W dniu 8 sierpnia 1831 r. do Iłży przybyły liczne oddziały wojska polskiego pod dowództwem gen. Samuela Różyckiego. Miały
tutaj spędzić noc aby następnego dnia kontynuować marsz na północ w kierunku Radomia. Co prawda nazajutrz oddziały wyruszyły lecz szybko je zawrócono do miasta gdy dostrzeżono zbliżających się od Krzyżanowic rosyjskich dragonów. Druga część wojsk rosyjskich błyskawicznie postępowała wzdłuż prawego brzegu Iłżanki i wkrótce opanowała centrum miasta z rynkiem i cmentarzem przykościelnym. Tymczasem zawrócone oddziały polskie zeszły ze Wzgórza Świętego Leonarda i próbowały wejść na rynek, z którego ostrzeliwali się już Rosjanie. Po ciężkiej walce udało się ich wyprzeć za rzekę. Dla oderwania się od nacierających, wojska rosyjskie podpaliły nadrzeczne domostwa a z dział ustawionych na wzgórzu zamkowym zaczęły ostrzeliwać miasto. Wywołany pożar gwałtownie się rozprzestrzenił, zamieniając wkrótce Iłżę w jedno wielkie ognisko. Szalejący ogień uciszył bitwę w samym mieście, a jej zarzewie przeniósł na północ, na przestrzeń między Iłżę a przysiółek Malenie. Tam rozegrała się zasadnicza część starcia, w którym wziął udział Pułk Jazdy Wołyńskiej pod dowództwem płk. Karola Różyckiego i Pułk Noworosyjski dowodzony przez płk. Konstantego Howena. Walkę między oddziałami kawalerii poprzedziło starcie obu dowódców. Epizod ten odbił się szerokim echem i został utrwalony w wielu relacjach. Był także inspiracją do powstania kilku rysunków i obrazów. Zwycięstwo Różyckiego i pokonanie Howena a następnie jego zastępcy podziałało deprymująco na rosyjskich dragonów, którzy pozbawieni liderów rozpoczęli odwrót, zamieniony w ucieczkę.
Wróćmy do Iłży ogarniętej pożogą. Szybkość rozprzestrzeniania się pożaru na pewno była zaskoczeniem zarówno dla mieszkańców jak i polskich żołnierzy. Henryk Bogdański żołnierz Legii Litewsko-Ruskiej wspominał … płomień szybko ogarnął i zniszczył kościół i prawie całe miasto. Ocalała tylko plebania, browar i niektóre domy. To nie tylko wstrzymało nasz pochód, ale utrudniło także połączenie się z naszymi za miastem; ulica któreśmy weszli była już całą w ogniu. Zwróciliśmy więc w bok, lecz niektórzy dla skrócenia drogi, puścili się płonąca ulicą i doszli wprawdzie do swoich, kilku jednak zniszczyło swoje mundury, a nawet poniosło rany od palących się i spadających gontów.
O grozie pożarów mówią zapisy w parafialnej księdze zgonów. W dniu 10 sierpnia zarejestrowano aż 11 osób, które zmarły w dniu wczorajszym o godzinie pierwszej po południu, byli to:
- Jadwiga Krakowińska l. 39
- Jacenty Grajewski 38
- Marianna Mirowska 60
- Marianna Surus 40
- Józef Kuchciński 48
- Franciszka Kuchcińska 40
- Jan Kuchciński 20
- Piotr Kuchciński 13
- Florian Chyliński 56
- Marianna Leśkiewicz 45
- Adam Madejski 3,5
Okoliczności śmierci Jadwigi Krakowińskiej znamy z inskrypcji wyrytej na jej pomniku nagrobnym, stojącym na dawnym cmentarzu przy kościele parafialnym.
Tu spoczywają zwłoki Ś.P. Jadwigi
Krakowińskiej, która w czasie
wojny w dniu 9 sierpnia 1831 r.
schroniwszy się do piwnicy skutkiem
ogólnego pożaru miasta życie
zakończyła. Przywiązana matka
Katarzyna Jagadzka i osierocone
dzieci na dowód
wdzięczności pomnik ten
wystawili
Być może próba ratowania się przed ogniem w piwnicach dotyczyła także innych ofiar. Nazwiska zmarłych wskazują na szczególnie tragiczny los rodziny Kuchcińskich z której zginęli rodzice i dwoje dzieci.
Straty bitewne po stronie wojsk polskich to jedynie 13 poległych, zmarli wskutek pożaru to aż 11 mieszkańców Iłży. Miasto poniosło ogromne straty materialne. Często przytaczana informacja mówiąca o ocaleniu jedynie 9 domów z 312 jest niewiarygodna, gdyż przed pożarem nie było w Iłży takiej ilości domów mieszkalnych Być może podana liczba dotyczy ogólnej liczby zabudowań.
Dzień 9 sierpnia 1831 r. przeszedł do historii jako czas chwały oręża polskiego. Z pewnością miał on inny wydźwięk dla ówczesnych iłżan, którzy w tamtej chwili stracili swoich bliskich i dorobek życia. Trudno cieszyć się ze zwycięstwa własnych wojsk gdy nosi się żałobę i brak dachu nad głową, a jednak byli tacy iłżanie, którzy zachowali niezwykły hart. Upamiętnił ich w swoich wspomnieniach porucznik jazdy wołyńskiej Michał Czaykowski. Kilka dni po bitwie przybył ponownie do spalonego miasta i spotkał jego mieszkańców, którzy mówili:
-My nie żałujemy ani swoich domów ani dobytków bośmy widzieli jakeście bili. Oj co bili to nie żal się Boże!
-Ja bym chciała stracić wszystko co mam i mieć mogę, żebym choć raz jeszcze widziała tak tych moskali, jak w ten czas.
I owi pogorzelce częstowali nas chlebem, solą. O z takim ludem nie zginie nigdy Polska!
Żołnierze z jazdy wołyńskiej okazali pomoc materialną, organizując w swoich szeregach zbiórkę na rzecz poszkodowanych. Porucznik Michał Budziński będąc z podjazdem w Iłży jakiś czas po bitwie tak opisał sytuację. (…) było to około 3 albo 4-tej godziny po południu. Przeszliśmy przez spalone miasto i widzieliśmy, jak biedni mieszkańcy w zrujnowanych domach palili ogniska i przy nich nędzną przygotowywali strawę. Cały pułk nasz składał się, i biedny grosz żołnierski utworzył sumę maleńką, dla wsparcia spalonego miasta.
Opracowując artykuł korzystałem z:
- Księga Zgonów, Iłża 1831, AP Radom
- Gliński T,. Bitwa pod Iłżą w Powstaniu, Listopadowym
- Miasto w nowej odsłonie – Monografia Iłży
Paweł Nowakowski