale ubrany, jeszcze chudszy niż przedtem, jeśli to było możliwe, niezmordowany udzielał posługi kapłańskiej nie dbając o bomby, o sen, o pożywienie. Widziałem go przed operacjami, widziałem wśród rannych i umierających, zawsze gotowego do pracy, zawsze pogodnego, zawsze nie zmęczonego.  Kapitan Markowski przytacza także relację rannego oficera, który wraz z ks. Miegoniem przeprowadzał obchód pozycji na linii frontu: Podczas tego obchodu spostrzegli, że jeden okop pomimo obustronnej strzelaniny nie okazywał żadnej akcji. Przypuszczając, że żołnierz jest ranny albo zabity, podczołgali się do okopu i zauważyli, że młody żołnierz odłożył karabin, a sam skurczony siedzi w okopie i coś szepcze. – Co się stało, czemu nie strzelacie?- zapytuje ks. Miegoń. Żołnierz rozpoznawszy księdza odpowiada – Ja się modlę proszę księdza. – Na to ksiądz Miegoń wykrzykuje bez namysłu: – Modlicie się? Teraz nie czas na modlitwy, teraz trzeba strzelać! … [12]

19.09.1939 r. zakończyła się bitwa o Kępę Oksywską. Niemcy zajęli szpital w Babich Dołach gdzie znajdował się ks. Miegoń. Wielkość strat ludzkich w oddziałach Lądowej Obrony Wybrzeża była ogromna: ponad 2000 zabitych i ponad 3000 rannych. Zginął również bohaterski dowódca zgrupowania płk Stanisław Dąbek. Został pochowany przez ks. Miegonia w asyście honorowej niemieckich żołnierzy.

W niemieckiej niewoli

Obrońcy wybrzeże w niemieckiej niewoli [źródło: NAC]

Po selekcji jeńców, ks. kapelan zgodnie z zapisami konwencji genewskiej, został zwolniony. Nie był jednak w stanie odejść i pozostawić w trudnej sytuacji marynarzy i  żołnierzy, jak mówił „swoich dzieci”. Dobrowolnie podjął decyzję, że będzie z nimi dzielił jeniecki los. Tylko na chwilę wykorzystał swoją wolność aby zabrać z domu wszelkie niezbędne rzeczy, przydatne szczególnie rannym. Wziął więc koce, bandaże, prześcieradła, polowy ołtarz i książki. Oprócz tego zwrócił się do PCK  o dostarczenie odzieży dla jeńców znajdujących się w przejściowym obozie (Szkoła Morska). W dniu 1 października wraz z rannymi wypłynął z Gdyni statkiem szpitalnym Wilhelm Gustloff do Flensburga skąd przetransportowano ich do szpitala w miasteczku Itzehoe  gdzie urządzono szpital. Znalazło się w nim  ok. 2500 jeńców leczonych i pielęgnowanych jedynie przez czterech polskich lekarzy i kapelana.  Około połowy listopada  kadra szpitala została przeniesiona do oflagu X A, który znajdował się w tej samej miejscowości. Ks. A. Rewera w liście do ks. R. Śmiechowskiego z dn. 22 XII 1939 r. pisał: Władzio jest teraz w tej samej miejscowości – ale widocznie szpital zlikwidowano – w obozie oficerskim wraz z 9 księżmi cywilnemi. Oficerowie zwracają się ku Bogu. Na [?] Świętych przystąpiło do św. sakramentów 600 osób. Msze św. odprawiać można. Mają chór 4-głosowy. Sprowadzają dla jeńców szkaplerze, różańce i książeczki. Pisze, że żywność jest dostateczna. Od rodziny listów dotąd nie otrzymał choć kilka pisano i posłano mu posyłkę. Jest zdrów. Potrzebne ubrania i bieliznę zabrał z sobą.[13]

Kapelani – więźniowie oflagu IX C w Rotenburgu, zaznaczony ks. Miegoń [źródło: wojskowagdynia.parafia.info.pl]

 W Itzehoe ks. Miegoń przebywał do 8 XII 1939 r. Po tej dacie przeniesiony został do oflagu IX C w Rotenburgu nad Fuldą, stamtąd pisał do ks. R. Śmiechowskiego: Duchowieństwa ponad kopę [w oflagu]. Klimat tu górski, widoki jak u nas na Podkarpaciu. Jestem zdrów. Tęsknię do kraju i swoich. [14] W liście napisanym ponad miesiąc później ks. Miegoń prosi: Gdybyś mógł przysłać jakąś paczkę żywnościową sprawiłbyś mi dużą przysługę i radość. Do domu ani do wuja nie śmiem o to pisać.[15] Ks. Romuald spełnił prośbę kolegi, a ten w kolejnym liście dziękował: Kochany Romciu! Składam Ci serdeczne podziękowania za paczkę a szczególnie za mydło. Jest to duże poratowanie i na dłuższy czas. Po skończonej niewoli postaram się wywdzięczyć.[16] Kolejną paczkę ks. Śmiechowski wysłał na Wielkanoc, dodatkowo ks. Miegoń otrzymał paczkę z Paryża od jakiegoś byłego parafianina.[17] Wkrótce jednak miał się skończyć dla niego czas cywilizowanej niewoli. W Rotenburgu pozostał do 18 IV 1940 r. skąd przesłany został w KL Buchenwald. W obozie  pozbawiony został munduru, otrzymał pasiak i nr 1140.

Korespondencję mógł już tylko prowadzić w języku niemieckim.  Początkowo więźniowie – księża nie byli zmuszani do prac fizycznych, dopiero po odmowie zrzeczenia się obywatelstwa polskiego sytuacja diametralnie uległa zmianie, zabroniono im także prowadzenia  praktyk religijnych. W dniu 7 VII 1942 r. ks. Miegoń wraz z 51 księżmi przybył do KL Dachau. Otrzymał tam nowy numer 31223.[18] W tym samym obozie od początku czerwca znajdował się jego wuj, ks. Antoni Rewera. Tylko raz udało im się spotkać ze sobą i jedynie z pewnej odległości zamienili kilka słów.[19]

1 X 1942 r. zmarł z wycieńczenia i chorób ks. A. Rewera, a  15 dni później przyszła kolej na ks. Miegonia. Zachowała się relacja ks. Feliksa Kamińskiego ostatniego spowiednika i świadka jego śmierci:

„Leżałem, zaraziwszy się tyfusem, na trzecim piętrze obok ks. komandora Władysława Miegonia. Znałem go jeszcze przed wojną i to dobrze, bo zapraszał mnie na gremialne spowiedzi marynarzy lub prosił o zastępstwo we mszy świętej w Komendzie Marynarki Wojennej, której był naczelnym kapelanem. Poszedł do niewoli z dwiema walizkami książek, by marynarze mieli pożyteczną rozrywkę. Naturalnie nie wiedział, że znajdzie się w koncentraku. Pełen pogody zapraszał mnie do wspólnej modlitwy. Pewnego dnia z samego rana przerwał moją drzemkę: „Księże Feliksie, proszę mnie wyspowiadać , bo czuję, że zbliża się koniec”. I rzeczywiście była to jego ostatnia spowiedź. Zdążył jeszcze przyjąć Eucharystię i rozstał się z nieludzkim światem obozowym – pełnym brudu, wszy i smrodu. Świat okropności wokół lecz Bóg go doświadczył , jako złoto w ogniu próbował go i przyjął jako ofiarę całopalną. Obóz koncentracyjny był miejscem, gdzie człowiek ukazywał wielowymiarowość swojego wizerunku. Nikt tam nie mógł udawać, że jest lepszy niż faktycznie nim był. Tam od razu można było dostrzec ludzkie plewy i prawdziwe perły (…) Żal mi go było bardzo, był mi podporą i opiekunem”.

 Ciało ks. Miegonia zostało spalone w obozowym krematorium. Akt zgonu wysłany został z Dachau do Samborca dopiero 8 III 1943 r., informował, że duchowny katolicki, Władysław Miegoń zmarł 15 X 1942 r. o godz. 8:45 z powodu niewydolności serca i krążenia oraz zapalenia opłucnej z wysiękiem.

Piece krematoryjne w Dachau [źródło: https://stacja7.pl/historia/oboz-w-dachau-kaplanski-katyn]

Epilog

            Wśród wielu osób, z którymi stykał się za życia ksiądz Miegoń panowała opinia, że był to wyjątkowy kapłan posiadający przymioty osoby świętej: gorliwość wiary, zawierzenie Bogu, skromność, sprawiedliwość, ofiarność, miłosierdzie, pogodę ducha. W latach siedemdziesiątych oficerowie MW przebywający na emigracji w Argentynie ufundowali ks. Miegoniowi tablicę pamiątkową, na której napisali: O Gwiazdo Morza Tobie serca marynarzy. Dziś znajduje się ona w kruchcie Kościoła Garnizonowego na Oksywiu. W 1992 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny  grupy polskich męczenników II wojny światowej, do niej zaliczono również księży Miegonia i Rewerę. Beatyfikacji 108 męczenników dokonał papież Jan Paweł II 13 VI 1999 r. w Warszawie. Od tego momentu mógł rozwijać się kult bł. Władysława Miegonia. Powstało wiele opracowań książkowych, namalowano kilka obrazów, ufundowano kilka tablic pamiątkowych, nadano jego imię dwóm gimnazjom (Gdynia i Strzebielino), jego wezwanie posiada Parafia Wojskowa Świnoujście, Parafia Straży Granicznej w Chełmie, kaplica w Akademii Marynarki Wojennej. Ostatnio do miejsc upamiętniających postać Błogosławionego dołączyła także  Iłża.  Iłżeckie Towarzystwo Historyczno-Naukowe z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości ufundowało tablicę poświęconą iłżeckim żołnierzom Polskiej Organizacji Wojskowej, na której znajduje się nazwisko ks. Miegonia.  W roku 2019 Towarzystwo przeprowadziło szereg inicjatyw dla uczczenia 100-lecie zakończenia pracy duszpasterskiej ks. Miegonia w Iłży. Finałem tych działań  było  poświęcenie i ofiarowanie  obrazu z wizerunkiem Błogosławionego dla iłżeckiego kościoła parafialnego. Autorką obrazu jest Pani Nina Drab, studentka ostatniego roku Konserwacji Dzieł Sztuki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Towarzystwo wydało również 1200 obrazków, które będą rozpowszechniane wśród mieszkańców Iłży.

Tablica na Domu Sunderlandów ufundowana przez ITH-N [fot. P.N.]
Obraz bł. ks. kmdr. ppor. Wł. Miegonia ofiarowany przez ITH-N dla iłżeckiego kościoła parafialnego [fot. ze zbioru N. Drab]
Obrazek wydany z okazji poświęcenia obrazu 29.12.2019 r. [fot. P.N.]

Listy ks. Wł Miegonia z obozów koncentracyjnych Buchenwald i Dachau (tłumaczenie Joanna i Władysław Tomczyk)

Miegoń Władysław                                                       [Buchenwald] 16.II.1941 Nr.1140  Blok 33

Kochany Janku.

Kartę od Marysi z 25.I. otrzymałem. Mój list z 19. I. z pewnością już też otrzymaliście. Jestem zdrowy i proszę, żeby  się mama o mnie nie martwiła. Moje myśli są codzienne przy Was. Bardzo się cieszę, że dostaliście tę  zimową  spódnicę i możecie ją nosić w razie potrzeby. Bardzo mnie ucieszyła  wiadomość,  że się  ojcu polepszyło. Wkrótce  będziecie w polu rozpoczynali wiosenne prace. Byłoby dobrze na miejscu zmarzniętych drzewek nowe zasadzić. Najlepiej kupić jabłonie. W ogrodzie radzę Wam zasadzić  więcej warzyw (groch, fasolę ). Marysia ma w tym kierunku więcej  doświadczenia, to będzie wiedziała co robić. Czy kartofle zmarzły tej zimy? Pozdrówcie ciocię Śliwińską. Marian pisał, że też jest zdrowy i przesyła pozdrowienia. Poproszę wujka, żeby w moim imieniu przekazał  Romkowi [Śmiechowskiemu] życzenia imieninowe. Pozdrawiam wujka i całą rodzinę.

Władek.


Miegoń Władysław [Buchenwald] 16.III.41  Nr. 1140                                                        

Kochany Wujku

Dziękuję serdecznie za list z dn. 22.II. Proszę wybaczyć, że tak długo nie odpisywałem, ale mam nadzieję, że czytał wujek te listy, które pisałem 19. I. do Marysi, a 16. II. do Janka. Wiadomość, że Marysia ma nadzieję na nową pracę bardzo mnie ucieszyła. Dziękuję serdecznie wujkowi za  modlitwę z prośbą o dalszą. Często mi się wujek śni, a także reszta rodziny a to dlatego, że często o Was myślę. Ja jestem zdrowy. Jeżeli wujek będzie pisał do siostry Krzysztofa to proszę go pozdrowić. Pani Szulc pytała się o Marysię, może ona jej coś napisze. Ona teraz mieszka w Warszawie ul. Koszykowa 44 m 15. Wujek będzie miał przed Wielkanocą dużo pracy, ale proszę przy tym  pamiętać o swoim zdrowiu. Bardzo się cieszę, ze Jurek studiuje, bo czas szybko ucieka. Czy Ela skończyła już szkołę zawodową? Proszę przy okazji pozdrowić ciocię  Śliwińską i kuzynkę Dramińską. Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych przesyłam życzenia kochanemu wujkowi, moim rodzicom a także całej rodzinie,

 Wasz Władek.


Miegoń Władysław                                                               [Buchenwald] 19.IV.42 Nr 1140 , Blok 50 b

Kochani Rodzice, Andziowie, Marysiowie, Jankowie,

otrzymałem  Wasze listy z dnia 31 III. i 26 II. Dziękuję bardzo za Wasze listy i za pamięć. Listu z 22 III, który pisałem do wujka i w którym powiadomiłem o wcześniejszym  przyjeździe, na pewno nie otrzymaliście z powodu jego wypadku.[20] Bardzo się przyjąłem, kiedy otrzymałem wiadomości o wujku Antonim i Kaziku. Bóg ma ich w swojej opiece. Rodzice powinni z powodu podeszłego wieku więcej o siebie dbać. Mam nadzieję, że to ciepło i słońce dobrze ojcu zrobi a także Marysiowi wiosna i lato dobrze zrobią. Żeby tylko szybko wyzdrowieli. Często myślę o Waszych troskach i przeżywam je z Wami. Czy zakończyliście już prace wiosenne w polu i w ogrodzie? Czy ostra zima zniszczyła drzewka? Czy Janek ma w kuźni dużo pracy? Dużo o Was myślę i wyobrażam sobie w myślach poszczególne osoby. Hela napisała bardzo ładnie te dwa listy. Bardzo mnie cieszy, że utrzymuje dalej przyjaźń z Marysią, podobnie jak ja z Marianem. Jestem zdrów i Marian też, ale martwię się o Was. Od Staszewskich otrzymałem listy i pieniądze. Pieniędzy mam dosyć, że wystarczy do końca i dlatego prosiłem listownie, żeby już nic więcej nie wysyłali. Czy Marysia napisała kuzynce Szulc? Jej mąż i gdańscy  krewni przesyłają mi miesięcznie  pieniądze. Jeżeli się coś dowiecie o wujku Antonim to proszę mnie powiadomić. Pozdrawiam wszystkich serdecznie

 Wład.


Miegoń Władysław                                               Dachau, 25.VII.42 

Data ur. 30.9.92 Nr więźnia 31223, blok 28/3, Dachau 3K

Moi kochani Rodzice, Jankowie, Marysiowie, Andziowie i Dzieci.

Z okazji imienin Andzi przesyłam serdeczne życzenia. Codziennie myślę o Was. Marysiu podziękuj kuzynce Szulc i Składkowskiej za życzenia mi zdrowia i powiedz, że nie mogę jej bezpośrednio napisać. Podziękuj kuzynce Szulc za pieniądze, które przesłał mi jej mąż. Powiedz Krysi, że wiadomości mogę teraz tylko przez Dirka przekazywać. Powiedz bratu Wincentemu, żeby wujkowi przesłał trochę pieniędzy, a jeżeli sam nie może to przez Jana Kantego albo krewnych śląskich. Napisz też Marysiu do siostry Krzysztofa, która teraz mieszka przy ul. Szumachera 17/18 Dom Starców w Poznaniu i podziękuj za pamięć o mnie. Kartę od niej otrzymałem. Ja jestem zdrów. Pozdrawiam wszystkich i całuje z całego serca. 

Wasz Władek.


Miegoń Władysław                                                                            Dachau, 9.8.42

Data ur. 30.9.92 r.

Nr więźnia 31223, blok 28/3, Dachau 3 K

Kochani Rodzice, Jankowie, Marysiowie, Andziowie i Dzieci.

Dziękuję bardzo za Wasze wiadomości. Podczas żniw będziecie mieli sporo pracy, chętnie bym Wam pomógł gdybym  był w domu. Bardzo mnie to cieszy, że Wy i rodzice jesteście zdrowi. Ja też dzięki Bogu jestem zdrów. Codziennie myślę o Was. Szkoda że Władek pomimo tego, że mieszka obok wujka z nim nie rozmawia, ani go nie pociesza. Myślę, że otrzymaliście moje dwa listy. Czy noga Marysi się już  wygoiła? Minęło już 3 lata od ostatniego naszego spotkania i myślę, że tak szybko się nie spotkamy. Bóg  Wszechmogący  nam pomoże, że się wkrótce spotkamy. Bylibyśmy wszyscy szczęśliwi. Te myśli dodają mi siły do przetrwania tej ciężkiej rozłąki.

Serdeczne pozdrowienia dla całej rodziny

Wasz Władek.


Miegoń  Władysław                                                                             Dachau, ?.9.42

Data ur. 30.9.92 Nr. więźnia 31223, blok 28/3, Dachau 3 K

Moi kochani Rodzice, Jankowie, Andziowie, Marysiowie i Dzieci

Przypuszczam, że daliście kuzynowi Staszewskiemu mój list z dnia 6.9 do przeczytania. Dziękuję Wam za to. Dziękuję Wam też za Wasz list z dnia 8.9, który mnie bardzo ucieszył. Mam nadzieję,  że pogoda w sierpniu i we wrześniu umożliwiła  wam żniwa,  ale obawiam się,  że ta susza nie jest dobra dla rozwoju roślin. Macie trochę owoców  dla własnego  użytku?  Jesteście  wszyscy zdrowi?. Dowiedziałem  się, że wujek Antoni dobrze wygląda  i idzie mu dosyć  dobrze. Cieszę  się  z wiadomości  od Edzia. Ja jestem też zdrowy. Gdyby Jurek miał  czas, mógłby  jesienią robić  praktykę  u ogrodnika w Zawierzbie [?]. Takie wiadomości  byłyby  w życiu  przydatne i bardzo ważne.  Czy Hela dalej uczy u pani Burzyńskiej? Chciałbym  wszystko o Was wiedzieć,  o  rodzicach i o Waszych dzieciach. Chciałbym  wszystko wiedzieć bo jest mi tęskno za Wami i nie mogę  się  doczekać  tego momentu, kiedy się znowu zobaczymy i nacieszymy się sobą. Przesyłam pozdrowienia dla cioci Śliwińskiej. Serdecznie dziękuję za modlitwy i mszę św. Pozdrowienia dla Mariana, Marysiowi życzę zdrowia. Pozdrowienia i całusy dla całej rodziny.

Wasz Władek.

Ostatni z zachowanych listów ks. Miegonia z KL Dachau z września 1942 r. [Fot. P.N.}

Korespondencja osobista  ks. Miegonia  w zasobach Archiwum Diecezjalnego w Sandomierzu (akta personalne księży: Władysława Miegonia, Antoniego Rewery, Romualda Śmiechowskiego)

Bodzentyn  1   09.05.1916

Staszów      1 17.03.1917

Iłża            7 21.07.1917,  20.08.1917, 06.12.1917, 25.02.1918, 28.11.1918, 30.12.1918,  17.01.1919

Poznań       1 29.04.1919

Toruń         2 11.10.1920, 21.10.1920

Puck         11 12.03.1920, ??.01.1921, 13.01.1921, 21.02.1921, 10.06.1921, 04.11.1924, 18.05.1925, 09.09.1925, 14.06.1926, 02.09.1926, 30.09.1926

Gdynia       7  02.01.1927, 14.02.1927, 30.03.1927, 11.11.1927, 24.04.1928, 29.05.1928, 20.11.1928

Lublin        18 22.12.1928, 12.03.1929, 08.10.1929, 20.10.1929, 10.12.1929,  09.03.1930, 10.10.1930, 18.11.1930, 10.01.1931, 02.04.1931, 03.09.1931, 17.11.1931, 28.06.1932, 07.08.1932, 24.10.1932, 20.01.1933, 08.02.1933, 14.11.1933

Gdynia     20 30.03.1934, 29.04.1934, 19.03.1935, 12.04.1936, 26.03.1937, 09.12.1937, 25.01.1938, 30.01.1938, 16.03.1938, (M/S Batory) 07.04.1938, 15.05.1938, 29.05.1938, 16.08.1938, 26.09.1938, 24.12.1938, 10.05.1939, 20.06.1939, 07.08.1939, 07.08.1939, 22.08.1939

Oflag IXc 4   18.12.1939, 29.01.1940, 02.03.1940, 01.04.1940

Buchenwald 5  24.06.1940, 28.12.1940, 16.02.1941, 16.03.1941, 19.04.1942

Dachau    4   25.07.1942, 09.08.1942, 23.08.1942, ??. 09.1942


Dziękuję za pomoc i życzliwość w pozyskiwaniu materiałów do niniejszego artykułu  ks. Emilowi Hapakowi z Archiwum Diecezji Sandomierskiej oraz tłumaczom listów ks. Miegonia z obozów koncentarcyjnych – Joannie i Władysławowi Tomczyk z Niemiec.

                                                                                                          Paweł Nowakowski


[1] Mieszkał przy ul. Powiatowej a później przy Bartosza Głowackiego. Pracował na ul. Szpitalnej 12

[2] List do ks. A. Rewery z 10.12.1929 r.

[3] Zachował się film z tej uroczystości pt. Uroczystość poświęcenia fregaty Dar Pomorza, dostępny na stronie http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7935 .Utrwalona w nim została także sylwetka ks. Miegonia. (od 2:09 do 2:14 min.)

[4] List do ks. A. Rewery z 17.11.1931 r.

[5] List do ks. A. Rewery z 30.03.1934 r.

[6] List do ks. A. Rewery z 09.12.1937 r.

[7] Dziennik Bydgoski 1937, R. 31, nr 253.

[8] Wysłany z Gdyni 07.08.1939 r., oryginał listu znajduje się w ADS, Akta osobowe ks. R. Śmiechowskiego.

[9] List do R. Śmiechowskiego z 26.09.1938 r. ADS, akta osobowe ks. Romualda Śmiechowskiego.

[10] J.w. list z 10.05.1939 r.

[11] J.w. list z 07.08.1939 r.

[12] J. Pertek, Kapelan Marynarki Wojennej Ksiądz Władysław Miegoń, [w:] Wrocławski Tygodnik Katolicki, nr 21 (23 V 1976)

[13] ADS, Akta personalne ks. Romualda Śmiechowskiego.

[14] ADS, Akta personalne ks. Romualda Śmiechowskiego, list z 18.12.1939 r.

[15] ADS, Akta personalne ks. Romualda Śmiechowskiego, list z 29.01.1940 r.

[16] ADS, Akta personalne ks. Romualda Śmiechowskiego, list z 02.03.1940 r.

[17] ADS, Akta personalne ks. Romualda Śmiechowskiego, list z 01.04.1940 r.

[18] W dotychczasowych opracowaniach książkowych i w ikonografii rozpowszechniony jest błędny numer obozowy – 21223. Dokumentacja obozowa oraz listy podają właściwy numer 31223.

[19] Tuż po wojnie na tym samym placu apelowym znalazł się  członek rodziny Miegoniów, bratanek i chrześniak  ks. Władysława, Jerzy Miegoń. Później o losie stryja słyszał od polskiego kapłana, który uczył go religii w Chiseldon (Anglia), zob. Miegoń J., Życiorys ś.p. ks. Władysława Miegonia brata mego od 1920 r., ADS, Akta personalne ks. Wł. Miegonia.

[20] 16 III 1942 r. ks. Antoni Rewera został aresztowanie przez Gestapo