Nieznany Bohater

Nieznany Bohater

Ppor. Wacław Wojciechowski ps. „Wacek” urodził się 24.08.1923 roku w Seredzicach koło Iłży. Był synem Józefa i Franciszki z domu Kiepas. Uczęszczał do szkoły powszechnej w Seredzicach,  a następnie do gimnazjum w Iłży. Dalszą naukę kontynuował w Technikum Mechanicznym  w Radomiu gdzie zdał maturę w 1942 r. Do konspiracji wstąpił już w 1940 r. Jako „Gryz” trafił do oddziału NOW/AK (Narodowa Organizacja Wojskowa/Armia Krajowa) „Filip” dowodzonego przez ppor. Jana Kaima, działacza Stronnictwa Narodowego. Członkowie grupy pochodzili głównie z okolic Iłży, a także z Radomia i Starachowic. Oddział „Filip” wykonywał zadania  dywersyjno – rekwizycyjne,  oraz szkoleniowe (kursy podchorążych). Zdobywaną w ten sposób broń, żywność i pieniędze przeznaczano na potrzeby organizacji. Żołnierze oddziału często w niemieckich mundurach dokonywali ekspropriacji w fabrykach, magazynach i bankach. Działali na terenie całej Generalnej Guberni. Przeprowadzili wiele brawurowych akcji. Zdobytą przez nich broń wykorzystano później  w Powstaniu Warszawskim do uzbrojenia oddziałów NOW/AK. W 1943 roku grupę przeniesiono do Warszawy gdzie przyjęła nazwę „Wiktor”. Oddział został plutonem specjalnym przy Komendancie Głównym NOW/AK. Sprawował funkcję  ochrony Komendy, a także kontynuował dawną działalność. Wacław Wojciechowski teraz jako „Kosiński” został dowódcą sekcji, której zadaniem było zdobywanie środków finansowych dla centralnego kierownictwa Stronnictwa Narodowego. Na początku 1944 r. ukończył konspiracyjną Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty Agricola i został mianowany na stopień kaprala podchorążego. Uczęszczał także na tajne komplety Politechniki Warszawskiej na kierunku architektura. 1 sierpnia 1944 r. „Wacek” – nowy pseudonim Wojciechowskiego, wraz ze swoim oddziałem znajdował się w Warszawie. Całe Powstanie walczył na pierwszej linii, należąc do Plutonu Specjalnego  „Juliusz” – „Tygrysy Woli” z batalionu „Gustaw”. Był zastępcą dowódcy plutonu, a przez pewien czas także jego dowódcą.  Przeszedł morderczy szlak bojowy: Wola – Stare Miasto – kanały – Śródmieście Północ. Rozkazem Komendanta Głównego AK gen. Tadeusza Bora‐Komorowskiego za heroizm i odwagę otrzymał Krzyż Walecznych i mianowany został na stopień podporucznika.  

Jan Kaim
Jan Kaim „Filip”,”Wiktor”

Po powstaniu osadzony został w niemieckim obozie. Wyzwolony przez wojska angielskie pozostał na zachodzie. Nie godzi się z narzuconym ustrojem i zniewoleniem ukochanej Ojczyzny. Podejmuje walkę przeciw sowieckiej okupacji. Jako kurier Stronnictwa Narodowego kilkukrotnie przez zieloną granicę przedziera się do Polski. Organizuje tu struktury konspiracyjne walczące z nowym ustrojem. Ścigany przez służby bezpieczeństwa ucieka z kraju, ale nawet w Niemczech musiał ukrywać się przed komunistycznymi siepaczami. Był silnie związany z emigracją polską w Londynie. Współpracował między innymi ze znanymi działaczami Stronnictwa Narodowego Adamem Mireckim i Władysławem Lisieckim. Wacław Wojciechowski zajmował się zagadnieniami politycznymi, społecznymi i gospodarczymi Polski okupowanej przez Sowietów. Uzyskiwane przez niego wiadomości bez ingerencji cenzury służyły do opracowań i artykułów prasowych zamieszczanych w periodykach emigracyjnych. Współpracował także z Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa. Jego relacje wielokrotnie były tam wykorzystywane. Tymczasem w kraju komuniści podejmują represje wobec rodziny Wacława. Brat Marian zostaje skazany na karę śmierci, jego żona Krystyna otrzymała wyrok 8 lat więzienia, a najmłodszy brat, a mój ojciec Mieczysław, skazany został na 12 lat. Rodzice zostali aresztowani i byli przetrzymywani w UB w Starachowicach.

Po tym jak prysły ostatnie nadzieje na odzyskanie niepodległości, ze względu na brak możliwości  powrotu do kraju, Wacław decyduje się na pozostanie na emigracji. W 1957 roku wyjechał do USA.  „Nagrodami” jaką otrzymał od nowej Polski były kara śmierci, banicja i list gończy, który obowiązywał aż do 1992 roku.

Obecnie staram się, aby jak najwięcej rodaków poznało historię tego bohaterskiego żołnierza, mojego stryja. Dzięki takim ludziom jak Wacław Wojciechowski Polska jest dzisiaj niepodległym i demokratycznym krajem. W tym roku [2020 r.] z pomocą płk. Demediuka z Urzędu d/s Kombatantów złożyliśmy wniosek do Prezydenta RP o odznaczenie Wacława Wojciechowskiego. W dniu 16.07 2020 r. otrzymałem potwierdzenie z Kancelarii Prezydenta RP o nadaniu ppor. Wacławowi Wojciechowskiemu Orderu Odrodzenia Polski – Polonia Restituta. Niestety podporucznik Wacław Wojciechowski nie doczekał uroczystej dekoracji która miał się odbyć 2.10.2020 r. w Chicago. Odszedł od nas na wieczną wartę 23.09.2020 r.

Cześć Jego pamięci!!! Niech trwa pamięć o tym niezłomnym żołnierzu.

Wacław Wojciechowski [fot. ze zbiorów autora]

Ważnym epizodem w wojennych przeżyciach Wacława Wojciechowskiego był udział w Powstaniu Warszawskim. Poniżej przedstawiam kilka wspomnień, które zebrałem od stryja.

” Dnia 3 sierpnia 1944r pluton specjalny 1908, którym tego dnia dowodziłem zajął stanowiska w budynku Ubezpieczalni Społecznych na rogu ul. Wolskiej i ul. Działdowskiej. Znaleźliśmy się za liniami wroga. Za nami barykadę na ul. Młynarskiej zajmował batalion „Zośka”, a obok nich pozycje zajmowała kompania „Anna” z naszego batalionu. Nagle ok. godz. 9 od strony ul. Leszno zobaczyliśmy zbliżających się Niemców. Był to konwój złożony z dwóch czołgów i dwóch ciężarówek pełnych żołnierzy niemieckich. Myśmy weszli na drugie piętro budynku i otworzyli do nich ogień. Ten drugi czołg uszkodziłem granatem, który rzuciłem i spadł pod nim. To był straszny wybuch. Miałem przygotowany węgierski granat. Włożyłem go w puszkę po konserwie i owinąłem 0.5 kg plastiku, dorzuciłem tam jeszcze różne śrubki i to wszystko zadrutowałem. Drugi czołg podpalili moi chłopcy butelkami z benzyną. Uszkodzone czołgi dojechały jeszcze do barykady „Zośki” i tam się poddały. Straty wśród Niemców były wielkie, nieznane. Jeden czołg został użyty przez batalion „Zośka” do wyzwolenia Gęsiówki. „

„Tygrysy Woli” [fot. ze zbiorów autora]

Wszędzie w relacjach z Powstania podaje się, że czołg zdobyli żołnierze „Zośki”, a całkowicie pomija się zasługi plutonu 1908, którym wtedy dowodził „Wacek”. Od tego dnia pluton zyskał nazwę „Tygrysy Woli”. Istnieje także wersja, że nazwali ich tak mieszkańcy Woli, gdyż jako pierwszy powstańczy oddział umundurował się w niemieckie panterki zdobyte w magazynach na Stawkach.

Potyczka na Placu Bankowym 9 sierpnia 1944 r. Tego dnia pluton „Tygrysy Woli” zajmował pozycje obronne w okolicach Placu Bankowego. Ok. godz. 15 jeden z żołnierzy oddziału melduje dowódcy ppor. „Juliuszowi” (Urbanyi Zygfryd), że dwa autobusy wypełnione żołnierzami niemieckimi i wóz pancerny wjechały na plac od strony pałacu Brüchla. Wjechali wprost na placówki plutonu nie przypuszczając, że mogą tu natknąć się na ogień powstańców. Pluton „Tygrysy Woli” ze swoich pozycji otworzył bardzo silny ogień, który zmusił autobusy do zatrzymania się, a Niemcy powyskakiwali z nich i ukryli się w zaroślach na środku placu. Ppor. „Juliusz” daje rozkaz aby natychmiast ściągnąć CKM. Pluton rozpoczął ostrzał w kierunku ukrytych Niemców. CKM sieje spustoszenie siekając zarośla i Niemców tam ukrytych. Po tym ostrzale ppor. „Juliusz” z okrzykiem hura podrywa do ataku pluton. Biegnie na czele z pistoletem w ręku, a ramię w ramię z nim biegnie jego zastępca „Wacek”,  strzelając do Niemców z karabinu maszynowego. Po tym ataku na placu pozostaje 30 zabitych żołnierzy niemieckich. Zdobyto 2 autobusy i sporą ilość broni. Nagle zza drzew Ogrodu Saskiego wyjeżdża samochód pancerny, a za nim osobowy. Pod silnym ostrzałem powstańców samochody zatrzymują się, a jadący w nich Niemcy wyskakują na plac i próbują się wycofać. „Wacek” podbiega do samochodu osobowego i serią z karabinu maszynowego

Herbert Hummel zastępca L. Fishera zastrzelony przez „Wacka” na Placu Bankowym [fot. Wikipedia]

zabija kierowcę i jednego z pasażerów. Siedzący z tyłu mężczyzna zostaje ranny, ale udaje mu się uciec w kierunku pozycji niemieckich. Tym drugim pasażerem według relacji „Wacka” i żołnierzy plutonu był gubernator Warszawy Ludwig Fischer. Za akcję na placu bankowym dowódca plutonu ppor. „Juliusz” napisał wniosek o odznaczenia  Wacława Wojciechowskiego Krzyżem Walecznych. Następnego dnia ginie „ Juliusz” i wniosek nie dociera do sztabu dowództwa. Nikt też już nie może  potwierdzić tego faktu. Wacław Wojciechowski twierdzi, że rozmawiał później z ppłk. Wachnowskim (Karol Ziemski, dowódca obrony Starego Miasta), który stwierdził, że tego dnia wysłana do „Juliusza” łączniczka zaginęła, a wraz z nią rozkazy. Od dnia 9 do 12 sierpnia „Tygrysy Woli” bronią barykad na ul. Leszno, Pasta, Tłomacka i Rymarska, zamykających Niemcom dostęp do Placu Bankowego. Mimo bardzo silnego ostrzału artyleryjskiego i naporu Niemców z brygady Drilewangera, złożonej z kryminalistów, mimo ciężkich strat, wytrwali na powierzonych im pozycjach. Przez cztery dni bohatersko bronili swoich barykad umożliwiając innym oddziałom umocnienie się na Starym Mieście.

„O świcie 12 sierpnia 1944 r. rozpoczął się huraganowy koncert artylerii , moździerzy, ciężkich karabinów maszynowych. Ogień nieprzyjaciela koncentrował się na Lesznie, Rymarskiej i Pałacu Mostowskich. Dowódcą pododcinka był mjr „ Zawisza”. Barykady na Lesznie, Rymarskiej,  Pastę, Tłomacką bronił Oddział Specjalny „Juliusz”-„Tygrysy Woli”, którego byłem tymczasowym dowódcą. To nie był nasz chrzest bojowy. Zamiast ginąć w piekle ognia jak głodne wilki byliśmy gotowi rzucić się do ataku. Widząc chwiejącego się od wybuch granatu na Lesznie mjr. „Zawiszę” zameldowałem: Panie Majorze opuszczamy barykadę – Nie opuści pan barykady, krzyknął. – Ale Panie Majorze chcemy przejść do kontrataku!!! Nie dał mi dokończyć. – Do historii przejdzie Pan jako bohater albo zmieszany z błotem okryje się pan wieczna hańbą. Nie mogłem wydać głosu i po chwili ryknąłem:  – Rozkaz Panie Majorze! Pozycje utrzymaliśmy poprzez wysunięcie dwóch silnych patroli do ul. Orlej, wbrew rozkazowi nieustraszonego legionisty.”

Inna relacja już z końcowego okresu Powstania, w której Wacław Wojciechowski opisuje patrol na Czerniaków.

Dnia 17.09.1944 pluton Specjalny „Juliusz”, którego byłem z-cą dowódcy zajmował pozycje na Śródmieściu Północ. Broniliśmy barykad na linii ulic Mazowiecka ‐ Świętokrzyska – plac Napoleona.    W dniu 16.09 dowiedzieliśmy się, że na Czerniakowie w nocy z 15 na 16.09. wylądowali żołnierze z 1 Armii Wojska Polskiego. Powróciły nadzieje, że jeszcze możemy to powstanie wygrać i wspólnie z nimi pokonać Niemców. Niestety Czerniaków na którym lądowali żołnierze Berlinga jak ich wtedy nazywano był odcięty od reszty Warszawy. Po południu 17.09 do mojego plutonu dociera łączniczka od płk. „Radwana” (Franciszek Pfeiffer) dowódcy grupy Śródmieście-Północ, z rozkazem, że nasz pluton ma wyznaczyć patrol, który podejmie próbę dotarcia na Czerniaków i zbadania możliwości przebicia się większych oddziałów powstańczych i ewentualne połączenie ponownie ze Śródmieściem. Do zadania tego zgłosiłem się na ochotnika i wyznaczono mnie na dowódcę patrolu. Do patrolu wyznaczyłem dwóch żołnierzy, moich dobrych kolegów: plut. pchor. „Marka” (Andrzej Kowalew) i plut. pchor. „Staśka” (Stanisław Kunicki). Dwaj bardzo doświadczeni i odważni żołnierze, z którymi byłem w konspiracji od dwóch lat i w wielu akcjach walczyliśmy ramię w ramię. Postanowiłem, że przedostaniemy się na Śródmieście Południowe i stamtąd od północnej strony Instytutu Głuchoniemych spróbujemy przebić się na Czerniaków idąc równolegle do ulicy Książęcej. Aby dostać się na Śródmieście Południowe należało przejść przez al. Sikorskiego (dziś Al. Jerozolimskie) w jedynym możliwym miejscu kontrolowanym przez powstańców. Był to płytki przekop w poprzek ulicy osłonięty płytami chodnikowymi i ziemią. Przekop chronił przed ostrzałem ciężkich karabinów maszynowych i snajperów niemieckich od strony Dworca Głównego. Przejścia tego strzegli żołnierze z plutonu żandarmerii AK i tylko ze specjalną przepustką można było przedostać się na drugą stronę. Z rozkazu płk. „Radwana”,  który mieliśmy przy sobie, dowódca plutonu żandarmerii wydał nam przepustkę upoważniającą do przejścia na drugą stronę.

Przepustka, która upoważniała do przejścia przez aleje Sikorskiego (Al. Jerozolimskie) [fot. ze zbiorów autora]

Było już ciemno ok. 21.00 przekroczyliśmy al. Sikorskiego. Na razie wszystko szło zgodnie z planem ale najgorsze było dopiero przed nami. Po przekroczeniu naszych pozycji obronnych znaleźliśmy się na ziemi niczyjej. Przed nami pozycje Niemców. Były marne szanse aby się przebić lub przejść niepostrzeżenie. Postanowiłem, że będziemy udawać patrol niemiecki. Ubrani byliśmy w mundury niemiecki zdobyte w pierwszych dniach powstania z magazynów na Stawkach. Zdjęliśmy z ramion opaski biało ‐ czerwone a hełmy zakryliśmy pokrowcami maskującymi. Na akcję wzięliśmy broń niemiecką. Każdy z nas dysponował pistoletem maszynowym MP40 – Shmeisser, a ja miałem jeszcze pistolet parabellum. Wyglądaliśmy jak prawdziwy patrol niemiecki. Mówiłem trochę po niemiecku. Nie była to moja pierwsza akcja gdzie musiałem udawać Niemca. Przed powstaniem wielokrotnie brałem udział w atakach na niemieckie magazyny, zakłady produkcyjne, banki i różne placówki także przebrany w mundur niemiecki. Było to bardzo ryzykowne, ale jak do tej pory bardzo skuteczne. Była już późna noc. Szliśmy wcześniej wyznaczoną trasą wzdłuż ul. Książęcej. Niedaleko od nas na południu w kierunku Poselstwa Chińskiego duże oddziały powstańcze, nie wiem z jakich batalionów, próbowały przebić się tak jak my na Czerniaków. Słuchać było ciężki ostrzał z karabinów maszynowych i odgłosy walki. Cała uwaga i siła ognia Niemców była skupiona na oddziałach przebijających się w kierunku Czerniakowa. Jak później dowiedzieliśmy się natarcie okupione dużymi stratami w oddziałach powstańczych załamało się. Powstańcy musieli wycofać się na Śródmieście, nam udało się przejść bezpiecznie. Mimo, że po drodze mijaliśmy wielokrotnie pozycje niemieckie nikt nas nie zatrzymał. Zachowywaliśmy się bardzo swobodnie i Niemcom nawet do głowy nie przyszło, że jesteśmy patrolem powstańczym. Po jakimś czasie dotarliśmy szczęśliwie do ul. Czerniakowskiej a za nią do pozycji zajmowanych przez batalion „Parasol” ze zgrupowania „Radosław”. Dalej udaliśmy się już przez teren zajmowany przez powstańców. Dotarliśmy do dużej grupy garaży znajdujących się za jakimś kościołem. Następnie skierowałem mój patrol na południe równolegle do Wisły. Nad rzekę dotarliśmy na wysokości ulicy Przemysłowej. Niestety nie spotkaliśmy na naszej drodze żołnierzy z 1 Armii Wojska Polskiego i postanowiliśmy wracać. Już teraz zdałem sobie sprawę, że przebicie się większych oddziałów jest niemożliwe. Tuż nad Wisłą chłopcy znaleźli duże drewniane wrota z jakiegoś garażu. W związku z tym, że powrót był bardzo ryzykowny i było duże prawdopodobieństwo, że nie zdołamy przejść ponownie i zginiemy, chłopcy wpadli na pomysł aby wykorzystać bramę jako tratwę i próbować przepłynąć Wisłę. Przez chwilę i mnie spodobał się ten pomysł, sytuacja Powstania była dramatyczna i marne były szans na zwycięstwo. Jednak to ja byłem dowódcą patrolu i ja decydowałem co robić dalej. Dotarło do mnie ,że nie możemy tego

Krzyż Walecznych ppor. Wacława Wojciechowskiego

zrobić gdyż w mojej ocenie była by to dezercja. Nie mogłem zostawić swojego oddziału i towarzyszy broni z którymi tyle przeszedłem dlatego wydałem rozkaz powrotu. Wracaliśmy tą samą drogą i dzięki Bogu bez większych problemów udało nam się przejść przez pozycje niemieckie. Mieliśmy naprawdę niesamowite szczęście. Już zaczęło świtać kiedy dotarliśmy ponownie do przejścia przez al. Sikorskiego i już bez przygód do swojego oddziału. Rano zdałem raport z mojego patrolu i potwierdziłem to co już wiedziało dowództwo, że przebicie i połączenie się z Czerniakowem jest niemożliwe. Natarcie nie ma szans powodzenia i spowoduje tylko olbrzymie straty w oddziałach powstańczych. Z tego co dowiedziałem się później niestety desant Berlingowców skończył się klęską i ponosząc ciężkie straty wycofali się po kilku dniach za Wisłę. Prysły wszelkie nadzieje na zwycięstwo powstania. Mimo to do końca broniliśmy naszych barykad i nie wpuściliśmy Niemców na Śródmieście. To było nasze małe zwycięstwo. Mogliśmy z podniesionymi głowami opuścić nasze pozycje i Warszawę.

Rozkazem z 20.09.1944 roku generał Bór-Komorowski, dowódca Armii Krajowej, przyznał ppor. Wacławowi Wojciechowskiemu Krzyż Walecznych.

Grzegorz Wojciechowski

MĘCZENNIK MOKOTOWA

MĘCZENNIK MOKOTOWA

Marianna Pakulska

Jan Kaim
Jan Kaim

Jan Kaim – wielki patriota, bezgranicznie oddany sprawom Ojczyzny, całe swe życie poświęcił walce o wolną Polskę. Za swą działalność więziony, torturowany. Należy do ofiar komunizmu, zgładzony w bestialski sposób w więzieniu na Rakowieckiej. Wśród więźniów zyskał miano „Męczennika Mokotowa”. Jedyną jego winą była bezgraniczna miłość do Ojczyzny, obrona wartości chrześcijańskich i narodowych oraz przeciwstawianie się sowietyzacji Polski. Wychowany w duchu chrześcijańskim i patriotycznym był zdecydowany poświęcić wszystko w imię tych wartości. I tak też się stało, oddał życie w imię zasad, które dla niego były najważniejsze.

Jan Kaim syn Pawła i Marii z domu Kiepas, urodził się w Starosiedlicach 17 września 1912 roku. Miał trzech braci: Antoniego, Stanisława i Władysława, dwie siostry Marię i Zofię oraz siostrę przyrodnią Ewę. Jan Kaim naukę pobierał w Starosiedlicach, Iłży, Nowogródku, Drohiczynie i w Kobryniu, gdzie w 1931 r. uzyskał maturę. Od września 1932 r. do września 1933 r. odbył zasadniczą służbę wojskową w Brześciu nad Bugiem. Mimo trudnych warunków materialnych (ojciec zmarł w 1930 r.) pragnął uczyć się dalej. Od 1933 r. do 1939 r. (z przerwami na pracę) studiował na Wydziale Inżynierii Lądowej i Wodnej Politechniki Lwowskiej. Już w czasie studiów brał czynny udział w działalności organizacji studenckich oraz w ruchu narodowym. W 1939 r. uzyskał absolutorium, ale przed wybuchem wojny nie zdążył złożyć egzaminu dyplomowego.

W pierwszej powszechnej mobilizacji 31 sierpnia 1939 r. zostaje powołany do wojska i przydzielony do 35 p.p. w Brześciu. W szeregach tego pułku walczył z Niemcami m.in. pod Kockiem, Wolą Guławską i Krzywdą. W tym pułku od 31 sierpnia do 17 września był dowódcą drużyny. Po rozbiciu pułku pod Brześciem wycofał się do Drohiczyna Poleskiego, gdzie wstąpił do 81. pp w GO gen F. Kleeberga, pełniąc tam funkcję zastępcy dowódcy plutonu. 7 października, po kapitulacji oddziału pod Krzywdą dostał się do niewoli niemieckiej, z której zbiegł 10 października 1939 r. w Łukowie. Następnie przedostał się do Niska, a stamtąd na tereny rodzinne do Starachowic, gdzie mieszkał do 30 listopada 1942. W listopadzie 1939 r. Jan Kaim wstąpił do Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW), w której pełnił funkcję kierownika organizacyjnego powiatu starachowickiego i organizował oddziały NOW. Stoczył wiele walk z Niemcami na terenie Kielecczyzny (Starachowice, Iłża, Radom). Wykazywał w nich ogromną odwagę i determinację. Pod jego dowództwem walczył również jego młodszy brat Stanisław, który zginął w wieku 19 lat w czasie walk w rejonie Końskich.

W październiku 1942 r. w ramach akcji scaleniowej, NOW weszła w skład AK. Od 1 grudnia 1942 r. do 15 lutego 1943 r. Jan Kaim mieszkał w Radomiu, gdzie był dowódcą plutonu NOW-AK. Zagrożony wsypą przeniósł się do Warszawy, gdzie pod pseudonimem „Wiktor” został dowódcą plutonu specjalnego (rekwizycyjnego) przy KG NOW. W lutym 1943 r. w Warszawie został zaprzysiężony na rotę AK.

W czerwcu 1943 r. dowodził akcją rozbrojenia załogi niemieckiej w majątku Zakrzówek, pow. Radom. Został wówczas ranny w obojczyk. Od listopada 1942 r. do czerwca 1944 r. dowodził wielokrotnie akcjami konfiskaty towarów niemieckich na potrzeby organizacyjne.

W maju 1944 r. w domu w Warszawie przy ul. Złotej został aresztowany przez Gestapo (wraz ze swoją siostrą Marią, która kierowała Narodową Organizacją Wojskową Kobiet i była kurierką Komendy Głównej NOW). Jan Kaim oraz jego siostra Maria zostali osadzeni w więzieniu na Pawiaku i poddani brutalnemu śledztwu. Podczas śledztwa nikogo nie wydali. W „Kedywie” rozważano ich odbicie, ale 30 lipca 1944 r. Jan Kaim został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen, a Maria Kaim dzień później do Ravensbruck. 17 września Jan Kaim został przetransportowany do KL Mauthausen, skąd po miesiącu został przeniesiony do KL Linz, gdzie przebywał do końca wojny.

Dnia 5 maja 1945 obóz został oswobodzony przez wojska amerykańskie, w wyniku czego również Jan Kaim odzyskał wolność. Do 2 lipca przebywał w Ośrodku Polskim w Linz, po czym transportem repatriacyjnym powrócił do kraju, aby rozpoznać nastroje społeczeństwa oraz rozeznać możliwości działania Stronnictwa Narodowego.

Polska wyzwolona spod okupacji niemieckiej, znajdowała się pod okupacją sowiecką. Jan Kaim zaczyna intensywną działalność na rzecz uwolnienia Polski od obcych wpływów. Dla niego walka się nie skończyła, bo Polska nie była jeszcze wolna. Nigdy nie pogodził się z perspektywą wprowadzenia w Polsce ustroju komunistycznego. Zdecydowany był walczyć o pełne wyzwolenie, nie mógł pogodzić się z narzuconym Polsce zbrodniczym ustrojem komunistycznym, zniewalającym naród.

Jan Kaim organizuje więc sieć dla przeciwstawienia się wprowadzeniu reżimu komunistycznego. Wyjeżdża z kraju jako kurier władz Rzeczypospolitej i emisariusz Stronnictwa Narodowego (SN) na uchodźstwie, aby organizować łączność między władzami SN w kraju i na emigracji.

Nawiązuje kontakty z działaczami głównych miast na terenie całego kraju. W kraju organizacja ta została zdelegalizowana przez władzę komunistyczną, a aktywizacja członków Stronnictwa Narodowego była bardzo utrudniona z powodu licznych aresztowań oraz z powodu obaw przed represjami aparatu bezpieczeństwa.

Po rozeznaniu sytuacji w kraju, nawiązuje kontakty z delegaturą rządu londyńskiego oraz kierownictwem Stronnictwa Narodowego. Przybywa do Monachium, Frankfurtu, Meppen, Paryża. Spotyka tam dywizję gen. Maczka i nawiązuje kontakty z delegaturą rządu londyńskiego oraz kierownictwem Stronnictwa Narodowego. Wszędzie szuka kontaktów i organizuje sieć dla przeciwstawienia się wprowadzeniu komunizmu.

W tym okresie Jan Kaim używa pseudonimów „Filip” i „Wiktor”. Wielokrotnie przyjeżdża do kraju z dyspozycjami rządu londyńskiego oraz by organizować zerwaną sieć informacyjną. Przeprowadza również na Zachód zagrożonych aresztowaniem działaczy SN. Niestety nie trwa to długo. Ostatni raz przekracza granicę 4 listopada 1947 r. w okolicach Szczecina. W Szczecinie oraz w wielu innych miastach całego kraju usiłuje nawiązać łączność z działaczami SN, ale wielu jest już aresztowanych. Zasadzka na Jana Kaima jest już przygotowana; cały czas jest śledzony. Po wykonaniu zadania, gdy ma wyjechać z kraju, w dniu 24 listopada zostaje aresztowany w Szczecinie i osadzony w więzieniu w Warszawie na Mokotowie.

W więzieniu Jan Kaim traktowany jest jak największy zbrodniarz; nie pozwalano mu na żadne kontakty z rodziną. Bestialskie metody, jakie wobec niego stosowano oraz okrutne tortury sprawiły, że zyskał miano „Męczennika Mokotowa”. Nawet po wydaniu wyroku śmierci nie zezwolono na widzenie z matką, nie przekazano jej żadnych rzeczy osobistych. Matka do końca swego życia miała nadzieję, że jej syn żyje, bo dlaczego mieliby go stracić? Za co miałby dostać karę śmierci? Przecież nigdy nie zrobił nic złego.

Niestety rzeczywistość okazała się brutalna! Janowi Kaimowi udało się przeżyć wojnę; wielokrotnie omijały go kule nieprzyjaciela na polu walki, mimo że walczył nieustannie nie licząc się z zagrożeniami. Nie oszczędzili go jednak komuniści. Człowiek tak mądry i wykształcony, mógł dobrze służyć Polsce. W kraju wyniszczonym wojną tacy ludzie byli Polsce potrzebni. Komuniści zadecydowali jednak inaczej, patriota i człowiek oddany swojej Ojczyźnie nie był ich zdaniem krajowi potrzebny!

płk Aleksander Warecki vel Warenhaupt ponosi osobistą odpowiedzialny za skazanie Jana Kaima na śmierć

Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z dnia 6 maja 1949 r. Jan Kaim został skazany na karę śmierci. Najwyższy Sąd Wojskowy postanowieniem z dnia 24 czerwca 1949 r. utrzymał powyższy wyrok w mocy. Sądy obu instancji nie zadały sobie trudu uzasadnienia przyjętej kwalifikacji prawnej ani faktów, które wskazywałyby na działalność przestępczą. Zarówno protokół rozprawy, jak i uzasadnienie orzeczeń sądów obu instancji, to zlepek prymitywnych sloganów i zwrotów, w których brak jakiejkolwiek argumentacji prawniczej. Wyrok został wydany w sposób uwłaczający wszelkim zasadom praworządności. Na rozprawie nie było prokuratora, nie było obrońcy, nie było świadków. Właściwie nie było żadnej rozprawy. W uzasadnieniu wyroku znajduje się stwierdzenie, że „usiłował przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego i obalić przemocą ustanowione organa władzy zwierzchniej Narodu, a następnie wraz z innymi zagarnąć ich władzę”. W aktach sprawy znajduje się też stwierdzenie, iż jest zbyt inteligentny i mądry, a w związku z tym zbyt niebezpieczny. Ówczesny sąd stalinowski nie wziął pod uwagę jego wielkich zasług w walce o wyzwolenie spod okupacji hitlerowskiej, które były oczywiste niezależnie od jego poglądów politycznych.

Prezydent R.P. Bolesław Bierut decyzją z dnia 13 lipca 1949 r. nie skorzystał z prawa łaski i w dniu 18 lipca 1949 r. wyrok został wykonany.

W wieku 37 lat, w pełni sił, zamordowano człowieka bez reszty oddanego sprawie Ojczyzny, wielkiego patriotę. Jan Kaim zginął dlatego, że miał inne poglądy, że nie godził się na bolszewizację kraju i utratę suwerenności. Stracono w sposób haniebny człowieka prawego i nieskazitelnego, dla którego liczyło się tylko dobro kraju, dla którego nie miały znaczenia żadne osobiste korzyści, który bez reszty poświęcił się dla dobra Ojczyzny.

W dniu 18 grudnia 1990 r. odbyła się rozprawa rewizyjna w Izbie Wojskowej Sądu Najwyższego, na której Jan Kaim został uniewinniony od przypisywanych mu przestępstw. Wyrok został uznany za haniebny, przy czym stwierdzono, że skazanie nastapiło z obrazą przepisów prawa materialnego. Nazwisko Jan Kaim zostało upamiętnione na pomniku ofiar stalinizmu na Warszawskim Cmentarzu na Powązkach oraz na tablicy umieszczonej na murach więzienia na ul. Rakowieckiej, wśród ofiar straconych w tym więzieniu w latach 1945-1956.

Świadectwo potwierdzające identyfikację odnalezionych szczątków

W dniu 11 listopada 2006 roku w Święto Niepodległości Prezydent Polski Lech Kaczyński, doceniając zasługi w bohaterskiej walce o niepodległość przyznał Janowi Kaimowi pośmiertnie Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.

Miejsce odnalezienia szczątków Jana Kaima - Łączka
Miejsce odnalezienia szczątków Jana Kaima – Łączka

Szczątki Jana Kaima odnalazł zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka 23 maja 2013 roku w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na warszawskich Powązkach.

Uroczysty pogrzeb państwowy z asystą honorową Wojska Polskiego odbędzie się we wrześniu 2019 roku. Odnalezione szczątki zostaną złożone w Panteonie – Mauzoleum Żołnierzy Wyklętych – Niezłomnych na Łączce Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Ceremonia ta będzie zwieńczeniem tragicznej historii Ofiar zbrodni komunistycznych.

                                                                           Marianna Pakulska