Mieczysław Pluciński miłośnik żagli i skrzydeł

Mieczysław Pluciński miłośnik żagli i skrzydeł

Do ludzi, którzy zrobili najwięcej dla sportów wodnych w Polsce należał wybitny konstruktor jachtowy Mieczysław Pluciński, (Jacek Sieński, Mieczysław Pluciński konstruktor jachtowy)

Mieczysław Pluciński w okresie służby w lotnictwie [źródło: Żeglarz nr 10 październik 1988 r.]

Mieczysław Franciszek Pluciński, urodził się w Iłży 1 października 1898 r. o godz. 9 rano. Jego ojcem był Władysław, w tym czasie urzędnik zajmujący się utrzymaniem dróg, matką Jadwiga z Wójcickich. Mama prawdopodobnie pochodziła z Iłży lub bliskiej okolicy gdyż chrzestnymi Mieczysława byli Franciszek i Walentyna Wójciccy, członkowie jej rodziny, a chrzest odbył się nazajutrz po narodzinach. Nie wiemy czy Plucińscy po narodzeniu syna mieszkali w Iłży. Mieczysław w swoim życiorysie wskazał, że ojciec był pomocnikiem inspektora Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych w Jędrzejowie. Nie oznacza to jednak, że rodzina musiała tam mieszkać. Ojciec stracił pracę na skutek zaangażowania się w działalność rewolucyjną w 1905 r., był członkiem PPS, a wiadomo, że rewolucja 1905 r. w powiecie iłżeckim miała burzliwy przebieg. Po tym wydarzeniu Plucińscy przenieśli się do Warszawy.  W nowym miejscu zamieszkania Władysław kontynuował pracę w ubezpieczeniach. Z pewnością piął się po szczeblach zawodowej kariery, bo przed swoją śmiercią w 1920 r. pełnił funkcję inspektora na Warszawę w PZUW. Jego zarobki pozwalały na posłanie Mieczysława do prestiżowych szkół.  Najpierw do gimnazjum Konopczyńskiego, a następnie rozpoczął naukę w Szkole Mechaniczno-Technicznej H. Wawelberga i S. Rotwanda. Tam poznał m.in. Janusza Meissnera, przyszłego pilota i literata. Później spotkali się jeszcze w szkole oficerskiej. W listopadzie 1918 r. Mieczysław jako ochotnik został żołnierzem I Lotniczego Batalionu Uzupełniń w Warszawie. Stamtąd skierowano go do Oficerskiej Szkoły Obserwatorów Lotniczych w Toruniu. Wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Jednak w październiku 1920 r., mimo chęci, musiał zrezygnować z latania ze względu na dużą wadę wzroku.

Śmierć ojca uniemożliwiła mu dalszą edukację. Na jego barki spadła odpowiedzialność za utrzymanie mamy i młodszego brata. 26 kwietnia 1921 r. rozpoczął pracę jako pomocnik referenta policji budowlanej oraz rysownik w Wydziale Budownictwa Miejskiego Magistratu w Toruniu. Był to czas wielkich zmian w życiu Plucińskiego. W 1923 r. poślubił Gertrudę Sadowską, a w 1927 r. przyszedł na świat ich syn Janusz. Od początku 1925 r. znalazł zatrudnienie w Instytucie Badań Technicznych Lotnictwa w Warszawie jako asystent na Wydziale Foto-Optycznym. Po pięciu latach przeszedł do Państwowych Zakładów Lotniczych na Okęciu. Pracował na stanowisku kierownika Działu Graficzno-Wydawniczego i Foto. Do zakresu jego obowiązków należało: wykonywanie zdjęć reporterskich i technicznych, rysunków technicznych i odręcznych, wykonywanie reklam, projektów dekoracyjnych, katalogów, opisów technicznych, korekt drukarskich. W 1939 r.  zwrócono się do niego z propozycją wykonania modelu polskiego samolotu pasażerskiego „Wicher” w skali 1:25  na wystawę w Nowym Yorku. Pluciński wraz z modelarzem podjął się tego zadania i w ciągu 42 dni makieta powstała. Pluciński był cenionym pracownikiem, świadczą o tym jego zarobki. W 1935 r. zarabiał 450 zł a 1938 r. 500 zł. Stać go było nawet na zakup samochodu.

Zdjęcie modelu samolotu Wicher, wykonanego na wystawę do Nowego Yorku [źródło: zbiory Muzeum Miasta Gdyni, fot. A. Bałuch]
Grafika Plucińskiego reklamująca Państwowe Zakłady Lotnicze
Grafika Plucińskiego zamieszczona w miesięczniku Lot i Obrona Przeciwlotniczo Gazowa Polski nr 4/1939
Grafika Plucińskiego zamieszczona w Lot i Obrona Przeciwlotniczo Gazowa Polski nr 6/1938

Oprócz lotnictwa Pluciński interesował się szkutnictwem. W wolnym czasie zajmował się konstrukcją kajaków, kajaków żaglowych i łodzi. Opracował kilka projektów, które stały się bardzo popularne i były wytwarzane przez indywidualnych żeglarzy jak i firmy zajmujące się szkutnictwem. Pluciński dążył to tego, aby jego konstrukcje były łatwe do wykonania i tanie. Zajmując się lotnictwem rozumiał doskonale podobieństwo między ruchem cząstek powietrza i wody, przenosił do szkutnictwa zasady aerodynamiki. Dzięki temu jego konstrukcje były smukłe, eleganckie i laminarne. Wziął udział w kilku kursach szkutniczych zorganizowanych przez Ligę Morską i Kolonialną oraz Światowy Związek Polaków z Zagranicy. Szkolenia te odbywały się Brasławiu nad jeziorem Drywiaty. W 1932 zaprojektował i zbudował pierwszy kajak. Kolejny projekt, kajak P-2 przyniósł Plucińskiemu rozgłos. Przyczyniły się do tego walory konstrukcyjne, ale także fakt zakupu tego kajaka przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego, który w dodatku dał się w nim sfotografować. Wykorzystał to w celach reklamowych producent P-2 Szomański.

Prezydent Ignacy Mościcki na kajaku w Spale [źródło: NAC]

Pluciński nawiązał współpracę z kilkoma wytwórniami, które rozpoczęły produkować jego łódki. Wspomniana już firma Szomański zajmowała się głównie produkcją doskonałych śmigieł oraz płóz do samolotów.  W 1934 r. współpracował z warsztatem inż. Ramczykowskiego z Torunia. Wykonano tam kilkanaście sztuk kajaka żaglowego P-7. Łódka stała się tak popularna, że projektant zdecydował się na opublikowanie jej planów w książce wydanej przez Główną Księgarnię Wojskową. Popularną konstrukcją był także kajak P-17. Jego plany zostały dołączone do książki A. Heinricha „Budowa kajaków”, a wytwórnia A. Brewińskiego z Wilna wyprodukowała 350 szt. P-17. Do wybuchu II wojny światowej zaprojektował 26 różnego rodzaju jednostek pływających: 9 kajaków, 9 kajaków żaglowych, 6 łodzi żaglowych, 1 łódź motorową i 1 jacht motorowy. Pluciński opatrywał swoje konstrukcje znakiem firmowym,  literą „P” ze skrzydełkiem. Logo uzupełniał numerem  przypisanym do danego projektu. Z tego powodu jego konstrukcje zostały nazwane Petkami. Zanim logo pojawiło się na żaglach, projektant oznaczał nim swoje grafiki reklamowe. Pierwsze znaczki  wyglądały nieco inaczej, niektóre z nich składały się ze skrzydełka i dwóch liter, M i P, inne z kolei miały skrzydełko faliste.

Znak graficzny M. Plucińskiego z płyty
nagrobnej [fot. P. Nowakowski]

W Państwowych Zakładach Lotniczych pracował do 05.09.1939 r. Następnie przez rok był bezrobotnym. Od 1 września 1940 r. zatrudniony został w Państwowej Koedukacyjnej Szkole Fotograficznej II ° przy ul. Konwiktorskiej 2. Równocześnie prowadził do spółki zakład fotograficzny . W szkole pracował do 1 sierpnia 1941 r., a w lutym 1942 z powodu nieporozumień ze wspólnikiem zrezygnował z zakładu fotograficznego. Na wiosnę tego samego roku spotkał przypadkowo inż. Więckowskiego, który zaproponował Plucińskiemu prowadzenie warsztatu szkutniczego na prawach współwłaściciela. Konstruktor nie wahał się z przyjęciem propozycji. Łączyła ich dobra znajomość jeszcze sprzed wojny. Więckowski znał Plucińskiego jako świetnego konstruktora kajaków i łodzi. W 1933 r. zlecił mu zaprojektowanie łodzi motorowej do silnika Scripps 45 KM. Jacht został wykonany w Zakładach Przemysłowych „Bielany”. Więckowski był tak zadowolony z motorówki, że zapłacił projektantowi więcej niż było ustalone.

Mimo wojny, popyt na łodzie był duży. Warsztat posiadał także dobre zaopatrzenie materiałowe, pochodzące z firmy Szomański. Od wiosny 1942 r. do wybuchu Powstania Warszawskiego w warsztacie przy ul. Senatorskiej 33 wykonano ok. 50 łodzi. Zdarzyło się także nietypowe zamówienie, zaprawione  strachem i niepewnością. Pewnego dnia do warsztatu wtargnęli Niemcy poszukując nielegalnej produkcji na rzecz konspiracji. Ostatecznie zamówili łódź, na którą przysłali nawet materiały. Wybuch powstania nie pozwolił na realizację zamówienia, a warsztat wraz ze wszystkim co się w nim znajdowało został zniszczony. Prawdopodobnie tuż przed wybuchem powstania Pluciński w wyniku jakiegoś zdarzenia doznał wstrząsu mózgu i zamieszkał w podwarszawskiej wsi Klarysew. W październiku 1944 został przez Niemców stamtąd wysiedlony. Zatrzymał się w Grójcu gdzie zarabiał na życie prowadząc zakład fotograficzny. We wrześniu 1945 r. wyjechał do Gdyni. Z marszu przyłączył się do grupy aktywistów żeglarstwa skupionych w Centralnym Ośrodku Morskim Ligii Morskiej, których zadaniem była odbudowa polskiego żeglarstwa. Od 8 października rozpoczął pracę jako starszy konstruktor w Stoczni Rybackiej. W 1949 r. zdał egzamin i otrzymał dyplom mistrza szkutnictwa. W marcu 1951 r. uległ wypadkowi, poważnie złamał nogę. Przez długi okres był niezdolny do pracy i w końcu został zwolniony. Nie walczył o pozostanie w stoczni ze względu na bardzo złe relacje międzyludzkie jakie tam panowały. Pracując w Stoczni Rybackiej zaprojektował 3 łodzie rybackie i 1 kuter. We wrześniu 1951 r. otrzymał posadę w Młodzieżowym Domu Kultury, jako kierownik pracowni szkutniczej. Pracował tam aż do 1974 r. W ten sposób pozyskał dla żeglarstwa setki młodych ludzi.

(…) Konstruktor [M. Pluciński] był wielkim przyjacielem młodzieży. Jeszcze wówczas gdy prowadził Biuro Projektowe „Szkutnik”, wiele planów wysyłał młodym żeglarzom za darmo, nie biorąc nawet zwrotu kosztów powielania. Jego adres Biuro Projektowe „Szkutnik”, Gdynia ul. Sienkiewicza 25 znały na pamięć tysiące, zwłaszcza młodych żeglarzy. (Leszek Błaszczyk red. Żagle i jachting motorowy)

Za działalność edukacyjną i wychowawczą otrzymał wiele nagród i wyróżnień: Złoty Krzyż Zasługi, Nagrodę I ° Ministra Oświaty i Wychowania, Złotą Odznakę Polskiego Związku Żeglarskiego, Odznakę Zasłużony Pracownik Morza.

Dom przy Sienkiewicza 25, w którym blisko 40 lat Mieszkał M. Pluciński i gdzie była siedziba “Szkutnika”, wygląd współczesny [fot. P. Nowakowski]

W 1957 r. założył wraz ze Zbigniewem Milewskim firmę projektową „Szkutnik”. Chcieli konstruować jachty pełnomorskie. Zamówienie na taki jacht przyszło z krakowskiego środowiska żeglarskiego. W 1958 r. powstał pierwszy jacht z serii Ametystów (PM 7), któremu nadano nazwę „Lajkonik”. Wziął on udział w konkursie ogłoszonym w szkockiej gazecie The Herald na tani, rodzinny i turystyczny jacht pełnomorski. Ametyst nie zdobył pierwszej nagrody lecz otrzymał wyróżnienie i wzbudził zainteresowanie. Żeglarz amerykański Willcox, najpierw na próbę zakupił jedną jednostkę, a następnie 20 dalszych. Ametyst zyskał na popularności w 1963 r. gdy Stanley Jablonowski przepłynął na nim samotnie Atlantyk. Produkcję jachtu zlecono Stoczni Jachtowej w Gdańsku. Przez 9 lat wybudowano 98 jednostek, które sprzedawano do USA, Kanady, Niemiec, Szwecji, Belgii i Anglii. Ta sama stocznia produkowała także kajaki P-36. Pluciński w swoich konstrukcjach stosował niekiedy nowatorskie rozwiązania. Niektóre z nich opatentował. Najbardziej znanym jego wynalazkiem była płetwa kompensacyjna, opatentowana w 1968 r. Dopiero w latach 80 ubiegłego wieku rozwiązanie to zaczęli stosować konstruktorzy z krajów zachodnich.

Po opuszczeniu Szkutnika przez Milewskiego na krótko wszedł do spółki (01.01.1967) inż. Norbert Patalas. W przyszłości okaże się największym popularyzatorem wiedzy o Plucińskim i jego spuściźnie. Jest autorem książki wydanej w 2015 r. pt. Mieczysław Pluciński jego łodzie i jachty.

Mieczysław Pluciński [źródło: profil FB Aleksandra Boćkowska]

W swojej projektanckiej działalności Pluciński współpracował z wieloma zakładami i szkutnikami wytwarzającymi sprzęt pływający. Wspomniano już wyżej o Stoczni Jachtowej w Gdańsku. Dużym kooperantem były Ostródzkie Zakłady Przemysłu Terenowego w Ostródzie, w których produkowano seryjnie różne typy kajaków oraz łodzie motorowe Alga. Chętnie współpracował z warsztatem szkutniczym Włodzimierza Chełmickiego, który realizował wiele projektów Plucińskiego m.in. kanadyjkę „Tilikum”.

Swoje doświadczenie konstrukcyjno-szkutnicze Pluciński popularyzował na łamach wielu branżowych periodyków: Morze, Światowid, Młody Żeglarz, Żeglarz, Modelarz,  Horyzonty Techniki, Żagle i Jachting Motorowy. Napisał 7 książek dotyczących szkutnictwa. Najpopularniejszą z nich Sam zbuduj łódź, samodzielnie wydał w 1964, a w roku 1974 wspólnie ze współautorem Stefanem Workertem sfinalizował drugie wydanie. Za popularyzację żeglarstwa tym wydawnictwem, autorzy w 1975 r. otrzymali Nagrodę im. Leonida Teligi. Podczas 50 lat konstruowania zaprojektował ok. 80 jednostek pływających i jeżdżących po lodzie. Możemy wyróżnić następujące typy: kajaki (Eskimo, turystyczne, wyścigowe, składane), kajaki żaglowe, kanadyjka, łodzie wiosłowe, punty, gigi, katamarany, łodzie motorowe, małe żaglówki, kabinowe jachty śródlądowe i balastowe jachty morskie.

Rysunek poglądowy konstrukcji M. Plucińskiego [źródło: Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku, fot. A. Bałuch]

Rysunek katamarana P-56 [źródło: Muzeum Miasta Gdyni, fot. A. Bałuch]
Rysunek łodzi żaglowej P-37 [źródło: Muzeum Miasta Gdyni, fot. A. Bałuch]

Wyczytane między wierszami

Pluciński unikał zaangażowania politycznego. Jako uczestnik wojny polsko-bolszewickiej w powojennych życiorysach z oczywistych powodów nie wspominał o tym. Nie należał do żadnej organizacji młodzieżowej ani partii. Jedynie podczas pracy w PZL był członkiem Związku Zawodowego Pracowników Lotnictwa i na początku lat 30 był członkiem Klubu Sportowego Związku Urzędników Kolejowych.

Możemy przypuszczać, że podczas II wojny światowej miał kontakt z konspiracją. Zakład inż. Więckowskiego, na terenie którego znajdował się warsztat szkutniczy, oficjalnie wytwarzał gaśnice, a nielegalnie części do granatów dla struktur Armii Krajowej. Pluciński jako wspólnik Więckowskiego musiał o tym wiedzieć. Z kolei młodszy brat Mieczysława należał do Armii Ludowej i w 1944 został zabity przez Niemców.

Po wojnie z pewnością nie był entuzjastą nowej władzy, która krępowała rozwój żeglarstwa i zwalczała własność prywatną. Swoje zapatrywania utrzymywał jednak w tajemnicy. Zarabiał na życie własną pracą i nie potrzebował wikłać się w układy towarzysko-polityczne. Poglądy Plucińskiego sygnalizuje jeden z listów Stefana Workerta, w którym ten nie obawiał się przedstawiać mu swoich krytycznych uwag o trudach życia w socjalistycznej rzeczywistości i mrzonkach zmian na lepsze.

Z pewnością Pluciński miał kontakty z zachodem. W jakiś sposób dowiadywał się o konkursach ogłaszanych w tamtejszej prasie czy pozyskiwał plany zachodnich jachtów. Andrzej Perry z Londynu otrzymał pełnomocnictwo do dysponowania jego patentem na terenie Wielkiej Brytanii.

Pod koniec lat 70 jego stan zdrowia pogorszył się. Pogłębiła się choroba oczu i z biegiem czasu nie był już w stanie rysować, a później nawet czytać. W 1967 r. zmarła żona, z którą przeżył ponad 40 lat. Wkrótce ponownie ożenił sięi. Druga żona Izabela pomagała mężowi w administracji i prowadzeniu pokaźnej korespondencji z klientami i entuzjastami żeglarstwa. Niestety poważnie zachorowała na serce  i musiała poddać się leczeniu. Ojcu nie był w stanie pomóc także syn Janusz, który borykał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. W grudniu 1982 r. Pluciński pozbawiony opieki, zwrócił się do Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej Urzędu Woj. w Gdańsku z prośbą o przyjęcie do Państwowego Domu Rencistów. Prawdopodobnie pomógł mu w tym Jerzy Romaszkiewicz, także konstruktor jachtów. Mieczysław Pluciński zmarł 28.03.1983 r. i pochowany został przy boku swojej pierwszej żony na Witomińskim Cmentarzu w Gdyni. W 1988 r. przy rodzicach pochowano syna Janusza. Na płycie nagrobnej oprócz imion i nazwiska widnieje logo Mieczysława Plucińskiego, litera P ze skrzydełkiem.

Płyta na grobie Plucińskich [fot. P.Nowakowski]
Grób Plucińskich na Witomińskim Cmentarzu w Gdyni [fot. P. Nowakowski]

Upamiętnienia

Już w roku śmierci konstruktora redakcja miesięcznika Żagle i Jachting Motorowy zwróciła się do Polskiego Związku Żeglarskiego o ustanowienie nagrody im. Mieczysława Plucińskiego. Związek przystał na tę inicjatywę. Miała być wręczana twórcy najlepszego małego jachtu turystycznego w danym roku. Niestety nagroda w 1983 r. nie została przyznana ze względu ba brak takich projektów. Rozpoczął się trend budowy większych jachtów.

Próbę upamiętnienia M. Plucińskiego podjął Stefan Workert. W 1986 r. przez łamy miesięcznika Morze zwrócił się do władz Gdyni o uczczenie tego zasłużonego gdynianina tablicą pamiątkową na domu, w którym mieszkał. Jego propozycja nie ziściła się.

W 2015 r. została wydana książka Norberta Patalasa Mieczysław Pluciński jego łodzie i jachty. W 2025 r. ukazała się książka Aleksandry Boćkowskiej, Gdynia Pierwsza w Polsce. Autorka jeden z rozdziałów poświęciła Mieczysławowi Plucińskiemu.

Niniejszy artykuł jest także formą upamiętnienia tej niezwykłej postaci. Być może niegdyś w Iłży, gdy w tamtejszej wypożyczalni były jeszcze  kajaki drewniane, można było odnaleźć jakiś związki z konstrukcjami Plucińskiego. Po koniec lat 70 pływał po iłżeckich jeziorach jeden osobliwy kajak (prywatny), który miał wyższe burty, był cięższy i miał otwór na maszt. Może był to jeden z kajaków żaglowych naszego Pana Mieczysława? Kto wie?

M. Pluciński ze swoim kotem [fot. z profila FB Wyliczanki]

Dziękuję Dyrekcji Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku i Muzeum Miasta Gdyni za udostępnienie zasobów związanych z Mieczysławem Plucińskim.

Dziękuje Koledze Adamowi Bałuchowi za osobiste pozyskanie materiałów z wyżej wymienionych muzeów i gdyńskie spotkania.

W artykule wykorzystano informacje pochodzące z:

  1. Kancelaria Parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Iłży
  2. Muzeum Miasta Gdyni
  3. Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku
  4. Narodowe Archiwum Cyfrowe
  5. Biblioteka Cyfrowa UMCS
  6. Opolska Biblioteka Cyfrowa
  7. Biblioteka Gdynia
  8. Aleksandra Boćkowska, Gdynia Pierwsza w Polsce
  9. Norbert Patalas, Mieczysław Pluciński jego łodzie i jachty
  10. Żeglarz, magazyn morski nr 10/1988, 12/1988, 1/1989
  11. Morze, miesięcznik nr 7(665) lipiec 1986, 1(671) styczeń 1987
  12. Żagle i Jachting Motorowy nr 5/1983, 11/1983
  13. Strona FB Wyliczanka
  14. Strona FB Aleksandra Boćkowska

Paweł Nowakowski

Zvi Faingenbaum, Iłża początek plagi

Zvi Faingenbaum, Iłża początek plagi

W dniu wybuchu wojny, 1 września 1939 roku (w wigilię szabatu) byłem w polskim mieście Warszawa. Przyjechałam tam ze szwagierką Rivką Zoberman (dziś w Bnei-Brak), towarzysząc mojemu szwagrowi Shmuelowi Zobermanowi, którego lekarze skierowali na operację do warszawskiego zakładu stomatologicznego. Byłem tam od piątku wieczorem do niedzieli. Moja żona i dzieci, nieświadomi mojego miejsca pobytu, martwili się o mnie.

Tej nocy wiedziałem już o niemieckim bombardowaniu, które rozpoczęło się w piątek. Powiedziano mi również, że okoliczni mieszkańcy opuszczają miasto. Logika podpowiadała, żebym szukał schronienia w niestrategicznych miejscach, dopóki zagrożenie nie minie, z dala od fabryk i linii kolejowych, które były pierwszymi celami bombardowań.

O świcie wyszedłem na zewnątrz, żeby porozmawiać z sąsiadami i dowiedzieć się o sytuacji, ale większość z nich opuściła miasto. Poszedłem do bejt ha-midraszu na modlitwę i spotkałem tam trzy osoby (z których pamiętam tylko Akiwę Szeflę), które powiedziały mi, że wszyscy wyjeżdżają i że też dzisiaj pójdą za nimi. Ludzie rozeszli się w różnych kierunkach, ale większość wyjechała do Iłży. Modliłem się. Nigdy nie przypuszczałem, że po raz ostatni będę się modlił w tej synagodze.

Kiedy skończyłem modlitwę, usłyszałem brzęczenie samolotów, po którym natychmiast nastąpiły silne eksplozje, które pokryły cały obszar chmurą pyłu, zasłaniając słońce. Pobiegłem do domu i zauważyłem krater po bombie, której odłamki rozeszły się aż po mój dom. Z ciekawości podniosłem fragment, którego nigdy wcześniej nie widziałem, ale szybko zorientowałem się, że nie ma czasu na czekanie i od razu pojechałem wypożyczyć pojazd (wóz i konie), aby zabrać rodzinę do Iłży.

Po wielu trudach dotarliśmy do Iłży w nocy i zastaliśmy spokój i życie toczące się normalnie. Co ciekawe, sytuacja faktycznie doprowadziła do pewnego dobrobytu. Ludzie wynajmowali pokoje, sprzedawali towary i zarabiali mnóstwo pieniędzy. Ja też wynająłem pokój dla rodziny i zaczęliśmy się urządzać… Naiwnie wierzyliśmy, że ta sprawa nie potrwa dłużej niż kilka tygodni, więc uparłem się aby przedłużyć wynajęcie pokoju o kolejne dwa miesiące ponad miesiąc, za który zapłaciłem. Wszyscy czuliśmy, że działamy zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Z wyjątkiem jednej osoby… godnego podziwu i honoru Chanocha Bidermana i jego czcigodnej żony Ryfki. Podczas gdy kilku dzielnych młodych mężczyzn zostało w tyle, by pilnować swojej własności, on był jedynym zamożnym człowiekiem, który nie ustąpił. Nie chciał słuchać rad. Nigdy też nie mówił innym ludziom, co mają robić. Ale on nie chciał jechać do Iłży.

Wtorek minął, a środa była normalna do południa… słuchaliśmy radia, skupieni na każdej wiadomości. Wiadomości o wydarzeniach w naszym mieście otrzymywaliśmy również od posłańców, młodzieńcy podróżowali w tym celu między Wierzbnikiem a Iłżą.

W środę w południe… radio zamilkło! Nie było więcej wiadomości. Wyobrażaliśmy sobie, że w stację w Warszawie uderzyła bomba. I oto nadchodzą posłańcy… dywizja czołgów dotarła aż pod wejście do Wierzbnika! 42 działa przeciwlotnicze, które otaczały fabryki, otworzyły do ​​nich ogień, Trzy zostały trafione i uszkodzone pozostawiono

Szybko dowiedzieliśmy się, że radiostacji nic się nie stało, ale cała polska obrona była zagrożona. Przyszłość była już jasna, ale bitwa pancerna potwierdziła też, że nasz wyjazd do Iłży był mądrym posunięciem.

Czwartek: wiadomości szły za wiadomościami. Niemcy posuwali się na wszystkich frontach, zdobyli też Kielce i pobliską Słupię. Część osób z Wierzbnika uciekła do Słupi. Jego niewinni mieszkańcy nie wyobrażali sobie, że Niemcy przybędą tak szybko. „Eksperci” uznali, że była to francuska siła pancerna, idąca z pomocą polskiej armii. Przywitano ich ciastami i kwiatami… błąd, który uchronił ich (a wśród nich uciekinierów z Wierzbnika) przed pogromami. Te szczegóły byłyby zabawne, gdyby nie były tak tragiczne. Nie wiedzieliśmy jeszcze, czy czeka nas przyszłość. Wiedzieliśmy już ponad wszelką wątpliwość, że za kilka dni i my znajdziemy się w paszczy wściekłej niemieckiej bestii, ponieważ nieuzasadnione było zakładanie, że ich natarcie zostanie zatrzymane u bram Iłży.

Modliliśmy się o jedną rzecz – przejście bez wydarzeń. Fakt, że Iłża była podrzędną, znikomą miejscowością, dawał nadzieję, że miejsce to przejdzie z rąk do rąk w stosunkowo spokojny sposób, ponieważ wierzyliśmy, że strategiczna lub militarna wartość tego miejsca była kluczowym czynnikiem. Polskie dowództwo myślało jednak inaczej i zdecydowało się na zorganizowanie obrony regionu w Iłży…

Pochowany na linii frontu

Wśród uciekinierów z Wierzbnika byli dwaj rabini z Wierzbnika, rabin Ben Zion Rabinowicz i rabin Menachem Tenenbaum. Ten ostatni, stary, wątły człowiek, został dotknięty trudami i przerażeniem, a jego stan się pogorszył. Wieczorem przyszedł posłaniec z wiadomością o jego nagłej śmierci. Pospieszyłem do jego mieszkania, gdzie zastałem Lejbisza Herbluma (obecnie w Stanach), jego zięcia (męża jego córki Rachel) Akiwę Szeflę i Shmuela Tenenbauma, który zmarł później w Rzymie i został pochowany w Jerozolimie. Natychmiast skontaktowaliśmy się z miejscową Hewra Kadisza i ustaliliśmy miejsce pochówku oraz godzinę pogrzebu, który miał się odbyć z samego rana.

Ogólna sytuacja była już napięta i na pogrzeb zebraliśmy ledwie dziesięć osób, w tym czterech członków gminy Wierzbnik: Akiva Shefla, jeszcze jednego mężczyznę, którego nie pamiętam, Leibish Herblum i autor. Cmentarz, który zwykle znajdował się poza miastem, znajdował się na zboczu wzgórza. Po drodze natknęliśmy się na linie frontu polskiej armii. Linia frontu pod wzgórzem szczyciła się żołnierzami uzbrojonymi w karabiny maszynowe przyczajonymi w rowach, stojącymi końmi i rozciągniętymi liniami telefonicznymi. Zanim dotarliśmy do otwartego grobu, usłyszałem, jak obserwator wykonał telefon: „Halo, sierżancie, czołgi nadjeżdżają z lewej strony!” Polscy żołnierze nie sprawiali nam kłopotu, ale zdawałem sobie sprawę, że jesteśmy dokładnie pomiędzy dwoma frontami a zbliżającym się starciem. Powiedziałem: „Musimy wykonać nasze zadanie tak szybko, jak to możliwe, bo nie ma czasu do stracenia.” Grób wciąż był kopany i staraliśmy się osiągnąć niezbędne minimum. Opuściliśmy zmarłego, zapieczętowaliśmy, wszystko zasypaliśmy ziemią i zgodnie z tradycją prosiliśmy o przebaczenie. Następnie udaliśmy się do miasta. Powiedziałem ponownie: „Panowie, musimy jak najszybciej dostać się do miasta, nawet jeśli oznacza to ucieczkę, unikając głównych dróg, po których poruszają się czołgi, zamiast tego wybierając boczne ścieżki”.

postrzelana wieża główna
Postrzelana wieża główna i grób polskich żołnierzy

Moim pierwszym aktem było zgromadzenie rodziny, żony i dzieci. Moim drugim aktem było poszukiwanie domu z betonowym stropem. Jedynym takim budynkiem jaki znalazłem była łaźnia i tam się udaliśmy z braku innego wyjścia. Ci, którzy byli w mieście, nie mieli pojęcia, co się za chwilę wydarzy. Powiedziałem im, że muszą natychmiast znaleźć schronienie. Łaźnia wypełniła się ludźmi, a wkrótce potem zaczęła się strzelanina. Najpierw broń lekka, potem ciężka. Najpierw karabiny maszynowe, potem lekka artyleria, eskalacja coraz większa… pociski spadały między domy! Słyszeliśmy coraz więcej eksplozji. „To już nie jest żart” – mówili niektórzy. Ale nagle łaźnia stanęła w płomieniach, płonęła wokół nas… poczuliśmy, że musimy opuścić budynek teraz, inaczej nigdy tego nie zrobimy. Wylegliśmy, kule świszczały nad głowami. Moja córka Faiga została ranna. Wskoczyliśmy do rzeki, przepływającej przez miasto. Biegliśmy w wodzie, aż znaleźliśmy się między domami. Zauważyłem kamienny dom i wpadliśmy do środka. Dom był pełen mieszkańców Wierzbnika, wśród nich rabin. Przyjęto nas z otwartymi ramionami. Ale strzelanina trwała nadal. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie ma z nami mojej najstarszej córki Chavy. Nie mogłem przezwyciężyć lęku o nią. Po dwóch godzinach otrzymaliśmy wiadomość o jej lokalizacji na innej ulicy. Skorzystałem z krótkiej przerwy w strzelaninie i pobiegłem do niej. Znajdujemy się w ciemnym pokoju Żyda imieniem Holtz, który był żołnierzem podczas wojny japońskiej. Śmiał się z eksplozji. W sąsiednich domach wybuchły pożary. Stawałem w drzwiach i po każdym wybuchu wystawiałem głowę, by zbadać naszą sytuację. Polscy żołnierze stali pod murami na ulicy obok nas i strzelali. Poszedłem i rozmawiałem z nimi pomiędzy ujęciami. I tak było aż do świtu. Niemcy musieli zauważyć ogień wychodzący z naszej pozycji i skierować ogień w tę stronę. Uciekliśmy, moja córka i ja, i razem dotarliśmy do domu, który opuściłem, by jej szukać. Znowu byliśmy wszyscy razem, szczęśliwi, ale przestraszeni.

O godzinie 10 rano armia polska wstrzymała ogień. Cicho, ale tylko na krótką chwilę. Brzęczenie samolotów ogłuszyło nas. Latali falami, zrzucając bomby na domy Iłży i nas w nich. Nowa fala zrzuciła bomby na naszą ulicę. Domy tuż obok nas się trzęsły. Zebrani ludzie zaczęli płakać Szma Izrael! Wszyscy byli zdenerwowani, przestraszeni i czujni. Rabin zwraca się do mnie i pyta: „Czy mamy wybiegać?” Ale zanim zdążę wymyślić odpowiedź, pojawia się odpowiedź „z nieba”… bomba uderza w ścianę domu i wszyscy wybiegli na zewnątrz.

Na ulicy zamieszanie. Ludzie biegną we wszystkich kierunkach. Kolejna fala samolotów strzela w tłum z karabinów maszynowych. Ogień jest skierowany prosto na nas. Napieramy na ściany i chowamy się pod nimi, przerwa. Znów biegniemy poza domy. Dotrzy

j do małego zagajnika, połóż się na ziemi wśród drzew. Wokół nas płoną domy i słychać odgłosy wystrzałów z karabinów maszynowych. Najwyraźniej znów jesteśmy blisko linii frontu. Późnym popołudniem, po bombardowaniach, mieliśmy kilka ofiar. Część to mieszkańcy Wierzbnika – Michael Gutholtz, córka Noego Gutvila i jej męża, syna Shmuela Vakselmana z Lipia.

Hala produkcyjna zakładów starachowickich

Niedziela rano, a jeszcze nie widzieliśmy niemieckiego żołnierza. Nie odważą się jeszcze wejść do miasta. Ale sprawy są ciche. Pojazdy wiozące uchodźców z Wierzbnika, prowadzone przez odważnych, ruszają w drogę powrotną do domów. Yaakov Kornwaser wynajął wóz. Ja też do niego dołączyłem. W lesie Marcule spotkaliśmy dwóch mężczyzn z Hewra Kadisza z Wierzbnika, Pinchasa Manelę i Kalmana Lebmana, którzy za zgodą władz niemieckich przybyli pochować żydowskich żołnierzy poległych na froncie. Setkami przejeżdżały czołgi. Nikt się do nas nie odezwał. Dopiero na skrzyżowaniu dróg w Lubieni spotkaliśmy strażników, którzy kazali nam zejść na dół. Przeprowadzili rewizję, szukając broni. Znaleźli u mnie nóż, którego używałem do rozbioru drobiu. Zabrali mnie na bok i wszyscy wpadli w panikę, ja też. Strażnik zapytał mnie „Co to jest?” Udało mi się udzielić odpowiedzi, która wydawała się go satysfakcjonować, a on mnie puścił. Ale nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki ludzie w wagonie nie powiedzieli mi: „Wracaj!”

Kiedy dotarliśmy do domu, byliśmy zaskoczeni. Dzięki Bogu, wszystko nadal stało. Nie było żadnych zmian. Okazało się, że taktyka Niemców nas przerosła. Byli zainteresowani pozostawieniem fabryk w całości i przejęciem nad nimi kontroli. Starali się wykorzystać bombardowania, aby przestraszyć ludzi i wywołać panikę. Aby upewnić się, że nikt nie usunie maszyn. Bombardowania nie dotknęły też ludności, na wypadek gdyby byli wśród niej inżynierowie i rzemieślnicy niezbędni do prowadzenia fabryk. Dlatego pozostawili nasze miasto bez szwanku, po tym jak wszyscy z wyjątkiem Chanocha Bidermana uciekliśmy z niego. Okazało się, że miał rację, jego intuicja była trafna.

Z woli Bożej wróciliśmy, ale nie wszyscy. Spośród tych, którzy tego popołudnia opuścili Iłżę, około 100 aresztowano, pobito i wywieziono do obozu w Kielcach. Trzymano ich tam przez trzy dni bez jedzenia i wody. Przeszli ciężkie tortury. Dopiero czwartego dnia pozwolono im również wrócić do domu.

Powoli przyzwyczailiśmy się do nowego trybu życia, reżimu niemieckiego, którego pierwszym aktem było spalenie synagogi, o czym gdzie indziej. Czas na powiedzenie „Och, gdyby już był wieczór!” o poranku i „O, gdyby to był poranek!” wieczorem. I choć nowe trudności przeważyły ​​nad starymi, nie mogliśmy zapomnieć początku plagi, Iłży…

Ciekawą i zapomnianą postacią powstania styczniowego jest Piotr Derengowski[1] vel Deręgowski, naczelnik cywilny miasta Iłży przez cały okres powstania styczniowego, który przez dziesięć lat był tamtejszym notariuszem. Aresztowany pod koniec 1864 r. został zesłany na 12 lat katorgi nad Bajkał, gdzie brał udział w powstaniu zabajkalskim. Zostawił po sobie bardzo ciekawe zapiski z okresu zesłania, szczegółowo opisujące wydarzenia zrywu polskich katorżników z 1866 r.

Urodził się 29 kwietnia 1829 r. w Czarnym Lesie jako najmłodsze dziecko Mateusza i Marianny z Kretkowskich[2], a akt urodzenia sporządzono 14 sierpnia w kościele parafialnym w Sobikowie. Miał siedmioro rodzeństwa, trzech braci i cztery siostry, ale dwie z nich zmarły w wieku niemowlęcym: Kajetana Katona[3] (ok. 1805-?, żonaty z Konstancją Biernacką), Annę (1804-1804), Józefę (1806-1806), Józefę (1811-?), Zuzannę (1814, zamężna z Aleksandrem Wiśniewskim), Antoniego (1817-?) i Klemensa Józefa (1819-?).

Mateusz, ojciec Piotra, najmował się do pracy ekonoma i leśniczego, w związku z czym rodzina co kilka lat zmieniała miejsce zamieszkania. Kolejne miejscowości gdzie zamieszkiwali Derengowscy to: Łagiewniki k. Zgierza w (1804), Jasienin w parafii Jeżów (1806), Zalesie w parafii Brzeziny (1814, gdzie Mateusz pracował jako ekonom), Sobików (1817, posada nadleśnego), Czaplinek (1819, ekonom), Czarny Las (1825, ekonom) i Zawady (1828, ekonom). Jednakże zmarł 19 czerwca 1828 r. kiedy Piotr miał trzy lata. Akt zgonu został sporządzony w kancelarii parafialnej w Jedlińsku. Prawdopodobnie matka z młodszymi dziećmi został w okolicach Jedlińska, gdyż pięć lat później odnajdujemy tutaj Kajetana, najstarszego z rodzeństwa, który przeniósł się tu ze swoją rodziną i objął posadę ekonoma w Jedlance.

Przed 1846 r. Piotr znalazł zatrudnienie jako pisarz w kancelarii rejenta w Radomiu. Ożenił się 28 stycznia 1846 r. z Barbarą Marianną Ostrowską, córką Antoniego i Marcjanny z Krzemińskich a ceremonia zaślubin odbyła się w kościele pw. św. Jana w Radomiu.

Mieli pięcioro dzieci:

  • Justynę Brygidę, ur. 8 października 1846 r. w Radomiu, tam też zmarła 18 sierpnia 1848 r.;
  • Anielę Barbarę, ur. 2 sierpnia 1848 r. w Radomiu;
  • Władysława, ur. 20 września 1850 r. w Radomiu;
  • Mariana, ur. 15 sierpnia 1853 r. w Radomiu, chrzest odbył się w kościele parafialnym w Chmielniku. Ożenił się 16 października 1897 r. w Radomiu z Marianną Białecką, prowadził aptekę w Lublinie w latach 1897-1898[4];
  • Henryka, ur. 19 stycznia 1856 r. w Iłży.

W lipcu 1850 r. zamieszkał w Warszawie w domu zajezdnym skąd 22 września oddalił się nie wiadomo gdzie, jak donosiła „Gazeta Policyjna”. Prawdopodobną przyczyną nagłego wyjazdu z Warszawy była informacja o narodzinach syna Władysława, który to urodził się dwa dni wcześniej.

Na początku 1854 r. objął posadę rejenta na okręg szydłowski, o czym informowała prasa: Praktykant przy Rejencie Kancellaryi Ziemiańskiej w Radomiu Piotr Derengowski, Rejentem Kancellaryi Okręgu Szydłowskiego[5]. Ale po rocznym urzędowaniu w Chmielniku[6] objął podobną posadę w Iłży i prowadził w latach 1856-1865 kancelarię notarialną obejmującą okręg solecki i szydłowiecki[7] – zachowały się akty sporządzone i podpisane przez niego[8]. Być może wpływ na przeprowadzkę do Iłży miał fakt, że jego brat Kajetan około 1853 r. zamieszkał z liczną rodziną w kolonii Seredzice leżącej dwa i pół kilometra od iłżeckiego rynku. W tym czasie wyróżniano Seredzice[9] Bliższe i Seredzice Dalsze, a nazwa odnosiła się do odległości od miasteczka. Piotr był świadkiem na ślubie swojego bratanka Władysława z Ksawerą Golczewską jaki odbył się w kościele w Iłży w 1857 r.

Kiedy synowie Władysław i Marian osiągnęli wiek szkolny zostali wysłani do szkoły w Kielcach prowadzonej przez Hermana Hillera i prawdopodobnie zamieszkali w internacie tejże szkoły mieszczącym się przy obecnej ul. Sienkiewicza.

Informacja o nagrodzie dla Mariana i Władysława Derengowskich za wyniki w nauce w szkole Hermana Hillera w Kielcach, „Kurjer Warszawski” nr 168, Warszawa 13/25 lipca 1864, s. 2

Nie wiemy w jakim stopniu Derengowski zaangażował się w rozwój lokalnej organizacji narodowej, ale wkrótce został mianowany naczelnikiem cywilnym władz powstańczych w mieście. W jego domu 10 stycznia 1863 r. zorganizowano naradę w której brali udział: naczelnik wojenny województwa sandomierskiego Marian Langiewicz, Tomczyński, Lewkowicz, Maciejowski, pruski oficer i dzierżawca Chwałowic Dąbrowski. Radzono nad organizacją ataku na jednostki rosyjskie stacjonujące w Iłży. Atak z nieznanych przyczyn nie doszedł do skutku[10]. Derengowski mógł liczyć na współpracę miejscowych oficjeli: Franciszka Ochińskiego, burmistrza Iłży, ks. Michała Bartosika, miejscowego wikarego oraz wielu mieszczan. Do zadań naczelnika miasta należało m. in.: informowanie dowódców powstańczych o ruchach nieprzyjacielskich wojsk, aresztowanie ludzi podejrzanych o zdradę i dostarczenie ich do najbliższego oddziału, zatrzymywanie dezerterów i rozbitków i kierowanie do oddziałów, ostrzeganie przed aresztowaniami, wydawanie paszportów, ewidencjonowanie start powstańczych, informowanie władz zwierzchnich o nadużyciach i represjach moskiewskich, udzielanie pomocy oddziałom powstańczym, przechowywanie broni, dostarczanie zaopatrzenia, ściągania podatków do kasy narodowej, organizowanie pomocy dla kobiet opiekujących się rannymi powstańcami[11].

                W kwietniu 1863 r. został wykonany wyrok na Janie Kurpiku, posądzonym o szpiegostwo na rzecz władz moskiewskich, a egzekucji dokonali prawdopodobnie powstańcy z oddziału mjr. Faustyna Grylińskiego. W maju 1863 r. Piotr został mianowany przez Józefa Prendowskiego, nowego komisarza województwa sandomierskiego, na komisarza powiatu radomskiego. Na przełomie czerwca i lipca w okolicach Iłży zlikwidowano Józefa Przybysławskiego, ekspozytora poczty, również podejrzewanego o donoszenie do władz carskich. W maju 1864 r. w celach represyjnych w związku z wcześniejszymi wyrokami na Krupiku i Przybysławskim na iłżeckim rynku zostało straconych przez władze carskie pięciu wcześniej aresztowanych powstańców: Wincenty Woszczalski, Aleksander Kosiński, Szymon Taras, Antoni Głombicki i Paweł Kozubski[12]. Mimo takich represji Derengowski nie wyjechał z Iłży i niestety pod koniec 1864 r. został aresztowany na podstawie donosu Wajsmana, iłżeckiego młynarza, który miał za złe władzom powstańczym wcześniej nałożoną na niego kontrybucję. Piotr został oskarżony o udział w zabójstwie Józefa Przybysławskiego[13] i był sądzony w tzw. procesie szesnastu. Sąd wojenno-polowy ogłosił wyroki 17 czerwca względem następujących osób:

  1. Piotr Derengowski oskarżony o bycie naczelnikiem powstańczym miasta Iłży i współudział w powieszeniu ekspozytora Przybysławskiego skazany na śmierć przez powieszenie;
  2. Franciszek Ochiński oskarżony o dostarczenie Langiewiczowi do Wąchocka całej kasy miejskiej z magistratu iłżeckiego, zbieranie podatków na cele powstania i przyczynienie się do powieszenia Przybysławskiego skazany na śmieć przez powieszenie;
  3. Tomasz Grajewski, ławnik iłżecki, oskarżony o współudział w dostarczeniu kasy miejskiej Langiewiczowi, werbowanie ludzi do oddziałów, przekazanie dokumentów urzędowych powstańcom, przyczynienie się do powieszenia Przybysławskiego skazany na sześć lat katorgi w kopalniach syberyjskich;
  4. Walenty Stocharski, także ławnik miejski, oskarżony j.w. oraz odesłanie do Langiewicza dwóch schwytanych kozaków, skazany na sześć lat katorgi w kopalniach syberyjskich;
  5. Kajetan Gantner[14] oskarżony o wspieranie finansowe powstańców, dostarczanie paszy dla koni w oddziale Łady, współudział w zamordowaniu Przybysławskiego, wydanie oddziałowi Grylińskiego urlopowanego carskiego żołnierza Jana Kurpika, który został później powieszony przez powstańców, na poczet kary zaliczono mu czas spędzony w więzieniu, zasądzono poręczenie i nadzór policyjny;
  6. Franciszek Niziński, urzędnik, oskarżony o doniesienie do władz powstańczych na młynarza Wajsmana, na którego nałożono kontrybucję, o współudział w powieszeniu Przybysławskiego, udział w napadzie na Szydłowiec i dostarczanie kos powstańcom, na poczet kary zaliczono mu czas spędzony w więzieniu, zasądzono poręczenie i nadzór policyjny;
  7. Kazimierz Boszczyński oskarżony o werbowanie do oddziałów powstańczych i wydanie Langiewiczowi dwóch schwytanych kozaków, na poczet kary zaliczono mu czas spędzony w więzieniu, zasądzono poręczenie i nadzór policyjny;
  8. Kazimierz Krokowiński oskarżony o przyczynienie się do powieszenia Krupika, który oddalił się z powstańczego oddziału bez zezwolenia skazany na osiem lat ciężkich robót w twierdzach;
  9. Józef Kielak jw., skazany na osiem lat ciężkich robót w twierdzach;
  10. Ignacy Myszko[15] jw., skazany na osiedlenie;
  11. Stanisław Myszko[16] jw., skazany na osiedlenie;
  12. Antoni Głot jw., skazany na osiedlenie;
  13. Antoni Pisarek jw., skazany na osiedlenie;
  14. ksiądz Michał Bartosik oskarżony o przynależność do organizacji rewolucyjnej, podburzanie w kazaniach ludności do buntu, dostarczanie powstańcom zaopatrzenie, skazany na zamieszkanie na Syberii;
  15. Jakub Kot za współudział w powieszeniu Przybysławskiego i grożenie zabójstwem Krystjanowowej, żonie carskiego żołnierza, skazany na zamieszkanie na Syberii;
  16. Stanisław Derengowski[17] za współudział w zamordowaniu Przybyszewskiego skazany na zamieszkanie na Syberii[18].

Generał Bellegarde zgłosił zastrzeżenia do tego wyroku względem Derengowskiego i Ochińskiego, kwestionując wiarygodności świadka Chaskla Grynszpana. W związku z czym Audytoriat Polowy zrewidował wcześniejsze decyzje i w dniu 2/14 września 1865 r. skazał Derengowskiego i Ochińskiego na dwanaście lat ciężkich robót w kopalniach syberyjskich oraz pozbawienie wszystkich praw stanu, dodatkowo polecił skonfiskowanie majątku na rzecz pokrycia strat wyrządzonych skarbowi państwa i na zaspokojenie roszczeń Rutkowskiej, córki po Przybysławskim. Namiestnik konfirmował wyrok 6/18 września zmieniając jednakże okres kary na 8 lat[19]. Barbara po aresztowaniu męża przeniosła się razem z synami do Radomia.

Konfirmacja wyroku zesłania Piotra Derengowskiego, AGAD, ZGP, sygn. 4, s. 729
Barbara z Ostrowskich Derengowska z synami Władysławem i Marianem zapisana w księdze ludności miasta Radomia z 1865 r. w domu nr 31, APR, Akta miasta Radomia, sygn. 444, s. 206
Wroński i Kazimierz Szermentowski

Transport więźniów odprawiono 23 września 1865 r. z dworca Petersburskiego w Warszawie, znajdującego się po drugiej stronie Wisły naprzeciw Cytadeli. Z przesiadkami w Petersburgu (8 października) i Moskwie (13 października), dojechali 22 października do Niżnego Nowogrodu. Trasę do Kazania pokonali na pokładzie parowozu żeglującym po Wołdze. Zesłańcy wielokrotnie byli poddawani szczegółowej rewizji i zabierano im, oprócz zabronionych rzeczy takich jak noże, scyzoryki, widelce, tytoń, atrament, pióra i ołówki, również inne wartościowe rzeczy wzbogacające kieszenie przeszukujących. Dalsza podróż odbywała się tzw. etapami, poprzez Ochańsk dotarł do Kunguru. Tutaj spotkał zesłaną w 1864 r. Jadwigę z Wojciechowskich Prendowską[20] i jej męża Józefa[21], swojego wcześniejszego zwierzchnika we władzach cywilnych Rządu Narodowego, za poręką którego wyszedł z więzienia i spędził kilka godzin w ich towarzystwie.

Kolejne miasta na trasie przemarszu partii w jakiej znajdował się Piotr to: Jekantenyburg, Perm, Tiumień, Tobolsk, Tomsk, Krasnojarsk i docelowe miejsce zesłania jakim były okolice Irkucka. W Tiumieniu spotkał Kazimierza Szermentowskiego[22] z Bodzentyna, który również był w trakcie transportu na miejsce zesłania za udział w powstaniu.

Plan Krasnojarska z ok. 1906 r., na północny-wschód od miasta zlokalizowane koszary wojskowe, które stanowiły punkt etapowy dla transportowanych zesłańców

Był świadkiem tzw. powstania zabajkalskiego jakie wybuchło w czerwcu 1866 r. w okolicach Irkucka nad Bajkałem. Przebywało tam około tysiąca polskich skazańców rozsianych po nabrzeżnych osadach, wykorzystywanych do budowy infrastruktury i wyrębu lasu. Przywódcy zrywu: Narcyz Celiński, Gustaw Szaramowicz, Leopold Eljaszewicz, Jakub Rejner i Władysław Kotkowski, mieli nadzieję zdobyć broń na strażnikach i przedostać się do granicy z Chinami. Łudzili się także, że może do powstania przyłączą się katorżnicy z odleglejszych okolic. Sporo zamieszania w planowaną akcję wprowadził manifest cara z kwietnia 1866 r., na mocy którego wielu skazańcom skrócono katorgę o połowę. To oraz pewne niesnaski wśród szlachty na czele z baronem Antonim Rück von Pletteubergiem, spowodowały, że tylko połowa zesłańców zaangażowała się w działania, o czym pisał Derengowski:

Ogólna cyfra zgromadzonych przy Szaramowiczu wyniosła ludzi trzystu kilkudziesięciu, uzbrojonych częścią w wojskowe karabiny, częścią w broń myśliwską, rewolwery, pałasze, a przeważnie w kosy i lance; a że ogół partii, w półkolu Bajkału rozrzuconych, wynosił cyfrę 705 ludzi, połowa zatem nie przyjęła udziału w ruchach, i pozostała czy to na miejscach, czy też szukała schronienia po lasach[23].

Mapa części Jeziora Bajkał z 1899 r., zaznaczone stanice Murymska i Myszycha między którymi operował oddział polskich powstańców

Po kilkunastu dniach wojsko rosyjskie pojmało większość uczestników powstania, a zatrzymanych lokowano na parowcu pływającym jako wsparcie wojsk rosyjskich po jeziorze. W dniu 16 lipca zostali odtransportowani do więzienia w Irkucku. W ciągu kolejnych sześciu tygodni złapano wszystkich uciekinierów i odstawiono do więzienia. Zorganizowano komisję śledczą, która wydała surowe wyroki dzieląc pojmanych na kilka kategorii: pierwsza obejmowała tych, którzy imiennie skazani zostali na śmierć; druga tych wszystkich, którzy przyjęli udział w zbrojnym powstaniu, a osądzeni zostali na rozstrzelanie co dziesiąty, pozostali zaś na całe życie do ciężkich robót; trzecia tych których wyłączono z pod sądu. Ale władze zwierzchnie nie były zadowolone z takiego rozwiązania i w konfirmacji wyroków skazanych podzielono na siedem kategorii: pierwsza obejmująca skazanych na śmierć przez rozstrzelanie, to jest: Gustawa Szaramowicza, Jakuba Rajnera, Władysława Kotkowskiego i Narcyza Celińskiego; w drugiej znaleźli się ci, których osądzono na całe życie do robót; trzecia objęła tych, których skazano na roboty powyżej dziesięciu lat; do czwartej zaliczano tych, którzy mieli wyroki na dziesięć lat robót; piąta objęła tych, którzy mieli wyroki skazujące na roboty poniżej dziesięciu lat; do szóstej zaliczono tych, którzy uznani zostali za podejrzanych i skazani na rok więzienia w kajdanach, a ostatnia siódma objęła tych, którzy wyłączeni zostali z pod sądu, to jest tych, którzy w czasie powstania byli w szpitalach, lub pracowali przy kuchniach i piekarniach[24].

Piotr został zakuty w kajdany i przeniesiony do Aleksandrowska Irkuckiego a rok później pracował w Usolu[25]. W 1868 r. złagodzono wyroki z niektórych kategorii: Kategoria szósta odbyła już swoje doświadczenie w zamknięciu i kajdanach. Kategoria siódma wraz z tymi wszystkimi, którzy nie byli drugi raz pod sądem, wyszła na posilenie. Konfiskatę co do kategorii szóstej zniesiono. Wszystkich zaś tych, którzy należeli do kategorii drugiej, trzeciej, czwartej i piątej, wybierano ze wszystkich punktów i tak skoncentrowanych zesłano po nerczeńskich zawodach, czyli kopalniach. Kategorię szóstą wypuszczano na posilenie w miarę, jak każdy kończył swój połowiczny termin robót, pozostały z ukazu roku 1866, a ci wszyscy, których wysłano na Bajkał, pozostawali tam aż do roku 1873[26].

Dzięki temu Piotr został uwolniony z wyroku robót i zmieniono mu kategorię „na zamieszkanie”[27]. W 1877 r. powrócił do Warszawy. Krótko przed śmiercią rozpoczął anonimowo wydawanie w odcinkach swoich wspomnień z pobytu na zesłaniu, opisujących także powstanie zabajkalskie, na łamach poznańskiej „Warty”[28]. Zmarł 3 września 1878 r. w Warszawie[29] i został pochowany na cmentarzu na Powązkach (kwatera 20, rząd 4, miejsce 4 – obecnie nagrobek jest bardzo zniszczony, pozostały jedynie fragmenty żeliwnej płyty z widocznym imieniem Piotr).

Nekrolog P. Derengowskiego, „Kuryer Warszawski” nr 198, Warszawa 24 sierpnia/4 września 1878, s. 4
Pozostałości żeliwnego nagrobka P. Derengowskiego na powązkowskim cmentarzu, fot. R. Wierusz-Kowalski

Sześć odcinków z jego wyjątkami z dzienniczka ukazało się w lipcu i sierpniu 1878 r., kolejne trzy opublikowano w listopadzie i grudniu 1878 r. Całość wydano także w tym samym roku w Poznaniu, również anonimowo, wspólnie ze wspomnieniami Mikołaja Kulaszyńskiego pt. Polacy na Syberyi. Powstanie nad Bajkałem.

W 2007 r. wspomnienia Piotra Derengowskiego znalazły się w opracowaniu Anny Brus i Wiktorii Śliwowskiej zatytułowanym Wystąpienie polskich katorżników na trakcie okołobajkalskim : cztery relacje, Wilhelm Buszkat, Piotr Deręgowski, Adam Jastrzębski, Zygmunt Odrzywolski.


Jan Kulpiński, Adam Malicki

[1] Derengowscy vel Deręgowscy (Dorengowscy vel Doręgowscy) h. własnego, który przedstawia w czerwonym polu dwie trąbki myśliwskie czarne, w srebro oprawne, wylotami do góry, na krzyż białą przepaską związane. W szczycie hełmu takaż trąbka, z czarnym sznurem, barkiem na dół, wylotem w prawo. Ich gniazdem rodowym miały być Doręgowice na Pomorzu, używali przydomka von Gleisen. Pod koniec XVIII w. ze szlachectwa legitymował się Władysław (1782) i Wojciech (1783), zaś w XIX w. jedynie Wawrzyniec z synami Wawrzyńcem i Bolesławem. [za:] A. Boniecki, Herbarz polski, t. 4, s. 383.

[2] Używano także pisowni Krytkowska, Krotkowska.

[3] Kajetan służył jako trębacz w Pułku Ułanów Jego Królewiczowskiej Mości Księcia Orani No 1. Większość pułku stacjonowała na terenie województwa lubelskiego, a dyslokacja w 1830 r. wyglądała następująco: sztab i 1. szwadron w Lubartowie, 2. szwadron w Parczewie, 3. szwadron w Opatowie, 4. szwadron w Łęcznej.

[4] APL, RGL, 3.5 Wydział Administracyjny (A I-Os) – Akta osobowe, sygn. 307 Derengowski Marian s. Piotra, farmaceuta m. Lublina.

[5] „Gazeta Rządowa” nr 31, Warszawa 29 stycznia/10 lutego 1854, s. 2.

[6] APK, zasób21/2631 Akta Notariusza Piotra Derengowskiego w Chmielniku, sygn. 1.

[7] Rocznik Urzędowy Obejmujący Spis Naczelnych Władz Cesarstwa oraz Wszystkich Władz i Urzędników Królestwa Polskiego na rok 1861, Warszawa, s. 395, 399; Rocznik Urzędowy Królestwa Polskiego na rok 1863, s. 342, 344

[8] APR, zasób 58/901 Akta notariusza solecko-szydłowieckiego Derengowskiego Piotra, sygn. 1-11.

[9] Seredzice wchodziły w skład dóbr klucza iłżeckiego, w 1848 majątek Seredzice wydzierżawił na 12 lat Józef Dobrzański, kolejnym dzierżawcą od 1860 r. był Stanisław Ośniałowski. W 1868 r. folwarki w Seredzicach, Mircu i Osinach weszły w skład majoratu Mirzec nadanemu generałowi lejtnantowi Arturowi Fiodorowiczowi Eggerowi (Артур Фёдорович Эггер, 1811-1877).

[10] W. Dąbkowski, Wybuch powstania styczniowego w województwie sandomierskim, [w:] „Rocznik Świętokrzyski” 1971, t. 2, s. 75, 80, 87, 93.

[11] A. Giller, Historja powstania narodu polskiego w 1861-1864, t. 2, Paryż 1868, s. 421-424.

[12] W. Dąbkowski, Proces szesnastu z Iłży (styczeń-wrzesień 1865 r.),[w:] „Kwartalnik Historyczny” t. 85 , z. 2, 1978, s. 276.

[13] Przybysławski Józef urodził się w Inowłodzu jako syn Jana i Agnieszki z Niewiadomskich i został ochrzczony w tamtejszym kościele parafialnym 18 września 1810 r. W 1833 r. pracował jako urzędnik korpusu leśnego i mieszkał w Brodach należących do parafii w Krynkach, ożenił się w tymże roku w Iłży z Maksymilią Szymańską i przeniósł się do tego miasta. Mieli piątkę dzieci: Florentynę (1834-?), Józefa Henryka (1835-?), Alfreda Antoniego (1838-1840), Leopolda Marcina Jana (1839-?), Maksymilię (1840-?). W 1840 r. przeprowadził się do Męciszowa a później do Miodnego i objął posadę podleśnego w Lasach Rządowych Kozienickich w sekcji straży leśnej w Suchej. Po śmierci pierwszej żony poślubił w 1844 r. w Iłży Mariannę Paulinę Brygidę Józefę Kowalską z którą miał dwójkę dzieci ochrzczonych w kościele parafialnym w Suchej: Leona Antoniego Józefa (1845-1846) i Bronisława Antoniego (1854-?). Jedynie Józef Henryk został zapisany w 1850 r. do ksiąg szlachty guberni radomskiej i legitymował się z herbu Jasieńczyk. Posądzony o donoszenie do władz carskich został powieszony przez powstańców. Szerzej W. Dąbkowski, Proces szesnastu z Iłży (styczeń-wrzesień 1865 r.),[w:] „Kwartalnik Historyczny” t. 85 , z. 2, 1978, s. 270-284.

[14] Gantner Kajetan urodził się 3 sierpnia 1819 r. w Iłży jako syn Wojciecha(?-1836) i Łucji z Kirchnerów. Miał ośmioro rodzeństwa, braci: Aleksandra (? Żonaty z Karoliną Józefą Chorosińską), Szymon (1821), Michała (1825), Wincentego (1835), siostry: Franciszkę (1823, zamężna z Walentym Borzuchowskim), Angelę (1828-1828), Marcjannę (1829, zamężna z Ignacym Kędrzyńskim), Barbarę Teklę (1832-1833) i Balbinę (1835-1835).

Ożenił się 28 stycznia 1846 r. z Małgorzatą Stefańską 1o voto Podłużną (wdową po Antonim Podłużnym zmarłym w Lublinie 23 kwietnia 1842) córkę Ignacego i Agnieszki z Hanajczyków. Urodziły im się dzieci: Marianna (1847), Karol Ignacy (1850-1929, sędzia pokoju, żonaty z Oktawią z Rutkowskich).

[15] Ignacy Myszko, ZGP, sygn. 4, k. 702.

[16] Stanisław Myszko, ZGP, sygn. 4, k. 702.

[17] Na zesłaniu Piotr spotkał się z bratankiem Władysławem, być może pomylono imiona w dokumentach carskich i zapisano go jako Stanisław.

[18] H. Cederbaum , Powstanie styczniowe: wyroki Audytoryatu Polowego z lat 1863, 1864, 1865 i 1866, Warszawa-Kraków 1917, s. 335-337.

[19] Ibidem, s. 319-320.

[20] Prendowska z Wojciechowskich Jadwiga (1832 – 1915) – kurierka oddziału Mariana Langiewicza, organizatorka Stowarzyszenia Niewiast w powiecie iłżeckim. W opracowanych wspomnieniach Jadwigi to spotkanie podano pod przypisem nr. 31: J. Prendowska, Moje wspomnienia, Kraków 1962, s. 390.

[21] Prendowski Józef, mąż Jadwigi, komisarz cywilny Rządu Narodowego woj. Sandomierskiego, dobrowolnie udał się na zesłanie z Jadwigą.

[22] Kazimierz Szermentowski (1840-?) – malarz, syn Stanisława i Heleny z Matyskiewiczów, młodszy brat Józefa, słynnego malarza.

[23] Polacy na Syberii i powstanie nad Bajkałem, Poznań 1878, s. 82-83.

[24] Polacy na Syberii i powstanie nad Bajkałem, Poznań 1878, s. 95.

[25] A. Giller, s. 180: 252. Derągowski Piotrz Kongresówki. Rejent.

[26] Polacy na Syberii i powstanie nad Bajkałem, Poznań 1878, s. 99.

[27] Wystąpienie polskich katorżników na trakcie okołobajkalskim, opr. A. Brus, W. Śliwowska, Warszawa 2007.

[28] „Warta” nr 211, Poznań 14 lipca 1878, s. 2313-2315; nr 213, Poznań 28 lipca 1878, s. 2338-2340; nr 214, Poznań 4 sierpnia 1878, s. 2349-2351, nr 215, Poznań 11 sierpnia 1878, s. 2359-2361; nr 216, Poznań 18 sierpnia 1878, s. 2368-2370; nr 217, Poznań 25 sierpnia 1878, s. 2382-2383; nr 228, Poznań 10 listopada 1878, s. 2496-2498; nr 229, Poznań 17 listopada 1878, s. 2509-2510; nr 231, Poznań 1 grudnia 1878, s. 2524-2525.

[29] APW, ASC Warszawa-Leszno NMP, akt zgonu 793/1878.

Zakład w Zębcu w latach 1954-1970

Zakład w Zębcu w latach 1954-1970

W tym roku minęło 70 lat od rozpoczęcia budowy protoplasty obecnego Zakładu Górniczo-Metrowego „Zębiec” w Zębcu czyli Kopalni i Zakładu Wzbogacania Piasków Żelazistych w Zębcu. Zakład w Zębcu miał duży wpływ na rozwój Iłży i okolicznych miejscowości będąc największym lokalnym pracodawcą, który zatrudniał i umożliwiał utrzymanie się kilkuset rodzin w ciągu kilku dekad.

Budowniczowie zakładu, od lewej inżynier J. Bernes  st. insp. Nadzoru, inż. B. Zybura projektant, T. Sokół st. insp. Nadzoru, fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.

Wstępne prace nad budową dużej kopalni w okolicach Zębca rozpoczęto w 1950 r.[1] Dotychczas na tym terenie działało kilka niedużych kopalń rudy. Od listopada 1952 r. Przedsiębiorstwo Geologiczne Rud Żelaza w Częstochowie na zlecenie Centralnego Zarządu Kopalń Rud Żelaza rozpoczęła badania górnicze polegające na budowie szybików i wierceniu otworów, które miały potwierdzić występowanie dużych złóż rud na tym terenie. Badaniami kierował inżynier Tadeusz Wielocha. Przy pracach korzystano również z doradcy sowieckiego inż. Siemiejewskiego.[2] 

Tuż po zakończeniu II wojny światowej profesor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie Witold Budryk rozpoczął badania nad wzbogacaniem piasków żelazistych. W Instytucie Metali Nieżelaznych w Gliwicach w latach 1953-1954 r. przeprowadzono próby wzbogacania piasków żelazistych na skale półtechniczną poprzez przemywanie piasków na płuczce w Konopiskach koło Częstochowy. Następnie tak uzyskaną rudę przewieziono do Zakładów Górniczo-Hutniczych w Szklarach (powiat ząbkowicki) gdzie w piecach obrotowych uzyskano żelgrudę czyli półprodukt stosowany zamiast złomu w procesie wytapiania stali. Ze strony instytutu badania nadzorował docent Władysław Madej. W latach 1956-1957  naukowcy pod kierownictwem docenta Madeja przeprowadzili w zakładzie w Ogorzelcu kolejne badania polegające na przemywaniu piasków, które następnie w piecach obrotowych Zakładów Cynkowych w Trzebini przerobiono na żelgrudę. Na podstawie badań zleconych przez Ministerstwo Przemysłu Ciężkiego i Zjednoczenia, Biuro Projektów Przemysłu Hutniczego w Gliwicach opracowało dokumentację techniczną dla budującego się zakładu w Zębcu.[3]

Pozytywne badania geologiczne oraz efekty prób wzbogacania piasków żelazistych doprowadziły do podpisania w dniu 22 kwietnia 1954 r. uchwały nr 220/54 Prezydium Rządu, zobowiązującą Ministerstwo Hutnictwa do wybudowania dwóch kopalń odkrywkowych i zakładu wzbogacania piasków żelazistych. Do końca 1959 r. w podiłżeckim Tychowie miała powstać kopalnia, w której zakładano wydobycie dwóch milionów ton piasku rocznie i pozyskanie w ten sposób 200 tys. ton czystego żelaza. W Zębcu do końca 1957 r. miała powstać druga kopalnia, w której wydobycie piasku przewidywano na poziomie 500 tys. ton rocznie o zawartości 28-30% żelaz, co odpowiadało 50 tys. ton czystego żelaza. Do produkcji żelgrudy planowano wybudowanie 10 pieców obrotnych, które miały być uruchomione do końca 1959 r.

Zdejmowanie nakładu na kopalni za pomocą koparki kołowo-frezowa typu SchRs 315, fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.
Koparka kołowo-frezowa SchRs 315 na kopalni (1960), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.
Kopalnia w 1965 r., fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.
Wagony na kopalni (1967), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.

Zarządzeniem nr 230 z dn. 14.06.1954 r. Ministerstwo Hutnictwa powołało przedsiębiorstwo państwowe pod nazwą Kopalnie i Zakłady Wzbogacenia Piasków Żelazistych w Budowie w Zębcu.[4]   

Wstępne koszty budowy zakładu wynosiły 787 400 000 zł. Po przeprowadzeniu prób technicznych w Ogorzelcu i Trzebinie postanowiono do pierwotnego planu wprowadzić zmiany, budując w Zębcu jedynie zakład wzbogacania piasków, który miał składać się 6 pieców o długości 95 metrów i średnicy 4,2 metra i zdolności produkcyjnej na poziomie 270 000 ton żelgrudy rocznie. W przyszłości planowano zwiększenie ilość pieców do 9 i zdolności produkcyjnej do 400 000 ton żelgrudy rocznie. Zatwierdzone nowe koszty budowy 6 pieców wzrosły do 1316 milionów złotych, a budowa kolejnych 3 pieców miała kosztować dodatkowo 306 milionów złotych. W wyżej wymienionych kosztach nie uwzględniono budowy zapory w Brodach i wodociągu z Brodów do Zębca, które oszacowano 133 miliony. Po kolejnych aneksach budowa zakładu wraz z budową osiedla dla pracowników w Iłży miała   kosztować 1684 milionów złotych.[5]

Budowa węzła przesypowego i nośnicy przenośników do separotorowni (1963), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.
Montaż pieca obrotowego, fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.
Prace przy montażu pieca obrotowego (1963), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.
Stan zaawansowania robót budowlano-montażowych (1963), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.

Głównym wykonawcą inwestycji było Ostrowieckie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego. W 1956 r. Krakowski Oddział Zjednoczenia Robót Zmechanizowanych rozpoczął budowę od karczowania lasu i niwelowania terenu. W latach 1956-1957 wybudowano wiadukt żelbetonowy z torowiskiem do kopalni, oraz budynki garażowe. W 1958 r. wzniesiono budynek dla elektrowozów oraz magazyny główny i części zapasowych. W 1959 r. ukończony został budynek kotłowni, w której pracownicy Mostostalu Będzin rozpoczęli montaż 4 kotłów.

W tym samym czasie Warszawskie Zjednoczenie Wodno-Inżynieryjne rozpoczęło z opóźnieniem spowodowanym dodatkowymi badaniami hydrograficznymi (prowadzonymi przez Biuro Projektów Budownictwa Komunalnego w Krakowie) budowę zapory w Brodach Iłżeckich. W 1956 r. prace przy zaporze były na etapie modelowania upustu żelbetonowego.[6] Problem była lokalizacja osiedla przyzakładowego dla osób przesiedlonych z terenów przeznaczonych na zalanie i dla przyszłych pracowników. W końcu większość z 400 wysiedlonych rodzi zamieszkała w Michałowie i w Pałowie a część w powiecie opatowskim. 

W latach 1954-1959 na budowę zakładu wydano łącznie 208 mln. zł co stanowiły 12,4 % całości kosztów.  Inwestycja nie przebiegała tak dobrze jak założono. Zastanawiano się nawet nad jej wstrzymaniem. W czerwcu 1958 r. zapadła decyzja w Komisji Planowania przy Radzie Ministrów by kontynuować budowę zakładu.  Decyzja ta spowodowała przyznanie większych środków pieniężanach z budżetu państwa.[7] W 1959 wydano nowe zarządzenie Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego nr 86/59, które zakładało dwuetapową budowę zakładu w Zębcu. W  pierwszym etapie do końca 1962 r. planowano uruchomić dwa piece o zdolności produkcyjnej 90 tysięcy ton żelgrudy rocznie. W drugim etapie do końca 1964 r. zakładano uruchomić kolejne 4 piece, które z już wybudowanymi dwoma miały produkować 270 tysięcy ton żelgrudy rocznie. W trzecim etapie, do końca 1968 r. planowano wybudować kolejne 3 piece. Razem 9 pieców miało mieć zdolność produkcyjną na poziomie 400 tys. ton żelgrudy rocznie. W trakcie budowy zdecydowano jednak zredukować ilości pieców do 6. Postanowiono wybudować 3 piece w pierwszym etapie do końca 1965 r. i 3 w drugim etapie do 1968 r.

Większość prac budowalnych do 1963 r. była mocno zaawansowana, w niektórych budynkach rozpoczęły się już prace montażowe. Opóźnienia były przy instalacji drugiego i trzeciego pieca ponieważ nie dostarczono na czas pierścieni tocznych. Ostrowieckie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego nie wywiązywało się z terminów. Prace  koordynowane były przez dyrekcję zakładu, która w tym celu powołała Samodzielny Oddział Wykonawstwa Inwestycyjnego.

Piecownia, składowisko i kruszarnia rudy (1967), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.

Do roku 1962 r. w przygotowaniach do uruchomienia kopalni zdjęto około 2,5 miliona metrów sześciennych nadkładu. Aby dotrzeć do pokładów piasków żelazistych pozostało jeszcze do zdjęcie 4 miliony metrów sześciennych nakładu, które planowano wykonać w latach 1963-1964. Trudności przy budowie kopalni związane były także z charakterem złóż piasków żelazistych, które zalegały bardzo nieregularnie i wydobywanie ich koparką kołowo frezową było problematyczne. Do budowy kopalni oraz jej przyszłej eksploatacji zakupiono olbrzymią zwałowarkę i koparki kołowo-frezowe typu SchRs-315 w Niemieckiej Republice Demokratycznej (NRD). Były to koparki o długości 34,5 metrów, wysokości 15 metrów i masie 333 tony.[8] Ponadto kopalnia miała na stanie duże czechosłowackie koparki Škoda E-25[9], które bardziej się nadawały do zębieckich warunków niż koperki kołowo-frezowe, które ze względu na dość twardy grunt szybko się zużywały. Transport piasku z kopalni do zakładu odbywał się za pomocą lokomotyw elektrycznych LEW EL 2 popularnie zwanych krokodylami oraz 128 wagonów samowyładowczych.[10]  Jedna z zębieckich  lokomotyw o nr 08 do niedawna jeszcze używana była w Kopalni Węgla Brunatnego „Konin” w Kleczewie. Pod koniec 1962 r. zakończono już pierwszy etap budowy zbiornika wodnego w Brodach Iłżeckich o pojemności 3,5 mln m3 co w pełni zapewniała zapotrzebowanie wody do produkcji zakładu. Planowano do 1965 r. ramach drugiego etapu zwiększyć pojemność zbiornika do 6 mln m3. Woda do zakładu miała być doprowadzona wodociągiem budowanym przez Warszawskie Przedsiębiorstwo Wodno-Inżynieryjne.[11]

Zwałowarka na kopalni (1963), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.

W Iłży rozpoczęto budowę osiedla dla pracowników, którą prowadziło PWRN Kielce. Na ten cel już 1961 r. przeznaczono 6 milionów zł. Do końca 1965 r. planowano wybudować 1120 izb mieszkalnych. W 1962 r. dla potrzeb zakładu utworzono w Iłży przy ulicy Błazińskiej przyzakładową Zasadniczą Szkole Zawodową. Początkowo miała kształcić uczniów w specjalnościach ślusarsko-mechanicznej i elektrycznej. 1 maja 1964 r. dotychczasowego dyrektora Dunalewicza zastąpił inż. Zbigniew Kasperczyk.

W styczniu 1965 r. budowa „Zębca” była już na ukończeniu, 3 lutego powołano komisję do odbioru ostatecznego. Jednak po przeprowadzeniu kontroli zakładu 16 marca 1965 r. komisja orzekła, że nie nadaje się on jeszcze do uruchomienia.

1 kwietnia 1965 r. (31.03.1965 r. taką datę uruchomienia znajduje w meldunku mjr. Pastuszki[12]) ruszyła częściowa produkcja na pierwszej nitce.  Od tego dnia  zmieniono także  nazwę przedsiębiorstwa z Zakładów Wzbogacania Piasków Żelazisty w Zębcu na Zakłady Górniczo-Hutnicze „Zębiec” w Zębcu. Odpowiedzialnym za rozruch został inż. Bogdan Szczepaniak.[13] Uruchomiany zakład podlegał pod Zjednoczenie Kopalnictwa Rud Żelaza w Częstochowie i Ministerstwo Przemysłu Ciężkiego.

Zakład składał się 6 wydziałów:

1. Kopalnia zaopatrująca zakład w piasek żelazisty.

2. W-1  Płuczka gdzie dokonywało się wstępnie wzbogacanie.

3. W-2 Wydział Produkcji Żelgrudy zwany tzw. wzbogacanie wtórne.

4 W-3 Wydział Produkcji Sit. 

5 W-4 Warsztaty Mechaniczno-Remontowe.

6. W-5 Wydział Produkcji Nakrętek.

Już w pierwszym miesiącu pracy zakładu doszło do wybuchu w skruberze czyli urządzeniu do odpylania gazów z pieca obrotowego nr 1. W wyniku wybuchu został przesunięty ważący ponad 100 ton skruber, wyleciały szyby w budynkach oraz uległy pogięciu urządzenia łączące skruber z kominem.[14] Przyczyną wybuchu było prawdopodobnie nagromadzenie się tlenku węgla w skruberze. Do podobnej eksplozji doszło również w sierpniu 1965 r.[15]

W pierwszym miesiącu zaplanowano wyprodukowanie 2000 ton żelgrudy, a udało się uzyskać  jedynie 101 ton czyli 5 % planu. W kolejnych miesiąc było nieco lepiej. W maju wyprodukowano 1954 tony żelgrudy, a w czerwcu 2837 ton co stanowiło 52 % zakładanej produkcji. Niską wydajność kierownictwo zakładu tłumaczyło brakiem opanowania procesu technologicznego przez załogę, niedostateczną obsadą kadrową, awariami, oraz ciągłymi przeprojektowaniami urządzeń, które nie zawsze były właściwie zaprojektowane i zainstalowane.[16]

Uroczyste otwarcie zakładu nastąpiło 8 stycznia 1966 r. Jak donosiła prasa lokalna Kombinat jest unikalny w skali światowej.[17]Na otwarciu zakładu zostali zaproszeni przedstawiciele władz państwowych, którą reprezentował Członek Biura Politycznego Komitetu Centralnego wiceminister Franciszek Waniołka oraz przedstawiciele władz wojewódzkich i powiatowych oraz kierownictwo i pracownicy zakładu. Wstęgę przeciął a następnie wygłosił przemówienie wiceminister Waniołka.[18] Na koniec uroczystości dyrektor Zjednoczenia Kopalnictwa Rud Żelaza inż. Roman Niewiarowski przekazał sztandar ufundowany przez zjednoczenie.

W lutym 1966 r. zakład zatrudniał 1830 pracowników, którzy pracowali w systemie trzyzmianowym.  Bezpośrednio przy produkcji pracowało 1250 osób czyli 68,3%, pracowników pomocniczych było 310, personel inżynieryjno-techniczny stanowiło 173 osoby, a personel administracyjny 97 osób. Na pierwszej zmianie pracowało 976 osób, na drugiej 458 i na trzeciej 396.[19]
Pierwszy rok istnienia zakładu nie był najlepszy. W pierwszym półroczu 1966 r. produkcja żelgrudy wyniosła 68.5 % w stosunku do planowanej. Zakład według prognoz kierownictwa miał uzyskać pełną zdolność produkcyjną dopiero po 2- 3 latach. Dużym problemem technologicznym było ustalenie najbardziej optymalnego wsadu do pieców. W projektowanym procesie produkcyjnym założono, że połowę wsadu żelazodajnego do pieców będzie stanowił szlam popłuczkowy. W praktyce produkcja żelgrudy tą metodą okazała się bardzo problematyczna co było przyczyną  ograniczania bądź zarzucenia dodawania szlamu do wsadu.  Stale produkowany szlam w wyniku przepłukiwania piasków zapełniał stawy osadowe co czasem uniemożliwiło pobieranie go drogą pompowania. Dla ratowania produkcji zakład dostawał wysiewki z rud importowanych.[20]

Staw osadowy (1967), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.

Zakład na każdy miesiąc miał centralnie zaplanowaną ilość wydobytej rudy i przerobionej żelgrudy. Wyśrubowane normy były nierealne, a ich spełnienie było warunkiem do wypłacenia pracownikom premii.  Dyrekcja i pracownicy dla ratowania sytuacji gdy plan miesięczny był zagrożony zaczęli zawyżać księgowo ilość wyprodukowanej żelgrudy na składowisku. Inna metoda oszustwa polegała na sypaniu na dno wysyłanych do hut wagonów żelgrudy o małej zwartości żelaza a na wierzch sypano żelgrudę o większej zwartości żelaza. Polecenie na fałszowanie żelgrudy od dyrekcji mieli dostać kolejarze i pracownicy separatorowi, którzy ładowali żelgrudę na wagony. Żelgruda wysyłana do obiorcy powinna mieć minimum 72% żelaza a miała czasami tylko 46%.[21] Głównymi odbiorcami żelgrudy w tym czasie była Huta „Bobrek” w Bytomiu i Huta „Kościuszki” w Chorzowie. O całym procederze wkrótce dowiedzieli się funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa ze Starachowic. W wyniku śledztwa zwolnieniem z pracy ukarano 14 osób w tym dyrektora naczelnego i technicznego. Prokuratura w Strachowach wobec wyciągnica konsekwencji wobec winnych  21 wrzenia 1967 r. umorzyła śledztwo.[22]

6 października 1967 r. doszło do potężnego wybuchu w komorze pieca nr 3. Eksplozja była na tyle silna, że w budynku laboratorium wyleciało kilaka okien i został uszkodzony wentylator skrubera. Prawdopodobnie przyczyną wybuchu były przyspawane klapy bezpieczeństwa w komorach pieca. Dzień później do podobnego wybuchu doszło na piecu nr 1 co doprowadziło do przesunięcia skrubera na fundamencie.[23]

Od początku stycznia do końca października 1967 r. koszty wydobycia i przerobienia rudy na żelgrudę wynosiły 232 506 014 zł. Zakład za sprzedaną żelgrudę otrzymał 67 055 047 zł i poniósł stratę wysokości 165 450 966 zł. Koszt wyprodukowania jednej tony wynosił około 3470 zł a sprzedawano ją za niewiele powyżej 1000 zł. Czyli do każdej wypudrowanej tony zakład dopłacą prawie 2500 zł. Rudę płukaną „Zębiec” sprzedawał do ZGH Sabinów po cenie 100 za jedną tonę.[24]

Dużą część załogi stanowili ludzie młodzi i słabo wykwalifikowani. Niski poziom dyscypliny pracy, brak przestrzegania przepisów przy obsłudze urządzeń prowadził do różnych niebezpiecznych zdarzeń. Do jednego z najbardziej tragicznych  wypadków doszło 30 sierpnia 1965 r. w wyniku, którego porażany śmiertelnie prądem został maszynista elektrowozu.

Innym poważnym problemem było nie przestrzeganie trzeźwości przez pracowników.  Zjawisko nasilało się szczególnie w okresach świątecznych, np. podczas Bożego Narodzenia 1965 r., do pracy zgłosiła się tylko część załogi. Z tych co dotarli do zakładu połowa była nietrzeźwa i została zatrzymana przez straż przemysłową. Miało to dalsze konsekwencje w brakach na stanowiskach pracy, jeden palacz musiał obsługiwać dwa piece obrotowe co ostatecznie doprowadziło do awarii i wstrzymania pracy trzeciego pieca.[25] Pracownicy według doniesień funkcjonariuszy przeważnie zaopatrywali się w alkohol w sklepie w Lubieni oraz na melinie Marculach, gdzie handlem alkoholem  zajmowała się kobieta zwana przez pracowników „Czarną Mańką”[26]. Dużym problemem było także zachowanie bezpieczeństwa przeciwpożarowego, szczególnie na Wytwórni Pyłu Węglowego, gdzie łatwo mogło dojść do wybuchy lub zapaleniu filtrów workowych. W 1969 r. w płomieniach palącego się filtra zginał jeden z pracowników.[27]

Zakład borykał się także z problemami natury płacowej. 5 lipca 1968 r. 74 pracowników pierwszej zmiany na kopalni nie rozpoczęło pracy. Przeszli pod budynek dyrekcji i żądali by wyjaśniono przyczyny wstrzymania wypłaty premii za miesiąc czerwiec. Przyczyną ponownie były normy. Premia nie została wypłacona ponieważ wydobyty piasek posiadał niższą zawartość żelaza niż przewidywała ustalona norma. Według niej piasek powinien zawierać 25% żelaza, a ten wydobyty zawierał średnio około 21,3%. Do pracowników kopalni przybył dyrektor zakładu Ignacy Marjański, który po rozmowach  podjął decyzję o wypłaceniu premii, tłumacząc to przekroczeniem realizacji ogólnego planu wydobycia  o 14,9 %. Załoga kopalni wróciła do pracy.

W październiku 1968 r. Naczelnik Wydziału III KWMO w Kielcach poinformował Naczelnika Wydziału VI Departamentu III MSW w Warszawie, że zakład od momentu uruchomienia produkcji żelgrudy nie wykonał planu produkcyjnego co powoduje wysokie koszty produkcji i powiększa deficyt zakładu. W 1965 planowano wyprodukować 43 000 ton żelgrudy a wyprodukowano 35 863. Koszt produkcji tony wynosił 4423 zł a cena zbytu 1024 zł. Podobnie było w kolejnych latach. W 1967 r. planowano wyprodukować 80 000 ton, a wyprodukowano 65 124 ton przy kosztach własnych 3625 zł  i zbytu 1054 zł za tonę.[28]

 Deficyt w produkcji żelgrudy październiku 1968 r. wynosił 626 milinów złotych. Głównym powodem tak wysokiego deficytu była niedopracowana technologia zagęszczania szlamów popłuczkowych, które przy dużej wilgotność nie mogły być pobierane do pieców obrotowych. Niewykorzystanie szlamów powodowało nieopłacalność produkcji. Próbowano pominąć proces wzbogacania próbując wykorzystać w produkcji rudę o dużej zawartości żelaza. Taka produkcja według fachowców spowodowałaby zakończeniu eksploatacji kopalni po 10 latach a nie jak planowano po 50 latach.

Kadra zakładu widząc problemy z wytwarzaniem żelgrudy szukała innej produkcji dla zakładu. 10 grudnia 1968 r. Ministerstwo Przemysłu Ciężkiego i Maszynowego wydało zarządzenie nr 46/org/68 na podstawie, którego do 15 października 1969 r. w ZGH miała zostać uruchomiona produkcja sit. W tym celu na wydziale W-3  zostały zainstalowane maszyny przeniesione z Warszawskiej Fabryki Sit Blaszanych. Sprowadzono także nowoczesne maszyny firmy Schuler z RFN. Były one instalowane przez pracownika z Niemiec. Dyrekcja, a szczególnie funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, obawiając się szpiegostwa, ograniczyła do minimum kontakt instalatora z pracownikami oraz wstrzymała na ten czas nadawanie przez radiowęzeł audycji dotyczącej zakładu. Zdjęto również tabliczki informacyjne o bieżącej produkcji.[29] W 1969 r. ze względu na nierentowność zlikwidowano wydział produkcji nakrętek. 

Maszyny do produkcji nakrętek (1967), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.
Dziurkarki do produkcji sit blaszanych (1968), fot. archiwum Zakładów Górniczo-Metalowych „Zębiec” w Zębcu S.A.

W maju 1969 r. tajny współpracownik SB „Rydecki” doniósł że plan za pierwszy kwartał 1969 r. nie został wykonany ponieważ według niego stanowiska kierownicze na Wydziale W-2 zostały obsadzone przez osoby, które nie znały dobrze procesu wytapiani żelgrudy. Ponadto na wyniki pracy miał wpływ alkohol spożywany przez cześć pracowników w czasie pracy, brak dyscypliny oraz nie przygotowanie odpowiednich ilości materiałów wsadowych do pieca na okres zimowy. Braki odnotowano głównie w koksie i wysiewkach. Koks próbowano zastąpić miałem węglowym a wysiewki rudą płukaną co spowodowało obniżenie jakości żelgrudy i szybsze zużywanie  się urządzeń.[30] Maszyny po remontach odbierane były przez komisje, które tworzyły często osoby nie posiadające odpowiednich kwalifikacji.[31] Komisje wydawały zalecenia co do sposobów użycia urządzeń, które niewielu pracowników respektowało, dlatego po niedługim czasie znów musiały przechodzić naprawy.

W drugim kwartale 1969 r. nie wykonano planu ponieważ dwa piece były w remoncie, a na piecu nr 1 udało się wyprodukować około 4000 ton żelgrudy. W trzecim kwartale udało się osiągnąć produkcje na poziomie 5000 tom miesięcznie.

Produkcja żelgrudy nie osiągnęła wielkości planowanych przy budowie zakładu. W związku z wyżej wymienionymi problemami rozważano wstrzymanie produkcji żelgrudy lub zastąpienie ją inną produkcją przy wykorzystaniu urządzeń znajdujących się na terenie zakładu. Między 8 a 12 grudnia 1969 r. w Zębcu wykonano próbę produkcji tlenku cynku i wapna nawozowego w piecu obrotowym nr 3.  Próbę na zlecenie Minerstwa Przemysłu Ciężkiego przeprowadzili pracownicy Instytut Metali Niezleżanych w Gliwicach.[32] Surowiec miał być pozyskiwany z hałd znajdujących się Miasteczku Śląskim. Zakładano produkcję wapna nawozowego na poziomie 2500 ton dziennie. Z powodu zbyt wysokich kosztów produkcji, które miały wynieść 350 zł za tonę w stosunku do ceny sprzedaży 70 zł za tonę oraz możliwości zatrucia atmosfery nie podjęto dalszych działań w tym kierunku.[33] 

6 czerwca 1970 r. do zakładu przybyła delegacja władz wojewódzkich oraz delegacja z  Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego, która przeanalizowała sytuację przedsiębiorstwa i zatwierdziła likwidację wydziału W-2 zajmującego się  produkcją żelgrudy.[34] Od lipca 1970 Wydział Produkcji Żelgrudy W-2 znalazł się w likwidacji. Wytwarzanie żelgrudy prowadzono jeszcze do w połowy lipca, do momentu wyczerpania zapasów piasków. Cześć pracowników została przesłana na inne wydziały część przesłana do Fabryki Samochodów Ciężarowych w Starachowicach i jej filii w Iłży. Kolejna część dostała propozycję wyjechania do pracy w NRD poprzez firmę „Rudex”.  Niewielka grupa pracowników została do zabezpieczania urządzeń na wydziale W-2, aby w przyszłości bez większych nakładów ponownie można było uruchomić produkcję na piecach obrotowych.[35] Zakończenie wydobycia piasku i produkcji żelgrudy zamknęło pewien rozdział w dziejach zakładu. Obecnie w miejscu kopalni piasku znajduje się zbiornik wodny Kotyzka Płuczka i  nie ma już prawie żadnych śladów po jej istnieniu. Budynki znajdujące w zakładzie po zakończeniu produkcji żelgrudy zostały przystosowane do nowej roli. Zalew w Brodach z którego miano pozyskiwać wodę do produkcji pełni rolę akwenu rekreacyjnego.

Bibliografia:

Źródła

  1. IPN Ki 014/1083 t. 1, Teczka podręczna dot. Zakładów Górniczo-Hutniczych „Zębiec” w Zębcu  1962-1971.
  2. IPN Ki 014/1083 t. 2, Teczka podręczna dot. Zakładów Górniczo-Hutniczych „Zębiec” w Zębcu
    1960-1963.
  3. IPN Ki 014/1083 t. 3, Teczka podręczna dot. Zakładów Górniczo-Hutniczych „Zębiec” w Zębcu
    1964-1965.
  4. IPN Ki 014/1083 t. 4, Teczka podręczna dot. Zakładów Górniczo-Hutniczych „Zębiec” w Zębcu
    1964-1967.
  5. IPN Ki 014/1083 t. 5, Teczka podręczna dot. Zakładów Górniczo-Hutniczych „Zębiec” w Zębcu
    1964-1969.
  6. AIPN Ki 015/591, Sprawa operacyjnego sprawdzenia kryptonim “Wylew” dot. prac budowlanych prowadzonych przy układaniu rurociągu Brody – Zębiec.
  7. AIPN Ki 014/990, Sprawa operacyjno-śledcza kryptonim “Pochylnia” dot. ustalenia przyczyn awarii pieca obrotowego nr 2 w Zakładach Górniczo-Hutniczych w Zębcu 1967-1968.
  8. AIPN Ki 014/993, Akta dochodzenia w sprawie popełnienia przestępstwa z art. 263 § 1 KK, tj. o uszkodzenie pieca obrotowego nr 2 w Zakładach Górniczo-Hutniczych w Zębcu 1967-1967.
  9. AIPN Ki 014/998 t. 1, Sprawa operacyjno-śledcza kryptonim “W-2” dot. wykrycia sprawcy nacięcia taśmy transportowej przenośnika nr 1 w Zakładach Górniczo-Hutniczych w Zębcu1967-1968.
  10. AIPN Ki 014/998 t. 2, Materiały kontrolne sprawy operacyjno-śledczej kryptonim “W-2” dot. wykrycia sprawcy nacięcia taśmy transportowej przenośnika nr 1 w Zakładach Górniczo-Hutniczych w Zębcu 1967-1968.
  11. AIPN Ki 015/636, Sprawa operacyjnego sprawdzenia kryptonim “Przestój” dot. licznych awarii maszyn i urządzeń w Kopalni i Zakładach Wzbogacenia Piasków Żelazistych w Zębcu [1961] 1962 – 1963.

Czasopisma

  1. Kombinat górniczo-przeróbczy piasków żelazistych w Zębcu w pierwszej fazie budowy i przy pierwszych …kłopotach, Słowo Ludu, nr 207 z 30.08.1956 r.
  2. Zakłady Wzbogacania Piasków Żelazistych w Zębcu rozpoczną produkcję w 1963 r., Słowo Ludu nr 152 z 17.06.1958 r.
  3. Występnie tow. F. Waniołki w czasie uroczystości w Zębcu, Słowo Ludu, nr 10 z 10.01.1966 r.
  4. Ariel Ciechański, Sieci kolei przemysłowych w obsłudze górnictwa rud żelaza-zarys dziejów, TTS Technika Transportu Szynowego, nr 7-8 z 2016 r.
  5. Iłżeckie głosuje, Jednodniówka P.K.F.J.N. Powiatu Iłżeckiego, maj 1965r.

Fotografie większości zastały udostępnione zasobu archiwum Zakładu Górniczo-Metalowe „ZĘBIEC” w Zębcu Spółka Akcyjna za co bardzo dziękuje.

                                                                                                                                                             Jarosław Ładak


[1] Projekt wstępny Kopalni “Zębiec”, sygn. 21/343/0/-/144, Archiwum Państwowe w Kielcach.

[2] AIPN Ki 014/1083 t. 3, Informacja dot. Realizacji inwestycji w Zakładach Górniczo-Hutniczych Zębcu
z dn. 09.10.1965 r., s. 297.

[3] AIPN Ki 014/1083 t. 3, Informacja dot. realizacji inwestycji w Zakładach Górniczo-Hutniczych Zębcu
z dn. 09.10.1965 r., s. 296-297.

[4] Ibidem

[5] AIPN Ki 014/1083 t.3,  Informacja do Kolegium Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego o realizacji budowy
 K i ZWPZ w Zębcu, s.76-88.

[6] Kombinat górniczo-przeróbczy piasków żelazistych w Zębcu w pierwszej fazie budowy i przy pierwszych …kłopotach, Słowo Ludu, nr 207 z 30.08.1956 r., s.1.

[7] Zakłady Wzbogacania Piasków Żelazistych w Zębcu rozpoczną produkcję w 1963 r., Słowo Ludu nr 152 z 17 .06.1958 r. , s. 1-2.

[8] Obecnie taką koparkę jako atrakcję turystyczną można zobaczyć w Kleczewie koło Konina

[9] AIPN Ki 014/1083 t.3, Informacja do Kolegium Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego o realizacji bodowy K. i ZWPZ w Zębcu, s. 80.

[10] Ariel Ciechański, Sieci kolei przemysłowych w obsłudze górnictwa rud żelaza – zarys dziejów, TTS Technika Transportu Szynowego,, nr 7-8 z 2016 r., s.28.

[11] AIPN Ki 015/591, Sprawa operacyjnego sprawdzenia kryptonim “Wylew” dot. prac budowlanych prowadzonych przy układaniu rurociągu Brody – Zębiec.

[12] AIPN Ki 014/1083 t.3, Meldunek mjr. E. Pastuszki do kierownika Samodzielnej Sekcji Ogólno-Organizacyjnej KWMO w Kielcach z dn. 22.04.1965 r., s. 193.

AIPN Ki 014/1083 t.3, Informacja dot. Realizacji inwestycji w Zakładach Górniczo-Hutniczych Zębcu
z dn. 09.10.1965 r., s.307.

[14] AIPN Ki 014/1083 t.,. Meldunek mjr. E. Pastuszki do kierownika Samodzielnej Sekcji Ogólno- Organizacyjnej KWMO w Kielcach z dnia 22.04.1965 r., s. 193.

[15] AIPN Ki 014/1083 t.3, Notatka Służowa z dn. 08.09.1965 r., s. 257-258.

[16] AIPN Ki 014/1083 t.3, Meldunek specjalny do Naczelnika Wydziału  III KWMO w Kielcach z dnia 14.07.1965 r., s. 235-236.

[17] W Zębcu oddano do eksploatacji kopalnię piasków żelazistych i zakład przetwórczy, Słowo Ludu, nr 10 z 10.01.1966 r., s.1-2.

[18] Występnie tow. F. Waniołki w czasie uroczystości w Zębcu, Słowo Ludu, nr 10 z 10.01.1966 r., s. 2.

[19] AIPN Ki 014/1083 t.4, Zatrudnianie zakładu, s. 364.

[20] AIPN Ki 014/1083 t.3.,Charakterystyka zakładu za pierwsze półrocze 1966 r. podpisane przez Z-ce komedianta MO d/s Bezp. w Stachowicach ppłk, Czesława Kowalczyka, s. 210-215.

[21] AIPN Ki 014/1083 t.4, Oświadczenie pracownika z dn. 21.03.1966 r., s. 319.

[22] AIPN Ki 014/1083 t.2, wniosek z dn. 18.10.1967 r. o zakończenie sprawy operacyjnego sprawdzenia krypt. „Granulacja” nr rejestr. 4330, s. 364-366.

[23] AIPN Ki 014/1083 t.4, Informacja z dn. 21.10.1967 r. sporządzona przez por. Edmunda Stachurę na podstawie informacji zdobytych od tajnego współpracownika „Władysław”, s.39.

[24] AIPN Ki 014/1083 t.4, Informacja z dn. 22.11.1967 r. sporządzona [rzez por. Edmunda Stachurę na podstawie informacji zdobytych od tajnego współpracownika „J. Ząbecki”, s. 31.

[25] AIPN Ki 014/1083 t.4, Doniesienie nr 2/8/66 od tw. „Alfa” z dn. 06.01.1966 r, s. 392.

[26] AIPN Ki 014/1083 t.3. Notatka służbowa sporządzona na postawie rozmowy z tw „Kowalskim” na spotkaniu
w dn. 20.10.1964 r., s. 121.

[27] AIPN Ki 014/1083 t.1, Informacja nr 28/69 napisana przez por. Stacherę na podstawie informacji uzyskanych od tajnego współpracownika „Styczeń”, s. 162.

[28] AIPN Ki 014/1083 t.2 Pismo do Naczelnika Wydziału VI Dep. III MSW w Warszawie z dn. 23.01.1968 r.., s. 310

[29] AIPN Ki 014/1083 t.2, Pismo z 18.10.1968 Zastępcy Komendanta MO ds. SB w Strachowach ppłk Cz. Kowalczyka
 do Naczelnika Wydziału III KWMO w Kielcach, s. 301.

[30]AIPN Ki 014/1083 t. 2, Informacja nr 48/69 napisana przez por. Stacherę na podstawie informacji uzyskanych od tajnego współpracownika „Rudecki”, s. 117.

[31] AIPN Ki 014/1083 t. 2, Informacja nr 50/69 napisana przez por. Stacherę, s. 133.

[32] AIPN Ki 014/1083 t. 1, Informacja nr 55/70 napisana przez por. Stacherę na podstawie informacji uzyskanych od tajnego współpracownika „Rudecki”, s. 182.

[33] AIPN Ki 014/1083 t. 2, Informacja Z-ca Kom. MO ds. SB w Starachowicach do Naczelnika Wydziału III KWMO w Kielcach, s. 349-351.

[34] AIPN Ki 014/1083 t. 2, Informacja Z-ca Kom. MO ds. SB w Starachowicach do Naczelnika Wydziału III KWMO w Kielcach, z dn. 08.06.1970 r., s. 352-353.

[35] AIPN Ki 014/1083 t. 1, Informacja nr 51/70 napisana przez por. Stacherę na podstawie informacji uzyskanych od tajnego współpracownika „Piątek, s. 248.

Sprawa obiektowa “Inspiratorzy”

Sprawa obiektowa “Inspiratorzy”

Powstanie kaplicy w Seredzicach nie było tak spektakularne jak w Pasztowej Woli, gdzie w ciągu kilku nocy wzniesiono taki obiekt. Mieszkańcy Seredzic wraz z księżmi Dziadowiczem i  Szczerkiem osiągnęli ten cel  w ciągu kilku lat wytrwałych działań. Borykali się jednak z tymi samymi ograniczeniami i przeciwnościami stwarzanymi przez władzę ludową PRL. Świadectwem determinacji mieszkańców w dążeniu do celu jak i infiltracji środowiska seredzkiego przez Służbę Bezpieczeństwa jest zachowana dokumentacja w zasobach archiwalnych IPN. Wytworzona została w dużej mierze na podstawie donosów tajnych współpracowników (TW) Służby Bezpieczeństwa, a zwłaszcza TW „Zbyszka.”

Jedne z archiwalnych dokumentów IPN sprawy “Inspiratorzy”

Jesienią 1975 r. p. Eugeniusz Pastuszko zamieszkały w Seredzicach przekazał stary budynek mieszkalny na rzecz iłżeckiej parafii. Budynek ten wykorzystywany został na punkt katechetyczny, w którym w każdą sobotę od godziny 8 do 14 prowadzone były lekcje religii przez księży przyjeżdżających z Iłży. Funkcjonariusze z Wydziału IV SB KWMO w Radomiu od tajnych współpracowników jak również z informacji przesyłanych z komisariatu w Iłży dowiedzieli się o planach zaadoptowania domu na kaplicę. Z tego powodu w dniu 23 grudnia 1975 r. zarejestrowano sprawę obiektową „Inspiratorzy” nr ewidencyjny 1336. Jej celem było rozpoznanie kleru i aktywu katolickiego zmierzającego do realizacji budowy kościoła, organizowanie działalności profilaktyczno-zapobiegawczych oraz dezintegrowanie i wyhamowanie działalności kleru i związanego z nim aktywu katolickiego.[1]

Miejscowości Seredzice, Kolonia Seredzice i Seredzice Zawodzie w 1975 r. zamieszkiwało prawie 2000 osób. Około połowy ludności produkcyjnej pracowało w rolnictwie, przeważnie  w średniej wielkości gospodarstwach rolnych. Pozostała cześć zatrudniona była w różnych zakładach na terenie Iłży, Starachowic i  Radomia. We wsi istniała Podstawowa Organizacja Partyjna (POP) licząca 13 członków i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe (ZSL) zrzeszająca 11 członków. Ponadto istniało koło Związku Socjalistycznej Młodzieży Wiejskiej liczące około 30 członków oraz Koło Gospodyń Wiejskich skupiająca około 20 członków.

Najbardziej zaangażowane w powstanie kaplicy, według  funkcjonariuszy SB, były mieszkanki Seredzic: Maria Celuch, Zofia Wolska, Zofia Chała, Maria Kosterna i Maria Barszcz.[2]

Z notatki funkcjonariusza można się dowiedzieć, że 29 października 1975 r. prowadzona była zbiórka na terenie Seredzic w wysokości 40 zł. od jednego dziecka uczęszczającego na katechezę. Pieniądze zbierały dwie kobiety w tym żona sekretarza POP w Zakładach Górniczo-Metalowych Zębiec.[3]

Bardzo dużo informacji o działalności szczególnie kobiet przy sali katechetycznej  dostarczał kontakt operacyjny (KO) „NT” za co dostał od SB wynagrodzenie jednorazowe wysokości 300 zł.[4] W notatce z 22 grudnia 1976 r. „NT” informował, że ksiądz z Iłży wraz z mieszkańcami Seredzic nie podejmują żadnych działań zmierzających do przekształcenia istniejącego punktu katechetycznego w kaplicę.

Kolejną osobą służącą do rozpoznania sytuacji w Seredzicach był kandydat na TW obywatel N.M., który w marcu 1976 poinformował funkcjonariuszy, że na placu p. Eugeniusza Pastuszko gromadzone są materiały budowlane, które mają służyć do budowy stodoły dla jego siostry, której w ubiegłym roku spłonęły zabudowania gospodarcze, ale mogą być także wykorzystane do budowy kaplicy.

W latach 1977  i 1978 doszło do kilku spotkań TW „Zbyszka” z prowadzącym oficerem, podczas których przekazywał informacje o zamiarze podjęcia przez mieszkańców  w najbliższym czasie budowy kaplicy. „Zbyszek” donosił także o takich szczegółach jak umieszczenie w dniu 10 grudnia 1978 r. obrazu św. Antoniego w kapliczce w Seredzicach.[5] Z kolei w notatce sporządzonej przez funkcjonariusza MO z Iłży znalazła się adnotacja komendanta MO w Iłży, w której sygnalizował iż w najbliższym czasie spowoduje by urząd miasta wydał decyzje o rozbiórce rudery czyli domu, w którym mieściła się sala katechetyczna.[6] Po konsultacji z naczelnikiem Wydziału IV KWMO w Radomiu z planów rozbiórki zrezygnowano.[7]

6 października 1979 r. Seredzice odwiedził biskup pomocniczy sandomierski Stanisław Sygnet. TW  „Zbyszek”  donosił, że biskup nie podejmował tematu budowy kaplicy a skupił się w dużej części na walce z alkoholizmem.[8] Z kolei TW „Misiek” doniósł, że podczas październikowej wizyty biskup Sygnet polecił dziekanowi iłżeckiemu ks. Dziadowiczowi rozpoczęcie budowy kaplic w Seredzicach i Maziarzach.[9]

W notatce służbowej z 2 lutego 1981 r. sporządzonej przez komendanta posterunku MO w Iłży  Wojtasa znajduje się informacja,  że w styczniu br. ksiądz Dziadowicz kupił od Pana Eugeniusza Pastuszki drewniany dom wraz z działką w której odbywają się lekcje katechezy. Ponadto chce kupić sąsiadującą działkę i rozpocząć budowę kościoła. Jeśli będą problemy ze wzniesieniem kościoła to Pan Pastuszka wybuduje nowoczesną oborę, która w rzeczywistości przeznaczona zostanie na świątynię.[10] Podobnej treści informacje o sprzedaży działki i planach budowy kościoła znajdują się wyciągu  sporządzonym 9 lutego 1981 r. po wizycie w KWMO w Radomiu TW „Zbyszka”.[11]

3 marca 1981 r. „Zbyszek” poinformował funkcjonariuszy z Radomia, że pod koniec lutego 1981 r. w Seredzicach przystąpiono do adaptacji budynku kupionego od Pastuszki na kaplicę. Pod kierunkiem księdza Stanisława Szczerka przystąpiono do wyburzenia ścian działowych. W najbliższym czasie budynek ma być przestawiony o 90 stopni, tak by frontem stał prostopadle do drogi. Ponadto ks. Dziadowicz chce już w maju tego roku zorganizować w nim pierwszą komunię dla dzieci.[12]

4 marca 1981 r. ppor. Lech Ciok z KWMO w Radomiu przeprowadził rozmowę z komendantem MO w Iłży odnośnie aktualnej sytuacji w Seredzicach i polecił stałą kontrolę sprawy.[13] 5 marca 1981 funkcjonariusz z wydziału ds. wyznań KWMO w Radomiu przeprowadził rozmowę z ks. Dziadowiczem, ksiądz miał oświadczyć, że nie zamierza budować kaplicy w Seredzicach.[14]

Wieczorem, 7 marca 1981 r. wydział IV KWMO W Radomiu otrzymał szyfrogram od komendanta MO w Iłży, że w dniu dzisiejszym około 40 osób przystąpiło do przebudowy punktu katechetycznego na kaplicę.  Wierni nie posiadają pozwolenia na adaptację budynku ani nie zabiegali o nie. O całej sytuacji powiadomiony został również naczelnik w Iłży i referent ds. budownictwa. Funkcjonariusze MO z Iłży ustalili personalia niektórych ludzi biorących udział w pracach budowlanych.[15]

Po obróceniu budynku kolejne prace miały polegać na remoncie dachu , podmurówki i wymianie zniszczonych belek w ścianach. Prace posuwały się szybko ponieważ zaangażowało się w nie sporo osób. Materiały potrzebne do remontu budynku dostarczane były przez osoby prywatne.[16] 1 lipca 1981 r. sprawę obiektową „Inspiratorzy” przejął por. J. Drogosiewicz. W sierpniu 1981 r. TW „Zbyszek” donosił,  że dalej są prowadzone pracę wykończeniowe przy kaplicy m.in. oszalowano ściany  i doprowadzono energię.[17]

16 września 1981 r. podczas spotkania „Zbyszka” z oficerem prowadzącym, TW  poinformował, że ks. Szczerek ogłosił podczas mszy zamiar zakupu od p. Jana Nobisa działki sąsiadującej z kaplicą. Ksiądz miał poprosić wiernych by w tajnym glosowaniu wypowiedzieli się na temat zamiaru kupna działki. „Referendum”  wykazało, że mieszkańcy nie są na razie zainteresowani nabyciem działki. Ksiądz natomiast zaczął gromadzić materiały budowlane na przyszły kościół. Na ten cel mieszkańcy opodatkowali się wstępnie kwotą 3500 zł na rodzinę. Ponadto TW poinformował, że 6 września 1981 r. ksiądz uczestniczył w zebraniu Solidarności Wiejskiej w Krzyżanowicach, które zorganizował p. Skiba. Na zebraniu tym miał być również naczelnik z Iłży, którego spotkało szereg nieprzyjemnych słów. Solidarność Wiejska  w Seredzicach była dopiero w stadium organizowania się, a inicjatorem jej założenia miał być p. Eugeniusz Pastuszka.[18]

26 października 1981 r. odbyło się spotkanie TW „Zbyszek”  z funkcjonariuszem SB por. J. Drogosiewiczem  w sprawie obiektywowej „Inspiratorzy”. Na miejsce spotkania wybrano lokal gastronomiczny w Iłży. „Zbyszek” doniósł, że ksiądz Dziadowicz zakupił 30 000 cegieł, z których          5 000 trafiło do Seredzic. Ponadto poinformował, że we wsi istnieje Solidarność Wiejska, licząca 8 członków.  27 października 1981 r. por. Drogosiewcz złożył wniosek o zakończenie sprawy obiektywowej „Inspiratorzy”, uzasadniając, że dalsze prowadzenie sprawy jest bezzasadne i niecelowe, gdyż w efekcie nie doprowadzi do skutków prawnych (miał na myśli prawdopodobnie rozbiórkę kaplicy) i nie zostanie wykorzystana operacyjnie czy też w inny sposób. Powoduje nadto niepotrzebne rozproszenie sił i środków, które jak określił mogą zostać wykorzystane na innych odcinkach.[19] Ta dziwna decyzja z pewnością wynikała z ogólnej sytuacji w kraju. W tym czasie panował tzw. Karnawał Solidarności, czyli okres, w którym władze komunistyczne zmuszone zostały do poszerzenia swobód obywatelskich, liczenia się z potrzebami religijnymi Polaków i ograniczenia cenzury.

Kaplica służyła do końca lat 80. W 1984 r. ks. Szczerek z mieszkańcami rozpoczął budowę  kościoła, który w stanie surowym został oddany do użytku w 1989 r. Parafię Seredzice erygowano w 1988 r. , a konsekracji nowego kościoła dokonał biskup Edward Materski w dniu 27 października  1991 r.

Jarosław Ładak

Kościół pw. Miłosierdzia Bożego w Seredzicach {fot. J. Kutkowski ze strony diecezja.radom.pl]

[1] Wniosek o wszczęcie sprawy obiektowej kryptonim „Inspiratorzy”, IPN Ra 08/673, s.6.

[2] Analiza sytuacji operacyjno-politycznej w rejonie zagrożenia nielegalnym budownictwem sakralnym w miejscowości Seredzice gm.-Iłża, IPN Ra 08/673, s. 8.

[3]Notatka służbowa z dn. 30.10.1975 r., IPN Ra 08/673, s.67.

[4]Notatka służbowa z dn. 09.12.1975 r., IPN Ra 08/673, s.68.

[5] Wyciąg z informacji spisanej ze słów tw ps „Zbyszek”, IPN Ra 08/673, s.81.

[6] Notatka urzędowa z dn. 04.02.1979 r., IPN Ra 08/673, s.82.

[7]Notatka urzędowa z dn. 04.02.1979 r IPN Ra 08/673, s.83.

[8] Wyciąg z notatki służbowej spisanej ze słów tw p.s.”Zbyszek” w dniu 23.10.1979 r., IPN Ra 08/673, s.91

[9]Wyciąg z informacji uzyskanej od tw ps. „Misiek” w dniu 27.03.1980 r., IPN Ra 08/673, s. 97.

[10]Notatka służbowa komendanta Komisariatu MO w Iłży z dn. 02.02.1981 r.,  IPN Ra 08/673, s. 100.

[11]Wyciąg z odbytego spotkania z tw ps „Zbyszek” odbytego w dn. 09.02.1981 r., IPN Ra 08/673, s.101.

[12] Wyciąg z inf. przekazanej przez tw ps „Zbyszek” w dniu 03.03.1981 r., IPN Ra 08/673, s.103.

[13] Notatka służbowa  ppor. Lecha Cioka z dn. 04.03.1981 r., IPN Ra 08/673, s.106.

[14] IPN Ra 08/673, s.105.

[15] Szyfrogram z dn. 07.03.1981 r., IPN Ra 08/673, s. 107

[16]Wyciąg z odbytego spotkania z tw ps „Zbyszek” odbytego w dn. 10.03.1981 r., IPN Ra 08/673, s.108.

[17] Informacja nr 2/81, źródło tw. „Zbyszek”, IPN Ra 08/673, s. 112-113.

[18] Tamże …113-115.

[19] IPN Ra 08/673, Wniosek o zakończenie sprawy obiektywowej z dnia 27.10.1981 r., s. 121-122. 

Dzień 22 stycznia 2024 r.

Dzień 22 stycznia 2024 r.

Dzień 22 stycznia to data, o której członkowie ITHN pamiętają i co roku przypominają.

To poczwórna rocznica, czcimy pamięć o wybuchu powstania styczniowego – 1863 r., pamiętamy o rocznicy urodzin poety Bolesława Leśmiana, który przyjeżdżał do swoich kuzynów Sunderlandów, w tym roku przypomniano o jeszcze jednej postaci – Sewerynie Sunderlandzie (wuj poety), który brał udział w walkach powstańczych w szeregach Mariana Langiewicza, a zmarł 22 stycznia 1922 roku. Jest to również dzień śmierci Teodory (Dory) Lebenthal, wielkiej miłości Bolesława Leśmiana, która zmarła w Iłży w 1942 roku.

Zapaliliśmy znicze na mogiłach powstańców styczniowych, przy tablicy upamiętniającej Teodorę, na grobie Czesławy Sunderland.

Zapaliliśmy znicze na grobach tych, którzy towarzyszyli nam w rocznicowych obchodach w minionych latach, a już odeszli do wieczności – Władysława Jastalskiego i Małgorzaty Kosel.