MARIAN WUJKIEWICZ „JUDYM” 1918-1993

MARIAN WUJKIEWICZ „JUDYM” 1918-1993

            „Dzień dobry! Jestem już w Warszawie. Będę u Państwa za około półtorej godziny!” – powiedziałem przez telefon. „Dobrze Kuba, dziękujemy za wiadomość. Dopijemy kawę i za moment wyjeżdżamy po Ciebie na dworzec do Ciechanowa!” – odpowiedziała Pani Irena Wujkiewicz – Synowa Mariana Wujkiewicza. Gdy pociągiem dojeżdżałem do Ciechanowa, z jednej strony czułem ekscytację tym, iż za moment będę kroczył śladami bliskiego mojemu sercu „Judyma”, a z drugiej strony, czułem pewnego rodzaju lęk jak zostanę odebrany przez Jego Rodzinę. To było moje pierwsze spotkanie z Synem i Synową Mariana Wujkiewicza. Do tej pory kontaktowaliśmy się tylko przez Facebooka.

            O godzinie 12:37 pociąg dojechał do Ciechanowa. Bałem się czy wśród wielu ludzi na peronie rozpoznam Państwa Wujkiewiczów. Wysiadając z pociągu spostrzegłem wysokiego, postawnego mężczyznę. Od razu byłem pewien, że jest to właśnie Syn „Judyma” – Mirosław Szymon Wujkiewicz, nazywany przez wszystkich Szymkiem. Obok Niego stała Jego żona – Irena, która bacznie wypatrywała mnie na stacji. Nagle nasze spojrzenia spotkały się i od razu pospieszyliśmy w swoją stronę. Pani Irenka wyściskała mnie, przełamując tym gestem wszelki dystans. W jednej sekundzie poczułem, jakbym znalazł się wśród najbliższych mi Osób i gdybyśmy się znali co najmniej  dwadzieścia lat. Od tego momentu byłem pewien, że wizyta ta będzie pełna rodzinnego ciepła. I tak było!

            Gdy dojechaliśmy do Czarnocina, małej miejscowości w samym centrum urokliwego Mazowsza, przekraczając próg domu Państwa Wujkiewiczów, poczułem się jak u siebie w domu. Niezwykle życzliwa atmosfera, rozmowy do późnych godzin wieczornych sprawiły, iż pomyślałem, że jednak dusze podobne do siebie, przyciągają się. W dodatku uzgodniliśmy, że od tej pory będę Państwa Wujkiewiczów nazywał swoimi Dziadkami – Babcią Irenką i Dziadkiem Szymkiem. W ten symboliczny sposób, stałem się także „Prawnukiem” samego „Judyma”! Ustaliliśmy wspólnie, że następnego dnia tj. w czwartek 20 lipca 2023 roku, pojedziemy wspólnie do podwarszawskiej Zielonki, do domu, który wybudował i w którym mieszkał Ich Ojciec – Marian Wujkiewicz „Judym”, odwiedzając przy tym, mieszkającą tam Panią Zofię Wujkiewicz – Córkę Mariana Wujkiewicza.

            Następnego dnia udaliśmy się do Zielonki. Tego dnia rano, jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że od tego momentu poznam, aż tak wiele szczegółów z życia „Judyma”, że będę miał w rękach pamiątki z Nim związane, które były świadkami Jego życia oraz, że w pewnym sensie przeniosę się w czasie, oglądając jak w kalejdoskopie niezwykłe, ale przede wszystkim także tragiczne życie tego Bohatera. Gdy dojechaliśmy do Zielonki, moim oczom ukazał się wielki dom, z przepięknym ogrodem, a przy furtce czekała na nas Pani Zosia – Córka „Judyma”. Muszę przyznać, że wizyta w tym domu zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Po herbacie i cieście podanym nam przez Panią Zosię oraz po miłej rozmowie, zasiadłem przy stole w salonie, na którym leżały przygotowane teczki, pudełeczka z pamiątkami, dokumentami i fotografiami po Marianie Wujkiewiczu. Gdy zagłębiłem się przeglądaniu, czytaniu i skanowaniu tych pamiątek, dosłownie przeniosłem się w czasie. Poznałem dokładnie historię tego skromnego i niezwykłego Bohatera, którą chciałbym teraz Wam wszystkim opowiedzieć…

            Wszystko zaczęło się dnia 26 października 1918 roku, w Ciotuszy,  małej wiosce położonej w województwie lubelskim, gdzie urodził się Marian Tadeusz Wujkiewicz. Był synem Tadeuszai   Bronisławy z Koneckich, małżeństwa Wujkiewiczów. Jego chrzest odbył się w miejscowej Parafii pw. św. Tomasza Apostoła w Majdanie Sopockim. Działo się we wsi Majdanie Sopockim dnia 19 czerwca 1919 roku, o godzinie piątej po południu. Stawił się Tadeusz Wujkiewicz, lat trzydzieści pięć mający, gorzelanin, zamieszkały w Ciotuszy, w obecności świadków Antoniego Ulanowskiego, lat pięćdziesiąt i Władysława Wujkiewicza, lat trzydzieści dwa mający, obaj przemysłowcy, zamieszkali we wsi Ciotuszy i okazał nam dziecię płci męskiej, urodzone we wsi Ciotuszy, dnia 26 października 1918 roku, o godzinie piątej po południu, z jego małżonki Bronisławy z Koneckich, lat dwadzieścia sześć mającej. Dziecięciu temu na Chrzcie Świętym dziś odbytym nadano imię Marjan Tadeusz, a   rodzicami chrzestnymi byli Stanisław Konecki i Irena Ulanowska. Akt ten stawającemu i świadkom przeczytany i przez nas i ojca podpisany został. Podpisali – ks. Teodor Cybulski, – Tadeusz Wujkiewicz /ojciec/[1].

Marian Wujkiewicz w czasach dzieciństwa
[Fot. ze zbiorów Zofii Wujkiewicz)

            Marian był najstarszym z rodzeństwa. Miał młodszą siostrę – Wandę (1920-2014) oraz brata Andrzeja (1929-2005), nazywanego przez wszystkich w rodzinie „Jędrkiem”. Ojciec Mariana – Tadeusz (1885-1955) wywodził się z Kazimierza Dolnego. Z wykształcenia był technikiem farmaceutycznym. Matka natomiast – Bronisława z Koneckich (1892-1983) pochodziła
z Grabowego Lasu, gmina Stromiec. Wczesne lata dziecięce Mariana Wujkiewicza spędzone były na beztroskiej zabawie w malowniczej wsi Ciotusza, pomocy Rodzicom w pracy, wielogodzinnych doglądaniach wraz z ojcem miejscowej gorzelni oraz na czytaniu fascynujących książek, które wywarły ogromny wpływ na całe Jego życie. Z moich lat dziecinnych, jeszcze przed rozpoczęciem nauki w szkole średniej, najbardziej utkwiły mi w pamięci książki, których zawsze było w domu sporo, ponieważ ojciec spędzał na czytaniu każdą wolną chwilę. Moje pierwsze lektury to
„W pustyni i w puszczy”, „Przypadki Robinsona Cruzoe”, „Duch Puszczy” no i naturalnie „Trylogia” – jeszcze przed dziesiątym rokiem życia. Wspaniałe kolory, egzotyczne nazwy krain, miast i rzek z „Atlasu świata” rozpalały wyobraźnie i marzenia żądnego przygód chłopaka.[2]

            We wrześniu 1928 roku, Marian Wujkiewicz rozpoczął naukę w Szkole Podstawowej, a następnie w 1932 roku w Gimnazjum Państwowym im. Mikołaja Kopernika w Grajewie. W 1932 roku rodzice moi umieścili mnie w Gimnazjum Państwowym im. Mikołaja Kopernika w Grajewie. Ojciec mój pracował wówczas jako kierownik gorzelni w majątku Grabowo koło Łomży. Moja nauka nie była dla rodziców sprawą łatwą – sama stancja kosztowała 50 zł miesięcznie, a razem
z czesnym, ubraniem, obuwiem i innymi wydatkami trzeba było na ten cel przeznaczyć około 1/3 zarobków ojca. W gimnazjum miałem szczęście znaleźć się w klasie, której wychowawczynią do samego końca była polonistka, Wacława Potemkowska.[3] Mówię o szczęściu, ponieważ ona przede wszystkim kształtowała nasze charaktery, kultywując takie wartości jak odwaga cywilna, bezinteresowność, patriotyzm i altruizm. Potępiała zawsze egoizm, karierowiczostwo i szukanie
w życiu tylko korzyści materialnych. Wkrótce zostałem przez nią wciągnięty do pracy w bibliotece szkolnej. Czytanie literatury pięknej stało się dla wielu wychowanków „Wacki” nigdy niezaspokojoną potrzebą. „Młodość” Conrada  i „Pan Tadeusz” w całości, a z takich pozycji jak „Trylogia”, „Beniowski”, „Dziady” i wielu innych liczne fragmenty były głośno czytane na lekcjach języka polskiego. Tylko omawianie i dyskutowanie tragicznych losów bohaterów „Ludzi bezdomnych” zajęło nam co najmniej dziesięć godzin lekcyjnych. Klasowe kółko teatralne prowadzone przez profesor Wacławę Potemkowską wystawiło z dużym powodzeniem kilka klasycznych  pozycji, między innymi „Dziady” i „Zemstę”. Nigdy nie zapomnę mojego jedynego
w życiu występu scenicznego w roli Gustawa. Z krwawą raną na piersi niestety nie miałem okazji wypróbować mego głosu – ani autor dzieła, ani też reżyser nie uznali tego za potrzebne. Praca
w samorządzie klasowym i szkolnym dla wielu z nas stała się dobrą zaprawą  i przygotowaniem dla późniejszego udziału w działalności społecznej czy też zawodowej.[4]

            Dnia 13 czerwca 1936 roku Marian Wujkiewicz zdał egzamin dojrzałości przed Państwową Komisją Egzaminacyjną Kuratorium Okręgu Szkolnego Brzeskiego. W tym samym roku, z racji, iż jak na razie marzeń o studiach nie udało Mu się zrealizować, aby nie tracić czasu, postanowił odbyć służbę wojskową. Poborowi jeszcze nie podlegał, więc zgłosił się na ochotnika. W ten sposób Wujkiewicz rozpoczął Kurs Podchorążych w Batalionie Szkolnym Podchorążych Rezerwy Piechoty Wojska Polskiego II RP w sławetnym Zambrowie.  Był to pododdział piechoty Wojska Polskiego szkolący kandydatów na oficerów rezerwy. Kurs ten trwał 9 miesięcy. Jak sam wspominał po latach, była to dla Niego ciężka i twarda szkoła. Wielu z Jego kolegów nie wytrzymało codziennych ćwiczeń. Jednak wiedza wojskowa i umiejętność znoszenia trudów oraz niewygód bardzo przydała Mu się w kampanii wrześniowej jak również w Jego późniejszych działaniach wojennych, gdzie walczył z bronią w ręku w oddziale partyzanckim. Po ukończeniu podchorążówki w Zambrowie, Marian Wujkiewicz odbył praktykę wojskową w 42 pułku piechoty im. Generała Jana Henryka Dąbrowskiego w Białymstoku.

Przedwojenna książeczka wojskowa Mariana Wujkiewicza [ze zbiorów Jakuba Kowalskiego]

            W 1938 roku rozpoczął pracę w Wojskowym Instytucie Geograficznym w Warszawie,
w grupie triangulacyjnej, której kierownikiem był kapitan Mieczysław Tomaszczyk (zamordowany w Katyniu w 1940 roku). Aby móc rozpocząć naukę na studiach wyższych, Wujkiewicz musiał zapewnić sobie własne utrzymanie. Jego rodziców bowiem, nie stać było na Jego dalsze kształcenie. Dzięki pomocy krewnych udało Mu się zamieszkać pod Warszawą. Zakres Jego wiedzy matematycznej ze szkoły średniej wystarczył do wykonywania pomocniczych prac obliczeniowych i pomiarowych we wspomnianym Wojskowym Instytucie Geograficznym. Okres lata 1938 roku, to dla Mariana Wujkiewicza okres wyjazdów w teren, na pomiary. Dzięki temu, jak sam wspominał, zawdzięczał dokładne poznanie Wołynia, Podola i ziemi nowogródzkiej.

            W październiku 1938 roku, Marian Wujkiewicz rozpoczął naukę na wydziale prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W weekendy uczęszczał na zajęcia Legii Akademickiej. Popołudniowe wykłady oraz bezproblemowe zwolnienia z zajęć Legii Akademickiej sprawiły, iż mógł bez przeszkód kontynuować swoją pracę i zarabiać na własne utrzymanie. Do chwili wybuchu II wojny światowej Wujkiewiczowi udało się zaliczyć pierwszy rok studiów.

Marian Wujkiewicz, Warszawa 1939 rok
[Fot. ze zbiorów Zofii Wujkiewicz)

            1 września 1939 roku, Niemcy w barbarzyński sposób napadli na Polskę, w wyniku czego wybuchła II wojna światowa, która na stałe zmieniła życie Wujkiewicza. Oddajmy głos młodemu Marianowi, który tak wspominał pierwsze dni wojny: Ostatniego dnia sierpnia 1939 roku wracaliśmy do Warszawy z pomiarów na Wołyniu, noc spędziliśmy w pociągu, który jechał powoli
i z dużymi przerwami. O świcie 1 września znaleźliśmy się na Dworcu Głównym w Warszawie,

powitani pierwszymi wybuchami bomb. Cały bagaż służbowy i osobisty oczywiście przepadł. Zatrzymałem się u ciotki na ulicy Sosnowej. Instytut [Wojskowy Instytut Geograficzny – przyp. J.Kowalski] wkrótce przestał funkcjonować. Nie podlegałem powszechnej mobilizacji – do wojska

jako rezerwista miałem się zgłosić na imienne wezwanie, którego nie otrzymałem. Czułem się pokrzywdzony przez los, ponieważ nie mogłem brać udziału w toczącej się wojnie przeciwko hitlerowskiemu najeźdźcy. Zameldowałem się w koszarach Legii Akademickiej, jednakże odprawiono mnie z kwitkiem. Ochotników nie przyjmowano i nikt nie mógł udzielić informacji, gdzie mógłbym być przyjęty. Udało mi się pożyczyć rower od kuzyna i usiłowałem na nim wyjechać z Warszawy – wkrótce jednak zawróciłem zniechęcony widokiem panującego na drogach bałaganu ewakuacyjnego. Pewnego dnia słuchaliśmy radia, gdy nagle zachrypnięty głos prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego wezwał do natychmiastowego stawienia się przed pałacem Mostowskich 600 młodych mężczyzn, potrzebnych dla wzmocnienia organizującej się obrony Warszawy. Pożegnałem się z domownikami i tak jak stałem wyszedłem z domu – w ciągu kilkunastu minut znalazłem się na Placu Bankowym, gdzie głowa przy głowie znajdował się olbrzymi tłum ludzi. Zacząłem się przepychać w kierunku grupki wojskowych w mundurach oficerskich, wśród których widać było charakterystyczną sylwetkę prezydenta z dystynkcjami majora na czapce i naramiennikach. Wkrótce oznajmiono przez głośnik, że mają zbliżyć się przede wszystkim ci, którzy już służyli w wojsku. Takich było oczywiście o wiele mniej i dzięki temu znalazłem się na liście przyjętych. Prezydent wygłosił do nas krótkie, żołnierskie przemówienie i żegnając się z nami każdemu uścisnął rękę. Zaprowadzono nas do koszar policji na ulicy Ciepłej, gdzie otrzymaliśmy naprędce uszyte przez żydowskich krawców mundury oraz stare francuskie karabiny Lebel Mle z 1886 roku, z niewielką ilością amunicji. Wszystko to odbywało się przy akompaniamencie wybuchów bomb niemieckich i granatów artyleryjskich. Wróg był już na przedpolach Warszawy.[5]

             Marian Wujkiewicz znalazł się w kilkunastoosobowej drużynie, którą następnie przydzielono do III batalionu 26 pułku piechoty ze Lwowa, który właśnie niedawno został skierowany do Warszawy i nie brał jeszcze udziału w walkach. Wujkiewicza wyznaczono na zastępce dowódcy drużyny, która wchodziła w skład plutonu strzeleckiego podporucznika Sienkiewicza. Przez pierwsze kilka dni służby w 26 pułku, nasz Bohater wraz z innymi żołnierzami, kwaterował w opustoszałych domach przy Alei Wojska Polskiego na Żoliborzu. Po paru dniach pułk ten wyruszył marszem ubezpieczonym na zachód, w kierunku Boernerowa, gdzie szpica kolumny, w której znajdował się Wujkiewicz, natknęła się na zmasowany atak niemieckich kawalerzystów. Po paru chwilach strzelaniny, niemieccy żołnierze wycofali się. Była to pierwsza walka z bronią w ręku w życiu Wujkiewicza. Przez kilka następnych dni, III batalion 26 pułku stacjonował wśród luźno rozrzuconych domków osiedla, gdzie choć przez moment strudzeni żołnierze mogli odpocząć od wyczerpującej walki. W tym czasie, Wujkiewicz przez kilka następnych nocy dowodził patrolem, który przeprowadzał do wsi Babice, położonej pomiędzy polskimi, a nieprzyjacielskimi – niemieckimi liniami.

            Podczas ostatniego dnia obrony Warszawy, wyszło na batalion, w którym znajdował się nasz Bohater, silne natarcie niemieckie. Już od samego świtu rozpoczęły się krwawe walki wzmocnione przez niemieckie pociski artyleryjskie. Od tego momentu Wujkiewicz został mianowany dowódcą drużyny. Jego drużyna zajęła pozycje w jednym z opuszczonych, przedwojennych budynków koszarowych, gdzie na rozkaz Wujkiewicza ustawiono stanowisko ręcznego karabinu maszynowego. W miarę upływu czasu skierowany na nich ogień wroga stawał się coraz celniejszy
i skuteczniejszy. Niemcy sprawnie wykrywali ich stanowiska i w ściany budynku trafiało już kilka granatów, nie czyniąc jednakże na razie większych szkód. Zbyt zmasowany atak, zmusił Wujkiewicza do szybkiej zmiany pozycji. Jak sam Wujkiewicz wspominał po latach, dowodzenie drużyną nie było dla Niego zbyt absorbujące. Jego żołnierze doskonale znali ten fach oraz zdobyli już wystarczające doświadczenie na polu walki od chwili wybuchu wojny.

            Podczas jednego z takich natarć nieprzyjaciela, Wujkiewicz został ranny w rękę. Tak po latach wspominał ten moment: Od czasu do czasu przykładałem i ja do ramienia kolbę mego mausera, aby posłać kulę do niemieckiej tyraliery. Spostrzegłem w pewnym momencie, że jeden
z nacierających przyklęknął obok swego kolegi, leżącego na ziemi i daje ręką jakieś znaki
w kierunku położonego nieopodal budynku. Wziąłem go na muszkę i już miałem pociągnąć za spust, gdy nagle uświadomiłem sobie, że może to być sanitariusz wzywający pomocy. Do sanitariusza chyba nie należy strzelać, pomyślałem. A zresztą pal go licho, przecież to wróg i najeźdźca. Nie zdążyłem już jednak wystrzelić – poczułem silne uderzenie w wyciągnięte do przodu lewe przedramię oraz jednocześnie w lewą stronę piersi w okolice serca. Z rozszarpanej ręki polała się krew, a w mundurze pod zrolowanym płaszczem ujrzałem sporą dziurę. Masz draniu, myślę sobie, chciałeś strzelać do sanitariusza i Pan Bóg cię za to skarał. Dostałeś tą samą kulę w rękę i serce jednocześnie i za chwilę wyzioniesz ducha. Powiedziałem do chłopców, że oberwałem i muszą sobie sami radzić. Wyszedłem na korytarz, instynktownie szukając jeszcze ochrony od kul nieprzyjaciela
i oparłszy karabin o ścianę usiadłem pod nią, oczekując rychłej śmierci. Nie opatrywałem nawet broczącej krwią ręki, bo i po co? W ciągu kilku sekund stanęły mi w pamięci wszystkie złe uczynki
z całego życia – wierzyłem, że za chwilę trzeba będzie zdać z nich sprawę  i ponieść konsekwencje. Śmierć jednak nie przychodziła, rozpiąłem więc mundur, aby zobaczyć ową śmiertelną ranę. Pod koszulą ujrzałem na piersi niewielki siniak oraz leżącą na płask kulę karabinową. Zrozumiałem, że będę jednak żył, obandażowałem więc ranę ręki. Kula, która mnie trafiła, musiała iść rykoszetem
i dlatego straciła normalną siłę przebicia.[6]
Po zdobyciu zbyt bliskich pozycji przez wroga, Wujkiewicz zdecydował się, aby wycofać swoją drużynę z pola walki. W ciągu kilku minut drużyna w pełnym składzie z trzema rannymi odeszła pod osłoną budynku, w którym się bronili, do linii zajmowanej przez batalion. Była tam już reszta ich plutonu. Na miejscu dowiedzieli się, iż Warszawa kapituluje, a ich samych czeka niewola. Dowódca kompanii zezwalał na opuszczenie oddziału tym, którzy mieli na to chęć i jakieś oparcie w Warszawie, aby się przebrać i ukryć na czas wkraczania Niemców. Wujkiewicz skorzystał z tej możliwości i udał się na ulicę Sosnową. Przebywał tam przez kilka dni, jednak pozostanie w Warszawie nie miało sensu. Pracy nie było,
a żywność drożała z dnia na dzień. Po wojnie, za udział w obronie Warszawy, Marian Wujkiewicz został odznaczony Orderem Virtuti-Militari V Klasy.

            W połowie października 1939 roku, Marian Wujkiewicz znalazł się w Pakosławiu koło Iłży. Na dwa miesiące przed wybuchem wojny, Jego Rodzice sprowadzili się tu z okolic Łomży. Ojciec Mariana – Tadeusz znalazł tutaj zatrudnienie w miejscowej gorzelni. Przez pierwsze dni, Wujkiewicz nie mógł za bardzo pokazywać się z powodu zabandażowanej ręki. Po kilku dniach, gdy tylko rana nieco się zagoiła, rozpoczął swoją działalność niepodległościową. Choć porzucona broń z bitwy o Iłżę została już praktycznie zebrana, nie trudno było jednak coś jeszcze znaleźć. W ten sposób Wujkiewicz wszedł w posiadanie sprawnego karabinu, wraz z zapasem amunicji. Kolejnym działaniem było zdobycie benzyny. Na polu koło folwarku Michałów stał bez opieki uszkodzony niemiecki samolot sanitarny. Wspólnie z siostrą i bratem przeniósł z niego nocami i ukrył w zakopanej beczce około 300 litrów doskonałej, lotniczej benzyny. Jak się później okazało, bardzo się ona przydała do produkcji butelek zapalających. W tym samym czasie Wujkiewicz rozpoczął także pracę u boku swojego Ojca w miejscowej gorzelni, stając się jego oficjalnym pomocnikiem. Często odwiedzający Pakosław żandarmi z Iłży przyzwyczaili się do obecności młodego Wujkiewicza i wydawała się im ona czymś naturalnym. Jak się później okazało, Jego doskonała znajomość gorzelni oraz całego pakosławskiego majątku była nieoceniona w akcji partyzanckiej, o której wspomnę za chwilę. Wraz z innymi, młodymi pracownikami majątku, wysiedlonymi wraz z rodzinami z Wielkopolski i Pomorza, Wujkiewicz zaprzyjaźnił się i spędzał z nimi każdą wolną chwilę. Jak sam po latach wspominał, wszyscy oni byli w okolicy ludźmi nowymi, pracującymi pod zarządami niemieckimi. Nic też dziwnego, że przez dłuższy czas byli przez miejscowych bacznie obserwowani, zanim zdecydowano się obdarzyć ich zaufaniem. Oni natomiast między sobą bardzo szybko się porozumieli – wiedzieli, że znowu nadejdzie moment, kiedy Ojczyzna będzie ich potrzebowała i, że muszą się do tego przygotowywać. Długie, zimowe wieczory spędzali przeważnie wspólnie. Było wiele wspomnień z minionego września – podobne mieli przeżycia z tego okresu.

            Prawdziwa działalność konspiracyjna Mariana Wujkiewicza, rozpoczęła się tak naprawdę
w 1941 roku, wraz z przyjazdem do Pakosławia z niemieckiej niewoli, syna miejscowego chłopa – Franciszka Sikorskiego „Felka”. Był on podchorążym Wojska Polskiego, ciężko rannym na Pomorzu, we wrześniu 1939 roku. Jego strzaskana odłamkiem noga, która źle się zrosła, spowodowała u niego stałe kalectwo. Wraz z dostaniem się do niewoli, nie przebywał tam długo, gdyż zdaniem Niemców, był nieszkodliwym już inwalidą wojennym. Jednak jego wrodzona energia sprawiła, że powrót do Pakosławia i natychmiastowo rozpoczęta działalność konspiracyjna, odmieniła życie Mariana Wujkiewicza na zawsze. Obaj Panowie szybko zaprzyjaźnili się ze sobą
i od tej pory byli członkami jednego, zgranego ze sobą, kółka przyjaciół.

            W czasie przyjacielskich spotkań, zdecydowanie najczęstszym, żelaznym tematem był sport. Każdy z nich miał własną, ulubioną dyscyplinę. W międzyczasie trochę trenowali, przeważnie była to lekkoatletyka. Pokrewną duszę Wujkiewicz odnalazł w swoim przyjacielu Marianie Sadowskim „Lubiczu”, który był doskonałym sprinterem i niesamowitym skoczkiem w dal, oraz podobnie jak On uwielbiał literaturę. Często prowadzili ze sobą dyskusje światopoglądowe. Jednym z ich ulubionych pisarzy był naturalnie Stefan Żeromski, na którego ojczystą ziemię rzucił Ich wojenny los. W tym samym czasie młody Wujkiewicz pomyślał o wyborze dla siebie pseudonimu. Namysły te jednak nie trwały zbyt długo. Tak po latach wspominał tę decyzję: Z pośród ulubionych bohaterów najbliższy memu sercu był Judym z jego wyrzeczeniem się szczęścia osobistego i oddaniem się pracy dla społeczeństwa. Heroiczny wybór Judyma był według mnie nieosiągalnym dla normalnego człowieka wzorcem postępowania, do którego pragnąłbym przynajmniej zbliżyć się. Wkrótce po swoim powrocie z niewoli „Felek” (Franciszek Sikorski) zaproponował mi przystąpienie do ZWZ, który później przemianował się na Armię Krajową. Nie potrzebowałem się namyślać, od dawna się tego spodziewałem, więc decyzja była natychmiastowa. Złożenie przysięgi i wybór pseudonimu, tu także nie było problemu, od razu na myśl przyszedł Judym. Do konspiracji prawie równocześnie weszła wówczas cała nasza paczka, a więc „Lubicz” (Marian Sadowski), „Roland” (Adam Kosiak) i „Doliwa” (Janusz Wierzchowiecki).[7]

Marian Wujkiewicz „Judym”. Pakosław, 1941 r.
[Fot. ze zbiorów Jakuba Kowalskiego]

opis: (Marian Wujkiewicz „Judym”. Pakosław, 1941 rok. Zbiory Jakuba Kowalskiego).

            Po przystąpieniu Wujkiewicza do Związku Walki Zbrojnej, już w przeciągu zaledwie kilku dniu, otrzymał On kontakt przez „Felka” (Franciszek Sikorski) na Antoniego Hedę „Szarego”, który w tym czasie pełnił już funkcję Komendanta iłżeckiego Podobwodu „Dolina”. Od samego początku „Szary” nie krył zadowolenia z nowego „nabytku” – „Judyma”. Mało było wtedy w terenie młodych, przeszkolonych, doświadczonych w boju dowódców, którzy mogli w pełni oddać się pracy konspiracyjnej, gdyż nie posiadali jeszcze swoich własnych rodzin. Heda mianował od razu Wujkiewicza dowódcą już częściowo zorganizowanego plutonu w Pakosławiu, liczącego około
35 ludzi. Pracę jaką otrzymał do wykonania to było przeważnie zakonserwowanie posiadanej broni i amunicji. Dodatkowo „Judym” postanowił zorganizować także dla swoich podwładnych prowizoryczne przeszkolenie wojskowe, gdyż większość młodych członków placówki, nigdy
w wojsku nie służyła. W tym czasie młody Wujkiewicz brał także udział w kilkuosobowych wyprawach nocnych, początkowo jako podkomendny, a potem jako dowódca, które miały na celu poszukiwanie i zdobywanie ukrytej broni, ale także wymierzaniem kar ludziom, zbyt oddanym niemieckiej sprawie, konfidentom lub zbyt mocno interesującymi się sprawami konspiracyjnymi.

Zeugnis Świadectwo Mariana Wujkiewicza, stwierdzające ukończenie trzydniowego kursu dla rzeczoznawców chorób pszczelich, Radom, 12 kwietnia 1943 r. [zbiory Jakuba Kowalskiego)

            W połowie 1942 roku, „Szary” (Antoni Heda) mianował „Judyma” dowódcą kompanii, złożonej z plutonów-placówek w Pakosławiu, Krzyżanowicach oraz Alojzowie. Wkrótce potem został również jego zastępcą z równoczesnym awansem do stopnia podporucznika. Wujkiewicz poznał wówczas wszystkich dowódców plutonów i kompanii, wchodzących w skład Podobwodu „Dolina”, obejmującego północno-zachodnią, czwartą część powiatu iłżeckiego. Wielu z nich do końca życia Wujkiewicza pozostali Jego wiernymi przyjaciółmi oraz Osobami bliskimi Jego sercu. Nie sposób wymienić tu takich Postaci jak: Zygmunt Kiepas „Krzyk”, Marceli Dusiński „Dym”, Jan Jurek „Sęp”, Adam Jędrzejewski „Odwet”, Ryszard Brodecki „Błyskawica”, Stanisław Kowalczyk „Grad”, Wincenty Tomasik „Potok”, Władysław Dąbek „Bukowy”, Mieczysław Śliwiński „Zew” czy Antoni Dziura „Szczęk”. Działalność Wujkiewicza i podległym Mu placówkom, zamykała się przeważnie w tym okresie do działań podejmujących szkolenie wojskowe młodych konspiratorów, a także od czasu do czasu koncentrację większych zgrupowań
w lasach małomierzyckich. Zgrupowania te miały na celu odbycie kilkudniowych ćwiczeń z bronią.

Żołnierze Armii Krajowej Placówki Pakosław, od lewej w dolnym rzędzie: Marian Wujkiewicz „Judym”, Władysław Cheda „Zawisza”; w górnym rzędzie od lewej: Franciszek Sikorski „Felek” i Marian Sadowski „Lubicz”, Pakosław 1943 r.
[Fot. ze zbiorów Jakuba Kowalskiego]

            W dniu 24 lipca 1943 roku, ppor. Antoni Heda „Szary”, w związku z przygotowywaną przez Zgrupowania Partyzanckie Armii Krajowej Jana Piwnika „Ponurego” akcją na miasteczko Iłża, wysłał do niego trzech łączników, którzy mieli być przewodnikami w tej akcji. Byli to: ppor. „Krzyk” (Zygmunt Kiepas) – Dowódca Placówki Iłża, kpr pchor. „Bukowy” (Władysław Dąbek) – z Placówki Błaziny i szer. „Chan” (Henryk Nadgrodkiewicz) – żołnierz Placówki Iłża. Łącznicy w czasie marszu do „Ponurego” zostali aresztowani przez żandarmerię i przekazani do Starachowic, gdzie umieszczono ich w areszcie powiatowym. Aresztowanych podejrzewano o współpracę z oddziałem „Ponurego” i dlatego śledztwem zajęło się Gestapo ze Starachowic.

            Zamierzone przez „Szarego” odbicie aresztowanych w trakcie przeprowadzania ich na przesłuchanie nie doszło do skutku, postanowił więc on opanować areszt i uwolnić uwięzionych kolegów, a także wszystkich innych aresztantów w liczbie około 60 osób. Areszt mieścił się
w murowanym, parterowym budynku, położonym przy głównej ulicy Wierzbnika (obecnie dzielnica Starachowic) i strzeżonym przez załogę, złożoną z około 10 żandarmów i granatowych policjantów. Po drugiej stronie ulicy znajdował się parkan, a za nim tereny Zakładów Starachowickich, dużej fabryki uzbrojenia, pilnowanej przez załogę złożoną z Ukraińców pod dowództwem Niemców, tzw. Werkschutzów. „Szaremu” udało nawiązać się kontakt z granatowym policjantem (późniejszy pseudonim „Gołąb”) – członkiem załogi pilnującej aresztu i po zaprzysiężeniu go jako członka AK nakłonić go do otwarcia w nocy drzwi do budynku.

            W dniu 9 sierpnia 1943 roku, „Szary” przekazał swojemu zastępcy – ppor. „Judymowi” rozkaz alarmowego zmobilizowania drużyny dywersyjnej z plutonów Pakosław oraz Krzyżanowice  i przyprowadzenie jej na wieczór do Starachowic w celu przeprowadzenia akcji. W skład drużyny weszli: sierżant Jan Jurek „Sęp”, kpr pchor. Marian Sadowski „Lubicz”, szer. Zygmunt Żurek „Ziomek” oraz szer. „Spokojny” (nazwisko nieznane). Broń długą (1 rkm Browning wz. 28 oraz 3 KB) przewieziono, zaprzężoną w parę dobrych koni furmanką, przewożoną przez gospodarza z miejscowości Krzyżanowice o nazwisku Skiba. Ponadto każdy z uczestników miał pistolet i po 2-3 granaty.

            Spotkanie z „Szarym”, któremu towarzyszył szef Kedywu Obwodu „Baszta” (Starachowice) ppor. Bronisław Jakubowski „Błaszko”, nastąpiło około godziny 21 w lesie, tuż przy północnej granicy miasta. Po zapadnięciu ciemności „Szary” poprowadził oddziałek pod budynek aresztu. Po przybyciu na miejsce okazało się, że przy parkanie budynku, w odległości około 30 metrów, zatrzymał się ukraiński wartownik z karabinem na pasie, pilnujący fabryki. Zauważył on oczywiście grupę uzbrojonych ludzi. „Szary” nakazał mu, aby się nie poruszał i nie wszczynał alarmu, inaczej zostanie zastrzelony, a jeśli się zastosuje do rozkazu, zostanie puszczony wolno. Ukrainiec usłuchał. Był cały czas trzymany na muszce przez uzbrojonego w rkm „Judyma”, który wraz z „Błaszkiem” zajęli stanowisko, aby ubezpieczać akcję.

            „Gołąb” dotrzymał słowa. Drzwi aresztu były zamknięte, ale nie zaryglowane. „Szary” z pozostałymi wskoczyli do środka i po sterroryzowaniu i rozbrojeniu wartowników pootwierali cele, z których wysypali się więźniowie. W przeciągu niespełna pięciu minut więzienie było puste. Pozostała tylko zamknięta w jednej z cel załoga, oczywiście oprócz „Gołębia”, który opuścił niezbyt zaszczytną służbę. Przed odejściem ukraiński wartownik otrzymał zezwolenie na wszczęcie alarmu, dopiero po upływie następnych 5 minut, do czego się również zastosował. Dopiero w chwili gdy grupa „Szarego” wraz z uwolnionymi więźniami wkraczała do lasu, w Starachowicach rozpoczęła się strzelanina. To zdezorientowani Niemcy organizowali bezskuteczny pościg.  Uwolnieni żołnierze AK pod dowództwem Zygmunta Kiepasa „Krzyka” pozostali już na stałe w lesie, tworząc oddział partyzancki, który później objął „Szary”.

            Kolejną, poważną akcją partyzancką, w której nieocenioną rolę odegrał Marian Wujkiewicz, było uderzenie na pluton Wehrmachtu, stanowiący ochronę majątku w Pakosławiu, we wrześniu 1943 roku. Akcja miała na celu zdobycie broni i amunicji, dla nowo powstałego oddziału partyzanckiego pod dowództwem Zygmunta Kiepasa „Krzyka”. Pomysłodawcą oraz osobą odpowiedzialną za przygotowanie tej akcji, był właśnie „Judym”. Z racji Jego pracy wraz z ojcem w tamtejszym majątku, znał doskonale plan zabudowań oraz znał ludzi tam pracujących. Akcja ta, dzięki doskonałemu planowi „Judyma” oraz przeprowadzona przez „Szarego” , „Krzyka” i ich Żołnierzy odniosła ogromny sukces. Zdobycz była niezwykle cenna. Zdobyto dwa erkaemy, kilka szmajserów, ponad dwadzieścia karabinów, masę ekwipunku, granatów i amunicji.

            Wszystkie akcje dywersyjne AK na terenie powiatów Iłża i Końskie wykonywał teraz oddział „Szarego”. Wsławił się on napadem na kasę Zakładów Starachowickich i zagarnięciem jednego miliona złotych, zdobyciem dwóch wagonów amunicji z zatrzymanego pociągu pod Wólką Plebańską, rozbiciem więzienia Gestapo w Końskich i wieloma innymi udanymi działaniami.

            Powróćmy teraz do dalszych losów naszego Bohatera – „Judyma”. Po objęciu dowództwa przez „Szarego” nad oddziałem partyzanckim Zygmunta Kiepasa „Krzyka”, Wujkiewicz objął po „Szarym” jego funkcję. Od tej pory, aż do końca wojny, „Judym” pełnił funkcję Komendanta Podobwodu „Dolina” Armii Krajowej. Marian Langer w swojej książce pt. „Lasy i ludzie” tak wspominał Mariana Wujkiewicza: Marian Wujkiewicz „Judym” należał do ludzi bardzo odważnych, nieulegających zdenerwowaniu, dobrze przygotowanych wojskowo i doskonale nadawał się na dowódcę. „Szary” natychmiast dostrzegł te cechy u „Judyma”. We wrześniu 1943 roku, „Szary” przeszedł na dowódcę oddziału leśnego, a jego miejsce w pełnieniu funkcji Komendanta Podobwodu „Dolina” zajął „Judym”. Zastępcą Wujkiewicza został ppor. Ryszard Brodecki „Błyskawica”, bardzo oddany i zdolny oficer.

            Okres kilku miesięcy, aż do sierpnia 1944 roku to dla „Judyma” okres pełnienia powierzonej Mu funkcji Komendanta Podobwodu. Jak sam wspominał po latach, w tym czasie On sam, jak również inni członkowie iłżeckiej konspiracji rwali się do lasu. Mogli tam jednak pójść tylko tak zwani „spaleni”, czyli zdekonspirowani. Reszta konspiratorów musiała w pełni oddać się typowej konspiracyjnej pracy. Na powszechne, ogólnopolskie powstanie musieli jeszcze poczekać…

            W pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, do Wujkiewicza dotarła wiadomość o wybuchu powstania w Warszawie. Dowództwo zarządziło częściową mobilizację zakonspirowanych oddziałów. Sztab Podobwodu przeniósł się do lasu. „Judym” wraz z całym dowództwem ulokował się w jednej z gajówek, w okolicach Małomierzyc. Już w ciągu zaledwie kilku dni, Wujkiewiczowi zameldowało się około 150 osób, wraz z uzbrojeniem, z Podobwodu „Dolina” oraz około 100 osób z Powiśla. W tym czasie, żołnierze pod dowództwem „Judyma”, wykonali kilka napadów na mniejsze grupy Niemców, w celu zdobycia broni i amunicji oraz na majątki niemieckie, aby zgromadzić potrzebne zapasy żywności. Wkrótce mieliśmy odmaszerować w miejsce koncentracji całego Okręgu. Stawił się kapelan – Ksiądz „Andrzej” (Feliks Kowalik). Odprawił nam pierwszą mszę leśną, połączoną ze zbiorową spowiedzią. Ponieważ musiał jeszcze wpaść do swojej parafii, odwiozłem go motocyklem do Szydłowca, mając zamiar w drodze powrotnej wpaść do rodziców. Wjeżdżając do miasteczka spostrzegliśmy grupkę stojących żandarmów, za późno już jednak było na zawracanie. Jeden z nich zatrzymał nas podniesioną do góry ręką. Z przerażeniem spostrzegłem, że są to ewakuowani żandarmi z Iłży. „Andrzej” miał pod sutanną długie buty i wojskowe spodnie. Sytuacja była groźna, gdyż motocykl był zabrany z niemieckiego majątku, a ja nie miałem żadnych dokumentów rejestracyjnych, ani prawa jazdy. Legitymować się mogłem jedynie papierami zbieracza skór surowych, pracującego dla niemieckiej firmy. „Andrzej” zsiadł z tylnego siodełka i udając pijanego zaczął Niemcom tłumaczyć, że był na imieninach, z których został właśnie odwieziony służbowym motocyklem przez kuzyna, pracującego dla Niemców. Niemcy zarechotali na widok pijanego księdza. Kazali nam zostawić motocykl pod ścianą i zabierać się do domu – nie sprawdzali nawet naszych dokumentów, chodziło im tylko o motocykl, potrzebny do dalszej ucieczki.[8]

Arbeitsausweis Mariana Wujkiewicza „Judyma” [zbiory Jakuba Kowalskiego).

            Informacja o koncentracji Żołnierzy Armii Krajowej dotarła do niemieckiego dowództwa w Iłży. Pewnego dnia nastąpiło niemieckie natarcie, w sile dwóch batalionów, na polskich Żołnierzy, których stanowiska były na skraju lasu. Wujkiewicz podjął decyzję o ewakuacji taborów i wycofaniu się w głąb lasu. W ten sposób, przemaszerowali nocą w lasy starachowickie, w rejon leśnictwa Klepacze. W wyniku obławy, po stronie polskiej było zaledwie kilku rannych. Niemcy natomiast zwozili do Iłży, kilka furmanek rannych i zabitych.

            W rejonie leśniczówki Klepacze, do skoncentrowanych Żołnierzy Armii Krajowej, dołączyła jeszcze jedna grupa, zmobilizowana w Starachowicach. „Judym” otrzymał rozkaz od Komendanta Obwodu „Dariusza”, aby z zebranych ponad 300 ludzi, stworzyć jedną kompanię, wyposażyć ją w jak najlepszą broń oraz, aby doprowadzić ją do miejsca koncentracji oddziałów Okręgu Kieleckiego Armii Krajowej, które aktualnie znajdowało się w trójkącie Niekłań – Chlewiska – Ruski Bród. Oddziały te miały następnie za zadanie wyruszyć na odsiecz walczącej Warszawie. Mimo niebezpieczeństwa oraz otrzymywanych informacji, iż powstanie nie rozwija się tak jak przypuszczano, większość Żołnierzy bez chwili zawahania, zdecydowała się walczyć. Po przekazaniu przez Wujkiewicza dowództwa nad Podobwodem „Dymowi” (Marcel Dusiński), grupa w sile około 200 ludzi z pełnym uzbrojeniem oraz dwóch wozów taborowych, wyruszyła pod dowództwem „Judyma” w miejsce wyznaczonej koncentracji. Następnego dnia, w rejonie Skarżyska-Kamiennej, grupa z Powiśla pod dowództwem „Młokosa”, podjęła decyzję o rezygnacji z dalszego marszu. W ten sposób Wujkiewicz, w dalszy marsz, poprowadził kompanię złożoną z trzech plutonów, którymi dowodzili „Błyskawica” (Ryszard Brodecki), „Grad” (Stanisław Kowalczyk) oraz „Sęp” (Jan Jurek). Razem było ich około 120 ludzi.

           Następnej nocy nastąpił przemarsz w lasy niekłańskie. W rejonie gajówki Piekło, na kompanię pod dowództwem „Judyma”, oczekiwał wraz z patrolem łącznikowym, plutonowy „Janusz” (Mirosław Starski), który doprowadził ich do wsi Trawniki. Stacjonował tam 3 pułk piechoty Legionów Armii Krajowej, wchodzący w skład 2 Dywizji Piechoty Legionów Armii Krajowej. Wujkiewicz wraz z Żołnierzami, zostali włączeni do II Batalionu tego pułku, jako 6 kompania. Batalionem tym dowodził „Szary” (Antoni Heda). Nowo przybyli Żołnierze z okolic Iłży i Starachowic, poczuli się tutaj jak u siebie w domu. Byli serdecznie witani przez swoich starych przyjaciół, którzy przeważnie byli już bardzo doświadczonymi  w boju partyzantami. Byli oni właśnie po bitwie pod Radoszycami, gdzie osiągnęli znaczny sukces, ratując w ten sposób miasteczko od niemieckiej pacyfikacji.

            Skład osobowy II Batalionu 3 pułku piechoty Legionów Armii Krajowej, do którego została włączona kompania „Judyma”, przedstawiał się następująco:

dowódca – por. „Szary” (Antoni Heda)

zastępca dowódcy – por. „Krzyk” (Zygmunt Kiepas)

kwatermistrz – ppor. „Narew” (Edward Nadarkiewicz)

dowódca zwiadu konnego – por. „Rawicz” (Władysław Lasota)

dowódca plutonu minerskiego – plut. „Janusz” (Mirosław Starski)

rusznikarz – kpr. pchor. „Rymwid” (Maciej Radwan)

pluton łączności – ppor. „Sęp” (Jan Jurek)

4. kompania:

dowódca – por. „Sęk” (Henryk Wojciechowski)

dowódca I plutonu – ppor. „Orkan” (Stanisław Kołodziejczyk)

dowódca II plutonu – ppor. „Lis” (Stefan Sławiński)

dowódca III plutonu – ppor. „Kowalski” (Henryk Dajer)

5. kompania:

dowódca – ppor. cichociemny „Jeleń” (Ludwik Wiechuła)

dowódca I plutonu – ppor. „Palma” (Tadeusz Badowski)

dowódca II plutonu – sierż. „Wrzos” (Mieczysław Zasada)

dowódca III plutonu – ppor. cichociemny „Maruda” (Bernard Wiechuła)

6. kompania:

dowódca – ppor. „Judym” (Marian Wujkiewicz)

dowódca I plutonu – ppor. „Grad” (Stanisław Kowalczyk)

dowódca II plutonu – ppor. „Błyskawica” (Ryszard Brodecki)

dowódca III plutonu – sierż „Żmija” (Jan Cheda)

dowódca plutonu minerskiego – plut. „Janusz” (Mirosław Starski)

                        Zaraz pod dołączeniu kompanii „Judyma” do 3 pp Leg. AK, II Batalion stoczył dwie zwycięskie bitwy pod Trawnikami i Szewcami. Oddajmy teraz głos naszemu Bohaterowi – Marianowi Wujkiewiczowi: Marsz na odsiecz Warszawy został już odwołany, dowództwo doszło do wniosku, że bez ciężkiej broni i z niedostatecznymi zapasami amunicji ponieślibyśmy zbyt duże straty w marszu przez pozbawione lasów tereny. Mieliśmy pozostać w rejonie Kielc i wykonywać akcję „Burza”. W Trawnikach spędziliśmy stosunkowo spokojnie kilka dni. W okolicy przebywały oddziały całej naszej drugiej dywizji. Wykorzystałem ten okres na doszkolenie kompanii – w porównaniu do starych wygów partyzanckich z kompani „Sęka” i „Jelenia” moi żołnierze byli w większości nowicjuszami w leśnym rzemiośle. W dniu wymarszu z Trawnik zostaliśmy nagle zaatakowani przez Niemców. Po dwugodzinnej walce zdołaliśmy się oderwać ze stosunkowo niewielkimi stratami, zginęli tu jednak dwaj dzielni partyzanci „Kruk” i „Mech”. Maszerowaliśmy na południe w kierunku Kielc. Przy przekraczaniu toru kolejowego Kielce – Częstochowa drogę zagrodził nam bunkier z kałmucką załogą. W brawurowym ataku, z pomocą piata, zdobyli go partyzanci kompani „Sęka”. Tegoż dnia rano w pobliżu wsi Szewce na ubezpieczenia batalionu wszedł pluton Wehrmachtu – podpuszczeni blisko Niemcy zostali ostrzelani i wszyscy wyginęli. Około południa nieprzyjaciel ściągnął większe siły i rozpoczął regularne natarcie na nasze pozycje. Mieliśmy stanowiska na prawym skrzydle batalionu – Niemcy posuwali się wolno polami w naszym kierunku, prowadząc ogień z dział i moździerzy. Nie wyrządził on nam żadnych szkód – nasze stanowiska były dobrze ukryte w rzadkim lesie, a Niemcy strzelali trochę na ślepo. My za to widzieliśmy ich doskonale i rzadkie serie naszych kaemów nie pozwalały wrogowi przyspieszyć natarcia [za bitwę pod Szewcami Marian Wujkiewicz „Judym”, podobnie jak Henryk Wojciechowski „Sęk”, Ludwik Wiechuła „Jeleń”, Bernard Wiechuła „Maruda” i Stanisław Kołodziejczyk „Orkan”, zostali przedstawieni przez Antoniego Hedę „Szarego” do odznaczenia Krzyżem Virtuti-Militari V Klasy – przyp. J. Kowalski]. Po zapadnięciu zmroku zwinęliśmy naszą obronę i całonocnym marszem zbliżyliśmy się do Jędrzejowa, przekraczając po drodze Wierną Rzekę. W ciągu następnych dni prawie stale znajdowaliśmy się w styczności z nieprzyjacielem, który uporczywie deptał nam po piętach. Potrzebowaliśmy trochę spokoju, aby odebrać zapowiedziany zrzut – był on niezbędny, gdyż zaczynało już brakować amunicji. Otrzymaliśmy go wreszcie w lasach na południe od Włoszczowy – oprócz zasobników z bronią i amunicją wylądowało również na spadochronach kilku cichociemnych. Pierwszy z nas, który zbliżył się do skoczków otrzymał tradycyjnie w prezencie pięknego kolta.[9]

            Pod koniec września 1944 roku, nastąpiło częściowe rozformowanie oddziałów 2 Dywizji Piechoty. Wszyscy chętni, którzy pragnęli już odpoczynku zostali skierowani na meliny. Stan 3 pułku skurczył się obecnie do około 300 ludzi, a dowództwo nad całym pułkiem objął
Antoni Heda „Szary”. Zdecydowano się na marsz w kierunku północnym. Oprócz Niemców i ich ciągłych obław również i nocne przymrozki oraz słoty jesienne zaczęły dawać się naszym dzielnym Żołnierzom we znaki. Którejś nocy na początku października prowadziłem w siąpiącym bez przerwy deszczu szpicę zgrupowania.  Po cichu przeszliśmy uśpione miasteczko Białaczów i skręciliśmy na wschód z zamiarem osiągnięcia przed świtem lasów przysuskich, gdzie „Szary” planował dać dłuższe wytchnienie wyczerpanym ciągłymi marszami ludziom. Przy przechodzeniu toru kolejowego Końskie – Opoczno otrzymaliśmy, jak często w takich okazjach, kilka serii od strzegących go kałmuków. Jedna z kul trafiła idącego obok mnie „Warneńczyka” – trzeba go było posadzić na wozie taborowym. Szybkie poderwanie szpicy i otwarcie ognia zmusiło wroga do odwrotu – reszta naszych mogła już przejść tor bezpiecznie. Rano znaleźliśmy się koło gajówki Piecyki w lasach przysuskich. Rozłożyliśmy się biwakiem w pobliżu kilku sztucznych stawów, z których właśnie spuszczono wodę w celu odłowienia ryb. Odprawiłem „Grada” z jego plutonem, aby ubezpieczył nas od północy i wschodu. Wojsko rozłożyło się pod rzadkimi brzózkami, z których opadła już większość liści. Zabieraliśmy się do czyszczenia broni po nocnym deszczu i strzelaninie na torze. Nagle z ubezpieczonego kierunku otrzymaliśmy z niewielkiej odległości silny ogień z kaemów, a za chwilę ujrzałem przewracającą się brzozę, ściętą pociskiem z działka. Szybko złożyłem rozebrany do czyszczenia pistolet maszynowy i skoczyłem do znajdujących się w pobliżu chłopców. Resztę mego ekwipunku miała pozbierać „Jawa” i dołączyć do ewakuujących się taborów. Część chłopców już strzelała, reszta w pośpiechu składała rozebraną broń. Leżący obok mnie „Roland” uniósł nieco do góry głowę, aby lepiej zobaczyć przedpole. Nagle na jego czole ukazała się krwawa dziura – głowa opadła bezwładnie na pagórek mchu. Przed nami usłyszeliśmy okrzyki naszych – to ubezpieczenia „Grada” nacierały z boku na Niemców, musieliśmy wstrzymać ogień, aby nie razić swoich. W tym czasie reszta oddziału wraz z częścią taboru wycofała się groblą między stawami na południe. Jak się okazało nieprzyjaciel, który poprzedniego dnia stoczył w tej okolicy walkę z jakimś innym naszym oddziałem, tropiąc ten oddział wszedł niespodzianie na nasz biwak – „Grad” w tym czasie rozstawiał właśnie swoje ubezpieczenia i jeszcze nie zdążył obsadzić posterunkami wszystkich leśnych dróżek. Wstrzymani natarciem „Grada” Niemcy zalegali w krzakach – mogliśmy już odskoczyć i dołączyć do naszych. Pobraliśmy z wozów amunicję i ponapełnialiśmy opróżnione magazynki. Tutaj dołączyła do nas grupa partyzantów, którzy przedarli się w te strony z Puszczy Kampinowskiej po upadku Powstania Warszawskiego. W niegościnnych lasach przysuskich przebyliśmy tylko do wieczora, znowu nic nie wyszło z zamierzonego wypoczynku. Nocą przeszliśmy na południe w lasy niekłańskie, z których przed półtora miesiącem rozpoczęliśmy naszą wędrówkę dookoła ziemi kieleckiej.[10]

Aleksandra Janina Zielińska „Jawa” – łączniczka i sanitariuszka 6 kompanii, dowodzonej przez „Judyma”, późniejsza Jego żona
[ze zbiorów Zofii Wujkiewicz).

            W następnych dniach część Żołnierzy udała się na dwutygodniowe urlopy. Zależało wszystkim na tym, aby mieć choć krótki odpoczynek, ale również, aby zaopatrzyć się w cieplejszą odzież przed nadchodzącą zimą. Marian Wujkiewicz „Judym” poprowadził grupę swoich iłżeckich Chłopców w Ich rodzinne strony. Do swoich domów oczywiście nie mogli się udać, aby nie narażać swoich bliskich. Zdani byli tylko na pomoc przyjaciół i znajomych. „Judym” wraz z Narzeczoną „Jawą” (Aleksandra Janina Zielińska), których uczucie wzrastało w oddziale partyzanckim, znaleźli schronienie u „Felka” (Franciszek Sikorski) i jego żony – Boguni.

            Dnia 29 października 1944 roku, w kościele parafialnym w Krzyżanowicach odbył się konspiracyjny ślub Aleksandry „Jawy” i Mariana „Judyma” Wujkiewiczów. Ślubu Młodej Parze udzielił proboszcz tamtejszej parafii – ksiądz Julian Dusiński (brat Marcelego Dusińskiego „Dyma”). Szczegółowy opis ceremonii zaślubin „Jawy” i Judyma” możemy znaleźć w książce autorstwa bliskiego przyjaciela Wujkiewicza, Jego żołnierza – Jana Jurka „Sępa” – „Z kart okupacyjnego życiorysu Sępa”: „Judym” i „Jawa” zaprzyjaźnili się w konspiracji. Ich uczucie dojrzewało wśród leśnych szlaków, podczas walk toczonych przez partyzantów z Niemcami. 29 października 1944 roku, Państwo Młodzi, przebywający na zasłużonych urlopach, stanęli na ślubnym kobiercu. Ślubu młodej parze udzielił ksiądz proboszcz Julian Dusiński. Ceremoniał odbywał się w głębokiej ciszy, przy chybotliwym blasku świec. Rycerski kordon zaproszonych gości – partyzantów, z bronią przy boku, pogłębiał niespotykany, tajemniczy nastrój uroczystości. W bardzo uroczystym momencie, przyklękającemu „Judymowi” wypadł zza pasa pistolet
i z głośnym brzękiem spadł na posadzkę, aż echo odbiło się od murów kościoła. Zebrani odnieśli dziwne wrażenie, jakby sił nadprzyrodzone, postanowiły złożyć hołd młodej parze. Wśród świadków ślubu i zaproszonych gości na małżeńskie gody przybyli: Adam Jędrzejewski „Odwet”, Jan Jurek „Sęp”, Marceli Dusiński „Dym”, Zygmunt Żurek „Ziomek”, Franciszek Sikorski „Felek” i rodzina państwa młodych. Drogę z Krzyżanowic do Pakosławia, liczącą 5 km, orszak weselny przebył po partyzancku pieszo, niekiedy na przełaj. Jedynie Franciszek Sikorski z Bogusią, ze względu na kalectwo „Felka”, przebyli drogę furmanką Jurków, którą powoził mój brat Stanisław ps. „Grab
„.

Obraz ukazujący partyzanckie Sylwetki „Jawy” i „Judyma” – Aleksandry i Mariana Wujkiewiczów
[ze zbiorów Zofii Wujkiewicz)

           Dwa dni po ceremonii zaślubin, „Judym” wraz ze swoimi żołnierzami powrócił w lasy niekłańskie i dołączył do „Szarego”. Zaraz po ich przybyciu, oddział znów wpadł w szpony ciężkiej, niemieckiej obławy. Jak się później okazało, była to najtragiczniejsza w skutkach obława na 3 pułk dowodzony przez „Szarego”. Tylko dzięki długiemu doświadczeniu w walkach partyzanckich, oddział ten mógł zawdzięczać wymknięcie się z okrążenia.  Nasi Żołnierze utracili cały tabor. Zginęło również kilku niezwykle dzielnych i bohaterskich Żołnierzy m.in. Bracia Cichoszowie z Iłży. Uchodząc przed obławą, oddział pod dowództwem „Szarego”, pomaszerował w kierunku północno-wschodnim, znajdując się w okolicach Szydłowca. Nocowali teraz przeważnie we wsiach – zbyt zimno było na leśne biwaki, w połowie listopada padał już śnieg. Przed nadchodzącą zimą oddział został rozformowany – większość z Żołnierzy odeszła na meliny. Pod bronią została niewielka grupka, tylko taka miała szanse przetrwania. Większy oddział w warunkach zimowych nie mógł pozostać niewykryty przez Niemców. Tak zakończyła się  partyzancka epopeja Mariana Wujkiewicza.

            Po powrocie do domu, „Judym” wraz z Żoną zamieszkali przez pewien czas u przyjaciół w Krzyżanowicach, a następnie u krewnych pod Radomiem. To właśnie tam obserwowali ucieczkę Niemców i wkroczenie sowietów. Następnie młode małżeństwo Wujkiewiczów próbowało zamieszkać w Radomiu, lecz w związku z powojennymi represjami w stosunku do Żołnierzy Armii Krajowej, zmuszeni byli szybko wyjechać z powiatu grójeckiego. W 1947 roku żona „Judyma” – „Jawa” wraz z ich maleńkimi dziećmi – Markiem, Zofią i Szymonem zmuszona była powrócić
w okolice Iłży i zamieszkała u swoich teściów. W związku z ukrywaniem się Wujkiewicza przed władzami komunistycznymi, w następnych latach ze swoimi bliskimi widywał się niezwykle rzadko.

            Ujawniłem się przed władzami reżimowymi w kwietniu 1947 roku i podjąłem pracę w Państwowych Zakładach Zbożowych. W marcu-kwietniu 1950 roku zostałem aresztowany w Zielonce przez Urząd Bezpieczeństwa – Warszawa-Włochy. Następnie zostałem przewieziony do Kielc do siedziby UB na ul. Focha [dzisiejsza ulica Paderewskiego – przyp. J. Kowalski], a następnie na Zamku [więzienie na ulicy Zamkowej – przyp. J. Kowalski] w wydzielonym dla UB pawilonie. Śledztwo dotyczyło głównie sprawy Pory i Zapalskiego, przestępców z GL i AL, z drugiej połowy 1943 roku i stycznia 1944 roku, na których był wydany wyrok śmierci za bandytyzm. W maju 1951 roku na procesie wydano wyrok uniewinniający. Przewodniczącym składu orzekającego był niejaki Starża-Dzierzbicki, znany z wydawania licznych wyroków śmierci na Żołnierzach Armii Krajowej. Bronił mnie adwokat Karniol. W maju 1951 roku opuściłem więzienie. Prokuratura złożyła rewizję zwyczajną na moją niekorzyść – wyrok Sądu Najwyższego potwierdził wyrok niższej instancji – oraz ponownie rewizję nadzwyczajną również na moją niekorzyść. Wydano nakaz aresztowania – listy gończe. Od wiosny 1953 roku do maja 1955 roku zmuszony byłem ukrywać się m.in. w Warszawie na Żoliborzu – u ciotki, pod fałszywym nazwiskiem – Ryszard Wójcicki.[11]

Dokument ujawnienia się Mariana Wujkiewicza, Warszawa, 14 kwietnia 1947 r. [zbiory Jakuba Kowalskiego).
Karta ze zdjęciem sygnalitycznym oraz odciskami palców Mariana Wujkiewicza „Judyma” z Akt Śledczych Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach [zbiory Instytutu Pamięci Narodowej).
Marian Wujkiewicz „Judym”, lata 60 XX wieku [Fot. ze zbiorów Jakuba Kowalskiego)

            W 1956 roku w wyniku amnestii, Marian Wujkiewicz mógł wreszcie cieszyć się życiem wraz ze swoją Żoną i Dziećmi. Zamieszkali w Zielonce. Nie ustąpiły jednak szykany tego dzielnego, polskiego Bohatera. Jeszcze do lat 70 i 80 XX wieku, stale był pod baczną obserwacją władzy. Tajni współpracownicy stale donosili o każdym Jego ruchu. Gdziekolwiek chciał się udać, czuł stale „ogon” za swoimi plecami…

            W 1956 roku Marian Wujkiewicz ukończył kurs księgowości przemysłowej. Znalazł zatrudnienie w Mazowieckich Zakładach Ceramiki Budowlanej w Zielonce, na stanowisku głównego ekonomisty. W zakładach tych pracował do emerytury. W wolnych chwilach uwielbiał jeździć motorem na ryby. W gronie rodziny oraz przyjaciół zasłynął jako mistrz brydża, rozgrywanego obowiązkowo przy dobrym koniaku, oraz jako mistrz gry słów. Do ostatnich lat życia, wraz z Żoną Janiną, czynnie uczestniczył w spotkaniach kombatanckich na Kielecczyźnie i ziemi iłżeckiej.

Aleksandra i Marian Wujkiewiczowie podczas uroczystości „Szaraków” w Niekłaniu, lata 80 XX wieku
[Fot. ze zbiorów Jakuba Kowalskiego)
Marian Wujkiewicz „Judym” podczas uroczystości w Pasztowej Woli, koniec lat 80 XX wieku.
[Fot. ze zbiorów Jakuba Kowalskiego).

            Marian Wujkiewicz zmarł 11 kwietnia 1993 roku, w swoim domu w Zielonce, po wielu miesiącach ciężkiej choroby. Jego pogrzeb odbył się 14 kwietnia 1993 roku w Zielonce i był dużą, patriotyczną manifestacją. Nie zawiedli Jego byli Podkomendni, którzy przyjechali na tę smutną uroczystość z Iłży, kilkoma autokarami. Celebrans mszy pogrzebowej „Judyma”, znając Jego zamiłowanie do literatury oraz doskonale znając jego Bohaterskie Życie, pożegnał Go fragmentem powieści Henryka Sienkiewicza „Pan Wołodyjowski”, zmieniając we fragmencie tym jedynie jedno słowo. “ — Dla Boga, Panie Poruczniku! Larum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach! a ty się nie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”

Nekrolog Mariana Wujkiewicza [zbiory Jakuba Kowalskiego)

            Tak kończy się historia niezwykłego Bohatera, który do końca swojego życia pozostał skromnym i wiernym swoim ideałom Człowiekiem. Ale czy to już na pewno koniec Jego historii? To wszystko zależy od Nas, jak My poniesiemy Legendę takich Bohaterów jak „Judym”! Nie zapominajmy o tym, iż Oni, w tych trudnych dla Polski czasach, myśleli o Nas. Przyszedł więc teraz czas, abyśmy My pomyśleli o Nich ciepło, choć przez chwilę.

Autor wraz z Dziećmi Aleksandry „Jawy” i Mariana „Judyma” Wujkiewiczów – Zofią Wujkiewicz i Szymonem Wujkiewiczem. W tle widoczny dom „Judyma”, Zielonka, 20 lipca 2023 r.

Jakub Kowalski


[1]     Treść Aktu Urodzenia Mariana Wujkiewicza z Akt Urzędu Stanu Cywilnego w Majdanie Sopockim. Nr aktu 5/1919. Kserokopia w posiadaniu autora.

[2]     Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów Zofii Wujkiewicz.

[3]     Wacława Potemkowska (ur. 9 grudnia 1898, zm. 2 sierpnia 1944) – autorka książek dla dzieci i młodzieży, m.in.: Wielki spór w piątej klasie, Czterolistna koniczyna, Gaja, Wielka Warszawa. Wacława Potemkowska urodziła się w Kapuścianach w powiecie racławskim na Podolu. W 1918 zdała maturę w gimnazjum w Winnicy. Studia ukończyła na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku Filologia polska i klasyczna. W czasie okupacji Wacława Potemkowska przebywała w Warszawie, ucząc młodzież na tajnych kompletach. W prasie konspiracyjnej wydawała wiersze patriotyczne. Pod pseudonimem Malwa działała też w szeregach Armii Krajowej. Była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim. Zginęła 2 sierpnia 1944 r. Została pochowana na Powązkach w kwaterze 332.

[4]     Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów Zofii Wujkiewicz.

[5]     Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów
Zofii Wujkiewicz.

[6]     Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów
Zofii Wujkiewicz.

[7]     Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów
Zofii Wujkiewicz.

[8]     Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów
Zofii Wujkiewicz.

[9]     Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów
Zofii Wujkiewicz.

[10]   Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów
Zofii Wujkiewicz.

[11]   Fragment wspomnień Mariana Wujkiewicza, Zielonka 1973 rok. Oryginał maszynopisu ze zbiorów Zofii Wujkiewicz.

100-lecie urodzin Zygmunta Kiepasa „Krzyka”

100-lecie urodzin Zygmunta Kiepasa „Krzyka”

Dokładnie sto lat temu w Iłży urodził się Zygmunt Kiepas „Krzyk”. Z tej okazji na naszej stronie prezentujemy artykuł Tomasza Pietrzykowskiego przypominający i upamiętniający tę niezwykłą postać.  Jest to jednocześnie pierwsza, tak obszerna publikacja poświęcona Zygmuntowi Kiepasowi.

 

Tomasz Pietrzykowski
mail: pietrzyk86@o2.pl

 

Zygmunt Kiepas ps. „Krzyk”, „Róg”

 

„Posługiwał się wieloma nazwiskami. Na jego piersi przypięto najwyższe odznaczenia wojskowe:

„Krzyk” podczas rekonwalescencji w Błazinach Dolnych. (fot. z albumu rodziny Kiepasów)

Srebrny Order Virtuti Militari, Krzyż Walecznych, Medal Zwycięstwa i Wolności. Był ciężko ranny – stracił jedno oko. Walczył za Polskę i za Nią siedział w Polskim Więzieniu”[1]. Takimi słowami zaczyna się jeden z artykułów prasowych opisujących jego życie. Jednak sam nie lubił gdy ktoś opowiadał i pisał o jego zasługach. Z pewnością nie byłby zadowolony, gdyby czytał ten artykuł. Był skromny. Nie czuł się bohaterem i nigdy za takiego się nie uważał. Niechętnie wracał pamięcią do wspomnień wojennych, o których rzadko opowiadał nawet swojej rodzinie. W rzeczywistości miał znaczący wpływ na sukcesy jakie odnosił oddział Antoniego Hedy „Szarego”, ponieważ sam wielokrotnie dowodził działaniami tego oddziału. W swoim życiu ukrywał się przez ok. 13 lat. Niespełna połowę tego czasu poświecił na walkę w obronie ojczyzny. Był czterokrotnie więziony, wielokrotnie torturowany, dwukrotnie postrzelony w głowę, jak sam wspominał podczas działań partyzanckich przeżył 35 obław.

 

Zygmunt Kiepas urodził się 2 kwietnia 1917 r. w Iłży. Był synem Stanisława Kiepasa i Marianny z Gilewskich. Pochodził z dość licznej rodziny chłopskiej, miał 4 braci i 3 siostry. Edukację rozpoczął w siedmioklasowej Publicznej Szkole Powszechnej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Iłży, którą ukończył 27 czerwca 1930 r. z wynikiem ogólnym dobrym. Następnie podjął naukę w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim w Radomiu, po ukończeniu, którego rozpoczął działalność pedagogiczną. Tuż przed wybuchem wojny podjął pracę nauczyciela w Iłży.

Już od najmłodszych lat rodzice, a w szczególności matka, krzewili w Zygmuncie i jego rodzeństwie patriotyzm i szacunek do ojczyzny. Niemal wszyscy należeli do ZHP. W 1934 r. Zygmunt stanął na czele zastępu „Słoni” IV drużyny im. Langiewicza w Radomiu. Natomiast w 1937 r. jako drużynowy wniósł ogromny wkład w ożywienie i rozwój iłżeckiego harcerstwa jako główny opiekun harcerzy z ramienia szkoły. ”Druh Kiepas wprowadza nowe, a właściwie zapomniane formy pracy, które już niedługo okażą się bardzo przydatne. Wiele zajęć odbywa się w terenie. Uczono posługiwania się kompasem, marszu na azymut, czytania mapy, terenoznawstwa. Zostało stworzone jak to powiedział jeden z druhów małe wojsko”.[2]

Pierwszy krok ku karierze wojskowej Zygmunt Kiepas postawił 11 września 1935 r. Tego dnia dokonał zgłoszenia się do komisji poborowej w Iłży i został wpisany do rejestru poborowych. Dwa lata później rozpoczął obowiązkową służbę wojskową. Będąc w wojsku postanowił się kształcić i 21 września 1937 r. rozpoczął jako starszy strzelec z cenzusem II-gi kurs podchorążych rezerwy przy 19 Pułku Piechoty 5 Dywizji we Lwowie. Kurs ukończył 25 lipca 1938 r. z wynikiem dobrym uzyskując tytuł podchorążego rezerwy. Po ukończonym kursie jeszcze przez pewien czas pełnił służbę w 40 Pułku Piechoty Dzieci Lwowskich w stopniu kaprala podchorążego. Po odbytej służbie wojskowej powrócił do Iłży. Pracując jako nauczyciel zdobyte w wojsku doświadczenie wykorzystywał w pracy z harcerzami.

Strzelec z cenzusem Zygmunt Kiepas w czasie służby wojskowej we Lwowie. (fot. z albumu rodziny Kiepasów)

Wraz z wybuchem wojny Zygmunt Kiepas został zmobilizowany do wojska. Awansowany do stopnia podporucznika trafił do 40. Pułku Piechoty im. Dzieci Lwowskich 5 Dywizji Piechoty. Swój chrzest bojowy przeszedł broniąc Warszawy w dniach od 8 do 28 września 1939 r. jako zastępca dowódcy plutonu piechoty. Wziął udział 8 i 9 września w najcięższych walkach na odcinku Woli przy ul. Górczewskiej i ul. Wolskiej. Wróg usiłował zdobyć polskie pozycje przez zaskoczenie, rzucając do ataku na tym odcinku duże ilości broni pancernej i piechoty wspieranej przez artylerię i lotnictwo. Dzięki bohaterstwu i odwadze wojska polskiego uderzenie Niemców zakończyło się zupełną klęską. Podczas obrony stolicy Kiepas zdobył prawdopodobnie swoje pierwsze odznaczenie – Krzyż Walecznych.

Po kapitulacji Warszawy podzielił los tysięcy żołnierzy, znalazł się w niewoli. Najpierw trafił do przejściowego obozu jenieckiego w Żyrardowie, mieszczącego się na stadionie miejskim, następnie do obozu przejściowego w Częstochowie, znajdującego się w dzielnicy Mirów na terenie kopalni wapienia. Nie mógł się pogodzić z obozową bezczynnością. Zaplanował wraz z grupą towarzyszy ucieczkę, której dokonali 25 października 1939 r. Grupa uciekinierów przecięła ogrodzenie i wydostała się na zewnątrz. Dzięki przychylności lokalnych mieszkańców udało im się zdobyć cywilne ubrania i pożywienie na czas długiej drogi do domu.

Zygmunt powrócił do rodzinnej Iłży, gdzie dowiedział się o tragedii, jaka spotkała jego najbliższych. W miejscu, w którym stał wybudowany tuż przed wojną dom przy ul. Ogrodowej[3] 12 pozostały jedynie zgliszcza. Niemal całe gospodarstwo zostało spalone w trakcie bitwy o Iłżę z 8 na 9 września. Wkrótce spotkał się ze swoim bratem Franciszkiem Kiepasem, który również brał udział w kampanii wrześniowej broniąc stolicy. Franciszek ranny w nogę trafił do szpitala jenieckiego, z którego udało mu się uciec. Rodzina Kiepasów zmuszona trudną sytuacją przeniosła się do małego mieszkania krewnych przy ul. Jakuba Starszego.

Franciszek Kiepas ps. „Znicz” (ur. 1914 r., zm. 1998 r.). Przed wojną służył w 3 Pułku Piechoty Legionów w Jarosławiu. Uczestnik września 1939 r. w stopniu porucznika. W czasie okupacji partyzant w oddziale „Krzyka” i „Szarego”. (fot. z albumu rodziny Kiepasów)

Młody 22 letni żołnierz, oficer, harcerz i patriota nie pozostał bezczynny wobec poczynań okupanta. Nawiązał kontakt z zakonspirowaną placówką Związku Walki Zbrojnej, do której został zaprzysiężony 3 listopada 1939 r. Objął funkcję dowódcy na placówce Iłża i przyjął pseudonim „Róg”. Początkowo zajmował się gromadzeniem, magazynowaniem, czyszczeniem i konserwowaniem broni porzuconej po kampanii wrześniowej w okolicach Iłży. Następnie zaczął werbować i zaprzysiężać nowych żołnierzy. Prowadził dla nich kursy wojskowe z zakresu musztry, obsługi różnych rodzajów broni strzeleckiej i maszynowej oraz szkolenia saperskiego i minerskiego. Po kilku miesiącach pracy w konspiracji 22 kwietnia 1940 r. nastąpiła „wsypa”. Gestapo wpadło na trop siatki i rozpoczęły się masowe aresztowania członków ZWZ. Większość schwytanych działaczy została stracona 29 czerwca 1940 r. podczas wielkiej egzekucji w Brzasku k. Skarżyska-Kamiennej. „Róg” cudem uniknął aresztowania, udało mu się wyślizgnąć z obławy. Od tego momentu był wciąż poszukiwany przez Niemców. Ukrywał się w pobliskich wsiach pomagając w pracach gospodarskich osobom, u których przebywał. Mimo niebezpiecznego położenia, w jakim się znajdował, dalej pracował w konspiracji. Po reorganizacji ZWZ w połowie 1942 r. Kiepas przyjął nowy pseudonim „Krzyk” i został dowódcą kompanii Armii Krajowej w iłżeckim podobwodzie „Dolina”, podlegał bezpośrednio Antoniemu Hedzie „Szaremu”. W dalszym ciągu zajmował się werbowaniem i szkoleniem żołnierzy. Stworzył niewielką lecz bardzo dobrze wyszkoloną grupę, która dawała się Niemcom we znaki. Drżeli przed nim volksdeutsche i szpicle wykonujący polecenia okupanta.

„Krzyk” w pierwszych latach okupacji. (fot. z albumu rodziny Kiepasów)

Latem 1943 r. rozpoczęły się przygotowania do zajęcia Iłży przez partyzantów. Do lasów starachowickich przybył z Gór Świętokrzyskich oddział Jana Piwnika „Ponurego”, który ową akcje miał wykonać wraz z żołnierzami miejscowej konspiracji. Łącznikiem, a zarazem przewodnikiem „Ponurego” podczas tej akcji miał być „Krzyk” oraz dwóch innych partyzantów. Akcja miała mieć miejsce w nocy z 25 na 26 lipca 1943 r. Niestety o planach zajęcia miasta dowiedzieli się Niemcy na skutek zdrady partyzanta z oddziału Piwnika o pseudonimie „Motor” (Jerzy Wojnowski). Tym razem Zygmuntowi nie udało się wyrwać z rąk wroga. W trakcie obławy oddział „Ponurego” wyszedł z okrążenia natomiast „Krzyk” został schwytany w lesie wraz ze swoimi dwoma kolegami i przewieziony na posterunek Żandarmerii Granatowej w Iłży. Stąd wywieziony został do więzienia w Starachowicach, gdzie wraz z towarzyszami przeszedł ciężkie śledztwo. W trakcie przesłuchań na Gestapo był katowany i torturowany jak sam wspominał „[…] byłem tak bity, że na moim ciele nie było jasnego miejsca. Całe ciało było sine”.[4]

W tym samym czasie, gdy Niemcy pastwili się nad Kiepasem, „Szary” i jego ludzie opracowywali plan odbicia więźniów, które nastąpiło 9 sierpnia 1943 r. Mała grupa uderzeniowa, dzięki współpracy z jednym z funkcjonariuszy pracujących w więzieniu, wdarła się do środka terroryzując pozostałych strażników i uwolniła przebywających w celach około 60 więźniów. Odbicie nastąpiło w samą porę, ponieważ następnego dnia „Krzyk” miał zostać rozstrzelany. Z wypuszczonych na wolność więźniów cześć rozbiegła się po uliczkach Starachowic. Prawie połowa nie miała gdzie się schronić, dlatego wszyscy pozostali udali się w kierunku lasu wraz z partyzantami. Zygmunt nie był w stanie iść o własnych siłach, koledzy musieli go nieść na rękach.

Po krótkim okresie rekonwalescencji „Krzyk” powrócił do zdrowia. Stanął na czele grupy partyzanckiej sformowanej z uwolnionych ze starachowickiego więzienia oraz ludzi „spalonych” z okolicznej konspiracji. Oddział „Krzyka” początkowo stacjonował w lasach starachowickich za wsią Borsuki koło Grabowca i systematycznie się powiększał. Rozszerzył się o grupę członków placówki z Tarłowa zdekonspirowanych przez Niemców. Znów rozpoczęły się intensywne szkolenia z zakresu wojskowości, w czasie których Kiepas pełnił funkcję instruktora na konspiracyjnych kursach podoficerskich i podchorążych. Odział leśny Zygmunta Kiepasa „Krzyka” stał się zalążkiem słynnego oddziału „Szarego”. Antoni Heda dowództwo nad tym odziałem przejął oficjalnie jesienią 1943 r. natomiast „Krzyk” formalnie został jego zastępcą. W praktyce Kiepas w dalszym ciągu, na co dzień, dowodził oddziałem. Głównie ze względu na częste nieobecność Hedy w lesie. „Szary” przejmował dowództwo gdy pojawiał się w obozowisku lub na czas wykonywanych akcji. Odtąd o „Szarym” i „Krzyku” było głośno na Kielecczyźnie. Oddział partyzancki przenosił się z miejsca na miejsce, nieustannie prowadząc potyczki z wrogiem, wypady do urzędów gminnych, w celu niszczenia dokumentów dotyczących wywózki mieszkańców na roboty do Niemiec i ściągania kontyngentów. Oddział organizował również zasadzki na samochody wiozące do Starachowic kontyngent mięsny i zbożowy zrabowany chłopom.

Część oddziału partyzanckiego „Krzyka” (lasy starachowickie 1943 r.). W środku stoi dowódca, tuż po uwolnieniu ze starachowickiego wiezienia. (fot. ze zbioru Ewy Milczarek)

Ppor. „Krzyk” i ppor. „Szary” z psem Reksem (lasy starachowickie 1943 r.). (fot. z albumu rodziny Kiepasów)

 

Do ważniejszych akcji, w których udział brał „Krzyk” należą:

– Akcja na majątek ziemski w Pakosławiu dokonana 15 września 1943 r., gdzie stacjonował pluton żołnierzy niemieckich. Efektem tej akcji było rozbicie nieprzyjaciela, zdobycie broni, amunicji, oporządzenia oraz żywności.

– Akcja na kasę w Zakładach im. Hermana Goeringa w Starachowicach. Pierwsza nieudana 15 października 1943 r. dowodzona przez „Krzyka”. Druga 30 października dowodzona przez „Szarego” zakończona sukcesem. W ręce partyzantów wpadło 2,5 miliona złotych.

– Potyczka z żandarmerią niemiecką w Edwardowie k. Bąkowej 26 lutego 1944 r., która była niezwykle dramatyczna dla Zygmunta Kiepasa. 56 osobowy oddział pod dowództwem ppor. „Krzyka” wyruszył na akcję odbioru zrzutów. Odział zatrzymał się na krótki postój w małej miejscowości, a właściwie przysiółku Edwardów. Partyzanci zajęli trzy wiejskie chałupy, by trochę odpocząć przed dalszym marszem. Odpoczynek nie trwał jednak zbyt długo. Zostali zaatakowani przez żandarmów przybyłych z sąsiedniej wsi Kochanów. Doszło do zaciętej walki, podczas której podporucznika dosięgła niemiecka kula, która przebiła mu kość czołową tuż nad prawym okiem. Żołnierzom udało się wynieść go z pola walki w bezpieczne miejsce. Okrwawionego i pojękującego „Krzyka” przewieziono w nocy do domu Jana Jurka ps. „Sęp” w Krzyżanowicach. Stąd następnego dnia trafił do szpitala konspiracyjnego prowadzonego przez Wacławę Kotlicką „Narcyzę”. Przybyły z Iłży doktor Chyczewski, usunął odłupany fragment kości, umiejscowiony w gałce ocznej oraz fachowo opatrzył. Następnie z Krzyżanowic rannego przewieziono do wsi Błaziny, gdzie mieszkała jego narzeczona Jadwiga Wawro, która sprowadziła ze Starachowic lekarza okulistę. Po przeprowadzonych oględzinach okulista orzekł, że oko musi zostać usunięte. Po długich perswazjach Zygmunt zgodził się z decyzją lekarza i zabieg został wykonany. Po operacji i rekonwalescencji, którą przechodził początkowo zamelinowany w Błazinach Dolnych, a następnie krótko w Krakowie, powrócił do lasów starachowickich. 22 kwietnia znów znalazł się w oddziale partyzanckim, by już kilka dni później włączyć się do walki. Od tego czasu nosił czarną opaskę. Mimo, że był trwale okaleczony doskonale sobie radził.

Leokadia Kiepas (po wojnie Dziura) przydomek „Lotka” (ur. 1922 r., zm. 1977 r.). W czasie okupacji wielokrotnie pełniła funkcje łączniczki. Wspierała rannego brata w czasie rekonwalescencji podczas pobytu w Błazinach Dolnych u rodziny Kępińskich. Wyspecjalizowana w zapewnianiu pomocy medycznej i poszukiwaniu melin dla rannych żołnierzy AK. Jak wynika z przekazu rodzinnego, brała udział w sporządzaniu fałszywych kenkart i innych dokumentów. (fot. z kenkarty – album rodziny Kiepasów)

Dokument z okresu rekonwalescencji podczas leczenia w Krakowie wystawiony na fałszywe nazwisko Wróbel. (zbiory T. Pietrzykowski)

 Kolejnymi akcjami były:

– Rozbrojenie 25 kwietnia 1944 r. Forstschutzu w Marculach (oddziału niemieckiej straży leśnej).

– Rozbicie więzienia w Końskich 5 czerwca 1944 r. Podczas tej akcji zadaniem „Krzyka” było opanowanie urzędu pocztowego i odcięcie łączności w centrali telekomunikacyjnej.

– Opanowanie stacji kolejowej w Suchedniowie, podczas którego zlikwidowano i rozbrojono niemiecki patrol. Akcja miała miejsce 24 czerwca 1944 r.

– Akcja zdobywania amunicji 19 lipca 1944 r. w Wólce Plebańskiej został zatrzymany i rozładowany pociąg wypełniony znaczną ilością amunicji karabinowej (około 500 tysięcy sztuk) i materiałami wybuchowymi (blisko 1300 kilogramów trotylu).

Wraz z wybuchem powstania warszawskiego, w Okręgu Radomsko-Kieleckim rozpoczęła się akcja „Burza”. Odział „Szaraków” wszedł w skład 2 Dywizji Legionów AK pułkownika Antoniego Żółkiewskiego „Lina” i stał się 2 Batalionem 3 Pułku Piechoty Armii Krajowej. Pułk ten dowodzony przez kapitana Stanisława Poredę ps. „Świątek”, podzielony był na dwa baony. Pierwszy dowodzony przez kapitana „Kłosa” natomiast drugi baon stworzony został z oddziału „Szarego”, w którym „Krzyk” pełnił rolę zastępcy dowódcy. Bezpośrednio przed rozpoczęciem akcji „Burza” zarówno Heda jak i Kiepas dostali awans na poruczników. Rozkaz został odczytany w lasach przysuskich podczas odwiedzin oddziału przez dowódcę dywizji pułk „Lina”.

Wszystkie walki II batalionu 3 pp Leg. prowadzone były na Kielecczyźnie. Do najważniejszych bitew, w których udział brał Zygmunt Kiepas należą:

– Radoszyce, Grodzisko 3, 4 września 1944 r. Obrona pacyfikowanej wsi, podczas której rozbito pluton policji i Wehrmachtu. Poległo 28 Niemców. Straty własne 2 zabitych.

– Trawniki 13 września 1944 r. Walka z obławą niemiecką. Ginie 2 partyzantów.

– Rykoszyn 16 września 1944 r. W czasie przemarszu zdobyto niemiecki bunkier ochraniający tory kolejowe, którego obsługa zginęła, bądź ratowała się ucieczką. Poległo 2 żołnierzy polskich, kilku było rannych.

– Szewce 17 września 1944 r. Niemal całodzienna walka ze znacznymi siłami wroga, podczas której w kilku natarciach zginęło ok. 100 Niemców. „Krzyk” koordynował działania na pierwszej linii podczas głównego ataku piechoty wroga. Pozycje polskie na skraju lasu były ostrzeliwane przez moździerze, artylerie, lotnictwo i pociąg pancerny do godzin wieczornych. Z batalionu „Szarego” nikt nie poległ, było jedynie kilku lekko rannych.

– Zakrzów 27 września 1944 r. Niemieckie rozpoznanie ponownie natknęło się na 3 pp Leg. W trakcie walki zniszczony został jeden czołg i jeden samochód pancerny wroga. Pułk odparł atak nieprzyjaciela, tracąc kilku żołnierzy. Baon „Szarego” nie brał bezpośrednio udziału w walce, nękany był jednak nalotami lotnictwa i ostrzałem.

Na początku października 1944 r. nastąpiły znaczące zmiany struktur partyzanckich. Dotychczasowe dowództwa i sztaby jednostek przeszły ponownie do konspiracji. Niosło to za sobą zmiany kadrowe na stanowiskach dowódców pułków i batalionów. Na dowódcę przeformowanego 3 pp Leg. mianowano „Szarego” awansując go do stopnia kapitana. Najprawdopodobniej awans na kapitana w tym samym czasie, lub niedługo potem, otrzymał również „Krzyk”, który mianowany został na zastępcę dowódcy 3 pp Leg.

W październiku i listopadzie 1944 r. stan osobowy oddziału był systematycznie pomniejszany. „Krzyk” odszedł na zasłużony zimowy urlop, na którym prawdopodobnie pozostał do wkroczenia Armii Czerwonej. Jednak przez cały czas za pośrednictwem łączników utrzymywał kontakt z pułkiem. Tuż przed rozwiązaniem AK w styczniu 1945 r. Kiepas w uznaniu zasług wojennych, został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.

Zenon Kiepas przydomek „Mały” (ur. 1928 r., zm. 2000 r.). Izolowany przez braci i rodziców od jakiegokolwiek udziału w konspiracji i partyzantce. Jednak pod koniec wojny sam zaangażował się w działalność konspiracyjno-aprowizacyjną. Pomagał w dowozie żywności i chleba dla przebywających w lasach iłżeckich partyzantów. (fot. z albumu rodziny Kiepasów – ubrany w mundur jednego z braci)

19 stycznia 1945 r. AK zostało rozwiązane, miało się jednak przekształcić w nową organizacje „Niepodległość”- „NIE”. „Krzyk” i kilku innych oficerów przewidywany był przez swoich przełożonych do odbudowy, w oparciu o byłych żołnierzy AK, oddziałów partyzanckich mających kontynuować walkę z nowym okupantem.

Po „wyzwoleniu” Iłży Zygmunt podobnie, jak wielu innych żołnierzy AK,  próbował odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Podjął pracę przy parcelacji majątków, jednak spokojem cieszył się bardzo krótko. Ponieważ był oficerem Armii Krajowej „stanowił zagrożenie” dla nowej władzy ludowej. Zaczął poszukiwać go Urząd Bezpieczeństwa i Milicja. Podczas ujęcia Kiepasa w okolicach Iłży został postrzelony przez funkcjonariuszy UB. Podobnie jak rok wcześniej pocisk trafił w głowę, tym razem raniąc ucho. Po aresztowaniu, znów rozpoczęła się męka ciężkich, poniżających przesłuchań podobnych jak na gestapo, podczas których „[…] bito go po twarzy do tego stopnia, iż niewiele było potrzeba aby go oślepiono”.[5]

W lutym 1945 r. trafił do Obozu NKWD nr 10 w Rembertowie. Obóz ten pełnił rolę punktu zbornego przed wysyłką w głąb Rosji. W tym samym czasie w obozie tym znajdował się August Emil Fieldorf „Nil” pod fałszywym nazwiskiem Walenty Gdanicki. Wywieziono go w jednym z transportów na wschód. Kiepasowi, tak jak w Starachowicach, dopisało szczęście. Na parę dni przed kolejnym planowanym transportem kolejowym do ZSRR w nocy z 20 na 21 maja 1945 r. doszło do rozbicia obozu i uwolnienia ok. 500 osób w tym Zygmunta Kiepasa. Obóz został zdobyty przez odział Obwodu AK z Mińska Mazowieckiego dowodzony przez ppor. Edwarda Wasilewskiego ps. „Wichura”. Akcja ta była jedyną operacją na terytorium Polski, przeprowadzoną bezpośrednio na obóz NKWD, zakończoną sukcesem.

Kazimierz Kiepas „Oset” (ur. 1919 r., zm. 1992 r.). Przed wojną przeszedł przeszkolenie wojskowe. W 1939 r. jako cywil brał udział w bitwie pod Iłżą. W czasie okupacji łącznik do dyspozycji „Krzyka”. W końcu 1943 r., aresztowany i osadzony w obozie pracy przymusowej w Bliżynie – filia Majdanka. Po kilku miesiącach zwolniony przez Niemców na pewną śmierć, ważył poniżej 40 kg. Przeżył i po rekonwalescencji brał udział wraz z braćmi w akcji „Burza”. Po wojnie więziony i prześladowany. Przez pewien czas ukrywał się jako Jaworski Józef. (fot. okres powojenny ze zbioru Renaty Szelmanowskiej – córki Kazimierza)

 

Jadwiga Adamska (po wojnie Kiepas) ps. „Jaskółka”, „Wiśka” (ur. 1925 r., zm. 2012 r.). Łączniczka, sanitariuszka zaprzysiężona trakcie okupacji przez Wacławę Kotlicką ps. „Narcyza” z Wojskowej Służby Kobiet. Po wojnie żona Kazimierza Kiepasa. (fot. z kenkarty ze zbioru Renaty Szelmanowskiej)

Po odbiciu Zygmunt, przez jakiś czas, ukrywał się w puszczy kozienickiej i w lasach w rejonie Przysuchy, gdzie spotkał się ze swoim bratem Kazimierzem. Od tego momentu nie miał złudzeń. Wiedział, że jako żołnierz AK w Polsce Ludowej był niepotrzebnym obywatelem drugiej kategorii, i tak jak w czasie okupacji nadal musiał się ukrywać. Przedostał się do Krakowa, gdzie wówczas przebywała jego narzeczona, miłość z lat okupacji – łączniczka Jadwiga Wawro. W Krakowie, w kościele Św. Szczepana, Jadwiga i Zygmunt wzięli ślub, na którym obecni byli prawdopodobnie wyłącznie świadkowie i Anna Wawro, siostra Jadwigi, która kilka lat później po śmierci swojej siostry i aresztowaniu szwagra wychowywała ich dzieci, a w końcu po latach została drugą żoną Zygmunta Kiepasa.

Zdjęci ślubne – Jadwiga i Zygmunt (Józef) Wróblowie oraz Anna Wawro, siostra Jadwigi. (fot. z albumu rodziny Kiepasów)

Małżonkowie Jadwiga i Zygmunt przyjęli konspiracyjne nazwisko Wróbel[6]. Przez wzgląd na komplet posiadanych przez Kiepasa dokumentów z lat okupacji na nazwisko Józef Wróbel, było to najprostsze rozwiązanie. Przebywając w ukryciu, aby lepiej się zakamuflować, zdecydowali się przemieścić z Krakowa na tzw. „ziemie odzyskane” do Gdańska. W lipcu 1945 roku zamieszkali na przedmieściu Gdańska w dzielnicy Święty Wojciech. Pomimo tego, że Zygmunt (Józef) wraz z żoną miał możliwość ucieczki za granicę to nie skorzystał z takiego rozwiązania. Jako patriota nie wyobrażał sobie życia poza Polską, o którą walczył.

W Gdańsku stał się zwykłym obywatelem. Postanowił wykorzystać swoje przedwojenne wykształcenie i wspólnie z trzema nauczycielami przybyłymi między innymi z Wilna, założył i prowadził szkolę podstawą nr 40, która istnieje do dnia dzisiejszego. Uczył również w Szkole Podstawowej nr 10.

Jego życie stabilizowało się i układało. Owocem małżeństwa Jadwigi i Zygmunta (Józefa) była trójka dzieci: Ewa, Marek i Maria. Jednak los go nie oszczędził. Śmierć żony 28 lutego 1953 r. rozpoczęła tragiczne losy całej jego rodziny.

Niedługo po pogrzebie małżonki dopadły go organy ścigania. W marcu 1953 r. znowu został aresztowany za działalność w Armii Krajowej. Wciąż był przerzucany do różnych więzień i aresztów: w Radomiu, Starachowicach, Kielcach i znów przesłuchiwany. W pokazowym procesie sądowym w Starachowicach dnia 27 lipca 1954 r. został skazany na 3 lata więzienia. Pozbawiono go również praw obywatelskich, odebrano zdobyte odznaczenia i pozbawiono stopnia wojskowego. W karę wliczony był okres aresztu sprzed procesu. Ze względu na stan zdrowia odbywanie kary zawieszono warunkowo.

Po odzyskaniu wolności i ujawnieniu Zygmunt wraz ze swoimi dziećmi powrócił do nazwiska Kiepas. Początkowo nie mógł wykonywać zawodu nauczyciela ze względu na swoja przeszłość. Podjął pracę w ZMB – Bazie Sprzętu w Gdańsku.

Po śmierci Stalina nadszedł okres „odwilży”, z więzień wypuszczono więźniów politycznych. Skończyły się prześladowania żołnierzy AK. W 1957 r. Zygmunt znów mógł powrócić do pracy w szkole, w której uczył, aż do przejścia na emeryturę 1 września 1977 r.

Zygmunt ze swoją chrześnicą Teresą Kiepas – córka Zenona (obecnie Pietrzykowska). (fot. zbiory T. Pietrzykowski)

 

 

Zmarł w Gdańsku 29 stycznia 1989 r. jako kapitan Armii Krajowej. Pogrzeb odbył się 1 lutego w Kościele Świętego Wojciecha w Gdańsku.

Nekrolog w „Dzienniku Bałtyckim” z 31 stycznia 1989 r.

Niewątpliwie był postacią znacząca jako jeden z twórców konspiracji w Iłży. Również działania partyzanckie w lasach starachowickich i na Kielecczyźnie potwierdzają jego autorytet wojskowy i znajomość sztuki wojennej. W opinii podkomendnych sukcesy, jakie odnosił i opisał Antoni Heda ps. „Szary” dowodząc odziałem partyzanckim były w dużej mierze również zasługą Zygmunta Kiepasa „Krzyka” – były to nieodłączne dwie jednostki, które wzajemnie się uzupełniały.[7] Dziś „Szary” jest legendarnym, znanym w kraju dowódcą partyzanckim – Żołnierzem Wyklętym. Jego imieniem nazywane są szkoły, ronda i ulice. Jedynym miejscem upamiętniającym Zygmunta Kiepasa w jego rodzinnej miejscowości jest witraż poświecony żołnierzom Armii Krajowej znajdujący się przy kaplicy Świętego Krzyża (Szyszkowskich) w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Iłży, na którym znajduje się tylko jego pseudonim, tuż obok: „Szarego”, „Judyma” i „Potoka”. Swego czasu jego imieniem planowano nazwać Publiczne Gimnazjum Gminne w Iłży, jednak do tego nie doszło. Dziś szkoła nosi imię Armii Krajowej. Niemym pomnikiem jest nazwa ulicy – Armii Krajowej, prowadząca z centrum miasta na osiedle domków jednorodzinnych. Wiele osób już dziś nie pamięta, idąc pod stromą górę, że na zakręcie i tuż za nim po prawej stronie znajdują się zabudowania, należące do rodziny Kiepasów, która podobnie jak rodzina Cichoszów, miała nieoceniony wkład w walkę z okupantem.

 

Zygmunt Kiepas był odznaczony:

  1. Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari V klasy za okres 1939-45 r.
  2. Krzyżem Walecznych w 1939 r.
  3. Medalem „Za udział w wojnie obronnej 1939 r.”
  4. Medalem „Zwycięstwa i wolności 1945 r.”
  5. Złotym Krzyżem Zasługi
  6. Honorową Odznaka Żołnierza AK „Korpusu Jodła”
  7. Odznaką Żołnierza AK Okręgu Radomsko- Kieleckiego.
  8. Krzyżem Armii Krajowej

I innymi odznaczeniami.

 

 

Literatura:
  1. Dąbek K., W., Plotki Okupacyjne, Towarzystwo Przyjaciół Starachowic, Starachowice 2010.
  2. Heda A., Wspomnienia Szarego, Oficyna Wydawnicza Interim, Warszawa 1993.
  3. Jurek J., Z Kart Okupacyjnego Życiorysu „Sępa”, Instytut Wydawniczy Świadectwo, Bydgoszcz 1995.
  4. Langer M., Lasy i Ludzie, ŚZŻAK „Jodła”, Warszawa 1993.
  5. Piątkowski, M. Sołtysiak, Antoni Heda „Szary”. Biografia. Kielce 2010.
Artykuły prasowe:
  1. Bolduan R., Partyzancka Przyjaźń, „Dziennik Bałtycki” 1969, nr 39, s. 5.
  2. Mączka C., Nieuchwytni, „Wieczór z Wybrzeża” 1989, nr 254 (9453), s.4.
  3. Nekrologi, „Dziennik Bałtycki” 1989, nr 26, s. 5.
Materiały niepublikowane:
  1. Kiepas Z., Relacja z działalności w latach 1939-1945, opracowanie i wprowadzenie Wójcik R., (maszynopis w posiadaniu autora).
  2. Nowakowski P. Iłżeckie harcerstwo, (kserokopia rękopisu w posiadaniu autora)
  3. Pietrzykowski T. Cień „Szarego” Zygmunt Kiepas ps. „Krzyk”, (obszerny maszynopis w trakcie opracowywania w posiadaniu autora).
  4. Z. Kiepas., Bitwa pod Szewcami według relacji por. „Krzyka” – Zygmunta Kiepasa z-cy d-cy II batalionu 3 pułku piechoty Leg. AK, (kserokopia maszynopisu w posiadaniu autora).
  5. Wspomnienia rodzinne, relacje, listy i inne dokumenty zgromadzone przez autora i rodzinę Kiepasów i Ryszarda Wójcika.
Materiały internetowe:
  1. Znaki Nowych Czasów, Rozbicie Obozu NKWD w Rembertowie. Fragment książki, Marek Hołubicki, Stanisław Madras, [on-line], 06.01.2011,

http://www.zncz.org/index.php?option=com_content&task=view&id=56&Itemid=58

  1. Specjalny Obóz NKWD Nr 10 w Rembertowie, fragmenty artykułu Sławomira Kalbarczyka,

http://naszrembertow.waw.pl/index.php?topic=36.0

 

[1] C. Mączka: Nieuchwytni. „Wieczór Wybrzeża” 1988/89, nr 254 (943), s. 4.

[2] P. Nowakowski, Iłżeckie harcerstwo, (kserokopia rękopisu w posiadaniu autora).

[3] Obecnie Armii Krajowej. Zmiana nazwy ulicy prawdopodobnie związana była z mieszkającą tam rodziną Kiepasów zaangażowaną niemal w całości w działalność w konspiracji i AK.

[4] Z. Kiepas Relacja z działalności w latach 1939-1945, opracowanie i wprowadzenie Wójcik R., (maszynopis w posiadaniu autora).

[5] M., Langer, Lasy i Ludzie, ŚZŻAK „Jodła”, Warszawa 1993, s. 423.

[6] Zygmunt Kiepas vel Wróbel Józef

[7] Z. Kiepas Relacja z działalności w latach 1939-1945, opracowanie i wprowadzenie Wójcik R., (maszynopis w posiadaniu autora)

 

Rysunek Pana Sylwestra Kiełka wykonany dla uczczenia 100 rocznicy urodzin Zygmunta Kiepasa. Inspiracją do odtworzenia wyglądu „Krzyka” był opis zawarty w książce M. Langera, Lasy i ludzie.