Mord na Brzasku

Mord na Brzasku

 

 

Pomnik wzniesiony na zbiorowej mogile w Brzasku (fot. P.N.)

O istnieniu Brzasku z pewnością wiedziałoby niewiele osób gdyby nie masowa egzekucja jaką przeprowadzili tam Niemcy 29 czerwca 1940 r.  Jak się okazało był to największy mord zbiorowy na ziemi kieleckiej podczas II wojny światowej. Ofiarami byli niepodległościowcy (członkowie organizacji Orzeł Biały), społecznicy, inteligenci, osoby rzutkie i aktywne, które mogły stanowić potencjalne zagrożenie dla niemieckiego okupanta. W sumie rozstrzelanych zostało ok. 760 osób, wśród nich znajdowało się 10 iłżan  – Antoni Jabłoński, Karol Męciwoda, Bolesław Nosowski, Feliks Renner, Piotr Sępioł, Kazimierz Sionek, Kazimierz Starowicz, Karol Szlachetko, Adam Szymański i Józef Wasatko.   Mężczyźni zabrani zostali ze swoich domów 4 czerwca. Przewiezieni do więzienia w Starachowicach a następnie do Skarżyska, gdzie po brutalnym śledztwie zostali skazani na rozstrzelanie. Poniżej przytaczam kilka świadectw związanych z tym wydarzeniem. Pierwsze z nich to wspomnienie Stanisławy Cichosz Staszałek, drugie to relacje zawarte w artykule Świętosława Krawczyńskiego pt. Mogiła na Brzasku[1] i trzecie świadectwo należy to do Marii Szymańskiej, żony rozstrzelanego Adama.[2]

 

Fragment książki S. Cichosz-Staszałek, Z pamiętnika kobiety walczącej

 

(…) Dalsze aresztowania, straszne torturowania i bestialski sposób przeprowadzania śledztwa w podziemiach szkoły N. 1.  Po przeciwnej stronie ulicy, na wprost szkoły w domu P. PCK uruchomił punkt pomocy aresztowanym. Od nich dowiedzieliśmy się że w liczbie osób tam się znajdujących są aresztowani z Iłży. Następnego dnia mieliśmy listę ich nazwisk. Byli tam Jabłoński Antoni, dwóch braci Szymańskich[3], Sępioł, Kędrzyński i wielu innych. Codziennie zawoziłam do punktu PCK dla wszystkich w butelkach (z nazwiskami na przyklejonych karteczkach) mleko, kawę lub herbatę i chleb czymś smarowany – w zależności od tego co udało mi się zdobyć z żywności. Panie z PCK zabierały to w kosze i doręczały aresztowanym. Byli bardzo ciekawi, kto się nimi opiekuje, lecz nie podałam swego nazwiska. Takie to były czasy, a ostrożności uczyliśmy się przestrzegać na smutnym przykładzie z lutego. Prosiłam tylko zapewnić ich, że jak wyjdą na wolność na pewno się zobaczymy. W dniu 27 czerwca nie przyjęli od mnie paczek i nic nie mogłam się dowiedzieć, dlaczego? W dniu 28 ponowiłam jeszcze raz próbę, już tylko dla 3 czy 4 osób zabierając i bez nazwisk. Wtedy usłyszałam od siostry, która była szalenie przygnębiona i ledwo od niej wydobyłam kilka słów: Niech Pani tu nie przychodzi, jest bardzo źle. Być może jesteście wszyscy co tu przychodzicie obserwowani. Ale sióstr z PCK nie wpuszczali już do środka. Wyszłam stamtąd wprost nieprzytomna. Wsiadłam na swój rower i klucząc wieloma ulicami wróciłam do domu. Wieczorem dowiedzieliśmy się od osób, które mieszkały blisko szkoły, że od kilku dni, zwłaszcza wieczorem i nocą, gdy nastąpi cisza ze szkoły wydobywają się straszne jęki i krzyki nieludzkie. Wiedzieliśmy, że coś się stanie, bo już 28 wieczorem nie wolno się było zbliżać do szkoły. Wkrótce gruchnęła wiadomość, że do szkoły bez przerwy przyjeżdżają samochody i wywożą więźniów. Kto tylko czuł się choćby człowiekiem, nie tylko Polakiem zamierał w strasznym oczekiwaniu, – Co się z nimi stanie? Można było czytać z oczu każdego. Ktoś, nie pamiętam już, kto, wyjechał na rowerze za jednym z samochodów. Jechał zanim samochód nie skręcił do lasku na Brzasku. Pojechał jeszcze kawałek drogi, zawrócił, przyjechał. Długo tej nocy modliliśmy się za konających. Wyrzucałam sobie, że nie podałam im swego nazwiska, lecz po prostu bałam się. Jakie to zresztą teraz ma znaczenie? A jednak żałuję, wszak to moi iłżacy. Zwłaszcza nie mogę w pamięci pogrzebać dobroci Dyrektora banku w Iłży – p. Jabłońskiego Antoniego. Był dla mnie taki dobry i wyrozumiały, gdy uczyłam się jako 15-to letnia dziewczyna pisać na maszynie. Onieśmielona czasem, jak spłoszony ptak, niemogąca wydobyć z siebie słowa – doradził, pouczył, przeprowadził korektę źle sformułowanego pisemka, a dziś Go już wśród żywych nie spotkam. Nie dowie się już nigdy, że te posiłki doręczane im – to był mój dług wdzięczności za jego dobroć. Ach czy tylko dług? Czy to nie był obowiązek chwili?

Wkrótce dowiedzieliśmy się, że 29 czerwca rozstrzelanych na Brzasku i spoczywających we wspólnej mogile jest 765 osób.

Metalowa płyta przed dojściem do miejsca egzekucji (fot. P.N.)

Fragmenty artykułu Świętosława Krawczyńskiego, Mogiła na Brzasku

 

(…) Przyjechała również z Iłży do Skarżyska Rennerowa z sześcioletnią wówczas córeczką Danusią (obecnie Struszyńską). Była na ulicy Konarskiego kilkukrotnie. Zresztą gromadziło się tam w te straszliwe dni sporo krewnych i przyjaciół więźniów, aby coś im podać, aby ich choćby zobaczyć, aby w razie sprzyjających okoliczności nawet  się z nimi porozumieć. I oto pewnego razu żona i córka notariusza z Iłży ujrzały go w oknie. Skinął na dziecko, więc Danusia pobiegła do ojca z karteczką wcześniej przygotowaną przez matkę. Udało się jej wyminąć wartownika i podać Rennerowi list. On miał również kartkę zmiętą dokładnie, wręczając ją Danusi szepnął : – nie daj tego nikomu, tylko mamusi … Dziecko wracało tą samą trasą, ale żandarm chwycił ją za rączkę chcąc wydrzeć gryps. Wtedy Danusia ugryzła go w dłoń tak silnie, że aż krew z niej poszła. Pchnął dziewczynkę, przewrócił ją na bruk, ale poderwała się szybko i pognała do matki. (…) Józefa Rennerowa przypomina sobie, że mąż jej został wywieziony w ostatnim samochodzie. Stanąwszy na jego platformie wzniósł ręce wysoko w górę, aby pokazać swym najbliższym, że nie jest skuty. Łudził się chyba, albo pragnął wbrew rzeczywistości pocieszyć żonę i dziecko …

(…) E. Paszkil, który natknąwszy się przypadkiem w lesie na wartownika w hełmie, zaczaił się w gąszczu o jakieś 200 metrów od miejsca kaźni, egzekucja była podzielona na kilka jakby odrębnych akcji w odstępach kilkunastominutowych. Każda z tych akcji kończyła się pewną ilością pojedynczych wybuchów granatów ręcznych. Henryk Matuszewski zaś udał się następnego dnia tam, skąd słyszał strzały i zobaczył dwa świeżo zasypane długie doły w tej samej linii. W pobliżu dołów, na runie, pniach i gałęziach drzew czerwieniały plamki krwi i strzępy mięśni, nad którymi unosiły się roje much.

 

Wspomnienia Marii Szymańskiej

Na miejsce zbrodni przyjechałam przed wieczorem następnego dnia. Były uformowane cztery wielkie mogiły kwadratowe. Droga była rozjeżdżona przez samochody, pełna zakrzepłej krwi zasypanej piaskiem. Na mogiłach widniał napis w języku niemieckim, żeby nie ruszać mogił. (…) Była olbrzymia burza, padał deszcz. Szłam lasem. Pod krzakiem zauważyłam pakunek w białym papierze. Były tam cztery porcje chleba owinięte w osobny papier. Na papierze były napisy Szlachetko Karol z Iłży, Sępioł Piotr z Iłż, Renner Feliks z Iłży. W papierze czwartym był chleb, który podałam mężowi.

 

 

Zebrał i opatrzył komentarzem

Paweł Nowakowski

[1] Miesięcznik społeczno kulturalny – Przemiany, Kielce 1972, Nr 8/23.

[2] M. Zaborowska, praca magisterska – Obraz wojny i okupacji na Ziemi Iłżeckiej w świetle materiałów folklorystycznych, Kielce 1977, s. 96-97.

[3] Na liście znajdowali się dwaj Szymańscy Adam i Henryk. Henryk po wstępnym przesłuchaniu został zwolniony do domu.

Inskrypcja na pomniku (fot. P.N.)

 

Historyczny szyld dla muzeum

Historyczny szyld dla muzeum

W dzień targowy, tuż przed finałem „Akademii Pana Jana”, na froncie dawnego przytułku dla ubogich zawisł szyld informujący, że w tym oto budynku mieści się Muzeum Regionalne w Iłży. Jest to pierwszy w Iłży szyld, którego sposób wykonania odnosi się do historycznych szyldów, jakie kiedyś wisiały na budynkach w naszym mieście.

Obiekty lub pomieszczenia użyteczności publicznej takie jak placówki państwowe lub różnego rodzaje sklepy, składy czy miejsca, gdzie można spożyć posiłek, powinny mieć swoje oznaczenie, które przede wszystkim ma na celu poinformowanie przechodniów, co się w nim znajduje lub jakiego rodzaju usługi są tam świadczone. Po drugie tabliczka z nazwą to swoista wizytówka miejsca i jego reklama, która może wiele powiedzieć o osobach zarządzających tym miejscem.

Szyld nad sklepem Szymańskich, 1925 r. (ze zbiorów MRI)

Tradycyjne szyldy reklamowe były niegdyś powszechne w Iłży, co widoczne jest na archiwalnych fotografiach, na przykład z okresu międzywojnia. Najczęściej były to malowane drewniane deski w formie tablicy z napisanym na niej rodzajem sklepu i nazwiskiem właściciela. Jednym z takich szyldów była tablica zawieszona nad wejściem do sklepu Adama Szymańskiego, mieszczącego się przy placu 11 Listopada. Na tablicy tej było napisane „POLSKI SKLEP / BŁAWATNO GALANTERYJNY / A. SZYMAŃSKI”. Dziś nie kupi się już w tym pomieszczeniu ani bławatów ani, galanterii, ale miejsce to nadal posiada przeznaczenie handlowo-usługowe.

Szyld magazynu spółdzielni rolniczo-handlowej Jedność (fot. łb)

Z okresu dwudziestolecia międzywojennego zachował się szyld magazynu spółdzielni „Jedność”. Są to dwie malowane ręcznie deski z unikalnym liternictwem. Te dwie deski były inspiracją do stworzenia szyldu, który miał ozdobić elewację muzeum. Zarówno sama forma, jak i sposób wykonania tych zabytkowych tablic, były podstawą do dalszych działań. Muzeum do tej pory, oprócz małych tabliczek informacyjnych umieszczonych na drzwiach wejściowych od ulicy Błazińskiej, nie posiadało wyraźnego znaku rozpoznawczego, zatem decyzja o jego wykonaniu wynikała z potrzeby, natomiast forma jego realizacji była odniesieniem do charakteru miejsca oraz najważniejszych zbiorów instytucji (zabytkowa ceramika iłżecka oraz z okolic). Szyld w całości został zaprojektowany i wykonany przez autora tego artykułu. Wszystkie etapy pracy (docinanie i szlifowanie drewna, nakładanie lakieru oraz farby) były wykonane ręcznie. Sam proces tworzenia zajął blisko dwa miesiące. Praca ręczna niesie ze sobą pewne „niedokładności”, które są charakterystyczne dla wyrobów rzemieślniczych. Dodatkowo sprawiają one, że przedmiot zaczyna nabierać „duszy” i jest unikalny. Podobnie można powiedzieć o garnkach toczonych na kole – nigdy nie uda się wykonać dwóch identycznych naczyń. Podsumowując, można stwierdzić, że im więcej niepowtarzalnych przedmiotów w naszym otoczeniu, tym lepiej dla nas wszystkich.

Motywy zdobnicze na dzbanku biskwitowym (fot. łb)

Miejsce, w którym zawisł szyld, jest reprezentatywne dla tego budynku – znajduje się przy dość ruchliwej drodze. Dodatkowo na jego froncie, przy drzwiach, znajdują się dwie zabytkowe tablice. Niezwykle ważną rzeczą było, aby szyld pozostał w relacji do wszystkich sąsiednich elementów. Stąd właśnie tworzywem do jego wykonania było drewno topolowe – takie, z którego zrobiony jest także gont na dachu budynku. Liternictwo zaś nawiązuje do liternictwa inskrypcji na tablicach. Napis „Muzeum” wykonano jednoelementowymi bezszeryfowymi wielkimi literami specjalnie zaprojektowanymi do rozmiaru szyldu. Jest to nawiązanie do liter inskrypcji jakie znajdują się na tablicy po prawej stronie. Napis „Regionalne w Iłży” wykonano natomiast popularnym krojem opartym na wzorcach antycznych, zbliżonym do tego, jaki zastosowano na tablicy po lewej stronie (tablica erygacyjna z herbem Junosza). Kolorystyka pierwszego napisu – połyskliwy brąz, to nawiązanie do koloru polewy, jaki był używany przez iłżeckich garncarzy. Bardzo podobną brązową barwę stosował w swoich pracach Stanisław Pastuszkiewicz. Charakterystyczny kolor polewy był uzyskiwany przez dodanie do jej składników braunsztynu, czyli tlenku manganu. Kolory ornamentu, biegnącego prostopadle do liter, również zaczerpnięte są z wyrobów garncarskich. Czerń, popielata biel, brąz oraz błękit to charakterystyczne barwy występujące na wyrobach biskwitowych. Co prawda ceramicy iłżeccy nie wyrabiali biskwitów, ale naczynia te były wykonywane w spółdzielni „Chałupnik”, która mieściła się w Iłży. Najładniejsze biskwity były toczone w ośrodkach znajdujących się w pobliżu Ostrowca Świętokrzyskiego. Elementy składowe ornamentu, czyli „fale” i poziome linie to także odwołanie do wzornictwa z naczyń biskwitowych. Umieszczony na szyldzie ornament jest syntezą większości wzorów, które występują na garnkach i dzbankach wykonanych z nieszkliwionej gliny.

Nowe logo MRI (proj. Norbert Jastalski)

Wzornictwo obecne na ceramice iłżeckiej jest bardzo charakterystycznym elementem zdobniczym. Występuje tylko w naszym regionie i było stosowane od niepamiętnych czasów przez twórców mieszkających w Iłży i w pobliskich ośrodkach. Jest to wartość sama w sobie, którą należy promować, gdyż stanowi to unikalny składnik naszej kultury niematerialnej. Motyw fal oraz poziomych pasków posłużył także do wykonania nowego logo muzeum, które zostało zaprojektowane przez Norberta Jastalskiego. Rzeźbiarz odnosząc się do tych samych wzorów, które znajdują się są na naczyniach glinianych, wykonał logo, które jest uzupełnieniem szyldu. Dwa tożsame znaki funkcjonują w innych przestrzeniach, jednak pełnią zbliżone role – informują oraz starają się powiedzieć coś więcej o instytucji, którą reprezentują, przez metaforę graficzną, jaką w sobie zawierają. Dodatkowo, w szerszym znaczeniu, promują Iłżę i iłżan. Logo instytucji jest niezwykle ważnym rzeczą. Oprócz nienagannego opracowania graficznego musi być osadzone w kontekście i posiadać odwołania do tradycji placówki, którą reprezentuje. Logo wykonane przez p. Jastalskiego poza odwołaniem się do garncarstwa, przedstawia także w swojej pełnej postaci basztę zamkową, gdzie litery „M” stanowią skrajne flanki jej szczytu.

Szyld na froncie muzeum oraz tablica przed kamienicą Sunderlandów jest kolejnym znakiem informacyjnym wykonanym przede wszystkim z myślą o turystach odwiedzających nasze miasto. Staranne wykonanie oraz oryginalne rozwiązania graficzne z pewnością zostaną pozytywnie odebrane przez przyjezdnych, zaś mieszkańcom Iłży umilą otoczenie. Ponadto, jak pisał w swej książce R. K. Narayan Szyld jest czymś nieuniknionym w nowoczesnym świecie, symbolem bezwzględnie uczciwych, a nawet szlachetnych intencji. Takimi szlachetnymi intencjami kierował się też twórca tablicy, która zawisła na muzeum. Tablica ta ma przypominać o świecie i jego realiach, który przeminął wraz ze swoimi artefaktami.

Szyld sklepiku ucznniowskiego (fot. łb)

Większość szyldów reklamowych w naszym mieście niestety nie jest dobrze wykonana. Wybór materiałów, liternictwo oraz kolorystyka są źle dobrane, co sprawia, że tablice reklamowe z większej odległości nie są czytelne. Są jednak także dobre przykłady. Pierwszym z nich jest szyldzik, który wywołuje uśmiech na twarzy niemal każdego ucznia iłżeckiej podstawówki i mieści się na sklepiku szkolnym.

Szyld zakładu szewskiego (fot. łb)

Drugi to szyld zakładu szewskiego, którego realizacja nawiązuje do miejsca, nad którym wisi. W zakładzie pracuje rzemieślnik, i ten cudowny rzemieślniczy warsztat widoczny jest w wykonaniu szyldu, co podkreśla jeszcze bardziej jego autentyczność i szczerość – dość rzadką cechę wśród współczesnych reklam.

Przy okazji, razem z Muzeum Regionalnym składam serdeczne podziękowanie p. Kazimierzowi Sielwanowskiemu za ufundowanie pięknego kawałka drewna, który posłużył do wykonania szyldu.

Dyrektorka Muzeum oraz autor artykułu trzymający portret Adama Bednarczyka (fot. nj)

Literatura:

  1. K. Narayan, Malarz szyldów, Warszawa 1983.

Łukasz Babula

Słowo o Akademii Pana Jana

Słowo o Akademii Pana Jana

We  wtorek (13.06.) odbył się finał konkursów związanych z twórczością Jana Brzechwy, nazwanych Akademią Pana Jana. Wzięły w nim udział przedszkolaki i dzieci młodszoszkolne z terenu Gminy Iłża, które konkurowały w trzech kategoriach: plastycznej, recytatorskiej oraz ze  znajomości wierszy (poety – patrona) i iłżeckich legend. Z  pewnością Akademia nie była wydarzeniem standardowym. Na jej nietuzinkowość  wpłynęło: zaangażowanie organizatorów, format zaproszonych  gości, lokalizacja, oprawa, atrakcyjne upominki i niezwykłe nagrody dla zwycięzców. Organizatorzy – Muzeum Regionalne w Iłży, Miejsko – Gminna Biblioteka Publiczna, Publiczna Szkoła Podstawowa w Iłży, Samorządowe Przedszkole w Iłży, Iłżeckie Towarzystwo Historyczno-Naukowe oraz pomysłodawca i spiritus movens idei Norbert Jastalski dołożyli wszelkich starań aby  impreza miała jak najwyższy poziom i profesjonalną oprawę.  Nasze Towarzystwo włączyło się do Akademii przez przygotowanie miejsca  finału – Malinowego Chruśniaka, co wpisuje się jednocześnie w obchody Iłżeckiego Roku Leśmianowskiego.

Podejmując znaczny wysiłek organizacyjny,  w pierwszej kolejności chcieliśmy przekonać dzieci, że biorą udział w ważnym konkursie. Każdy z własnego doświadczenia wie,  że najlepiej zapamiętujemy wydarzenia, które były bardzo przyjemne lub bardzo bolesne. Uczestnikom pragnęliśmy dostarczyć tych pierwszych, choć z pewnością były i te drugie związane z goryczą porażki.  Dlatego każde dziecko biorące udział w Akademii otrzymało upominki. Były to czapeczki, smycze, książki z wierszami patrona. Zwycięzcom  natomiast, trzem w każdej kategorii, wręczono rzeźby legendarnej iłżeckiej kaczki, specjalnie wykonane na tę okazję przez Norberta Jastalskiego. Artysta zaprojektował  również  całą oprawę wizerunkową i plastyczną Akademii.

Nie zapomnieliśmy o przygotowaniu dla uczestników przyjemności bardziej przyziemnych. Lody malinowe od Państwa Nowaków i Znikomki z rogalikami drożdżowymi od Państwa Sikorskich smakowały wszystkim a spragnieni mogli napić się wody lub oranżady od Pana Karola Góralskiego.

Niezwykle ważni dla finału Akademii byli goście. Ucieszyli  nas  swoim przybyciem przedstawicieli miejscowych władz, instytucji kultury i szkolnictwa. Honorowym gościem była Pani Krystyna Brzechwa, córka poety, której obecność dodała Akademii szczególnego splendoru. Z jej rąk zwycięzcy recytacji otrzymali swoje trofea. Pani Brzechwa mogła przyjechać do Iłży dzięki staraniom i ofiarności Pana Adama Bałucha, właściciela Domu Sunderlandów i Malinowego Chruśniaka.  Odwiedzili nas także zwycięzcy XVII Konkursu Recytatorskiego, zorganizowanego przez Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawiskach.  Mogliśmy usłyszeć jak interpretują leśmianowskie wiersze.  Na finał Akademii przybył również Pana Kazimierz Latuch, dziennikarz Kuriera Zamojskiego i znawca biografii i twórczości Leśmiana.

Mamy nadzieję, że wszystkie nasze starania stworzyły widowisko, które będzie dobrze wspominane przez jego uczestników a  w przyszłości będzie  zachętą do wzięcia udziału w podobnych konkursach.

Finaliści poszczególnych kategorii

Recytacja:

I miejsce (złota kaczka) – Maksymilian Janiec z  Samorządowego Przedszkola w Iłży

II miejsce (srebrna kaczka) – Maja Gazarkiewicz z Samorządowego Przedszkola w Iłży

III miejsce (brązowa kaczka) – Maja Zaborska z kl. I  Publicznej Szkoły Podstawowa w Iłży

 

Konkurs plastyczny (ilustracje do wierszy J. Brzechwy):

I  miejsce  (złota kaczka)  – Natalia Ocios z Publicznej Szkoły Podstawowej w Jasieńcu    Iłżeckim

II miejsce (srebrna kaczka) – Bartosz Myszka  z Publicznej Szkoły Podstawowej w Pakosławiu

III miejsce  (brązowa kaczka) – Zosia Paszek z Samorządowego Przedszkola w Iłży

 

Quiz drużynowy:

I miejsce (złota kaczka) – dla drużyny z  Publicznej Szkoły Podstawowej Stowarzyszenia i Rozwoju Wsi Krzyżanowice i Okolic

II miejsce (srebrna kaczka) – dla drużyny z Samorządowego Przedszkola w Iłży

III miejsce (brązowa kaczka) –  dla drużyny z kl. III c  Publicznej Szkoły Podstawowej w Iłży

 

Sponsorzy i dobroczyńcy Akademii Pana Jana:

  1. Jadwiga i Kazimierz Sielwanowscy
  2. Lodziarnia Państwa Nowaków
  3. Cukiernia „Delicja” Państwa Sikorskich
  4. Wytwórnia Wód „Gustaw” Państwa Góralskich
  5. Drukarnia „Intro” Państwa Rogalskich
  6. Fundacja „Freso”
  7. Wideofilmowanie Państwa Kromerów
  8. Pan Paweł Cheda

 

 

Paweł Nowakowski

 

Altanka zapełniła się upominkami (fot. N. Jastalski)

Jeszcze nie wiadomo kto otrzyma nagrody (fot. N. Jastalski)

Jury konkursu recytatorskiego (fot. N. Jastalski)

Pani Krystyna Brzechwa, p. Adam Bałuch i p. Małgorzata Cheda, wszyscy w pewien sposób związani z Sunderlandami (fot. N. Jastalski)

Finalistka XVII Konkursu Recytatorskiego w Stawiskach

 

Maksymilian otrzymał złotą kaczkę z rąk Pani Krystyny Brzechwy (fot. N. Jastalski)

Najbardziej utytułowaną grupą były dzieci z Przedszkola Samorządowego w Iłży (fot. N. Jastalski)

Scenografia harmonizowała się z otoczeniem (fot. N. Jastalski)

Kolejka po malinowe lody w Malinowym Chruśniaku (fot. N. Jastalski)

Pan Jan i jego akademia w Iłży

Pan Jan i jego akademia w Iłży

Ogród przy dawnym domu Sunderlandów wkrótce napełni się radosnym gwarem dzieci, które przyjdą wraz z opiekunami oraz gośćmi zaproszonymi do tego szczególnego miejsca na przygotowywaną przez Muzeum Regionalne w Iłży Akademię, której inauguracja odbędzie się we wtorkowe przedpołudnie trzynastego czerwca. W wydarzeniu weźmie także udział córka patrona Akademii – Pani Krystyna Brzechwa, która po raz kolejny odwiedzi Malinowy Chruśniak, miejsce, w którym chyba czuje się najlepiej w Iłży.

Akademia, czyli piknik rodzinny pośród starych drzew, któremu towarzyszą zmagania recytatorskie i plastyczne, nie urzeczywistniła by się gdyby nie zaangażowanie Iłżeckiego Towarzystwa Historyczno-Naukowego, którego członkowie brali udział w pracach przygotowawczych już od wczesnej wiosny. Do osób z Towarzystwa, którzy ofiarowali swój czas i pomoc należą: Paweł Nowakowski, Władysław Jastalski, Ela Siwiec, Rafał Ziętek, Witold Plata, Ela Pająk, Witold Sępioł, Małgorzata Fręchowicz oraz Łukasz Babula. Wspierały nas również iłżeckie instytucje: Muzeum Regionalne czyli Beata Bujakowska i Barbara Adamus, Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna, a także Publiczna Szkoła Podstawowa w Iłży. Pomagali również Paweł Cheda, Anna Sepioł, Małgorzata Ziomek, Grzegorz Pączek i inni. Czas spędzony przy wspólnej pracy jeszcze bardziej zacieśnił nasze przyjacielskie stosunki.

W ciągu ostatnich dni udało się wykonać i uzupełnić brakujące części płotu, ułożyć kamienie na schodach, dokończyć naprawę altanki, ustawić pozostałą resztę ławek, a przede wszystkim po raz kolejny wygrabić i uporządkować teren. Wszystkie te prace miały na celu przystosowanie przestrzeni ogrodu do odwiedzania i spędzania w nim beztroskich chwil oraz do przyszłych wydarzeń kulturalnych. Zadanie to było dość trudne, gdyż przede wszystkim starano się, aby każde działanie służyło uwypukleniu naturalnych walorów łagodnie opadającego zbocza, na którym usytuowany jest Malinowy Chruśniak.

Oprócz działalności przy kamienicy Sunderlandów w związku z Akademią powstały również
materiały mające promować zarówno samo wydarzenie, jak i jego miejsce. W placówkach będących współorganizatorami (Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna w Iłży, Publiczna Szkoła Podstawowa w Iłży, Samorządowe Przedszkole w Iłży) stanęły roll-upy, które przedstawiają scenerię finału Akademii.

Należy pamiętać, że oprócz patronatu Jana Brzechwy, nad Akademią swoje opiekuńcze skrzydła rozpościera też legendarna iłżecka kaczka. Jej statuetki zostały dziś rano (09.06) przyznane najlepszym pracom plastycznym.

Łukasz Babula

Smak tradycji

Smak tradycji

Desery lodowe (fot. N. Jastalski)

Jeżeli Iłża miałaby się kojarzyć z jakimś smakiem, to zapewne byłby to smak ulubionych lodów jedzonych w trakcie spacerów po zakurzonych i wąskich uliczkach, które popołudniami pustoszeją i napełniają się leniwym światłem. Smak ten nie zmienił się wiele przez lata, ponieważ receptura wyrobu lodów wciąż opiera się na produktach naturalnych. Wobec tego można stwierdzić, że iłżeckie lody to tradycja pod względem ich wybornego smaku wynikającego z kilkudziesięcioletniego doświadczenia ich wytwórców oraz z rytuału polegającego na tym, że jeśli się odwiedza Iłżę, to i lodziarnię odwiedzić koniecznie trzeba.

Wejście do obecnej lodziarni p. Nowaków (ze zbiorów MRI)

Początki produkcji lodów w Iłży sięgają przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Jedne z pierwszych lodów wyrabiała Pani Janiszowa, później zaczęli produkować je Państwo Kępińscy i Nowakowie. Z czasem lodziarnie ulokowały się przy najbardziej ruchliwym iłżeckim placu i są tam obecne do dziś.

Iłżanie przed lodziarnią (ze zbiorów A. Bałucha)

Dla mieszkańców Iłży lodziarnie od zawsze były miejscem spotkań, gdzie można było porozmawiać ze znajomymi, zapalić papierosa przed wejściem i popatrzeć na małomiasteczkową krzątaninę za codziennymi troskami. Taka właśnie atmosfera została uwieczniona na jednym ze zdjęć, które przedstawia wejście do lodziarni, o czym informuje namalowany farbą napis na okiennicy.

Lodziarnie są ważnym miejscem dla nas i dla osób które odwiedzają nasze miasteczko. To charakterystyczne punkty w topografii miasta i pamięci wielu osób. Przy okazji działań związanych z obchodami Iłżeckiego Roku Leśmianowskiego w lodziarni Państwa Nowaków powstała nowa aranżacja tego pomieszczenia, nawiązująca do charakterystycznych miejsc, jakimi są uliczki i zakątki iłżeckie oraz ogród przy kamienicy Sunderlandów. Dodatkowym atrybutem są dwa stare krzesła i stół ustawione w kącie. Lodziarnia Państwa Nowaków stała się pomieszczeniem, w którym spotkała się ze sobą tradycja, historia i literatura. Tworzenie oprawy dla pomieszczenia było możliwe dzięki współpracy jej projektanta – Norberta Jastalskiego z Muzeum Regionalnym w Iłży i Iłżeckim Towarzystwem Historyczno-Naukowym. W efekcie oprócz wystroju wnętrza powstał kolejny produkt, który z czasem ma szansę stać się wyrobem regionalnym. Jest to pierwszy iłżecki deser lodowy, którego nazwa została zaczerpnięta z wiersza poety odwiedzającego Malinowy Chruśniak – ogród, którego fotografia jest tłem na ścianie na wprost wejścia do lodziarni. Widok ten jest namiastką ciszy, spokoju i wytchnienia, czyli wartości, które są poszukiwane i które nasze miasto jeszcze posiada.

Łukasz Babula

Oferta deserów w oknie pomieszczenia (fot. N. Jastalski)

Wnętrze lodziarni (fot. N Jastalski)

Dwa zabytkowe krzesła i stół nakryty koronkowym obrusem. Obk na ścianie wiersz W malinowym chruśniaku (fot. N. Jastalski)

Wnętrze lodziarni (fot. N Jastalski)

Archiwalne fotografie iłżeckich uliczek (fot. N. Jastalski)