JAROSŁAW ŁADAK,                                                                                                                                                            Ksiądz Józef Dziadowicz w świetle dokumentów Służby Bezpieczeństwa

JAROSŁAW ŁADAK, Ksiądz Józef Dziadowicz w świetle dokumentów Służby Bezpieczeństwa

Józef Dziadowicz s. Romana i Franciszki z d. Górska urodził się 14 marca 1917 r. w Bogorii. Tam też uczęszczał do szkoły podstawowej. W 1928 roku wstąpił do drużyny harcerskiej ZHP. Po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuował naukę w Liceum Ogólnokształcącym w Sandomierzu. W 1936 r. zdał maturę i wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Będąc alumnem należał do drużyny harcerskiej im. ks. Skorupki. W 1939 r. ukończył kurs instruktorski i został mianowany podharcmistrzem. W pierwszych latach okupacji pracował jako sanitariusz w szpitalu w Sandomierzu. 10 maja 1941 r. otrzymał świecenia kapłańskie. Jego pierwszą placówką była parafia św. Teresy w Radomiu.  Do jego obowiązków należało także nauczanie religii w szkole podstawowej na Wośnikach. Zaangażował się również w prace Komitetu Opieki Społecznej na terenie miasta i powiatu radomskiego. Po zakończeniu wojny ks. Dziadowicz ukończył studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, otrzymując tytuł magistra teologii i filozofii.

Ks. J. Dziadowicz z Danusią Skibą na letniej kolonii w Zakopanem 1946 r. [źródło: Prawda i pamięć Wspomnienie, praca pod red. E. Orzechowskiej]


W 1946 r. rozpoczął pracę w parafii św. Marcina w Opatowie. Tan także uczył religii w Gimnazjum i Liceum im. Bartosza Głowackiego. Z okresu pracy w tej szkole zachował się pierwszy donos na księdza Dziadowicza z dnia 5 października 1948 r., sporządzony przez ucznia o pseudonimie „Zebra”. Do większego zainteresowania opatowskiej bezpieki postacią księdza przyczynił się kolejny donos. Jeden z mieszkańców miasta oskarżył go o posiadanie 10 poniemieckich odbiorników radiowych, które miał sprzedawać znajomym[1].  Śledztwo nie wykazało by ktokolwiek kupił od księdza taki odbiornik, natomiast ks. Dziadowicz jako pełniący funkcję komendanta ZHP w Opatowie jeden odbiornik radiowy przekazał do świetlicy harcerskiej. Ksiądz Dziadowicz pełnił również obowiązki kierownika Opieki Społecznej powiatu opatowskiego, udzielał się w pracach Zarządu dawnego „Caritasu”, Sodalicji Mariańskiej oraz w działalności kółek różańcowych[2]. W lipcu 1953 r. przeniesiony został do parafii w Białobrzegach, gdzie został proboszczem oraz dziekanem dekanatu jedlińskiego.

Znalezienie się w sferze zainteresowania UB oznaczało inwigilację całego otocznia „figuranta”.  14 września 1953 r. został aresztowany za słuchanie audycji zagranicznych ojciec księdza, Roman Dziadowicz. Funkcjonariusze tak opisali jego postawę, jest „…wrogiem obecnej rzeczywistości i spółdzielni produkcyjnej, ściśle powiązany z klerem…”.[3] 17 grudnia 1953 r. Sąd Wojewódzki w Kielcach na sesji wyjazdowej w Ostrowcu Świętokrzyskim uniewinnił Romana Dziadowicza.

We wrześniu 1962 r. ks. Józef Dziadowicz przeniesiony został do parafii w Iłży na miejsce ks. Wincentego Młodożeńca, tajnego współpracownika SB o pseudonimie  „Wąkop”. [4] Ten zaś zajął dotychczasowe miejsce ks. Dziadowicza w Białobrzegach.

W styczniu 1963 r. Wydział ds. Wyznań Wojewódzkiej Rady Narodowej (WRN) w Kiecach wysłał zawiadomienie do kurii o nielegalnych działaniach księdza Dziadowicza, który bez zezwolenia władz rozpoczął odbudowę po zniszczeniach wojennych kościółka św. Franciszka w Kotlarce[5]. W tym też roku ksiądz złożył wniosek o wydanie paszportu. Kapitan Jan Walaszczyk z Komedy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Kielcach odmówił wydania paszportu ponieważ, jak to określił, ksiądz prowadzi wrogą działalność polegającą na unikaniu płacenia podatków, wznoszeniu budynków sakralnych bez zgody państwa, prowadzeniu nielegalnej zbiórki pieniężnej na ten cel oraz wygłaszaniu wrogich wobec państwa kazań w kościele w Iłży.[6]  Ponadto  funkcjonariusz otrzymał informację od księdza Młodożeńca, TW „Wąkop”, że ksiądz Dziadowicz zamierza wyjechać  do  Stanów Zjednoczonych po samochód.[7] 23 listopada 1963 r. Wydział Finansów Powiatowej Rady Narodowej w Starachowicach zajął za zaległości podatkowe samochód osobowy Fiat 600, który używał ks. Dziadowicz. Sprawa jednak skomplikowała się dla urzędu gdy okazało się, że jest on zarejestrowany na siostrzeńca księdza.

Listopadzie 1964 r. kpt. Walaszczyk dowiedział się od TW „Wąkop”, że podczas konferencji, ks. Dziadowicz pouczał księży w jaki sposób mogą omijać płacenie podatków [8].

W styczniu 1965 r.  księdzem Dziadowiczem zainteresowali się funkcjonariusze z WUSW w Kielcach.  Wysłali do Komedy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Starachowicach pismo z prośbą o przesłanie posiadanych materiałów dotyczących jego osoby[9]. Charakterystykę figuranta otrzymali już po kilku dniach. Jak się okazało był on już rozpracowywany w 1959 r.  w ramach operacyjnej obserwacji, która wykazała, że zajmuje „zdecydowanie wrogi stosunek do PRL, jest gorliwym działaczem i wykonawcą zaleceń władz kościelnych”.[10] Z kolei w kwietniu 1965 r. osobą księdza Dziadowicza zainteresowali się funkcjonariusze Wydziału I Departamentu IV MSW w Warszawie. Powodem była korespondencja jaką prowadził z Danutą Marią Sułek, siostrzenicą kardynała Wyszyńskiego, z którą miał utrzymywać bliskie kontakty.[11] 

3 maja 1965 r. funkcjonariusz Walaszczyk złożył do przełożonych wniosek o zezwolenie na zwerbowanie księdza na tajnego współpracownika (TW). 10 czerwca przeprowadził wstępną rozmowę z księdzem w celu lepszego poznania „kandydata”.[12] Podczas rozmowy ksiądz Dziadowicz był przekonany, że ma do czynienia z pracownikiem Wydziału ds. Wyznań Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach. Skarżył się na wysokie podatki jakie musi płacić z parafii oraz kary finansowe, które go dotykają (za brak prowadzenia ksiąg inwentarzowych, niezarejestrowanie wszystkich punktów katechetycznych oraz za brak pozwolenia na remont kościoła św. Franciszka w Kotlarce). Po pierwszym spotkaniu funkcjonariusz SB określił ks. Dziadowicza jako osobę spostrzegawczą, pewną siebie i posiadającą duże zaufanie u biskupa i księży w dekanacie[13].

23 wrzenia 1965 r. doszło do drugiego spotkania. Tym razem Walaszczyk wyjaśnił kim jest, jednak nie zaproponował jeszcze współpracy, jak się wyraził „by nie potraktował tej propozycji, że za obiecane ulgi w podatku chcę przekupić go i zwerbować do współpracy”[14]. Ksiądz wyraził zgodę na dalsze spotkania z funkcjonariuszem.[15]

25 listopada 1965 r. Walaszczyk złożył kolejny wniosek, o zezwolenie na pozyskanie ks. Dziadowicz na TW. W uzasadnianiu wniosku napisał, że ksiądz Dziadowicz posiada bezpośredni kontakt z biskupem Lorkiem, więc może być cennym źródłem informacji. Ponadto, jak to określił sam ksiądz, jest kapłanem „filarowym, na świeczniku” m.in.  jak już było wspomniane utrzymywał korespondencję listowną z siostrzenicą kardynała Wyszyńskiego. Podczas opracowywania kandydata na TW nie uzyskano żadnych materiałów kompromitujących ks. Dziadowicza w „sensie moralnym”, choć utrzymywał liczne kontakty z kobietami. Walaszczyk mimo braku dowodów, przekonywał zwierzchników, że ksiądz Dziadowicz prowadzi się niemoralnie i jedynie swojemu sprytowi zawdzięcza utrzymanie tego faktu w tajemnicy, we wniosku pisał: „pod względem życia erotycznego umie się dobrze konspirować, a zatem wobec wiernych i swych władz kościelnych nie budzi on zastrzeżeń ”.[16]

Tajny współpracownik „Wąkop” czyli ksiądz Wincenty Młodożeniec ocenił ks. Dziadowicz jako osobę ryzykowną „kombinatora życiowego”, umiejącą się dostosować do każdej sytuacji, okoliczności i towarzystwa. Ponadto ksiądz Dziadowicz miał mieć poważne kłopoty finansowe zarówno parafialne jak i osobiste.

Trzecie  spotkanie odbyło się jak to określił funkcjonariusz w gabinecie dziekańskim 29 listopada 1965 r. Ksiądz żalił się, że na 2 grudnia wyznaczono licytację jego mebli i innych przedmiotów na rzecz zaległego podatku. Funkcjonariusz obiecał, że jeśli będzie z nim szczerze rozmawiał to postara się rozłożyć podatek na raty oraz wstrzymać licytację.[17] Podczas rozmowy poruszono sprawę niezależnej parafii w Wierzbicy, ksiądz stwierdził, że coraz więcej rodzin odchodzi od niej.[18]

15 grudnia 1965 r. doszło do ponownego spotkania funkcjonariusza z księdzem.[19] Rozmówcy wymienili poglądy na temat orędzia polskich biskupów do biskupów niemieckich. Ksiądz Dziadowicz nie podzielał zdania biskupów, twierdził, że podobnie orędzie ocenia wielu księży. W dalszej rozmowie poruszono temat Wierzbicy, który tak interesował władze bezpieczeństwa.  Ksiądz pochwalił się, że został przez biskupa Lorka upoważniony do załatwienia budowy nowej kaplicy w Wierzbicy.[20] Tamtejszy kościół został zajęty przez grupę parafian kierowanych przez ks. Kosa.[21] Funkcjonariusz stwierdził, że nie ma nadziei na uzyskanie pozwolenia na budowę kaplicy. W dalszej rozmowie ksiądz Dziadowicz podziękował za odroczenie egzekucji i licytacji. Być może to ośmieliło  Walaszczyka aby zaproponować księdzu współpracę ze służbą bezpieczeństwa, omówił jej formę i zakres. Ksiądz miał wyrazić zgodę i powiedzieć „że wie dobrze na czym mi zależy”. Zobowiązania  jednak nie podpisał. Zakomunikował jedynie że tajemnicy o współpracy dochowa. To było rozsądne posuniecie ze strony księdza Dziadowicza. Zdawał sobie sprawę, że zobowiązanie mogłoby w przyszłości stanowić narzędzie szantażu. Walaszczyk do kontaktu podał numer skrzynki pocztowej w Kielcach. Ksiądz miał podpisywać korespondencję wybranym  przez siebie pseudonimem „Wiktor”,[22] w praktyce używał jednak swoich inicjałów J. Dz. Funkcjonariusz w uwagach we wniosku zaznaczył że w przyszłości powróci do kwestii podpisania przez księdza zobowiązania. Zalecał także by figuranta otoczyć nadzorem tajnych współpracowników, kontrolować korespondencję i zainstalować podsłuch telefoniczny by ewentualnie ustalić czy nie współpracuje dwulicowo. Za przekazywanie wartościowych informacji  miał być wynagradzany pieniężnie lub upominkami. Brano też pod uwagę możliwość zmniejszenia podatku i udzielenia zezwoleń na remonty obiektów sakralnych i innych.

Kolejne spotkania Walaszczyka z ks. Dziadowiczem  odbyły się w styczniu i lutym 1966 r.  Notatki z tych spotkań są bardzo ogólnikowe i dotyczą przygotowania do obchodów Millenium. Przez wykorzystanie  tajnych współpracowników  „Morawa”, „B-5” i „Jawor” funkcjonariusz planował zweryfikować informacje pozyskane od TW „Wiktora”.

W kwietniu 1966 r. poza ogólnymi informacjami o obchodach 1000-lecia chrztu Polski, ks. Dziadowicz opowiadał o nowej polichromii w kościele w Iłży namalowanej przez Stanisława Konarza.  Jesienią 1965 r. malarz wykonał malaturę w prezbiterium, a  w roku bieżącym (1966) miał odnowić nawę główną i dwie boczne. Artyście przy pracach malarskich pomagał pan Siedlecki pracownik zakładów ,,Zębiec”. Na czas pobytu w Iłży Konarz mieszkał u p. Władysława Pastuszki przy ulicy Bodzentyńskiej.[23]

Spotkanie w dniu 18 maja 1966 r. dotyczyło głównej diecezjalnej uroczystości millenijnej, która miała się odbyć 3 lipca w Sandomierzu. Ksiądz wchodził w skład komitetu organizacyjnego  wydarzenia. Ksiądz Dziadowicz poinformował, że także w Iłży w dniu 29 maja odbędą się obchody Millenium. Spotkania w czerwcu, lipcu i sierpniu dotyczyły także obchodów 1000-lecia chrztu Polski.

Kolejne notatki ze spotkań z ks. Dziadowiczem są ogólnikowe. W styczniu 1967 r. dotyczyły konferencji dekanalnej w Krzyżanowicach. Omówiono na niej pracę duszpasterską w okresie postu, sprawy finansowe księży kurii, KUL i WSD. W konferencji brał udział również biskup Gołębiowski[24].

W innej notatce znajduje się informacja, o wezwaniu księdza Dziadowicza do sądu w Iłży. Poinformowano go tam, że za nieterminowe płacenie podatków grozi mu dwanaście i pół dnia aresztu. Ksiądz stwierdził, że jeśli będzie taka potrzeba to zgłosi się do więzienia dobrowolnie ponieważ ma już dosyć płacenia, wszelkich kar i podatków niesłusznie mu wymierzonych.[25]

Na spotkaniu 26 kwietnia 1967 r. ksiądz Dziadowicz opowiedział o konferencji dekanatu iłżeckiego w Krzyżanowicach, na której omawiano współpracę z młodzieżą, sprawę zadłużenia księży oraz program pracy  parafii na bieżący rok. Ksiądz wyraził irytację faktem grożenia mu aresztem  za nie prowadzenie ksiąg inwentarzowych. Zarówno biskup Wójcik jak i Walaszczyk doradzali księdzu napisanie odwołania do Sądu Najwyższego.

Na spotkaniu w maju ks. Dziadowicz poinformował funkcjonariusza o mianowaniu przez papieża Pawła VI na kardynała biskupa Wojtyłę oraz 4 admiratorów biskupów na ziemiach odzyskanych. Była to informacja ogólnie znana. Ze spraw lokalnych odniósł się do oceny wydarzeń w Wierzbicy. Powtórzył opinię biskupów sandomierskich, którzy uważają, że po rezygnacji ks. Kosa jego zwolennicy ponownie powrócą do kościoła katolickiego. W tej sprawie podobno była już delegacja, która prosiła o przyjęcie do kościoła i pojednanie. W tym też celu biskup Gołębiowski wydal list do ludności wierzbickiej wzywający do pojednania i przywrócenia w Wierzbicy spokoju.[26]

26 lipca 1967 r. Walaszczyk przestawił księdzu swojego zastępcę, z którym będzie się spotykał. Był nim z-ca naczelnika Wydział IV mjr Stanisław Nowak. Ksiądz wyraził zgodę na kontakty z nowym funkcjonariuszem.[27]

We wrześniu 1967 r. doszło do spotkania z Nowakiem, na którym ksiądz mówił o wizycie biskupa Gołębiowskiego w Jasieńcu oraz o planach budowy kościoła w tej miejscowości. Przekazywane informację, jak stwierdził funkcjonariusz są bardzo ogólnikowe, a ksiądz unika podawania znanych mu spraw. [28] W listopadzie 1967 r. spotkanie zostało przerwane przez nieplanowaną wizytę ks. Kurasia z Cerekwi, który znał Nowaka.[29]

24 stycznia 1968 r., jak zanotował funkcjonariusz, ksiądz miał dokładniej przestrzegać zasad konspiracji oraz chętniej informować o sytuacji jaka panowała w diecezji. Mówił o liście otrzymanym od biskupa Gołębiowskiego oraz podał listę księży, którzy  mieli wziąć udział w konferencji dekanalnej. W podsumowaniu spotkania funkcjonariusz stwierdził, że ksiądz wykazał się większą szczerością wobec niego, co nie miało miejsca podczas poprzednich kontaktów.[30]

Zadowolenie Nowaka ze współpracy z księdzem Dziadowiczem nie trwało długo. W notatce po następnym spotkaniu relacjonował, że gdy prosił księdza o informacje o przebiegu konferencji dziekanów ten oświadczył, że nie może ich udzielić ponieważ jest to sprawa wewnętrzna kościoła i że taki zakres przekazu ustalił z poprzednim funkcjonariuszem.[31] Informacje w sprawie wydarzeń marcowych też były bardzo ogólnikowe.

W notatce służbowej z 27 czerwca znajdują się informacje, które prawdopodobnie wymyślił sam Nowak. Dotyczą one uroczystości 150 rocznicy powstania kurii w Sandomierzu. Frekwencja na niej miała być niewielka przez organizację różnych innych imprez świeckich, a także przez działania takie jak wydanie dyspozycji aby autobusy PKS jadące do Sandomierza nie zatrzymywały się na trasie mimo posiadania wolnych miejsc.

5 czerwca 1968 r. odsłonięto we Wrocławiu pomnik Jana XXIII. Był to pierwszy papież, który w grudniu 1962 r. uznał zwierzchność polskich biskupów na ziemiach odzyskanych. Za tą decyzję władze komunistyczne uhonorowały papieża pomnikiem. Na jego odsłonięcie zapraszano gości z całej Polski. Z parafii iłżeckiej próbowano namówić do wzięcia udziału w tej uroczystości rezydenta ks. Wacława Nadgrodkiewicza.  Wysiłki pracownika Wydziału ds. Wyznań p. Wosia nie nakłoniły jednak księdza do wyjazdu. Nieoficjalną karą za tę decyzję było opóźnianie wypłaty emerytury, którą otrzymywał z tytuły nauczania religii w szkole.[32]

Do kolejnego spotkania ks. Dziadowicza z funkcjonariuszem doszło dopiero w kwietniu 1969 r. Tak długi okres bez kontaktu wynikał z obowiązków służbowych Nowaka (udział w szkoleniu). Tym razem ksiądz opowiedział o problemach ks. Siejki z Jasieńca, który nie mógł  dojść  do porozumienia  z parafianami co do miejsca budowy kościoła. Podsumowując spotkanie Nowak ponownie wyraził, zastrzeżenia do lojalności Ks. Dziadowicza: „o pełnej jego szczerości wobec naszego aparatu trudno mówić[33].

W maju 1969 r. ks. Dziadowiczowi został przyznany nowy „opiekun”. Został nim ppłk. Cz. Kowalczyk.

Do kolejnego spotkania doszło dopiero 23 października 1969 r. Kowalczyk najbardziej zainteresowany był sprawami kurii sandomierskiej. Ksiądz nie mógł lub raczej nie chciał zaspokoić ciekawości funkcjonariusza, tłumacząc swoją niewiedzę brakiem kontaktu z kurią i biskupem.  Poinformował także, że w parafii żadne wrogie wystąpienia przeciwko władzy się nie pojawiają. Kolejne spotkania planowane na listopad i grudzień nie odbyły się. W listopadzie Kowalczyk nie zastał księdza, a  w grudniu przed plebanią znajdowało się kilka osób, z obawy przed dekonspiracją zrezygnował z kontaktu.

Podczas spotkania w lutym 1970 r. ksiądz skarżył się Kowalczykowi,  że milicja słabo zwalcza handel nielegalnym alkoholem w mieście. Ze swojej strony próbował podczas kolędy wpływać na ludzi by zaprzestali handlu alkoholem.  Poza tym z notatki dowiadujemy się że w Iłży zostali zatrzymani jacyś podpalacze. Miało to w społeczeństwie wywołać uznanie dla działań milicji. Kowalczyk zalecił by ksiądz informował o wszystkich przestępstwach jakie są mu znane.

W marcu i kwietniu 1970 r. Kowalczyk  nie zastał księdza w parafii. 6 maja 1970 r. doszło do kolejnej wizyty podczas której funkcjonariusza widziało 3 osoby. Był to kolejny dowód, że ks. Dziadowicz nie dbał o konspirację.  Ksiądz na spotkaniu żalił się, że władze prześladują księży i religie na co funkcjonariusz stwierdził że „władze nie prześladują kleru i nie zwalczają religii a jedynie nie popierają jej”. Ponadto ksiądz miał powiedzieć, że kuria zaleca budowę i remonty kościołów bez zezwolenia władz przykładem może być Kowalków, gdzie ksiądz bez pozwolenia wyremontował kaplicę[34]. Ksiądz  wspomniał o Chodkowie, gdzie ksiądz w styczniu 1970 r. postanowił rozbudować  kościół bez odpowiednich pozwoleń. Władze państwowe wydały wówczas nakaz rozbiórki obiektu. Ludność nie zgodziła się na rozbiórkę. 3  marca 1970 r. przedstawiciele władzy asyście ZOMO i milicjantów dokonali pacyfikację kaplicy bronionej przez mieszkańców, a nowo powstająca przybudówka została rozebrana.

W czerwcu 1970 r. wizyta funkcjonariusza na plebani była bardzo krótka, ksiądz poinformował funkcjonariusza że parafię wizytował biskup Gołębiowski, który szczególnie interesował się kaplicami i innymi obiektami sakralnymi wymagającymi remontu. Wrogich wystąpień w parafii ksiądz nie zauważył.

Ks. Józef Dziadowicz podczas peregrynacji kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w iłżeckiej parafii 2-3.12.1972 r. {fot. ze zbiorów Z. Włodarskiej]

Kolejna spotkanie we wrzeniu się nie odbyło ponieważ funkcjonariusz nie zastał księdza a jedynie robotników remontujących dzwonnice i plebanie.

W grudniu 1970 r. doszło do kolejnego spotkania, na którym ksiądz nie chciał rozmawiać. Poinformował jedynie że naprawił dach gontowy na kaplicy w Małomierzycach, gontem przeznaczonym na remont kościoła św. Ducha w Iłży. Rozmowę przerwała kobieta prosząca by ksiądz udał się do chorego.

Na kolejnym spotkaniu w lutym 1971 r. ksiądz był zadowolony z wyboru Gierka na pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego, podobnie jak ludzie jest pozytywnie nastawiony i liczy na możliwość budowy nowych świątyń co do tej pory było utrudniane przez  poprzednie władze. Pod koniec miesiąca doszło do drugiego spotkania ksiądz opowiada, że ludność dalej popiera nowe kierownictwo partii ale już nie z takim entuzjazmem jak na początku.

Na kwietniowym spotkaniu poza rozmową o sytuacji w kraju, ksiądz żalił się na sytuację w Jasieńcu, gdzie urzędnicy nie chcą wydać pozwolenia na budowę kościoła. Na temat morderstwa Haliny Chudzikowskiej z Iłży opowiadał, że słyszał różne wypowiedzi na temat ostatnich godzin życia, że widziano ją w okolicach miejsca znalezienia zwłok, jak szła od Lubieni w stronę Zębca. Na prośbę funkcjonariusza ksiądz miał popytać ludzi i powiadomić milicjanta telefonicznie.[35]

Na kolejnym spotkaniu ksiądz poinformował funkcjonariusza, że nauczyciel z Jasieńca jadąc z żoną do krawcowej w Lubieni, widział niedaleko miejsca zbrodni Chudzikowską idącą w stronę Iłży. Wracając 15 minut później idącej Chudzikowskiej już nie było. O morderstwie rozpisywała się również prasa lokalnej m. in. Echo Dnia[36].

We wrześniu 1971 r. doszło do ponownego spotkania. Poza sprawami ogólnymi funkcjonariusz dopytywał się księdza kto zamówił mszę za poległych pod Piotrowym Polem, ksiądz nie ujawnił tych informacji, twierdząc że jest to tajemnica zawodowa.[37] Na spotkaniu tym ksiądz  poinformował funkcjonariusza, że wybiera się w październiku do Rzymu na beatyfikację ojca Kolbe.

Na wieść o wyjeździe do Rzymu Naczelnik Wydział IV KWMO w Kiecach mjr E Nowak przygotował zadania dla TW „Wiktora” do wykonania podczas uroczystości beatyfikacji ojca Maksymiliana Kolbe[38].

12 października tuż przed wyjazdem księdza do Rzymu pojawił się funkcjonariusz, który przekazał wytyczne na podróż. Tuż po powrocie u ks. Dziadowicza ponownie zjawił się Nowak. Chyba był zawiedziony, że ksiądz pozytywnie ocenił wyjazd do Rzymu, a faktu „dotarcia do uczestników wycieczki ze strony przedstawicieli wrogich ośrodków ani kolportażu wrogiej literatury nie stwierdził”.[39]

Na kolejnym spotkaniu, które odbyło się dopiero w październiku 1972 r. ksiądz narzekał na panującą władzę, a w szczególności na przewodniczącego Prezydium PRN, który utrudnia budowę plebani w Jasieńcu. Nie chciał też przekazać żadnych informacji o kurii i kościele.[40]

Ostatnie spotkanie, z którego zachowała się notatka służbowa[41] funkcjonariusza Kowalczyka, odbyło się  28.11.1972 r. na plebani. Było bardzo krótkie, trwało około pół godziny i nie przyniosło żadnych ciekawych informacji. Ksiądz mówił o przygotowaniach do peregrynacji oraz o władzach, które robią wszystko by mu w organizacji tego wydarzania przeszkodzić. Materiały dekoracyjne chciał pożyczyć od MRN w Iłży ale zrezygnował widząc niechęć władz do peregrynacji. Przez cały 1973 r. nie ma żadnych notatek ze spotkań z księdzem a ni żadnych informacji dlaczego do tych spotkań nie doszło.

19 sierpnia 1974 r. inspektor Służby Bezpieczeństwa w Starachowicach por. Edmund Siwiec złożył wniosek do komendanta o zakończenie współpracy z TW „Wiktor”, który wyłącznie ustnie i niezbyt chętnie przekazywał informacje o zróżnicowanej wartości dotyczące księży oraz nastrojów panujących wśród wiernych w parafii iłżeckiej. Wszystkich spotkań z księdzem odbyło się 40. Za informacje ksiądz nie przyjął żadnych pieniędzy. Prawdopodobnie wręczano mu jedynie upominki z okazji imienin.  W 1966 r. była to popielniczka zakupiona w sklepie jubilerskim za 500 zł[42], rok później teczkę skórzaną o wartości 620 zł[43], w 1968 r. syfon z nabojami i szklanki wartości 483 zł.[44]  Pokwitowań funkcjonariusz nie pobierał co może świadczyć, że ksiądz mógł nie otrzymać tych prezentów. W 1972 r. ksiądz dostał od funkcjonariusza koniak oraz cukierki i czekoladę za sumę łączną 249 zł[45]. Tak jak poprzednio pokwitowanie nie zostało pobrane. Funkcjonariusz ten sposób działania tłumaczył, że  „byłoby to dla mnie żenujące, a także niekorzystnie wpłynęło na tw, który otrzymywał prezenty od moich poprzedników bez pokwitowania”.[46] W maju 1967 r. funkcjonariusz z kasy służbowej pobrał 1000  zł  w celu częściowego pokrycia kary za nie prowadzenie przez księdza ksiąg inwentarzowych.[47] Czy rzeczywiście środki te zostały przeznaczone na ten cel nie udało się ustalić.  27 sierpnia 1974 r. środkach ewidencyjnych znalazła się informacja, że ksiądz Dziadowicz został zdjęty z ewidencji KPMO w Stachowicach z powodu niechęci do współpracy.

Ks. J. Dziadowicz podczas nawiedzenia iłżeckiej parafii przez kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej 30.10.1982 r. [fot. za zbiorów A. Ślufarskiej]

Funkcjonariusz Walaszczyk momencie pozyskania księdza Dziadowicza liczył, że współpraca z nim będzie się układać tak dobrze jak z ks. Młodożeńcem, który z własnej inicjatywy raportował czasami kilkukrotnie w miesiącu. Z księdzem Dziadowiczem było jednak od początku całkiem inaczej. Przede wszystkim nie podpisał zobowiązania, nie napisał żadnego donosu i nie pobierał wynagrodzenia. Przekazywał informacje ogólne i małowartościowe, które władze bezpieczeństwa mogły pozyskać od innych osobowych  lub ogólnodostępnych źródeł.  Informacje wrażliwe, które niewątpliwie ks. Dziadowicz posiadał, nie były przez niego ujawniane.  Poza tym listy do funkcjonariusza potwierdzające lub odwołujące  spotkania podpisywał swoimi inicjałami, co by mogło świadczyć, że nie musiał wiedzieć o nadaniu mu pseudonimu „Wiktor”.  Zastanawiająca jest również długa przerwa między ostatnim spotkaniem w listopadzie 1972 r. a zdjęciem z ewidencji, dopiero w sierpniu 1974 r. Nie ma żadnych informacji by w tym okresie próbowano podtrzymać relacje z księdzem. Być może zasadniczy wpływ na to miała decyzja księdza Dziadowicza by zakończyć kontakty, jasno wyrażona na ostatnim spotkaniu.  Znaczenie miała także ogólna analiza pozyskanych od księdza informacji, która wskazywała, że współpraca nie przyniosła wymiernych korzyści dla strony reżimowej. Zwlekano jednak z wykreśleniem go z ewidencji licząc być może na zmianę stanowiska. Z okresu 1974-1990 r. nie zachowały się żadne informacje świadczące o próbie ponownego nawiązania współpracy z księdzem Dziadowiczem.  

Bibliografia:

  1. Kowalik, Szczepan. Konflikt wyznaniowy w Wierzbicy: niezależna parafia w polityce władz PRL (1962-1977). Lublin, 2012.
  2. Marek Darmas. Proces J. Lecha, zeznania Świadków wyjaśnienia biegłych, Echo Dnia nr 217 z 1972 r., s.1-2.

Źródła archiwalne

  1. Teczka personalna tajnego współpracownika pseudonim „Wiktor” dot. Józef Dziadowicz, imię ojca: Roman, ur. 14-03-1917 r., t. 1-2.
  2. AIPN Ki 005/1844 t. 1-5 Teczka pracy tajnego współpracownika pseudonim „Wąkop” dot. Wincenty Młodożeniec, imię ojca: Łukasz, ur. 22-03-1902 r.
  3. AIPN Ra PF35/3748 Akta paszportowe o sygnaturze EARA: Dziadowicz Józef
  4. AIPN BU 003322/1 Kartoteka księży katolickich w układzie alfabetycznym prowadzona w latach 1963-1989 w Biurze „C” MSW.
  5. AIPN Ki 0031/1  Kartoteka ogólnoinformacyjna Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Kielcach.

[1]AIPN Ki 004/1157 t.1, Informacje od informatora „Kazik”, k..23.

[2]AIPN Ki 004/1157 t.1, notatka, k.21.

[3]AIPN Ki 004/1157 t.1148, pismo do Naczelnika Wydziału I-go Dep. XI-go Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie z dn. 24.10.1953 r., k 27.

[4]AIPN Ki 004/1157 t.1148, Informacja dot. ks. Józefa Dziadowicza z dn. 20.04.1965 r., k. 98

[5]AIPN Ki 004/1157 t.1, Decyzja Wydziału ds. Wyzwań WRN w Kielcach z dn. 30.01.1963 r., k 67.

[6]AIPN Ki 004/1157 t.1., Postanowienie o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę, k.70.

[7]AIPN Ki 005/1844 t.4, Doniesienie nr 13/64 z dn. 22.12.1964, s.39

[8]AIPN Ki 004/1157 t.1., Wyciąg z doniesienia TW „Wąkop” przyjętego przez kpt. Walaszczyka
w dn. 24.11.1964 r., k.79.

[9]AIPN Ki 004/1157 t.1., Pismo z dn. 14.01.1965 r., k.90.

[10] AIPN Ki 004/1157 t.1, Charakterystyka ks. Dziadowicza, k.92.

[11]AIPN Ki 004/1157 t.1 Notatka służbowa z 04.05.191965 r., k.100.

[12]AIPN Ki 004/1157 t.1Notatka służbowa z dn. 11.06.1965 r., k.28.

[13] Ibidem

[14] AIPN Ki 004/1157 t.1, Notatka służbowa kpt. Jana Walaszczyka z dn. 24.09.1966 r., k.46.

[15] AIPN Ki 004/1157 t.1, Notatka służbowa z dn. 24.09.1965 r., k.46.

[16]AIPN Ki 004/1157 t.1, Wniosek o zezwolenie na pozyskanie kandydata… z dn. 25.11. 1965 r. k. 50.

[17]AIPN Ki 004/1157 t.1 Notatka służbowa z dn. 30.11.1965 r., k.52.

[18] W 1962 r. w wierzbickiej parafii doszło do konfliktu między księdzem proboszczem a wikarym (ks. Zdzisław Kos), który z poparciem części parafian przejął kościół i założył niezależną parafię. Doszło nawet do porwania przez zwolenników ks. Kosa bp. P. Gołębiowskiego. Konfliktem zainteresowały się władze komunistyczne widząc w nim możliwość dokonania rozłamu w polskim kościele. 

[19]AIPN Ki 004/1157 t.2. Notatka służbowa z dn. 16.12.1965 r., s.7-9.

[20]AIPN Ki 004/1157 t.1, Wniosek o zatwierdzenie pozyskania do współpracy tw „Wiktor”
z dn. 16.12.1965 r., k.57.

[21] Szczepan Kowalik, Konflikt wyznaniowy w Wierzbicy. Niezależna parafia w polityce władz PRL (1962–1977), Lublin 2012

[22]AIPN Ki 004/1157 t.1, Wniosek kpt. Walaszczyka o zatwierdzenie pozyskanego do współpracy tw „Wiktor” z dn. 16.12.1965 r., k. 60.

[23] AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z odbytego spotkania z tw „Wikor” dnia 16.04.1966 r, s.21-22.

[24] AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa ze spotkania z tw. „Wiktor” z dnia 27.01.1967 r, s.40.

[25] AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa ze spotkania z tw „WIktor” z dnia 02.05.1967 r., s.50.

[26] AIPN Ki 004/1157 t.2. Notatka służbowa z dn. 03.06.1967 r. s.52.

[27] AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 26.07.1967, s.55.

[28] AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 09.09.1967, s.56..

[29]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 09.11.1967 r.,s.59-60..

[30]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 25.01.1968 r., s.63-65.

[31]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 22.03.1968 r., s.70-72.

[32]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 27.06.1968 r.,s.75-77.

[33]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 11 kwietnia 1969 r., s. 82-83

[34]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn. 07.05.1970 r., s.93-94.

[35]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z dn 18.02.1971, s.98.

[36] Marek Darmas. Proces J. Lecha, zeznania Świadków wyjaśnienia biegłych, Echo Dnia nr 217 z 1972 r., s.1-2.

[37]AIPN Ki 004/1157 t.2,  Notatka służbowa z 30.09.1971r, s.102.

[38]AIPN Ki 004/1157 t.2, Pismo Zastępcy Baczenia Wydziału IV KWMO w Kielcach s.104

[39]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z d, 29.10.1971 r. s.107.

[40] Ibidem

[41]AIPN Ki 004/1157 t.2, Notatka służbowa z 28.11.1972 r., s. 117-118

[42]AIPN Ki 004/1157 t.1, Raport, z dn. 17.03.1966 r., s.136.

[43]AIPN Ki 004/1157 t.1, Raport kpt. Walczyka z dnia 17.03.1967 r., s. 132.

[44]AIPN Ki 004/1157 t.1, Notatka służbowa z 22.03.1968 r., s. 142.

[45]AIPN Ki 004/1157 t.1,  Notatka służbowa zastępcy Komendanta Miejskiego i Powiatowego MO d/s. SB w Stachowicach ppłk. Czesława Kowalczyka z dn. 19.04.1972 r. s.143.

[46] Ibidem

[47] AIPN Ki 004/1157 t.1, Raport kpt. Walaszczyka z dn. 03.05.1967 r., s.138.

Zaginiona perełka – piękny zabytek średniowiecza

Zaginiona perełka – piękny zabytek średniowiecza

W dziele ks. Jana Wiśniewskiego, Dekanat iłżecki napisanym w 1909 roku, a wydanym w 1911 roku zostało scharakteryzowanych 25 kościołów. Jest tam zarys historii i opis stanu i wyposażenie kościoła szpitalnego Św. Ducha. Sympatykom Iłży zapewne jest on znany, ale przytoczę tu jego fragment.

Ryc. 1 Iłża, kościół Św. Ducha
[źródło: J. Wiśniewski, Dekanat iłżecki, s. 64-65.]

„… W południowej ścianie znajduje się dwa okna z sześciokątnymi szybami. Pod oknami w nawie znajduje się nisza, w której stoi rzeźbiony obraz, na tle kredowem, wyzłoconem, w kwiaty. Piękny ten zabytek średniowiecza, wyobraża zesłanie Ducha Św. W pośrodku, na tle rozesłanej szaty, w kształcie tronowej kotary, siedzi najświętsza Panna ze złożonemi rękami. Po obu stronach po sześciu Apostołów, nad którymi unosi się Duch Św. U dołu posadzka w kształcie szachownicy. Obraz ten był dawniej w wielkim ołtarzu. …[1]

Trzy lat po ukazaniu się monografii wybucha wojna światowa, później nazwana Wielka Wojną. Niestety zawierucha jaka się rozpętała nie ominęła Iłży. Zniszczenia jakie spowodowała opisuje miesięcznik poświęcony sprawom religijnym, naukowym i społecznym, Kronika Dyecezyi Sandomierskiej z roku 1916. [2]

„… Iłża z okolicą, uważana była przez fachowe koła wojskowe rosyjskie za ważny punkt strategiczny: to też naokoło zrobiono kilka rzędów okopów, w następstwie bronili Rosyanie przez dłuższy czas miasta z okolicą i wskutek tego parafia bardzo dużo ucierpiała. Wojsko rosyjskie nie tylko popaliło doszczętnie całe wioski, ale jeszcze wszystkie drzewa przydrożne we wszystkich wioskach wycięło, wszystkie drzewa owocowe w ogrodach wyrąbało, nawet kominy, sterczące po spalonych domach, poobalano, bo jakoby miały przeszkadzać w strzelaniu. Ofiarą tej niszczycielskiej strategii rosyjskiej padło miasteczko Iłża, w kórem pozostał tylko mały kwadrat w środku miasta z kościołem parafialnym, plebanią i 17 domami. Kościół Św. Ducha murowany uległ zupełnemu zniszczeniu. … Nie darowały wojska rosyjskie i plonom ziemnym, stojąc przez dwa miesiące, bo od połowy maja do połowy lipca, w obrębie parafii, tak zniszczyły zboża. że ludność po ich odejściu zaledwo ¼  zasiewów zebrać mogła. Dla ratowania biednych od głodowej śmierci zorganizowany został Komitet gminny, ale ten nawet w połowie zaradzić ogólnej nędzy nie może. …”

Ryc. 2. Panorama Iłży w czasie wojny 1914-1916
[źródło: https://dbc.wroc.pl/dlibra/publication/57394/edition/83238/content?ref=struct; dostęp 10.11.2023]

Tadeusz Szydłowski w opracowaniu Ruiny Polski z maja 1919 pisze, że chciał „…przedstawić obraz szkód i strat wielorakich, jakie wywołała wojna w dziedzinie zabytków sztuki i historycznych pomników naszej przeszłości.” [3]

W swojej pracy podkreśla, że obejmuje ona ziemie „… w których życie sztuki doszło w dawnych wiekach do szczególnie bujnego i pięknego rozkwitu. Ta właśnie część Polski, bogata w cenne i ważne zabytki, uległa największemu zniszczeniu i straty, jakie tu powstały, będą zapewne najpoważniejsze i najdotkliwsze … .”[4]

Szydłowski wspomina między innymi zamek biskupa krakowskiego, Jana Grota w Iłży, który poszedł w rozsypkę i został ruiną, a wojna przyspieszyła oczywiście ten proces. Zauważa również, że „ z roku narok pogarsza się stan tych ruin, szczupleją ich resztki, rozsypują się w okruchy, a ludność miejscowa rozbiera mury, unosząc kamienie i cegłę dla swych budynków”.[5]

Stan miasteczek przed wojną był daleki od dobrobytu, a „wypadki wojenne sprowadziły pożary na szereg miasteczek …, np. na Iłżę, Sienno, Klwów, w których nie było już jednak poza kościołami cenniejszych budowli zabytkowych, ani murów i baszt, ani ratuszów lub domów więcej okazałych”.[6] Działania wojenne doprowadziły je do nędzy.

W 1918 r. w Galicji Wschodniej po wygaśnięciu działań wojennych, podjęto kroki  mające na celu zbadanie stanu zabytków w dawnych powiatach: brodzkim, tarnopolskim i trembowolskim. Prac konserwacyjnych nawet przy cennych kościołach, mimo wysiłków, nie można było zrealizować wskutek zupełnego zastoju, jaki sprowadziła wojna. W Królestwie akcja rządowej odbudowy nie miała miejsca, a troskę o zabytki pozostawiono inicjatywie prywatnej. „Większość parafii przeprowadziła przy swych kościołach przynajmniej najważniejsze roboty konserwacyjne, jedynie bardzo zniszczone zostawiono na łaskę losu. Tak np. nieochronione były w 1919 roku mury cennego kościoła średniowiecznego w Siennie, a także kościołów w Klwowie i Fałkowie. Podobnie w Iłży podlegają działaniu wilgoci mury i sklepienie prezbiterium kościółka Św. Ducha, który jako filjalny uważany jest za ciężar przez ludność miejscową.[7]

Po zniszczeniach wielkiej wojny Iłża z ogromnym trudem podnosi się z ruin. W okresie międzywojennym w mieście nie było żadnego przemysłu z wyjątkiem wapienników.[8] Iłża, w tym czasie, miała charakter rolniczo-usługowy, z wielką liczbą rzemieślników zatrudnionych w produkcji chałupniczej. Powiat iłżecki należał do najbardziej zacofanych powiatów województwa kieleckiego. Potwierdzają to wyniki spisów z 1921 r. i 1931 r.[9]

Kościół Św. Ducha odbudowany został dopiero w 1922 roku według projektu krakowskiego architekta Stefana Wąsa.[10]

Ryc. 3. Kościół po zniszczeniach dokonanych podczas I wojny
[źródło: https://muzeumilza.pl/kosciol-sw-ducha/; dostęp 16.11.2023]

Co stało się z płaskorzeźbą Zesłanie Ducha Św. na apostołów z murów gotyckiego poszpitalnego kościoła Św. Ducha? Najprawdopodobniej uległa zniszczeniu w czasie działań wojennych, tudzież poważnie uszkodzona pozostawała w niezabezpieczonym kościele i dalej niszczała, a następnie jako bez wartości usunięta podczas odbudowy kościoła w 1922 roku. Przekonał się o tym Michał Walicki, który w 1933 r. poszukiwał w Iłży płaskorzeźby przedstawiającej scenę zesłania Ducha Świętego, znajdującą się niegdyś w retabulum ołtarza głównego.[11] Zaliczył ją do rzadkich przykładów dzieł szkoły „staroniemieckiej”. Wzmiankę o niej zamieścił ks. Jan Wiśniewski w swojej monografii. Walicki zamierzał pozyskać więcej informacji o płaskorzeźbie, nie zdołał jednak przeprowadzić badań z autopsji, z powodu zaginięcia artefaktu. Wyposażenie kościoła Św. Ducha uległo zniszczeniu, a właściwie spaleniu podczas ofensywy majowej w 1915 r. Prawdopodobnie ten los spotkał i cenną płaskorzeźbę. Walicki, więc nie miał dostępu do autentycznej płaskorzeźby, ale dzięki zachowanej fotografii ze zbiorów Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości mógł przeprowadzić jej analizę i porównać z innymi dziełami.[12] Wyniki swoich obserwacji i przemyśleń zawarł w opracowaniu Zaginione dokumenty włoskich wpływów na polską rzeźbę drewnianą XVI wieku. Ponieważ jeszcze w 1965 rok nie znane są żadne świadectwa zniszczenia płaskorzeźby Zesłanie Ducha Św. na apostołów, przyjmuje się, że jest zaginiona.[13]

Do iłżeckiego zesłania nawiązał wybitny historyk sztuki Stanisław Szymański opisujący okres gotyku w swoich pracach. [14] W 1950 roku w dzwonnicy przy kościele parafialnym pw. Św. Barbary w Radziłowie odkryto kilka rzeźb, które przez długie lata pozostawały w zapomnieniu.

Ryc. 4. Radziłów — „Zaśnięcie N. P. Marii fot. Paszkowski
[źródło: S. Szymański, Rzeźby mazowieckie .., s. 61.]

Wśród nich znajdowała się rzeźba przedstawiająca scenę zaśnięcia NP Marii (ryc.4.) Według Szymańskiego jest to fragment szafy ołtarzowej. Ikonograficznie scena przedstawia dość często powtarzany w malarstwie i rzeźbie średniowiecznej temat zaśnięcia NP Marii w kompozycyjnym ujęciu przypominającym liczne zesłania Ducha Św., wniebowzięcia lub koronacje.

Widzi on, że kluczem do właściwego odczytania i należytej interpretacji rzeźb radziłowskich może być jedynie artystyczna twórczość mazowiecka, przy czym wskazuje tu między innymi najbardziej na północ wysunięty ośrodek gospodarczy diecezji krakowskiej (Iłżę), a szczególnie na zaginione dziś Zesłanie Ducha Św. (ryc. 5.). Zauważa również, że Zesłanie Ducha Św. z Iłży — zasługuje na podkreślenie, zwłaszcza, że bliskim mu odpowiednikiem prócz drzeworytu F. Vavassore (ryc. 6.) wydaje się być i ołtarz główny katedry w Rewlu [od 1219 do 1918, a obecnie Tallin] (ryc. 7.), dzieło Bernta Notke z roku 1483.[15]

Ryc. 5. Iłża — „Zesłanie Ducha Św. fot. B. I. Z.
[źródło: S. Szymański, Rzeźby mazowieckie .., s. 63.]
Ryc. 6. F. Vavassore, Zesłanie Ducha Św., drzeworyt z 1507 r.
[źródło: M. Walicki, Zaginione dokumenty .., s. 134-135.]
Ryc. 7. Fragment ołtarza głównego w kościele Ducha Świętego w Tallinie
[źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Bernt_Notke: dostęp 12.11.2023]

Wróćmy do fotografii iłżeckiej płaskorzeźby (ryc. 5.), którą Walicki i Szymański zamieścili w swoich opracowaniach. Zdjęcie nie posiada datacji i dlatego jego powstanie możemy określić tylko w przybliżeniu. Jak już wspomnieliśmy pochodzi ono z zasobu Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości[16], którego działaczem był między innymi wybitny iłżanin, sędzia pokoju Karol Gantner. Fotografie Iłży znajdujące się w tym zbiorze i posiadające datację (przeważnie przybliżoną), wykonane zostały w lat 1902 – 1918. Na pewno możemy określić terminus ante quem [zakończony przed czasem] wykonania fotografii płaskorzeźby, którym jest moment spalenia kościoła Św. Ducha, maj-lipiec 1915 r. Tak więc okres, w którym zdjęcia mogło zostać wykonane, rozciąga się od 1902 r. do 1915 r. Najprawdopodobniej zostało wykonane około 1911 roku.[17]

Przed wybuchem II wojny światowej (1939) bibliotekę TOnZP zdeponowano w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.[18]

Aktualny zbiór negatywów TOnZP zrekonstruowano na podstawie znajdującego się w zbiorach Instytutu Sztuki PAN trzytomowego niemieckojęzycznego inwentarza. Zbiór rycin (kolekcja grafik, odbitki fotograficzne, wycinki prasowe, rysunki architektoniczne, szkice i albumy ilustrowane) odtworzony został na podstawie pierwszego (i zapewne jedynego) inwentarza tej kolekcji. Obecnie w zbiorach Instytutu Sztuki PAN znajdują się wizerunki wszystkich zachowanych obiektów zbioru negatywów, czyli 10270 wizerunków, co stanowi niemal 95% pierwotnego zasobu. Natomiast zbiór rycin zawiera około 3500 wizerunkami obiektów, co stanowi około 25% pierwotnego zasobu kolekcji, która liczyła przynajmniej 13372 numery inwentarzowe.[19]

Szczęśliwym trafem negatyw zdjęcia płaskorzeźby Zesłanie Ducha Św. nie uległ zniszczeniu. Przechowywany jest pod numerem inwentarzowym IS_PAN_B0000001860 (ryc. 8.). Jest to niewielka płytka żelatynowo-srebrowa na podłożu szklanym o wymiarach 17,8 cm x 12,9 cm.

Ryc. 8. Płaskorzeźba zesłanie Ducha Św.
Skan udostępniony przez Zbiory Fotografii i Rysunków Pomiarowych Instytutu Sztuki PAN[20]

Opis tej płaskorzeźby zamieszczony przez ks. Jana Wiśniewskiego i powtarzany w wielu opracowaniach, miedzy innymi przez wybitnego regionalistę Adama Bednarczyka, wydaje się niezmiernie ubogi w stosunku do szczegółowego i wspaniałego opisu jaki zamieścił w 1933 roku prof. Michał Walicki. Pozwolę przytoczyć sobie tu prawie kompletne opracowanie profesora.

Ryc. 9. Fragment – postać Matki Bożej

„… Rzeźbiony obraz, o którym wspomina ks. Wiśniewski, ukazuje się w świetle tej fotografji (ryc. 8.) jako płaskorzeźba z XVI wieku wykonana w drzewie i przeznaczona do umieszczenia w wielkim ołtarzu. Dosyć szeroka tablica, spojona z trzech desek, zamknięta jest półkuliście u góry, ukazując kształt właściwy dla przedstawień ołtarzowych. Centralno-symetryczna kompozycja przedstawia Madonnę, siedzącą na rodzaju tronu (sedile), ustawionego przed sfałdowaną dośrodkowo kotarą (ryc. 9.), nad którą z kolei, zorientowana osiowo do postaci Matki Bożej, widnieje u góry Gołębica Ducha Św. w otoku z chmur i płomienistych języków. (ryc. 10.)

Ryc. 10. Fragment – Ducha Św. pod postacią gołębicy

Madonna przedstawiona jest w postaci siedzącej, z rękoma złożonemi do modlitwy na wysokości piersi, — lekko rozchylone w kolanach nogi zdają się stykać stopami na podnóżku tronu; wzrok Madonny utkwiony w górę sugeruje wrażenie swoistego skupienia i oczekiwania. Po bokach centralnej postaci Marji ugrupowani są apostołowie w liczbie 12, po 6 z każdej strony (ryc. 11. i 12.). Dwaj pierwszoplanowi, ustawieni niemal w pełnym profilu, flankują niejako całość tej grupowej kompozycji, przyczem ta ich rola sui generis [jedyna w swoim rodzaju, szczególna] reżyserów ruchowej koncepcji, podkreślona została planowo przez gestykulację wysuniętych symetrycznie rąk. Pozostali apostołowie uszeregowani zostali w ten sposób, że linja ruchu ich ciał oraz ogólny volumen masy ulega pewnemu nasileniu w kierunku dalszego planu, dając w konsekwencji 2 grupy o kształcie trójkątów, zwróconych szczytami ku przodowi kompozycji. Swoistemi odpowiednikami dwóch pierwszoplanowych apostołów są postaci tylnego planu, odsunięte dość daleko od centrum i wytyczające jeden ze szczytów trójkąta.

Ryc. 11. Fragment – apostołowie,
lewa stron
Ryc. 12. Fragment – apostołowie, prawa strona

Zachowana zasada perspektywiczna osceluje w sposób nie pozbawiony charakterystyczności, między formą perspektywy odwróconej i matematycznej, podwajając akcenty walki elementów gotyku i renesansu, tkwiących w całokształcie koncepcji. Jako tło płaskorzeźby służy ornament roślinny, ryty w gipsowym, złoconym gruncie (ryc. 13. i 14.). Akcent zasadniczy w całości tego przedstawienia tworzy poprawnie oddana perspektywa posadzki, na której flizach klęczą i stoją apostołowie. Perspektywiczne zamknięcie zbiegu jej linij stanowi sedile Marji. (ryc. 15.) Naogół płaskorzeźbę cechuje niski poziom formalny, ujawniający się m.i. w sumarycznem traktowaniu modelunku (zwłaszcza twarzy), porozbijanego prymitywnie na zwyczajowe komponenty plastyczne, oraz w surowo wyczutych zespołach brył i płaszczyzn.Zaciekawia swoista interpretacja oczu, wykazująca nieco naiwną tendencję do wyolbrzymiania orbity, — oraz traktowanie zarostu, mówiące o powstaniu rzeźby prawdopodobnie już na początku drugiej połowy XVI stulecia.

Ryc. 13. Fragment – ornament roślinny, lewa strona
Ryc. 13. Fragment – ornament roślinny, prawa strona

Nie zastanawialibyśmy się dłużej nad tym małowartościowym formalnie zabytkiem polskiej niewątpliwie plastyki z doby renesansu, gdyby nie specyficzna struktura perspektywiczna jego układu, koordynująca dość szczęśliwie wewnętrzną arytmję poszczególnych grup, — nie napotykana zaś, o ile mi wiadomo, przynajmniej w tak drastycznej formie, w żadnym z innych zabytków rzeźby polskiej tego okresu, a może nawet i w prowincjonalnej rzeźbie środkowoeuropejskiego obszaru. Organizacja całej tej bryły rzeźbiarskiej zdaje się stwierdzać sympliczne [prostackie, pojedyncze] przejmowanie — à la lettre [ściśle, w dosłownym znaczeniu] — włoskich prądów renesansowych, zmodyfikowanych zresztą w duchu północnej plastyki, co przy ogólnym niskim artystycznym poziomie wykonawcy wylało się w dzieło o pogrubionym i nie pozbawionym naiwności charakterystyki plastycznym wyrazie. Poziom ten, narówni z wprowadzeniem złotego, wyciskanego tła, zarzuconego już oddawna w sztuce zachodnio-europejskiej, świadczy dobitnie o lokalnej genezie utworu. Czemu jednak może zawdzięczać on owe reminiscencje italskie, tak natrętnie przychodzące na myśl, pomimo całego zbarbaryzowania formy, w jakie zamknęła je nieco prymitywna jeszcze psychika twórcy?

Ryc. 15. Fragment – posadzka

Jak wiadomo, kwestja oddziaływania sztuki włoskiej w XV i XVI wieku w Polsce pozostaje dotąd otwartą. Sporadycznie dotknął tego zagadnienia prof. ks. Szczęsny Dettloff, omawiając gotyckie mauzoleum Św. Wojciecha w Gnieźnie, dzieło Hansa Brandta z lat 1476-1480, i ustalając fascynujący związek kompozycyjny sceny „Chrztu Św. Stefana” z koncepcją Brunelleschiego, a mianowicie z grupą Ofiary Abrahama z florenckiego baptysterium. Z pośród szczupłej ilości opublikowanych dotąd polskich drewnianych rzeźb renesansowych figuralnych nie przypominam natomiast żadnej, któraby mogła służyć z kolei za ilustrację podobnego wpływu — w dobie bądź co bądź supremacji wpływów włoskich na plastykę kamienną. W poszukiwaniu dróg tej stylistycznej infiltracji przychodzi na myśl grafika książkowa, której oddziaływanie na rzeźbę i malarstwo niejednokrotnie zostało już stwierdzonej Jednym z hipotetycznych wprawdzie na to dowodów, może posłużyć rycina „Zesłania Ducha Św.”, wykonana przez Floria Vavassore, członka znanej rodziny artystów weneckich, do dzieła „Decachordon Mardi Vigerii”, wydanego w oficynie Hieronima Soncinusa w Fano w r. 1507 (ryc. 6.). O ile przypuszczenie nasze, składające na karb zapożyczeń z grafiki obecność włoskich reminiscencyj w omówionym zabytku jest słuszne — tłumaczyłaby się tem samem w znacznym stopniu surowa i globalna forma plastyczna rzeźby iłżeckiej, uwarunkowana techniką transpozycji odmiennych środków ekspresji. Oczywiste dla każdego różnice tych dzieł — pomijam tu niemniej widoczne zbieżności — uzależnione są od konsekwentnej mimo wszystko perspektywicznej konstrukcji włoskiego drzeworytu i walczącej z połowicznym konserwatyzmem redakcji naszej rzeźby.

Zachodzi jednak pytanie, jakiemi drogami mogła się dokonywać w środowisku polskiem XVI w. penetracja tego rodzaju procesów reprodukcji artystycznej? Otrzymujemy na to pytanie dwie odpowiedzi, nie bezpośrednie jednak. Wiadomym jest dzięki pracy Dr. B. Betterówny fakt kopjowania drzeworytów weneckich Piotra Liechtensteina przez drukarnię krakowską Hallera — poucza o tem zestawienie ryciny „Ukrzyżowania” z druku Hallerowskiego z 1515 — 1516 roku, z analogicznym drzeworytem Mszału Salcburskiego, wyszłym z oficyny weneckiej Liechtensteina w r. 1515. Popularność weneckiej grafiki książkowej oraz jej rozwinięty eksport utorowały drogi tej stylistycznej osmozie w wysokim stopniu. Sam fakt natomiast stosowania zapożyczeń z grafiki książkowej i ulotnej — w pierwszym rzędzie niemieckiej, przez polskie malarstwo cechowe końca średniowiecza nie wymaga obszerniejszego motywowania, zwłaszcza że miałem to już sposobność zaznaczyć na innem miejscu. Z zakresu węższej stosunkowo dziedziny samej rzeźby również dadzą się odnaleźć analogje, jak np. niepodniesiony dotąd fakt naśladownictwa ryciny Schongauera w gotyckim reljefie ołtarzowym „Hołdu trzech króli” z Brześcia Kujawskiego lub zaobserwowany przez dr. H. Brosiga częściowy wpływ grafiki H. Dürera w reljefie gołuchowskim. Co ważniejsza wszakże, posiadamy źródłową wiadomość o sprawie, jaką miał w r. 1544 przed sądem biskupim w Krakowie Jan snycerz, inkwizowany z powodu przechowywania u siebie egzemplarza biblji luterskiej z rycinami Dürera, które służyły mu za wzór do prac rzeźbiarskich.

Stwierdziliśmy fakt zapożyczeń z grafiki wogóle, a niemieckiej w szczególności przez malarzy i rzeźbiarzy polskich XV i XVI w. oraz fakt kopjowania drzeworytów weneckich w oficynach krakowskich na pocz. XVI stulecia. W tych warunkach przypuszczenie o zależności płaskorzeźby iłżeckiej od nieznanego nam bliżej włoskiego graficznego pierwowzoru (przykładowo wymieniona rycina F. Vavassore) nabiera cech prawdopodobieństwa, zwłaszcza w oparciu o analizę stylistyczną i fakturalną rzeźby. W konsekwencji zyskujemy interesujące świadectwo nowych dróg artystycznej włoskiej ekspansji, tym razem w dziedzinie drewnianej rzeźby prowincjonalnej, co ze względu na źródła inspiracji tych wpływów i domenę samej ekspansji zdaje się być wartościowym przyczynkiem o szerszem kulturalnem znaczeniu.” [21]

Czyż nie wspaniałą rzeczą byłoby aby replika płaskorzeźby Zesłanie Ducha Św. zaistniała w murach kościółka Św. Ducha?

Autor: Grzegorz Tyrała KIWI


[i] Walicki Michał, Zaginione dokumenty …, s. 133-137.

[1] Ks. Jan Wiśniewski, Dekanat iłżecki, J.K. Trzebiński, Radom 1911, s. 87.

[2] Kronika Dyecezyi Sandomierskiej, miesięcznik poświęcony sprawom religijnym, naukowym i społecznym, Rok IX (1916) nr 1 styczeń, s. 10.

[3] Tadeusz Szydłowski (ur. 9 czerwca 1883, Jarosław, zm. 25 październik 1942, Kraków)  – historyk sztuki, konserwator; 1909–14 pracował w Muzeum Narodowym w Krakowie; 1914–28 konserwator zabytków w Galicji Zachodniej; od 1928 profesor uniwersytetu w Wilnie, od 1929 — Uniwersytetu Jagiellońskiego; był jednym z pierwszych inwentaryzatorów zabytków sztuki pol. (na terenie Małopolski); autor licznych opracowań, głównie dotyczących sztuki średniowiecznej: Wit Stwosz w świetle naukowych i pseudonaukowych badań (1913), Ruiny Polski (1919), Pomniki architektury epoki piast. w województwach krakowskim i kieleckim (1928), Spór o Giotta, problem autorstwa fresków w Asyżu… (1929); Stanisław Wyspiański (1930). [https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Szydlowski-Tadeusz;3983741.html; ; dostęp 07.12.2023]

[4] Szydłowski Tadeusz, Ruiny Polski, opis szkód wyrządzonych przez wojnę w dziedzinie zabytków sztuki na ziemiach Małopolski i Rusi Czerwonej, Drukarnia Narodowa, Kraków 1919, s. VII.

[5] op. cit., s. 70.

[6] op. cit., s. 107.

[7] op. cit., s. 198.

[8] Jerzy Tylko, Iłża, w: Studia geograficzne nad aktywizacją małych miast, PWN, Warszawa 1957, s. 73.

[9] op. cit., s. 73.

[10] https://www.radom24.pl/wiadomosci-region/wakacyjne-wedrowki-za-miasto-kosciol-sw-ducha-w-ilzy-7274; oraz https://chwalilza.home.blog/2016/02/01/stefan-was-i-tadeusz-telatycki-projektanci-budynkow-szkoly-rolniczej-w-chwalowicach/; dostęp 10.11.2023

[11] Michał Marian Walicki (ur. 8 sierpnia 1904 w Petersburgu, zm. 22 sierpnia 1966 w Warszawie) – polski historyk sztuki, profesor na Politechnice Warszawskiej i w Szkole Sztuk Pięknych. W 1929 ukończył studia na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie rozpoczął pracę na Politechnice Warszawskiej (1929–1936) i w Szkole Sztuk Pięknych (1932–1939, 1945–1949). W 1934 został docentem, adiunktem, a w 1937 uzyskał tytuł profesora. Należał do grona pracowników Muzeum Narodowego, gdzie był kuratorem Galerii Malarstwa Obcego. Poza pracą wykładowcy kierował Instytutem Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. Michał Walicki był wytrawnym znawcą malarstwa holenderskiego XVII i polskiego malarstwa gotyckiego, był autorem, współautorem i inicjatorem wielu wydawnictw poświęconych malarstwu polskiemu i obcemu. W czasie okupacji niemieckiej uczestniczył w ruchu oporu. W 1949 został aresztowany na podstawie fałszywych oskarżeń i po sfingowanym procesie więziony przez cztery lata. Od 1953 był związany z Instytutem Sztuki Polskiej Akademii Nauk. [https://pl.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Walicki; dostęp 12.11.2023]

[12] Walicki Michał, Zaginione dokumenty włoskich wpływów na polską rzeźbę drewnianą XVI wieku, w: Biuletyn Historii Sztuki I Kultury, kwartalnik wydawany przez Zakład Architektury Polskiej i Historii Sztuki Politechniki Warszawskiej, R II, nr 2, grudzień 1933, Zakłady Drukarskie S. Jabłoński, Warszawa 1933, s. 133.

[13] Walicki Michał, Inspiracje graficzne polskiego malarstwa na przełomie XV i XVI wieku, w: Złoty widnokrąg, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1965, s. 97.

[14] Stanisław Szymański (1911–2000) – historyk sztuki, muzeolog, pionier społecznej opieki nad zabytkami, działacz PTTK. W 1933 roku rozpoczął pracę zawodową jako nauczyciel w Częstochowie. Po złożeniu egzaminu nauczycielskiego zaczął studia zaoczne w Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie. W 1939 roku jako oficer wziął udział w wojnie obronnej. Od 10 kwietnia 1940 r. do 5 maja 1945 r.  więzień obozu koncentracyjnego w Dachau i Mauthausen-Gusen (Austria).  Ukończył studia na Uniwersytecie w Innsbrucku. W 1947 roku uzyskał dyplom doktora filozofii w dziedzinie sztuka. Do kraju wrócił w 1948 roku i podjął pracę w Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków. Pracował również jako wykładowca w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Jako pracownik Ministerstwa Kultury i Sztuki zajmował się problematyką muzeów, zabytków ruchomych, współpracował ze społecznym ruchem ochrony zabytków.  Jeszcze w latach trzydziestych aktywnie działał w Towarzystwie Opieki nad Zabytkami Przeszłości, a następnie w Polskim Towarzystwie Krajoznawczym (PTK). Od 1950 roku w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawcze (PTTK), był najpierw sekretarzem, a później przewodniczącym Komisji Opieki nad Zabytkami. 1 stycznia 1963 roku rozpoczął pracę jako kustosz w Państwowym Muzeum Etnograficznym. W dniu 1 sierpnia 1976 roku zakończył pracę zawodową jako jeden z wybitnych znawców malarstwa i sztuki ludowej w Polsce. [https://pttk.pl/opieka-nad-zabytkami/opieka-nad-zabytkami-publikacje/331-stanislaw-szymanski-1911-2000-historyk-sztuki-muzeolog-organizator-spolecznej-opieki-nad-zabytkami-w-polsce.html; dostęp 12.11.2023]

[15] Szymański Stanisław, Rzeźby mazowieckie w Radziłowie; w: Ochrona Zabytków 1951, t. 4, nr 1-2 (12-13), Narodowy Instytut Dziedzictwa 1951, s. 59-64.

[16] Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości (TOnZP) działało w latach 1906–1944. Zostało założone 26 czerwca 1906 w Warszawie. Stowarzyszenie stawiało sobie za cel ochronę zabytków i polskiego dziedzictwa kultury. Towarzystwo prowadziło szeroką działalność popularyzatorską oraz podejmowało liczne inicjatywy ochrony zabytków kultury narodowej. Między innymi katalogowało i dokumentowało obiekty zabytkowe.

[17] Informacja o zdjęciu ze zgodą IS PAN z dnia 14.11.2023: IŁŻA, kościół par., wnętrze, fragment ołtarza: retabulum – płaskorzeźba, fot. N.n., ok. 1911, neg. IS PAN nr 1860 B. (skan IS_PAN_B0000001860)

[18] https://pl.wikipedia.org/wiki/Towarzystwo_Opieki_nad_Zabytkami_Przesz%C5%82o%C5%9Bci: dostęp 12.11.2023

[19] http://tonzp.dziedzictwowizualne.pl/wprowadzenie: dostęp 12.11.2023

[20] Zgoda IS PAN z dnia 14.11.2023 na jednorazowe nieodpłatne wykorzystanie skanu IS_PAN_B0000001860 na stronie https://www.ilzahistoria.pl

[21] Walicki Michał, Zaginione dokumenty …, s. 133-137.

Iłżanie i drildzanie, relacje polsko-żydowskie w Iłży

Iłżanie i drildzanie, relacje polsko-żydowskie w Iłży

Historia relacji miedzy iłżeckimi chrześcijanami – Polakami , a wyznawcami religii mojżeszowej – Żydami,  znana jest pobieżnie i właściwie pomija istotę zagadnienia. Kilka istniejących opracowań na ten temat ukazuje raczej zewnętrzne przejawy wzajemnego współżycia,  obchodząc kwestie trudne, rozciągające się z jednej strony  od antysemityzmu, a z drugiej, opierające się o antypolonizm i chrystofobię.  Niechęć do poruszania problemów w relacjach polsko-żydowskich wiąże się głównie z obawą o oskarżenie o antysemityzm. Szczere przedstawienie tematu musi ujawnić, że niechęć do nacji żydowskiej miała swoje uzasadnienie, o którym nie chce się dzisiaj pamiętać, a wręcz ukrywa się je.

Antysemityzm po II wojnie światowej zyskał znaczeniowo bardzo szeroki zakres i często traktowany jest przez zainteresowanych instrumentalnie. Organizacja  Międzynarodowy Sojusz na Rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA) opracowała roboczą definicję pojęcia antysemityzmu.  Według niej  antysemityzm to określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać jako nienawiść do nich. Antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami, oraz ich własności, a także przeciw instytucjom i obiektom religijnym społeczności żydowskiej. Antysemityzmem będzie też (wg IHRA): formułowaniu kłamliwych, odmawiających człowieczeństwa, demonizujących lub stereotypowych opinii o Żydach lub ich zbiorowej władzy, zwłaszcza, choć nie tylko, w postaci mitu o międzynarodowym spisku żydowskim lub o kontrolowaniu przez Żydów mediów, gospodarki, rządu lub innych społecznych instytucji; wykorzystywaniu symboli i obrazów kojarzonych z klasycznym antysemityzmem (np. spowodowanie śmierci Jezusa, używanie krwi chrześcijańskich dzieci do rytuału religijnego) w charakterystyce Izraela lub Izraelczyków; porównywaniu współczesnej polityki Izraela z polityką nazistów. Inna definicja antysemityzmu brzmi, że jest nim to wszystko co nie podoba się Żydom. Niewątpliwie tak rozumiany antysemityzmu staje się przyczyną jego autogeneracji, a samo zjawisko jest wykorzystywane jako czynnik integrujący i tożsamościowy Żydów.

Od zarania swojej historii Iłża była uposażeniem biskupstwa krakowskiego. W bliżej nieokreślonym czasie otrzymała przywilej de non tolerandis iudaeis, który nie pozwalał na osiadanie w mieście Żydów. Mogli jednak przybywać do niej w celach handlowych. Zachował się przekaz dotyczący mansjonarza  kościoła parafialnego w Iłży Piotra Podlodowicza, który będąc osobą niezrównoważoną i nadużywającą alkoholu, napadał i bił Żydów handlujących w miasteczku. Były to czyny chuligański, który wraz z innymi licznymi występkami obciążył ks. Podlodowicza na sądzie biskupim (1738). 

Pieczęć ZGWŻ w Iłży na dokumencie z zasobów Archiwum Państwowego w Kielcach

Od końca XVIII w. Żydzi mieszkali w niektórych wioskach parafii iłżeckiej.[1] Pierwsza informacja o wielkości populacji żydowskiej w Iłży pochodzi z 1820 r. i mówi o 198 mieszkańcach wyznania mojżeszowego.  Choć Iłża nie należała już do majątku kościelnego nadal obowiązywał przywilej de non tolerandis iudaeis. W 1823 r. Żyd angielski Lewi Selig Sunderland podpisał kontrakt z Główną Dyrekcją Górniczą na uruchomienie w miasteczku fabryki fajansu. Zatrudnił w niej kilku sprowadzonych z Anglii ceramików i ok. 50 starozakonnych. W związku z tym przy wytwórni powstał dom modlitwy.  W 1824 r. Iłżę zamieszkiwało już 225 Żydów, ale żaden z nich nie był właścicielem posesji.[2] Mimo trudności społeczność żydowska Iłży z czasem stawała się coraz liczniejsza. W Królestwie Kongresowym ukazem cara Aleksandra I z 1821 r. zlikwidowane zostały kahały, a ustanowiono gminy o mniejszej autonomii, kierowane przez dozór bożniczy. W 1830 r. gminy stają się okręgami bożniczymi. Starozakonni z Iłży należeli do okręgu bożniczego Sienno. Tam musieli załatwiać wszelkie sprawy administracyjno-urzędowe (rejestracja pogrzebów, ślubów i narodzin). Sienno było też miejscem pochówku iłżeckich Żydów.  Uciążliwe było transportowanie ciał, szczególnie podczas epidemii. Dlatego w 1837 r., podczas epidemii cholery, otrzymali  pozwolenie na grzebanie  swoich zmarłych na cmentarzu cholerycznym w północno wschodniej części Iłży.  Wkrótce rozpoczęli starania by cmentarz ten stał się oficjalnie kierkutem. Komisja Rządowa zgodziła się na to 26.02.1840 r.  Następnym krokiem jaki społeczność żydowska uczyniła dla umocnienia swojego statusu w Iłży, było rozpoczęcie starań o odłącznie się od Sienna i utworzenie własnego  okręgu bożniczego. W 1845 r. w miasteczku mieszkało już 135 rodzin żydowskich. Dysponowały one domem modlitwy, łaźnią i cmentarzem.  Mimo to władze nie  zgodziły się na powołanie nowego okręgu, ponieważ nadal obowiązywał przywilej de non tolerandis iudaeis. Zapewniały jednak, że niebawem, sytuacja ulegnie zmianie gdyż przygotowywane są nowe przepisy dotyczące urządzania mieszkań dla Żydów po miastach. Oczekiwanie trwało pięć lat. Decyzja o powołaniu do życia iłżeckiego okręgu bożniczego wydana została 02.05.1850 r. Od 01.01.1867 r. do iłżeckiego okręgu należały następujące miejscowości: Iłża, Wąchock, Wierzbnik, Starachowice, Lubienia, Skarżysko Kościelne, Wielka Wieś, Mirzec, Błaziny, Krzyżanowice i Rzeczniów. W 1870 r. do okręgu dołączono miejscowości z okręgu ostrowieckiego, które znalazły się w granicach administracyjnych powiatu iłżeckiego.  W 1907 r. z iłżeckiej  gminy wyodrębnił się okręg wierzbnicki, a ok. 1928 r. wąchocki.  

Rysunek jednego z wyrobów Fabryki fajansu w Iłży [zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie]
Sygnatura Fabryki Fajansu w Iłży [fot. Muzeum Narodowe w Kielcach]

Tabela 1. Mieszkańcy Iłży pochodzenia żydowskiego w poszczególnych latach

 lata18201824182718461857186118651870189719211939
ogółem mieszk.1435168917112011197821112360  ?423045545312
Żydów198225376  ?521542712836206915451714
% Żydów13,813,322,0  ?26,325,730,2  ?48,033,932,3

Okręg Iłżecki w 1870 r. liczył 1873 członków, z tego 836 (200 rodzin) mieszkało  w Iłży. W tym samym roku w mieście wybudowano niewielką synagogę. Wzniesiono ją na placu należącym do Sunderlandów, na którym niegdyś miała stanąć fabryka fajansu. 

Środki na swoje utrzymanie gmina wyznaniowa czerpała z następujących działań i zbiórek: opłaty z uboju rytualnego, składki bożnicze, z pokładnego, z pomników, z czytania rodałów, z łaźni i mykwy, z macy, ze sprzedaży miejsc przed Torą, z rajskich jabłek i za zgłaszanie cieląt do rzezi. Największe dochód przynosiły dwie pierwsze czynności. Ubój rytualny wynikał z przepisów religijnych. Każde zwierzę przeznaczone do spożycia przez Żydów musiało być zabite w określony sposób. Taksa za ubój uzależniona była od wielkości zwierzęcia i ustalana była przez czynniki państwowe. W 1926 r. obowiązywały następujące opłaty, za zabicie wołu lub krowy 6 zł, 2,50 zł za ubój cielęcia, kozy lub owcy, 0,60 zł za gęś i 0,30 zł za kurę lub kaczkę. We wspomnianym roku przyniosło to gminie 9752,50 zł przychodu.  Drugie źródło utrzymania gminy –  składki bożnicze, uzależnione było od statusu majątkowego płatników. Ludność żydowska podzielona została na 5 klas. Najubożsi, należący do V klasy, zostali zwolnieni z opłat. W Iłży w 1859 r. do kl. I należało 9,3% starozakonnych, tyle samo do klasy II, do III i IV po 40,7%. Trzy lata później (1862) do klasy I należało 1,2% do II 10,7%, do III 39,3% i do IV 48,8%, oznacza to, że w tym krótkim okresie, nastąpiła pauperyzacja społeczności  żydowskiej. Najważniejsze dla dochodów gminy były osoby należące do I i II klasy, one płaciły najwyższe składki, i tylko spośród nich wybierano dozór bożniczy.  Ściągalność  składek była  istotnym problemem dla zarządu gminy. Deficyt w przychodzie powodował niewypłacalność pensji dla pracowników gminy. W takich sytuacjach do akcji wkraczały władze samorządowe, które dyscyplinowały i wymuszały na zarządzie gminy działania naprawcze.  

Iłżecka synagoga (pierwszy budynek po lewej stronie) [fot. ze zbiorów A. Bednarczyka]

Różne były przyczyny zalegania ze składkami. Zarząd doskonale orientował się w możliwościach finansowych swoich parafian i starał się, aby ci najbogatsi wypełniali swoje płatnicze obowiązki. Przykładem tego jest sprawa Lewiego Selig Sunderlanda. Należał on do I klasy zamożności. Prawdopodobnie z powodu wysokiej taksy jaką mu wyznaczono,  próbował uchylić się od tej powinności. Skierował kilka pism do Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych z prośbą o rozstrzygnięcie jego sporu z dozorem. Sunderland uważał, że zobowiązany jest jedynie do podatków wynikających z kontraktu podpisanego przy zakładaniu fabryki fajansu. Poza tym należał do Żydów postępowych, obawiał się jednak, że brak legalnej podstawy do zwolnienia ze składki bożniczej spowoduje szykany ze strony obskurantów, którzy mają to sobie za przyjemność, gnębić tych, którzy się obyczajem, językiem i ubiorem od nich różnią.[3]  Niestety, rozstrzygnięcie nie było po myśli Sunderlanda. Ponieważ sam był członkiem dozoru bożniczego w Iłży (co próbował zataić), zdecydowano, że powinien płacić składki na rzecz gminy.   

Jak kształtowały się relacje między iłżanami a mieszkańcami Drildz, tak Iłżę nazwali Żydzi. Choć wszyscy żyli w tej samej osadzie ich rzeczywistość była tak różna jak nazwy jakimi określali swoje miasto. Żydzi stanowili społeczność hermetyczną co utrudniało asymilację z otoczeniem, ale ułatwiało życie według własnych zasad, wynikających z religii i kultury. Odcięcie wspólnoty od świata zewnętrznego było na tyle skuteczne, że wielu Żydów mieszkając całe życie wśród Polaków nie znało języka polskiego. Bliższe relacje między iłżanami a drildzanami nawiązywano głównie w kwestiach handlowych.  Wspólną sprawą była także szkoła elementarna, na którą łożyły dwie społeczności. W 1851 r. na utrzymanie szkoły płaciło 60 kontrybuentów żydowskich i 246 chrześcijańskich. Wysokość składki szkolnej dla Żydów wyznaczał dozór bożniczy, i jak w przypadku składki bożniczej  zależała ona od zamożność. Tutaj także zachowano podział na klasy. Kontrybuenci należący do I klasy płacili po 60 i 45 kopiejek  na rok, do II klasy – 30 kopiejek, do III – 15 kopiejek i  do IV – 10 kopiejek. Dopiero w 1910 r, społeczność żydowska założyła własną Żydowską Społeczną Szkolę Ludową przewidzianą na 40 uczniów.

Drildzanie i iłżanie obarczeni byli wzajemnymi uprzedzeniami. Chrześcijanie widzieli w Żydach przede wszystkim morderców Chrystusa, którzy krzyczeli podczas sądu Jezusa przed Piłatem „Krew jego na nas i na dzieci nasze”. Podążała za nimi zła sława morderców rytualnych zabijających chrześcijańskie dzieci w celach kultowych. Natomiast  Żydzi patrzyli na chrześcijan przez pryzmat Talmudu, który traktował wyznawców Chrystusa jako bałwochwalców i wrogów. Społeczności różniły się jednak pod względem możliwości oceny własnych poczynań. Chrześcijanie dzięki zasadom swojej wiary mieli szansę przyznać się do grzeszności, mieli szansę rozeznać swoje słabości i mimo uprzedzeń do Żydów mogli ich traktować jak bliźnich.  Inaczej przedstawiała się ta zdolność u Żydów, którzy utwierdzani byli przez Talmud w swoim wybraństwie i wyjątkowości. Dla niech bliźnim był tylko wyznawca ich wiary, a goje to zwierzęta o ludzkiej postaci, którzy winni im służyć.

„Żyd jest zawsze dobry, bez względu na jakiekolwiek grzechy, które go skalać nie mogą, jak błoto nie plami jądra orzecha. lecz tylko jego łupinę. Jedynie Izraelita jest człowiekiem, jego jest świat cały i jemu wszystko powinno służyć, szczególnie zaś zwierzęta mające postać ludzką”.[4]

Czym jest Talmud? Dla wielu Żydów to najważniejsza religijna księga, która stanowi kilkunastotomowy, bardzo obszerny zbiór komentarzy i wykładni Tory. Wyjaśnia i naucza jak religijny Żydzi ma postępować w codziennym życiu. Z tego powodu każdy z poszczególnych przepisów Zakonu rozwinęli [uczeni talmudyści] kazuistycznym sposobem do nieskończoności . Wytworzyli z tego całą sieć praw nowych surowo obowiązujących. Opasali nimi człowieka od stóp do głów, od najpierwszej młodości, aż do końca jego życia, we wszystkich najdrobniejszych szczegółach jego życia. [5]

Talmud oprócz rozstrzygnięcia istotnych dylematów moralnych, roztrząsa całą masę pozornych problemów, przed którymi  może stanąć pobożny Żyd. Odpowiada m.in. na takie pytania: Jakie mają być właściwości rozmaitych rodzajów świerzbu, żeby potrzebny był ten lub ów rodzaj oczyszczenia? Czy wolno zabić w sabat wesz lub pchłę (wolno wesz, ale co do pchły, grzech śmiertelny). Czy pewna sztuka bydła ma być ubita od szyi, czy od ogona? Czy arcykapłan ma wdziewać wpierw koszulę, a potem spodnie, czy też odwrotnie. [6]

W Talmudzie znajdziemy liczne wskazówki jak Żyd powinien postępować względem chrześcijanina. Były to reguły wrogie, wyszydzające i znieważające wyznawców wiary w Chrystusa. Żydzi ściśle przestrzegający Talmud powinni wszystko co wiąże się z chrześcijaństwem deprecjonować i zohydzać, nie przejawiać najmniejszego szacunku dla jego świętości.[7] Autorzy Talmudu przedstawiali Matkę Boską jako nierządnicę a Jezusa jako bękarta i rozpustnika. Nie czynili tego jednak w sposób otwarty i jednoznaczny, obawiając się gniewu i potępienia ze strony chrześcijan. Było to także przyczyną zakazu studiowania przez „gojów” Talmudu, aby te niegodziwości nie ujrzały światła dziennego (Rabbi Jochanan mówi: Goj studiujący prawo winien jest śmierci).[8] W celu ukrycia przed gojami właściwego przekazu, twórcy Talmudu stosowali często symboliczne porównania lub paronimy m.in.: Jezusa nazywali obelżywie JESZU – co znaczy, niech zginie imię jego i pamięć o nim; mówili też, że Jezus jest EL LO JOSZIA – czyli  bóg nie mogący zbawić; święci, po hebrajsku KEDOSZIM, w tekstach Talmudu stają się KEDESZIM – nierządnikami; Wielkanoc – PESACH, określana jest jako KECACH – obcięcie lub KESACH – szubienica; kościół (dom modlitwy) – BET HA-TEFILLA, w Talmudzie kościół jest domem głupoty i szaleństwa – BET HA-TIFLA; nabożeństwo chrześcijańskie nazywają gnojeniem, a biorącego w nim udział gnojącym – MEZABBELIN, zamiast składający ofiarę – MEZABBECHIM.[9]

Gdy te skandaliczne treści ujawniali chrześcijańscy tłumacze, Żydzi bagatelizowali zarzuty, przekonując, że przekłady nie są dokładne gdyż pozbawione zostały kontekstu, albo  tłumacz nie posiadał odpowiednich kompetencji. Z biegiem czasu z kolejnych wydań Talmudu usunięto najbardziej drażliwe dla chrześcijan określenia, Zastąpiono je łagodniejszymi pojęciami lub znakami, które stały się nośnikami nieformalnego przekaz.

Talmudyczna podbudowa i związana z nią swoista izolacja społeczności żydowskiej  nie mogły być fundamentem dobrych relacji z katolikami. Później w Polsce na współżyciu zaciążył stosunek Żydów do sprawy niepodległości i do komunizmu.

Wraz z pojawieniem się w Iłży starozakonnych, zaczęły się dla rdzennych iłżan różne problemy. Uruchomienie fabryki fajansu z pewnością poczytywane było przez miejscowych garncarzy za konkurencję. Rozpoczęły się problemy z pozyskiwaniem gliny z lasów iłżeckich, co przez kilkaset lat istnienia cechu garncarskiego nie miało miejsca. Urząd Leśny Iłżecki podniósł znacznie opłaty za wydobycie gliny i zakazał garncarzom kopać w miejscach, w których znajdowały się lepsze gatunkowo złoża.  W pewnym okresie musieli płacić dawny podatek              i kupować glinę od dzierżawcy żydowskiego. Pod koniec XIX w. garncarze  byli wprost uzależnieni od Żydów. Korespondent „Zorzy” M. Malinowski tak przedstawił sytuację rzemieślników: Garncarzy zostało kilku, wyroby zaś ich żydzi trzymają w swoich rękach. Żyd taki pożyczy ubogiemu garncarzowi na drzewo, na ołów, a potem garnki za bezcen bierze i dorabia się gdy garncarze mizerne prowadzą życie z dnia na dzień.[10]Zadłużenie było też przyczyną upadku rzemiosła. Garncarze zmuszeni do sprzedaży swoich wyrobów pośrednikom żydowskim za bezcen,  nie dbali o ich jakość. Sytuacja  poprawiła się nieco  po powstaniu Towarzystwa Pożyczkowo-Oszczędnościowego, które w znacznej mierze uwalniało garncarzy od żydowskiego „pośrednictwa”.[11]

Pod koniec XIX w. w Iłży zdarzały się przestępcze ekscesy z udziałem Żydów.  „… podpalenia, trucia, kradzieże dobytku, oblewanie kwasem siarczanym przez żydów miały miejsce w Iłży i innych miejscowościach. Smutny ten objaw, aż nadto przekonywa nas, że żydzi  – chałaciarze wyrugowali z talmudu przepisy o miłości bliźniego, a zastąpili je jednym wyrazem „gescheft”. Warto ażeby władza gubernialna lekarska częściej polecała dokonywania rewizji kramów żydowskich, w których można znaleźć nie tylko leki – ale wszystkiego rodzaju trucizny gwałtowne.”[12] Żydzi zachowaniem wzbudzali niechęć do swojej nacji. Była to naturalna reakcja na zło i krzywdy jakich od nich doznawano. Kojarzono z nimi przede wszystkim lichwę, przyczynę nieszczęść wielu polskich chłopów i rzemieślników, oszustwa, oszczerstwa, łapówkarstwo, bezwzględne wykorzystywanie ludzi w potrzebie itd. Stereotyp Żyda znalazł swój wyraz w wielu przysłowiach ludowych: Żydowi nigdy nie wierz; Żydowska rzecz: obiecać, a nie dać; Na Żyda tak rachować można jak na zły zegarek; Co Żyd, to lichwiarz; Dlatego Żyd bogaty, że żyje z cudzej biedy i straty; Gdzie chłop traci, tam się Żyd bogaci; Gdzie są Żydzi, tam człek grosza nie widzi; Jak Żyd ciebie w oczy wychwala, uciekaj, bo to lala; Kto wierzy w Żydy, nie ujdzie bidy; Nie znaj karczmy ni Żyda, nie dokuczy ci bieda; Żyd czarcie nasienie, dybie na chłopa zniszczenie; Żyd nie byłby Żydem, gdyby nie oszukał; Wojuje żydowską szablą, (tzn. przekupstwem)[13]

Rejent Jan Nowakowski [fot. ze zbiorów J. Sejdzińskiej]

Oczywiście, byli również uczciwi Żydzi, których sprawiedliwość i mądrość ginęła w morzu szalbierstw współbraci. W Iłży w 2 poł. XIX w. mieszkał i pracował rejent Jan Nowakowski, człowiek niezwykle prawy i mądry. Przyjeżdżali do niego ludzie z całego powiatu aby uzyskać poradę prawną lub życiową. Jego relacje z Żydami scharakteryzowała córka Janina: Żydzi, lichwiarze, gdy im ofiary ze szpon swoimi radami wyrywał, trochę ironicznie nazywali go chłopskim nauczycielem, ale ich uczciwi współwyznawcy szanowali go głęboko i radzie ślepo wierzyli. Rabin gdy nie mógł jakieś sprawy zagodzić i rozstrzygnąć odsyłał do rejenta, na którego sąd zawsze zdawały się obie strony i pogodzone wychodziły.[14]  

W 1901 r, Iłżę zamieszkiwało 500 rodzin żydowskich, należących do biednej i nieumiejętnie zarządzanej gminy wyznaniowej. Korespondent prasowy  P. Muszkatblüth po odwiedzinach miasteczka swoje wrażenia przedstawił w jednym z numerów „Izraelity”: Rozumie się, że zakłady naukowe i dobroczynne tak prymitywnie prowadzone i znajdują się w takim nieładzie i zaniedbaniu, na jakie tylko gnuśność, zacofanie i nędza zdobyć się mogą. Tak istnieje tu bractwo „Talmud-Tora”, które wszakże specjalnego zakładu naukowego nie posiada, ale pewną ilość osieroconych biednych dzieci rozmieszcza po chederach, których jest mnóstwo, pozostających w najbardziej opłakanych warunkach sanitarnych. Dalej lichą wloką egzystencję inne bractwa, jak Bikur-Cholim, Hachnosas-Orchim i inne, nawet kółko opiekunek nad biednymi położnicami, ale jak już zaznaczyłem, są to raczej parodie stowarzyszeń.[15]W złym stanie była iłżecka synagoga i dom rabina. Gmina nie miała funduszy na naprawy. Zarządzanie finansami przez dozór bożniczy było nietransparentne.  Iłżeccy Żydzi zajmowali się handlem i rzemiosłem. Najwięcej było wśród nich krawców, szewców i czapników. Posiadali także kilka garbarni, 5 wapienników i 3 wytwórnie wód gazowanych. Swoje wyroby sprzedawali głównie dla okolicznej ludności wiejskiej oraz dla robotników zakładów w Starachowicach, Wierzbniku, Wąchocku i Bzinie. Członkowie gminy nie przejawiali potrzeb intelektualnych. Prenumerowany był jedynie jeden egzemplarz tygodnika  „Hacefira”.

W 1927 r. Gmina Wyznaniowa Żydowska w Iłży zmagała się z problemami finansowymi. Tworzyło ją 508 rodzin (2340 osób). Składki opłacało 279 rodzin, 229 rodzin zostało zwolnionych z opłat z powodu ubóstwa. Wysokość składek rozciągała się od 150 zł do 0,50 zł. Składki powyżej 100 zł płaciło jedynie dwie osoby, od 10 do 15 zł uiszczało 14 osób, najliczniejszą grupę 65 osobową stanowili opłacający składkę w wysokości 2 zł, 40 osób opłacało  po 1 zł.  Niedostateczny był poziom ściągalności składek: w 1924 r. nie wpłynęło do gminy 272,21 zł, w 1925 r. 500,50 zł. Załamanie wpływów ze składek nastąpiło w 1926 r., członkowie gminy nie wpłacili 1133,99 zł. Jaka była tego przyczyna? Dochód ten przeznaczany był na pensje dla rabina i pracowników gminy (śpiewacy, dozorcy). W tym czasie rabinem  był Chaim Majer Chil Unger. To głównie on był poszkodowany z powodu  deficytu składkowego.  W 1925 r. rabin powinien otrzymać 3600 zł pensji, a zarząd gminy wypłacił mu jedynie 2330 zł. Nie wystarczyło także na pełne pensje dla śpiewaka Wajnberga i stróża Bertmonowicza. Rabin szukał ratunku u władz wojewódzkich, pisząc telegramy o swojej trudnej sytuacji – .. cierpię głód i niedostatek…  W innym podsuwał sposób przymuszenia zarządu gminy do wypłaty zaległości  przez –… wstrzymanie budowy rzeźni. Sprawą  rabina iłżeckiego zajmowały się władze wojewódzkie, powiatowe i gminne. Postanowiono decyzją administracyjną, że braki zostaną zrekompensowane dochodami z uboju rytualnego. Uderzyło to z kolei w rzezaków i spowodowało sprzeciw zarządu gminy. Ostatecznie zarząd został pozwany i przegrał sprawy sądowe.  Z kolei zarząd pozwał rabina o zatajanie pobrania pewnych kwot bez pokwitowania. Ok. 1928 r. od iłżeckiej gminy wyznaniowej odłączył się Wąchock. Nowy podział ograniczył dochody gminie iłżeckiej. Jeszcze w 1928 r. zarząd podniósł samowolnie opłaty za ubój rytualny, za co został pozwany przez starostę. Sąd skazał przewodniczącego zarządu gminy Mordkę  Grosfelada na grzywnę wysokości 20 zł. Trwał cały czas spór zarządu z rabinem o wysokość pensji. Unger zabiegał usilnie o wypłatę zaległych kwot i o podwyższenie swojego wynagrodzenia. Słał pisma do wojewody, a gdy te pozostawały bez odpowiedzi, do samego Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Ten przychylnie ustosunkował się do jego prośby i wydało odpowiednie zarządzenia, ale na podniesienie pensji nie zgodził się zarząd gminy: jednogłośnie uchwalono by nie podwyższać.[16] Długotrwały konflikt między rabinem Ungerem a przewodniczącym gminy Grosfeldem doprowadził do rezygnacji z funkcji tego drugiego (1931 r.) Rada jednak nie ugięła się wobec nacisków urzędu wojewódzkiego i nie zmieniła swojej decyzji. W 1932 r. tak pisała do ministerstwa: „W czasach niesłychanej nędzy i wobec faktu, że nawet urzędnikom państwowym pobory i emerytury się redukuje, wydaję się rzeczą wręcz niezrozumiałą dlaczego Urząd Wojewódzki zmusza małą i biedną gminę żydowską w Iłży do płacenia rabinowi pensji 350 zamiast złp 300 miesięcznie. Żydzi w Iłży w stosunku do 1931 r. zubożeli, handel i sklepy oraz rzemiosła są zadłużone, a kryzys dotyka ludność coraz bardziej. Zarząd nie zgodził się również na tworzenie nowych etatów w gminie.

Pieczęć i podpis rabina Ungera, który niekiedy podpisywał się jako Ungier [fot. dokumentu ze zbiorów AP w Kielcach]

3 października 1938 r. zmarł rabin Chaim  Unger. Posługiwał w Iłży 25 lat i 6 miesięcy. Przyjęcie nowego rabina wywołało kolejny ferment w środowisku żydowskim. Jeszcze  w listopadzie powołano tymczasowo na tę funkcję rabina z Sienna Moszka Szmula Różanego. W lutym Zarząd Iłżeckiej Żydowskiej Gminy Wyznaniowej wybrał na rabina Jehudę Leibisza Ausübla. Wybór został jednak zakwestionowany przez Jankiela Ungera (syna zmarłego rabina) i kilku jego zwolenników. Jankiel mimo braku predyspozycji próbował objąć schedę po ojcu. Miał jednak wśród drildzan więcej przeciwników niż zwolenników. Natomiast posiadał wpływy w Związku Rabinów Rzeczypospolitej Polskiej i pozwał w lipcu 1939 r. Jehudę Ausübla przed Sąd Rabinacki. Sprawa prawdopodobnie nie została  rozstrzygnięta z powodu wybuchu wojny.

W 1939 r. Iłża liczyła 5312 mieszkańców,  z tego 3591 (67,6%) katolików, 1714 ( 32,3%) wyznania mojżeszowego i 7 osób (0,1%) innego wyznania. Najwięcej Żydów zamieszkiwało centrum miasta. Trzy ulice – Warszawska, Grabowskiego i Garbarska były w 100% żydowskie.  85,1 % Żydów mieszkało na ul. Nowej (dziś Partyzantów), 77,8% na Rynku, 73,8 % na ul. Mostowej, 76,7% na Podzamczu.  Polacy natomiast liczniej zamieszkiwali peryferia. Całkowicie Polskie  były ulice: Seredzki Trakt, Spadek, Zamłynie, Zawady, Zuchowiec, Chwałowicki Trakt, Wolski Trakt (dziś Kampanii Wrześniowej), Przy Malenie, Wójtowski Młyn oraz wioski wliczane do obszaru miasta Piłatka i Kotlarka. Ponad 90% Polaków mieszkało przy ulicach Szosa Radomska i Św. Franciszka, a ponad 80% przy ul. Panny Maryi (dziś Staromiejska) i Peowiaków (dziś Błazińska). [17]

W poniższej tabeli zamieszczono szczegółowe dane dotyczące ilości mieszkańców  i ich procentowy udział w zamieszkaniu poszczególnych ulicach i przestrzeni miasta. W nawiasach wpisano współczesne nazwy ulic.

Przestrzeń miastailość mieszk. OgółemPolakówŻydówInnych% Polaków% Żydów% Innych
ul. Radomska23158170325,173,61,3
ul. Kaleta 1108624078,221,80
ul. Kilińskiego (zach. Część ul. Przy Murach)692544036,263,80
ul. Przy Murach1909199047,952,10
Seredzki Trakt28280010000
ul. Spadek (M. Jakubowskiego)61610010000
ul. Zamłynie38380010000
ul. Zapłocie (Jakuba Starszego)32248075250
ul. Zawady44440010000
ul. Żwirki i Wigury (Bodzentyńska)36332237488,710,21,1
ul. Zuchowiec1101100010000
Szosa Radomska (Inki)94886093,66,40
ul. 11 Listopada (ul. Kochanowskiego i Plac 11 Listopada)14811434077230
Rynek24855193022,277,80
ul. Grabowskiego (Powstania Listopadowego)27027001000
ul. Warszawska54054001000
ul. Kowalska15647109030,169,90
ul. Poprzeczna (Ratuszowa)281018035,764,30
ul. Tylna1085058046,353,70
ul. Nowa (Partyzantów)16825143014,985,10
Międzyrzecze211050500
ul. Mostowa1072879026,273,80
ul. Na Probostwo16511031,268,80
ul. Przeskok (Płk. W. Muzyki)50941018820
ul. Podzamcze30170231023,376,70
ul. Piłsudskiego (Wójtowska)718572146079,720,30
ul. Peowiaków (Błazińska)47740275084,315,70
Pankowszczyzna35350010000
Kotlarka5235230010000
ul. Św. Franciszka76688089,510,50
ul. Garbarska (Garbarska + Garncarska)72072001000
Przy Malenie35350010000
ul. Panny Maryi (Staromiejska)17114526084,815,20
Chwałowski Trakt (Staromiejska za ul. Wołyniaków)65650010000
Wolski Trakt (Kampanii Wrześniowej)78780010000
Piłatka2482480010000
Wójtowski Młyn31310010000
RAZEM531235911714767,632,30,1

Członkowie iłżeckiej gminy żydowskiej nie byli zamożni lecz przez upór w dążeniu do celu i solidarność narodowo-wyznaniową  stopniowo  opanowywali miejscowy handel i rzemiosło.  W 1921 r. w Iłży było 200 rzemieślników z tego 62 było Żydami (31%). W 1930 r. w rzemiośle pracowało 358 osób w tym 146 Żydów (40,8%). Profesjami zdominowanymi przez starozakonnych były: krawiectwo, garbarstwo i rymarstwo. Zajmowali się także wypałem wapna. Ekspansyjny charakter ich działalności rodził niechęć wśród chrześcijańskich sąsiadów. Oto dwie opinie zaczerpnięte ze wspomnień dwóch młodych dziewczyn. „Do rzemiosła nie można się było wprząc, bo to było opanowane przez Żydów, do handlu też nie ma mowy, bo też tylko Żydzi.”[18]

Pogodzić się z tym nie mogę, że w naszej Iłży każda dziedzina handlu spoczywa w rękach Żydów. Jest zaledwie cztery sklepy spożywcze polskie, z chwilą gdy żydowskich cała masa. A przecież jest wiele osób o usposobieniu antysemickim, którzy na pewno by popierali sklepy galanteryjne polskie, łokciowe m.in.”[19] Dominacja gospodarcza Żydów byłą tylko jedną z przyczyn wzrastania postaw antysemickich. Uchwała podjęta podczas wyborów radnych i wójta gminy Iłża w dniu 4 stycznia 1919 r. ukazuje inne powody niechęci do Żydów: Ponieważ Żydzi wrogo odnoszą się do katolików, ich zebrań i wszystkich stowarzyszeń, przeto wyborcy katoliccy postanowili jednogłośnie usunąć wyborców mojżeszowego wyznania z głosowania na wójta gminy i radnych gminy Iłża.” [20] Wykluczenie ludności żydowskiej było przyczyną unieważnienia wyborów. Podczas kolejnych wyborów władz gminnych (5 grudnia 1919 r.) wśród kandydatów do Rady Gminy pojawiło się kilku przedstawicieli społeczności żydowskiej: Hersz Zeberman, Lejbuś Rutman i Lejbuś Izerman. Żaden z nich nie został jednak wybrany. Kilka lat później reprezentanci Żydów byli już wybierani do Rady Miejskiej. W 1927 r. radnymi byli Mordka Grosfeld, Szmul Celikman i Wigdor Troppe; w 1932 r. społeczność żydowska miała w radzie aż 5 przedstawicieli: Szyja Grynberg, Szmul Celikman, Mordka Grosfeld, Chaim Frankl, Szmul Szafir; w 1939 r. wybranych zostało 3: Szmul Zelikman, Josek Rozencwajg, Chil Zberman. 

Z biegiem czasu zauważalne stało się  zaangażowanie niektórych Żydów w sprawy społeczne i gospodarcze,  przyczyniające się do szeroko rozumianego rozwoju miasta oraz podnoszenia życia mieszkańców na wyższy poziom cywilizacyjny.  Jest oczywiste,  że Żydzi mieli zdecydowany wpływ na rozkwit handlu. Dentystami którzy pracowali w Iłży byli Żydzi. Z pieniędzy żydowskich powstała elek­trownia J. Sztajnberga i J. Gryncwajga. W latach 30 spółka transportowa w Iłży liczyła 20 osób z tego 17 było Żydami, posiadała 20 autobusów. Niezwykłą postacią był Wigdor Troppe, oprócz pełnienia funkcji radnego prowadził skład soli i księgarnię, w której sprzedawał m.in. wydawane przez siebie  karty pocztowe z wizerunkami Iłży. W sprawy społeczne angażował się Mordka Grosfeld, który stał na czele gminy wyznaniowej i jednocześnie był w Zarządzie Rady Miejskiej. Między innym jeździł do Warszawy aby przekonywać władze centralne o potrzebie powrotu do Iłży siedziby powiatu.

Można zauważyć, że relacje między społecznościami pod koniec lat dwudziestych i w latach trzydziestych układały się w miarę poprawnie. Świadczą o tym następujące fakty. Nie odnotowano poważnych incydentów antysemickich. Nie prowadzono bojkotu sklepów żydowskich. Do Bundu, czyli żydowskiej partii robotniczej należeli również iłżanie. W 1926 r. przyjęto do iłżeckiego cechu szewskiego kilku Żydów, co było ewenementem.

Z drugiej strony, na pewno wśród wielu iłżan istniała postawa niechęci i pogardy do Żydów, która wyrażała się przede wszystkim w sposób werbalny. Były też osoby świadome tych niewłaściwych relacji i próbujące je zmienić. Nauczycielka szkoły elementarnej F. Dudzińska w swoich wspomnieniach zarejestrowała: Widzę też szczere miłe buzie ciekawych wszystkiego dzieci. Było wśród nich kilkoro dzieci żydowskich. W pierwszych dniach nauki usadowiły się osobno w ostatnich ławkach. Postanowiłam je pomieszać. Walczyłam o to z rodzicami dzieci katolickich (żydki śmierdzą cebulą i czosnkiem) i samymi uczniami. W jakiejś mierze udało mi się. Żydzi darzyli mnie za to szacunkiem i dziękowali z serca.[21]  

 Sprawa niepodległości

Podczas Powstania Listopadowego Iłża prawie doszczętnie spłonęła. Straty ponieśli wszyscy mieszkańcy miasta. Klęska dotknęła także rodzinę Sundrlandów, którym w 1831 roku pożar po raz drugi zniszczyły fabrykę.  Podczas następnego zrywu niepodległościowego Powstania Styczniowego, iłżanie i drildzanie płacili podatek narodowy, zbierany przez Organizację Cywilną. Po upadku powstania niektórzy z Żydów chcieli zwrotu wpłat.  Młynarz Wajsman zadenuncjował władzom rosyjskim członka organizacji, podleśnego Franciszka Nizińskiego. Powodem była rewanż za to, że Niziński jeszcze podczas „buntu” powiadomił powstańców o jakimś przewinieniu  Wajsmana. Młynarz musiał zapłacić 100 rubli kary. Prawdopodobnie podczas dochodzenia Wajsman powiedział o podatku jaki ściągano z mieszkańców na potrzeby powstania. Było to przyczyną ciągu aresztowań wśród byłych członków Organizacji Cywilnej.  Donos innego Żyda Chaskiela Frydmana vel Grinspana przyczynił się do aresztowania burmistrza Iłży Franciszka Ochyńskiego. Chaskiel wiedział, że Ochyński miał udział w likwidacji ekspedytora pocztowego  Józefa Przybysławskiego, podejrzewanego o szpiegostwo dla Rosjan. Według żony Ochyńskiego, Chaskiel w zmian za milczenie zażądał zapłaty. Ponieważ szantaż nie poskutkował złożył donos. Efektem dochodzenia było oskarżenie i skazanie 16 mieszkańców Iłży i okolic. P. Derengowski i F. Ochyński skazani zostali na 8 lat katorgi w kopalniach syberyjskich, T. Grajewski i W. Stocharski na 6 lat katorgi w fabrykach syberyjskich, K. Krakowiński i J. Kielak  na 8 lat katorgi w twierdzach syberyjskich, ks. Bartosik , S. Derengowski  i J. Kot  na zesłanie w mniej oddalone miejscowości Syberii, I i S Myszkowie, A. Głód, A. Pisarek na osiedlenie na Syberii, K. Barszczyński, F. Niziński, K. Hunter otrzymali jedynie dozór policyjny w miejscu zamieszkania.

Nie wiadomo jakie były losy denuncjatorów, ale możemy być pewni, że wydanie, a przede wszystkim skazanie  16 obywateli z Iłży i okolic nie wpłynęło korzystnie na relacje między społecznością iłżecką a drildzowską.

Trzeba jednak wspomnieć, że z Iłżą związany jest też pozytywny przykład żydowskiego zaangażowania w sprawę powstania. Seweryn Sunderland (synu Lewiego) przyłączył się do partii powstańczej. Walczył podobno pod rozkazami Langiewicza, a później więziony był w Radomiu i Warszawie.

Żydzi ujawnili swoje wrogie intencje wobec sprawy odrodzenia Polski  od chwil gdy taka możliwość pojawiła się na horyzoncie politycznym. Już w 1905 r. snuli nadzieje na zwiększenie swojej autonomii, a nawet powstanie państwa Judeopolonii. Dynamiczny rozwój demograficzny i emancypacja umocniły pozycję Żydów i ośmielały do wysuwania coraz radykalniejszych żądań wobec Polaków. W 1911 r. A. Lange w rozprawie O sprzecznościach sprawy żydowskiej, postuluje aby asymilacja nie dotyczyła tylko Żydów, ale także Polaków.  Wraz z wybuchem I wojny światowej środowiska żydowskie rozpoczęły zabiegi mające na celu utworzenie na ziemiach polskich państwa żydowskiego. W swoich kalkulacjach oparli się na sojuszu z Niemcami. W 1914 r. w Berlinie powołali Komitet Oswobodzenia Żydów Wschodnich. W prasie zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej rozpowszechniali fałszywe informacje dyskredytujące Polaków, m.in. przypisując im sprawczość pogromów Żydów, m.in. w Kiszyniowie.[22] Pomoc propagandowa  Żydów amerykańskich poparta była wsparciem finansowym dla rozwoju handlu swoich ziomków i wykupu przez nich ziemi od Polaków.

Pruskie władze okupacyjne w Kongresówce faworyzowały Żydów w urzędach administracyjnych. Przygotowywały korzystne dla nich prawo ustrojowe, mające obowiązywać w przyszłej Judeopolonii. Wskutek przegranej wojny Prusy nie zrealizowały planu wzmocnienia żywiołu żydowskiego kosztem odradzającego się państwa polskiego. Wobec klęski swojego partnera wpływowe koła żydowskie próbowały na wszelkie sposoby osłabić inicjatywy polskie. Efektem tych działań była m.in. utworzenie wolnego miasta Gdańska, w rzeczywistości enklawy niemieckiej na polskim wybrzeżu.

Także wszystkie żydowskie partie polityczne w swoich programach postulowały uzyskanie szerokiej autonomii i powstania państwa żydowskiego, w którym językiem urzędowym będzie tzw. żargon.  Oczywiście państwo to miało powstać na ziemiach polskich. Idee te nie mogły znaleźć uznania wśród Polaków, którzy dopiero co odzyskali suwerenność kosztem wielkich ofiar.    

W okresie ustalania granic, nowo odrodzona Polska, ścierała się z żydowskimi koncepcjami ładu powojennego. Polacy musieli dać odpór projektom wysuwanym przez żydowskie ośrodki  decyzyjne z Europy Zachodniej. Były one akceptowane i popierane przez wielu obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Również bolszewicy z Rosji Radzieckiej, których kierownicze gremia w znacznym stopniu stanowili Żydzi mieli swój pomysł na Polskę. Zamierzali zainstalować w niej swój rząd (Polrewkom),  składający się z komunistów pochodzenia żydowskiego i polskiego. Ta niezwykle wroga polskości mieszanka nazwana została żydokomuną.  Liczna reprezentacja  Żydów w szeregach armii czerwonej oraz  sympatia, a nawet udział zbrojny polskiej ludności żydowskiej po stronie najeźdźców, obudziły nieufność władz.[23] Rada Obrony Państwa w sierpniu 1920 r. poleciła zorganizować obóz zborny w Jabłonnie dla żydowskich żołnierzy Wojska Polskiego z formacji tyłowych i dezerterów.  Okres odzyskiwania niepodległości i ustalania granic pokazał Żydów jako grupę zabiegającą przede wszystkim o własne interesy, które często były przeciwne zabiegom polskim. Wpłynęło to na pogorszenie relacji między społecznościami i utwierdziła w przekonaniu, że Żydom nie można ufać.

koniec części I

Paweł Nowakowski   


[1] W 1787 r. w parafii iłżeckiej mieszkało 48 Żydów.

[2] Archiwum Państwowe w Kielcach, Akta Miasta Iłża sygn. 1 k. 3.

[3] Frag. listu L.S. Sunderlanda do Rządowej Komisji Spraw Wewnętrznych i Duchownych z 13.10.1842 r. w sprawie uwolnienia go od składki bożniczej, AGAD, Centralne Władze Wyznaniowe Król. Pols., sygn. 1517, k. 20.

[4] J.B. Pranajtis, Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim czyli tajemnice nauki rabinów o chrześcijanach, Petersburg 1892, s. 132.

[5] S. Trzeciak, Literatura i religia u Żydów za czasów Chrystusa Pana: w dwóch częściach, cz. 2, s. 240.

[6] F. Koneczny, Cywilizacja żydowska, s. 314.

[7] Papież Innocenty IV bulą Impia iudaeorum perfidia (Bezbożna nienawiść Żydów) z 9 maja 1242 r. rozkazał spalenie Talmudu.

[8] Talmud, traktat Sanhedrin 59a; zob. J.B. Pranajtis, Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim .., s. 154.

[9] j.w. s. 143-145.

[10]  „Zorza” 12/24 maja 1894, nr 21, s. 327.

[11] Przewodnik Przemysłowy, 30 XI 1905, nr 21, s. 152.

[12] Gazeta Radomska, 8/20 maja 1890 r., nr 39, s. 2.

[13] S. Grodzka, Stereotyp Żyda i Cygana w przysłowiach polskich [w:] Prace Językoznawcze, z. III, UWM 2001, s. 42.

[14] A. Pinno, Rodzina, s. 112.

[15] Izraelita, 17/30.08.1901, nr 34, R. 36, s. 381-382.

[16] AP w Kielcach, UWK I, sygn. 1685, k. 239.

[17] AP w Kielcach, UWK I, sygn. 4125, poszyt Iłża, k. 34-42.

[18] W. Chodorowska, Zostało w pamięci, s. 33

[19] Wspomnienia Stanisławy Cichosz, kopie rękopisów w posiadaniu autora.

[20]  Archiwum Państwowe w Kielcach, Księga Uchwał. K. 12.

[21] F. Dudzińska-Rezer, Szkoły mojego życia wspomnienia nauczycielki, s. 54.

[22] Pojęcie pogrom potocznie rozumiane jest jako wielka klęska, gwałtowne  masowe morderstwa i  towarzyszące temu  gwałty i zniszczenia.  Pojęcie to w wielu przypadkach jest nadużywane, powodując zniekształcenie przekazu i mylne wyobrażenie odbiorcy informacji o rzeczywistym charakterze zajścia. W istocie wiele wydarzeń, które powinno się określić jako zamieszki, konflikt, rozruchy, starcie, bójki itp. nazwano pogromami.

[23] Liczne przykłady współpracy  Żydów z bolszewikami  można odnaleźć w ówczesnej prasie: Ludność żydowska stanowiąca w Płocku 30 procent, zachowała się wobec naszych żołnierzy wrogo i otwarcie sympatyzowała z bolszewikami. Stwierdzono, że żydzi oblewali naszych żołnierzy gorącą wodą. Złapano szereg żydów na gorącym uczynku porozumiewania się z bolszewikami za pomocą podziemnego telefonu [Gazeta Kielecka, 1920, R.51, nr 199, s. 2.] Za współpracę z bolszewikami rozstrzelany został rabin płocki Chaim Szpiro; Stanowisko  ludności żydowskiej, bardzo licznej w tem mieście [Siedlcach],było wyraźnie wrogie Polsce, a przychylne bolszewikom. Młodzi żydzi, uchylający się od służby wojskowej stali się przewodnikami bolszewików i denuncjatorami polskich patriotów. [Gazeta Kielecka, 1920, R.51, nr 202, s.2]

Pożary folwarku na iłżeckim zamku

Pożary folwarku na iłżeckim zamku

Zamek Iłża jako budowla obronna narażony był szczególnie na zniszczenia natury militarnej. Jednak w dziejach budowli to pożary były częstszą przyczyną jego destrukcji. Pierwszy z nich wyrządził szkody na przełomie XV i XVI  w., następny, o którym wiemy, wybuchł 6 maja 1588 r., kolejny w sierpniu 1656 r. Data ostatniego pożaru, który pogrążył obiekt w ruinie nie jest znana. Ogólnie możemy wskazać na przełom XVIII i XIX w. W historiografii zamku bardzo często powielany jest fałszywy przekaz, wyjaśniający przyczynę tej  pożogi. Mówi on, że po likwidacji austriackiego lazaretu w zamkowych pomieszczeniach iłżeccy mieszczanie urządzili miejsce do potańcówek. Po jednej z zabaw przypadkowo zaprószono ogień i budowla spłonęła.  Analiza inwentarza zamkowego z 1789 r. podważa to wyjaśnienie. Dokument  wskazuje, że w tym czasie zamek był już poważnie zdewastowany, pozbawiony  drzwi, okien, miał porozbijane piece, a dojście do niego prowadziło po kilku spróchniałych deskach. Trudno więc przyjąć by w takich warunkach urządzono miejsce dla

Fragment obrazu Pożar miasta K. Żwana [MNW]

publicznych potańcówek. Teorię o mimowolnym zaprószeniu ognia dodatkowo podważają  nowo poznane dokumenty z Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie. Dokument pt.  „Indagacja pogorzeli probostwa szpitalnego w Iłży jak i w zamku iłżeckim…”, opisuje  serię pożarów z których aż 5 dotknęło folwarku zamkowego, czyli zamku dolnego.  Miały one miejsce 6, 11, 15, 17 i 26 września 1790 r.  Pożary zniszczyły budynki gospodarcze: stodoły, obory, kurniki, stajnie i wozownie. Wraz z nimi spaliły się prawie wszystkie zbiory zbóż, siana i jarzyn w tym cała dziesięcina zebrana od iłżan oraz sprzęty i narzędzia gospodarcze. Pożogi były wywołane przez celowe podpalenia. Wzniecano je w częściach zewnętrznych budynków lub na poddaszach, tam gdzie niespostrzeżenie można było podłożyć ogień. Podczas jednego z pożarów odnaleziono  chusty, w które zawinięte były żarzące się węgle z wiórami, słomą i sianem. Autor indagacji administrator Dóbr Kieleckich Michał Gidlewski stwierdził, że po ostatnim pożarze z zabudowy na wzgórzu zamkowym pozostały jedynie zamek (górny), dom pisarza i stary budynek folwarku. W raporcie, który sporządził dla Komisji Rzeczypospolitej Skarbu Koronnego oprócz indagacji zamieścił jeszcze jedną informację o próbie podpaIenia zamku, Gidlewski pisał:   Po odjeździe nawet moim z Iłży do Suchedniowa, miałem doniesienie iż podłożono ogień pod dach zamkowy, który jednak bez szkody żadnej ugaszony. W dni potem kilka spalono mieszczaninowi iłżeckiemu stodołę i szopę przy niej osobno od miasta stojącą.” Wobec powyższego można być pewnym, że skuteczne podpalenie zamku górnego, które nastąpiło w niedalekiej  przyszłości  nie było dziełem przypadku, a świadomym i celowym działaniem. Zuchwałego i zawziętego podpalacza nie udało się jednak wykryć. Zastanawiające jest, że mimo tak wielu pożarów w niewielkim przedziale czasu nikt nigdy nie zauważył podejrzanej osoby, której obecność można by powiązać z podpaleniami.

Plan Iłży A. Auvray’a z 1790 r. z widoczną zabudową na wzgórzu zamkowym

Efektem podpaleń folwarku zamkowego były nie tylko straty materialne, ale także  zalecenie Komisji Rzeczypospolitej Skarbu Koronnego, które  nie było pomyślne dla zamku. Komisja zawyrokowała – „skoro zamek nie może być do niczego zdatnym to rozebrać każe i z rozebranego materiału murować potrzebne pobudynki zechce.” W 1793 r. rzeczywiście stały już nowe budynki folwarku zamkowego. Zachowane regestry wskazują jednak na użycie do ich wzniesienia całkowicie nowego budulca.

Poniżej zamieszczono odpis dokumentu „ Indagacja pogorzeli probostwa szpitalnego w Iłży jak i w zamku iłżeckim Rezydencji Ekonomicznej, stodół, spichlerza, obór, stajen po raz kilka wszczynającego ognia in A. 1790.”

1 mo 29 Augusti  [sierpnia] między 9-tą i 10-tą godziną w nocy zgorzały na probostwie szpitalnym w mieście Iłży stodoły z krescencją i sianem, spichlerz, obory z bydłem i inne zabudowania ze sprzętami gospodarskiemi. A dniem wprzód jednym mieszczańczyk z Iłży imieniem Kajetan Antoniewski kłócąc się z księdzem proboszczem szpitalnym i ludźmi jego, przybrał sobie drugiego mieszczańczyka nazwiskiem Trześniowski i w nocy poszedł pod dom księży i kamieniami ciskając okna mu powybijali. Nazajutrz wieczór między godziną dziewiątą a dziesiątą zapalone zostały wyżej wymienione stodoły i inne budynki od pola. Z tych powodów zostało porozumienie iż ciż mieszczańczykowie przez złość księże budowle podpalili. Gdy po tym niedługim przeciągu częsta pogorzel budynków przy zamku iłżeckim okazywała się ksiądz proboszcz szpitalny mniemał przez tych mieszczańczyków swawolę[?] czynioną, wzięto ich więc z Urzędu Miejskiego do aresztu, których dwa tygodnie trzymając czynili inkwizycje o pogorzel, że zaś nic więcej nad wybijanie przez nich okien księżych nie okazało się ukarana młodzież wypuszczon.

Kilka XIX wiecznych planów Iłży na wzgórzu zamkowym oprócz zamku zaznacza (na czerwono) jeszcze dwa budynki dawnego folwarku

2do, 6 7bris [września] około 10 wieczór zgorzała ekonomia. Pokazał się ogień najprzód spod dachu chlewów w tyle stojących i przytkniętych do rezydencji. Z jakiej by zaś przyczyny wszczął się pożar powziąć wiadomości nie można.

3tio, 11 7bris [września ]około godziny ósmej wieczór zgorzały stodoły, spichlerz z krescencyją całą, dziesięcina miejską z Iłży , ozimą i nieco jarzyny, siano. Pokazał się ogień z tyłu i rogu od pol. Postrzegł naprzód ten ogień przy stodołach będący stoż [stróż] Domin ze wsi Błaziny i karbowy przy nim będący, biorący z plewni zgoniny dla konia.

4ta, 15 7bris [września] założony był ogień pod dachem nad bramą w starych ciągnących się budynkach znaleziono przed samym południem, postrzegłszy ogień na dachu. Chustę w węglem, wiórami, słomą i sianem zawiniętą i podłożoną na płatwi pod dach. Najwprzód ten ogień postrzegł stoż stojący na dziedziencu i wytykacz possesora, a pobiegłszy spieszno po drabinie pod dach gonty poodbijali i pozrucali, które po tym ludzie zbiegający się pogasili, a podłożony ogień z chustą przynieśli do widzenia.

5to, 17 7bris [września] w południe zgorzały całkiem obory i w pół godziny potem kurniki za folwarkiem w tyle  będące opodal od obór, w oborach ze środka chlewów od pola pokazał się ogień na dach, a w kurnikach ze spodu i tyłu od rowu będącego.

6to, 26 7bris [września] o godzinie ósmej wieczór zgorzały stajnie pod jednym dachem ciągnące się i wozownie z resztą siana i krescencji folwarku iłżeckiego. Pokazał się ogień z tyłu w wozowni sianem pełno założonej. Postrzegł najwprzód fornal dworski idący z pisarskiej rezydencji i stroż.

Nie pozostaje już więcej budynków oprócz zamku jak tylko rezydencja pisarska, opodal stary folwark i zdezelowany a właśnie upadły dom przy bramie, w stodołach zaś cała krescencja folwarku iłżeckiego tak ozimego jak i jarego zboża zupełnie sprzątniona do stodół zgorzała oraz ozimina z dziesięciny miejskiej iłżeckiej, po części jęczmienia, owsa, nieco grochu i prosa, a reszta tej dziesięciny z jarego zboża, częścią w kopach częścią na garściach teraz z wytyczy zwożą do drugiego folwarku w Seredzicach będącego, z której dopiero omłot okaże wiele, którego ziarna korcy będzie. Z krescencji zaś przed pogorzelą tylko korcy trzy żyta wysian, a co było omłóconego do siewu żyta i pszenicy w spiklerzu to także z pożarem ognia zginęło.

 Ta indagacja pogorzelów czyniona z niżej wyrażonych ludzi i urzędu miejskiego

1. Jan Suliński  – dyspozytor folwarczny

2. Maciej Żądczyński  – karbowy

3. Jakób Nieskorał – fornal dworski

4. Piotr Hała [Stała?]– chłopiec dworski

5. Łukasz Siwiec z Błazin stroż

6. Damian od Koszele z Błazin stroż

7. Tomasz Czupala – stroż

8. Jacenty od Gąsiora – stroż

9. Józef Świstek – stroż

10. Seweryn Bogucki – stroż

11. Antoni Kruszczyński – stroż

12. Urząd Miejski z Iłży i z innych ludzi od nikogo jednak powziąć nie można wiadomości dokładnej o tych przypadkach.

                                                                                                         M. Gidlewski

frag. Indagacji [AGAD , Archiwum Skarbu Koronnego LXVI – Lustracje, rewizje i inwentarze dóbr królewskich, sygn. 80, k. 215.]

Paweł Nowakowski

Tragiczny dzień 3 maja 1945 r.

Tragiczny dzień 3 maja 1945 r.

Postument  na iłżeckim mauzoleum  posiada  dwie mosiężne tablice wyliczające  23 nazwiska  osób zamordowanych przez Niemców podczas II wojny światowej. Choć nazwiska zostały utrwalone, wiedza o tych, którzy je nosili jest bardzo nikła. Tylko w przypadku kilku wymienionych osób możemy powiedzieć nieco więcej o ich życiu i śmierci.  Tablica poświęcona ofiarom obozów koncentracyjnych upamiętnia m.in. Antoniego Nobisa (ur. 30.12.1903 r. w Krępie Kościelnej, syn Jana i Tekli z Kozłów). Przed wybuchem II wojny światowej był nauczycielem w Elementarnej  Szkole Powszechnej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Iłży. Pracował tam wraz ze swoją żoną Leokadią. Podczas okupacji pierwszy raz został aresztowany 10.11.1939 r.  Niemcy zatrzymali wtedy grupę iłżeckich inteligentów w celu zapobieżenia ewentualnym obchodom Święta Niepodległości. Po pewnym czasie wrócił do domu. Ponownie został aresztowany 10.06.1940 r., prawdopodobnie  z powodu działalności  konspiracyjnej. Niemcy jednak nie dołączyli go do grupy 10 iłżan, zatrzymanych kilka dni wcześniej, których wkrótce rozstrzelano na Brzasku koło Skarżyska, lecz  wysłany został do obozu w Sachsenhausen-Oranienburg. Jeszcze w 1940 r. przekazany  został do drugiego obozu Hamburg-Neuengamme gdzie otrzymał nr 3249. Udało mu się przetrwać całą wojnę mimo tragicznych warunków bytowych, katorżniczej pracy i ciągłego zagrożenia życia. Kiedy do Hamburga zbliżyły się jednostki alianckie rozpoczęto ewakuację obozu. Od 18.04. więźniów z Neuengamme transportowano do Lubeki skąd przewożeni byli  na pokłady trzech  statków Cap Arcona, Thielbek i  Athen. W sumie na statkach znalazło się ok. 9.400 więźniów. Antoniego Nobisa przydzielono na największy z nich, dawny transatlantyk Cap Arcona.

Cap Arcona transatlantyk wybudowany w 1927 r., uważany za najpiękniejszy niemiecki statek pasażerski. W 1940 r. przejęty został przez Kriegsmarine w celach transportowych. W ostatnich tygodniach swojego istnienia był pływającym obozem koncentracyjnym. [fot. strona: https://www.warhistoryonline.com/]

02.05.1945 r. dowództwo alianckie wystosowało ultimatum do floty niemieckiej o treści – „Wzywamy wszystkie jednostki morskie pływające pod banderą III Rzeszy do natychmiastowego zawinięcia do portu. Wszystkie statki niemieckie spotkane na morzu po godz. 14.00 dnia 3 maja zostaną zbombardowane. Powtarzam….” Kapitanowie Cap Arcona i Thielbek choć zamierzali opuścić bandery i wejść do portu, pod presją dowództwa oddziałów wartowniczych, pozostali na wodach zatoki. Kapitan Athen nie uległ naciskom, opuścił banderę i wpłynął do portu ratując w ten sposób statek i więźniów. Zgodnie z zapowiedzią atak samolotów RAF-u rozpoczął się ok. 14:30. Cap Arcona i Thielbek zostały trafione przez kilkadziesiąt  rakiet, które wywołały zniszczenia i pożary. Atak lotniczy był jedynie pierwszym aktem w łańcuchu tragicznych zdarzeń. Część więźniów zdołała wydostać się na pokład z płonącej Cap Arcona. Tam zostali ostrzelani przez strażników próbujących opanować sytuację i chronić szalupy. Więźniowie skakali do lodowatej wody, niektórzy nie umiejąc pływać. Ten moment tragedii tak wspomina Zbigniew Foltyński:

Skoczyłem do wody. Musiałem najpierw walczyć w tej wodzie. Walczyć dlatego, że raz człowiek miał szczęście, jak nie wskoczył na innych będących w wodzie; i dwa – nie dać się innym utopić, bo każdy się ratował i chwytał się czego mógł. Więc jeszcze walczyłem w wodzie z innymi, żeby odpłynąć od okrętu i swobodnie płynąć do brzegu.

To nie koniec zagrożeń. Powróciły angielskie samoloty, które z broni pokładowej ostrzeliwały więźniów-rozbitków. Piloci posiadali informacje, że atakują transportowce wojskowe. Wkrótce na wodach zatoki pojawiły się niemieckie statki  ratownicze, ale wyławiały przede wszystkim ss-manów i członków załóg.  Ostatni akt tragedii  rozegrał się na plaży koło Neustadt. Wyziębieni, wycieńczeni i często poranieni rozbitkowie po dotarciu do brzegu byli ostrzeliwani przez  marynarzy, esesmanów oraz członków Hitlerjugend i Volkssturmu. W ten sposób zginęło ok. 700 więźniów. Resztkę rozbitków uratowali  żołnierz 5 brytyjskiego pułku rozpoznawczego, którzy  zlikwidowali oprawców.

Na dwóch zatopionych statkach zginęło ok. 7000 więźniów, ocalało ok. 500 w tym ok. 300 Polaków. Przez kilka następnych  tygodni morze ustawicznie wyrzucało na brzeg ciała ofiar tragedii.  Zostały one pochowane na kilkunastu cmentarzach rozsianych wzdłuż wybrzeża zatoki. Ofiary pochodziły z 24 krajów. Liczną grupę stanowili Polacy, wśród nich  uczestnicy pierwszego transportu do Auschwitz i więźniowie KL Stutthof.

Pomnik upamiętniający ofiary katastrofy z 3.05.1945 r., na cmentarzu w Neustadt in Holstein [fot.: wikipedia]

Niestety wśród ocalałych nie było Antoniego Nobisa. Nie wiemy, w którym momencie tragicznego ciągu wydarzeń stracił życie. Na procesie sądowym, który miał orzec o jego zgonie zeznawało  trzech świadków katastrofy Bronisław Abramczyk z Łodzi, Marian Przęda z Krakowa i Jan Karcz ze Skalbmierza. Żaden z nich nie znał osobiście Antoniego, choć nie wykluczali że mogli go kiedyś spotkać bo był on „starym więźniem”.  Jan Karcz jako jedyny podał pewne informacje związane bezpośrednio z Antonim Nobisem. Oto fragment jego zeznania złożonego  4 czerwca  1947 r. w Sądzie Grodzkim w Kazimierzu Dolnym.

Ocaleni Polacy zgrupowali się w porcie Neustadt, a po wkroczeniu wojsk kanadyjskich do tego portu – ocaleni Polacy utworzyli biuro rejestracyjne wszystkich uratowanych Polaków, oraz na podstawie różnych zeznań uratowanych sporządzono kartotekę zatopionych kolegów w morzu. Będąc na kuracji w Szwecji wraz z moim kolegą Stanisławem Osiką z Grybowa, który pełnił funkcję sekretarza biura rejestracyjnego w Neustadt, odpisałem od niego listę wszystkich uratowanych kolegów oraz wszystkich zaginionych, których nazwiska koledzy uratowani podali. Na liście zatopionych w morzu pod pozycją 173 figuruje Antoni Nobis, pochodzący z Iłży z zawodu nauczyciel, nr obozowy 3249, o czym ja zawiadomiłem rodzinę Nobisa w dniu 18 maja 1946 r. Na skutek napisania do mnie listu wnioskodawczyni [Leokadii, żony Antoniego] , która prawdopodobnie dowiedziała się o moim nazwisku z  prasy, która opisywała ważniejsze szczegóły o katastrofie na morzu. Ja osobiście Antoniego Nobisa nie znałem, choć możliwe jest, że go znałem, bo był starym więźniem , na co wskazuje jego numer. Ja z powodu dużej ilości więźniów i upływu długiego czasu, dzisiaj sobie tego nazwiska nie przypominam”.

Wrak Cap Arcona pocięty został na złom w 1949 r.

Śmierć sama w sobie jest tragicznym wydarzeniem. W przypadku Antoniego Nobisa i  innych, którzy 3 maja 1945 r. podzielili wspólny los, tragizm ten został spotęgowany  przez dwie okoliczności. Pierwsza z nich to czas wydarzenia, koniec wojny, a właściwe dzień wyzwolenia. Drugą okolicznością, która musiała goryczą napełniać serca bliskich ofiar, była rola jaką w tragedii odegrali angielscy piloci. Szwedzki Czerwony Krzyż przekazał wywiadowi brytyjskiemu informacje o „ładunku” statków w Zatoce Lubeckiej. Z nie wyjaśnionych przyczyn samoloty RAF-u nie zostały powstrzymane przed akcją. Dochodzenie prowadzone po wojnie, nie odpowiedziało na najważniejsze pytania, a dokumentacja dotycząca sprawy została utajniona do 2045 r.

Kadr z fabularnego filmu Człowiek z Cap Arcona z 1982 r. [fot.: https://eastgermancinema.com/]

Paweł Nowakowski

Jak Zenon Kiepas świętował Dzień Walki o Pokój

Jak Zenon Kiepas świętował Dzień Walki o Pokój

W okresie tworzenia zrębów PRL-u próbowano wykreować nowe święto państwowe – Międzynarodowy Dzień Walki o Pokój, które obchodzono 1 i 2 października.  Władze państwowe czyniły wiele starań by nadać mu rangę zbliżoną do 1 majowego Święta Pracy. Powoływano w tym celu Komitety Obrońców Pokoju na szczeblach administracji rządowej i samorządowej (ogólnopolski, wojewódzki, powiatowy, miejski i gminny).  Ówczesna prasa ukazuje rozmach przedsięwzięć w organizacji święta.

Będziemy nieugięcie walczyć o pokój, imponująca manifestacja społeczeństwa kieleckiego przed Domem Kultury i na ulicach miast. Sztafety i meldunki ze wszystkich powiatów. Gołąb pokoju nad 15 – tysięcznym tłumem Kielczan.

Ponad 15 – tysięczna rzesza społeczeństwa kieleckiego manifestowała wczoraj nieugiętą wolę polskich mas pracujących oddania wszystkich sił sprawie walki o Pokój. Na placu przed Domem Kultury Robotniczej ustawiono trybunę honorową. Dom Kultury bogato udekorowany  barwami narodowymi, czerwienią i portretami Marksa, Lenina, Stalina i Prezydenta Bieruta. Już od 16.00 ze wszystkich stron na plac wkraczają grupy i kolumny robotników, pracowników i młodzieży, niosących liczne transparenty i czerwone szturmówki. (…) Od strony stadionu wkracza barwna grupa sportowców.(…) Jako pierwsza przybiega pod trybunę witana burzą oklasków sztafeta Miejskiego Komitetu Obrońców Pokoju. Zobowiązania przyniesione przez nią przyrzekają wytężenie wszystkich sił dla polepszenia bytu kieleckich robotników …..

Zenon Kiepas, zdjęcie ze świadectwa dojrzałości -1949 r. [źródło: zbiory T. Pietrzykowskiego]

W 1949 r. w miastach powiatowych województwa kieleckiego odbywały się wielotysięczne pochody i wiece. W mniejszych ośrodkach ograniczono się do organizacji odczytów i akademii.  W Iłży 2 października  1949 r. obchody Dnia Walki o Pokój miały wyjątkowy i nieplanowany przebieg.  W remizie strażackiej o godzinie 10 rozpoczęła się uroczysta akademia, w której wzięło udział ok. 150 osób.  Odpowiedzialnym za uroczystość  był Feliks Kolbicz, przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej. Po przywitaniu zebranych i wprowadzeniu w ideę obchodzonego święta,  Kolbicz  przekazał głos Janowi Kowalskiemu, który wygłosił referat na temat walki o pokój. Kolejna mówczyni, p. Maria Ciepielewska, przedstawicielka Ligii Kobiet, odczytała odezwę skierowaną do kobiet. Następnie głos zabrał obywatel Kurzępa Władysław, który rzeczowo i gruntownie naświetlił obecne położenie państwa polskiego w orbicie polityki świata, określając znaczenie i zmiany struktury gospodarczej odrodzonej Polski oraz znaczenie pokoju dla Polski. Wywody niniejsze publiczność przyjęła oklaskami. Po tym wystąpieniu przewodniczący Kolbicz odczytał rezolucję, która także została nagrodzona oklaskami, a nawet wywołała (kontrolowany) entuzjazm  zebranych, którzy zaczęli wznosić okrzyki  – Chcemy pokoju, niech żyje pokój, precz z wojną.  W następnej części spotkania do głosu dopuszczono osoby z sali. Piasek Stanisław przypomniał swoje przeżycia wojenne. Kolejny mówca Zenon Kiepas, 21 letni iłżanin, wprawił w niemałą konsternację organizatorów  uroczystości i zebranych w sali. Mówił głośnym i zdecydowanym głosem o prawdziwej sytuacji w kraju.  – Co tu wiele mówić na temat pokoju na arenie międzynarodowej, kiedy u nas w Polsce nie ma pokoju. Strzela brat do brata i znęca się nad nim. W Polsce buduje się więzienia i obozy, w których osadza się ludzi niewinnych, a wtedy jak bat nad głową wisi, to wtedy chce się pokoju. Walczyliśmy wszyscy o Polskę Ludową, ale nie o taką jak jest obecnie – tylko na papierku. Gdyby była rzeczywiście Polska Ludowa to każdy by miał prawo swego głosu i wypowiedzi. Natomiast w tej demokracji każdy obawia się swojej wypowiedzi, bo  za to zaraz go zamkną do więzienia. Mówcie ludzie to co was boli, nie bójcie się nikogo.

To zaskakująco odważne wystąpienie Zenona Kiepasa wywołało oklaski  części zebranych. Jak najszybciej chciał je stłumić przewodniczący Kolbicz, odnosząc się krytycznie do wypowiedzi młodego mówcy.

Jak można było przewidzieć , wystąpienie Zenona miało dla niego przykre konsekwencje. Jeszcze tego samego dnia komendant posterunku MO w Iłży sierżant Szczepanek złożył pisemny meldunek do Komendy Powiatowej w Starachowicach. Przedstawił w nim nie tylko przebieg wydarzenia, ale także nakreślił sytuację rodziną i materialną występnego młodzieńca. Nie omieszkał wspomnieć, że obwiniony jest bratem zastępcy „Szarego” i nazwał „Krzyka” bandytą, który po wyzwoleniu zaginął bez wieści. W meldunku komendant prosi swojego przełożonego by skontaktował się z szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w celu wyciągnięcia konsekwencji wobec śmiałka. Ruszyła machina działająca według stalinowskiej zasady – dajcie mi człowieka a paragraf się znajdzie. Dwa dni później, tajny współpracownik „Leszcz” doniósł swoim przełożonym o wydarzeniu i otrzymał zadanie zbierania informacji o Zenonie  i echach jego  przemowy w środowisku robotniczym. Po paru dniach rozpoczęły się przesłuchania świadków. Przytaczali oni identyczny przebieg zdarzenia i podobną treść wypowiedzi Zenona. Byli  również skłaniani przez śledczych do oceny czynu i motywów winowajcy. Na pięciu świadków tylko jeden wyraźnie uniknął oceny mówcy oraz imputowania jego zamiarów. Pozostali świadkowie usłużnie spełnili intencje śledczych, a  jeden z nich oświadczył  –  Wypowiedzi te skierowane były przeciwko obecnemu ustrojowi w czym sposobem dwuznacznym Kiepas chciał oficjalnie wykazać, że Rząd nasz rządzi po dyktatorsku, że spycha niewinnych ludzi do więzień i obozów pracy, że obecna władza strzela do niewinnych osób, że Ameryka stanowi dla nas ten bat, którego się obawiamy. Mówiąc, że nie o taką demokrację walczyliśmy miał na myśli siebie i swych braci, którzy byli członkami AK i po wyzwoleniu jeszcze prowadzili wrogą robotę, za co zostali aresztowani i osadzeni. Sam on jest wrogiem obecnego ustroju, posiada orientację wrogą Polsce Ludowej i to skłoniło go do tych wypowiedzi . Chcę nadmienić, że pewna część osób przyjęła jego słowa za prawdziwe, co potwierdziło się w oddanych oklaskach po zakończeniu przezeń tych wypowiedzi. Tym sposobem Kiepas wykorzystując taką okazję, zebranych chciał wykorzystać to do swych niecnych planów. Zaszczepić spokojnej ludności jad nienawiści do Polski Ludowej i obniżyć powagę naczelnych organów i zmierzać do zmiany ustroju. Taki jest z mego punktu widzenia sens jego wypowiedzi.

Działania operacyjne polegały także na prześwietleniu rodziny  Zenona  – ojca  Stanisława, siostry Leokadii i trzech braci: Zygmunta, Kazimierza i Franciszka. Notatka wywiadowcza tak  charakteryzuje Kiepasów: Cała rodzina należała do AK. Franciszek należał do AK i AL.-u. Cała rodzina ustosunkowana do obecnego ustroju jest wrogo. Rzeczywiście wszystkie wymienione dzieci Stanisława,  włącznie z Zenonem „Małym” należały do AK.   

Po ponad roku od incydentu (21.10.1950 r.), Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Starachowicach wydał decyzję o tymczasowym zatrzymaniu podejrzanego Zenona Kiepasa oraz postanowienie o zarządzeniu rewizji  domowej i osobistej. O co był właściwie podejrzany Zenon ? Na pewno nie o to co powiedział bo było to faktem i pewnikiem, ale nie podlegającym sankcjom karnym. Postanowiono więc znaleźć odpowiedni paragraf. Zdecydowano się na zarzut nielegalnego posiadania broni.  Liczono być może na to, że w rodzinie partyzanckiej zawieruszył się gdzieś w obejściu  jakiś pistolet lub granat. Takie znalezisko  usprawiedliwiało by w pełni  działania UB. W dniu 22 października  1950 r., o  godz. 4:30 rano  do domu Kiepasów  weszli  towarzysze z grupy operacyjnej. Nie znaleziono jednak żadnej broni  i nie zatrzymano podejrzanego, który przebywał poza domem.   Zenon prawdopodobnie aresztowany został  jeszcze tego samego dnia  w miejscu pracy tj. w Górach Pińczowskich gdzie w Szkole Przysposobienia Rolniczego był nauczycielem zawodu. Według relacji rodziny przesiedział 3 miesiące, które odcisnęły na nim piętno. Była to dotkliwa kara. Władza ludowa dopięła swego, karząc za to, za co legalnie nie można było karać. Sprawę zamknięto dopiero w kwietniu 1955 r., kiedy  akta przesłano do archiwum.

Dokumenty Zenona Kiepasa: Patent nadania tytułu Weterana Walki o Wolność i Niepodległość Ojczyzny, Legitymacja Kombatancka, pośmiertne mianowanie na na stopień podporucznika [fot. ze zbiorów T. Pietrzykowskiego]

Pod koniec lat czterdziestych XX w. opór zbrojny grup niepodległościowych był już zdławiony. Komuniści tłumili także wszelkie przejawy oporu mentalnego. Krytykę swoich poczynań traktowali jako działalność wywrotową i reakcyjną. Bezwzględnie karcili tych, którzy łamali tę zasadę. Zenon Kiepas przekonał się osobiście co znaczy przeciwstawić się władzy ludowej. Na tle powszechnego tłamszenia i zakłamania, wyrażenie oczywistej prawdy wymagało odwagi, a niekiedy heroizmu. Jaka więc była przyczyna przełamanie strachu i odważnego wystąpienia młodego człowieka.  Można sądzić, że głównym powodem był sposób traktowania braci. Zygmunt „Krzyk” po ucieczce z obozu NKWD w Rembertowie musiał ukrywać się, podobny los dzielił Kazimierz „Oset” .  Kroplą, która przelała czarę goryczy było aresztowanie trzeciego z braci Franciszka. Wszyscy oni podczas wojny byli w konspiracji i walczyli z Niemcami. Zamiast należnego szacunku i wdzięczności stali się „bandytami”. Ta niesprawiedliwość zrodziła gorycz i gniew, które znalazły ujście w publicznym wystąpieniu.

Należy zauważyć, że pierwsze dni października były czasem przełomowym dla Zenona. Od 01.10.1949 r. rozpoczął pracę w Szkole Przysposobienia Rolniczego w Górach Pińczowskich, 02.10. wypowiedział się podczas Dnia Walki o Pokój, 03.10. odebrał  świadectwo dojrzałości w Liceum Gospodarstwa Wiejskiego w Wośnikach.  Okoliczności te pozwalały Zenonowi żywić nadzieję, że zmieniając miejsce zamieszkania, opuszczając Iłżę, sprawa jego wypowiedzi nie będzie miała poważniejszych reperkusji. Stało się jednak inaczej.

Świadectwo dojrzałości Zenona Kiepasa [żródło: zbiory T. Pietrzykowskiego]
Zenon odbiera świadectwo dojrzałości w Wośnikach, 03.10.1949 r. [fot. ze zbiorów T. Pietrzykowskiego]

                                                                                                            Paweł Nowakowski

W artykule wykorzystano materiały:

1. IPN, teczka o sygn. Ki 013/1807

2. Słowo Ludu, 2 października 1949 r.

3. dokumenty i zdjęci ze zbiorów Tomasza Pietrzykowskiego, któremu serdecznie dziękuję za udostępnienie.