Iłżecki komornik Wacław Kordowski ofiara Katynia

Iłżecki komornik Wacław Kordowski ofiara Katynia

11 listopada 2010 roku na cmentarzu mauzoleum w Iłży odsłonięto kamień z tablicą zawierającą listę obywateli Ziemi Iłżeckiej, zamordowanych w miejscach kaźni  na terenie ZSRR. Jak się okazuje lista nie jest kompletna, brakuje na niej ppor. rez. Wacława Kordowskiego, który co prawda nie pochodził z Iłży,  ale ostanie lata swego życia spędził w naszym mieście.

Wacław Wiktor Kordowski syn Józefa i Julianny z Kosmulskich urodził się 10 marca 1907 roku w Przedborzu. Ojciec jego był długoletnim wójtem gminy Przedbórz. Wacław szkołę podstawową ukończył w rodzinnym mieście. W 1926 roku rozpoczął naukę w gimnazjum im. Romualda Traugutta w Częstochowie. W 1929 roku zdał egzamin dojrzałości typu humanistycznego i świadectwo otrzymał 11 czerwca 1929 roku. Kontynuował naukę korespondencyjnie studiując prawo.

Wacław Kordowski [fot. muzeumkatynskie.pl]

18 lipca 1936 r. w kościele Św. Jana w Radomiu zawarł związek małżeński z Teodozją Dutkowską, urodzoną 24 lipca 1910 roku w Zamłyniu (obecna dzielnica Radomia). W związku z otrzymaniem przez Wacława posady komornika w iłżeckim Sądzie Grodzkim, małżeństwo Kordowskich zamieszkało w Iłży przy ul. Podzamcze 23. Spokojną egzystencję przerwał wybuch II wojny światowej. 3 września 1939 roku Kordowski został zmobilizowany do 2 Pułku Piechoty Legionów w Sandomierzu. W kampanii wrześniowej 2 Pułk Piechoty wchodził w skład 2 Dywizji Piechoty i został przeznaczony do obrony okolic Pabianic. Po zmianie kierunku odwrotu pułk skierowany został do obrony twierdzy Modlin. Od 14 września zajmował  pozycje obronne w okolicach Zakroczymia i tam utrzymał się do kapitulacji, 29 wrzenia 1939 r.

Z Iłży Kordowski wyjechał samochodem do stacji kolejowej w Starachowicach, stamtąd pociągiem do Sandomierza. Prawdopodobnie nie zastał  już w garnizonie macierzystego pułku dlatego włączony został do jakiejś przygodnej jednostki rezerwowej, która ze względu na szybko zmieniającą się sytuację została ewakuowana  w kierunku wschodnim. Po 17 września 1939 r. w nieznanych okolicznościach trafił do niewoli sowieckiej. Osadzony został w Kozielsku, skąd przewieziono go do Katynia gdzie został zamordowany  między 16 a 19 kwietnia 1940 r.

Od początku wojny żona Wacława nie otrzymała od niego żadnej informacji. Na wiosnę 1943 roku w okolicach Smoleńska Niemcy odkryli masowe groby polskich oficerów i rozpoczęli ekshumacje. Listy zamordowanych opublikowano w prasie. W Nowym Kurierze Warszawskim z dnia 9 lipca 1943 roku pod numerem 03164 pani Teodozja odnalazła dane męża. Mimo to nadal wierzyła, że Wacław żyje. Dopiero 5 lat po zakończeniu wojny (21 czerwca 1950 r.) złożyła do Sądu Grodzkiego w Iłży wniosek o uznanie męża za zmarłego „Ponieważ do dnia dzisiejszego żadnych wiadomości poza wyżej wspomnianą od męża nie otrzymałam, uprzejmie proszę Sądu, by raczył uznać mego męża Wacława Wiktora Kordowskiego za nieżyjącego w związku ze służbą wojskową, ustalając datę jego śmierci na dzień 9 maja 1946 r. ”

Jednym świadkiem potwierdzającym wyjazd na wojnę Kordowskiego był Pan Tadeusz Okoń, który wraz p. Teodozją odprowadził  Wacława na przystanek w Iłży.  

W zaistniałej sytuacji sąd zarządził zamieszczenie w Monitorze Polskim informacji by Wacław Wiktor Kordowski stawił się najbliższym urzędzie. Ponieważ do tego nie doszło w dniu 21 stycznia 1951 r. sąd wydał postanowienie, którym uznał Wacława Wiktora Kordowskiego za zmarłego, a datę jego zgonu ustalił na dzień 9 maja 1946 r.

I tak się kończy historia ppor. rez. Wacława Kordowskiego związanego przez pewien czas z Iłżą. Żona Teodozja po zakończeniu wojny zamieszkała w Radomiu.

Jarosław Ładak

http://absolwent.traugutt.net/index.php?page=comment&what=abso&id=2069

zdjęcia dokumentów wykorzystanych w artykule pochodzą z zasobów IPN, sygn. Ki 54/468 Akta w sprawie o uznanie za zmarłego dot. Wacław Wiktor Kordowski, imię ojca: Józef, ur. 10-03-1907 r.

Major Bolesław Wodecki

Major Bolesław Wodecki

Por. B. Wodecki w 1927 r. [fot ze zbiorów autora]

Bolesław Wodecki urodził się w Iłży [1897 r.] w rodzinie Marcelego i Marianny, z domu Jakubowskiej. Ukończył szkołę powszechną w Iłży oraz gimnazjum w Radomiu. W 1914 r. w wieku 17 lat, rozpoczął naukę w 1. Rosyjskim Korpusie Kadetów Księcia Konstantina Konstantynowicza w Kijowie, którą ukończył w stopniu chorążego (praporszczyk) w 1917 r. W 1918 r., awansowany do stopnia podporucznika, rozpoczął służbę w 3. pułku ułanów wchodzącym w skład dywizji ułanów I Korpusu Polskiego w Rosji gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego.

W latach 1928 – 1934 był wykładowcą w Szkole Podchorążych Piechoty w Komorowie – Ostrowi Mazowieckiej. Był tam dowódcą kompanii szkolnych oraz instruktorem broni maszynowych. Przyczynił się do wychowania i wyszkolenia sześciu roczników przyszłych polskich oficerów piechoty. W 1935 r ukończył kurs dowódcy batalionu w Centrum Wyszkolenia Piechoty Rembertowie. W latach 1936 – 1937 dowodził Dywizyjnym Kursem Podchorążych Rezerwy 25 Dywizji Piechoty przy 29 Pułku Strzelców Kaniowskich w Szczypiornie pod Kaliszem.

Odznaka pułkowa 29 pSK

Od roku 1919 związany z 29. Pułkiem Strzelców Kaniowskich w Kaliszu, początkowo jako dowódca pułkowego plutonu pionierów a następnie, od 1923 r. pułkowego plutonu łączności. Walczył w wojnie polsko – bolszewickiej w szeregach 29 pSK, podczas której został ranny.

W okresie od 20.11.1937 r. do 02.05.1938 r. pełnił obowiązki dowódcy III batalionu 29 pSK. Na stopień majora został mianowany ze starszeństwem z 19 marca 1939 i 38. lokatą w korpusie oficerów piechoty. W samym czasie objął dowództwo III batalionu 29 pSK.

Uczestnik kampanii wrześniowej, walczył m.in. w Bitwie nad Bzurą, Bitwie pod Młocinami/Placówką oraz w obronie Warszawy.

W bitwie pod Młocinami/Placówką – Warszawskie Termopile – I batalion 30 pSK mjra Bronisława Kamińskiego i III batalion 29 pSK mjra Bolesława Wodeckiego, w całodziennym boju i za cenę rozbicia obu batalionów, umożliwiły przedarcie się jednostek Armii Poznań i Armii Pomorze do Warszawy. W bitwie tej mjr Wodecki został ranny w prawe przedramię.

Żonaty z Jadwigą Wodecką ze Szczepańskich, miał dwoje dzieci: Włodzimierza (1928-1988) i Krystynę (1934-2009).

Kpt . B. Wodecki [fot. ze zbiorów autora]

Odznaczenia

Medal Zwycięstwa (za I wś)

Odznaka za Rany i Kontuzje

Krzyż Walecznych (za wojnę polsko-bolszewicką)

Srebrny Krzyż Zasługi

Medal Pamiątkowy za Wojnę 1918–1921

Medal 10-lecia służby – brązowy

Srebrny Medal za Długoletnią Służbę

Krzyż Walecznych (za obronę Warszawy)

Order Virtuti Militari V klasy nr DK-0365 (pośmiertnie)

Awanse

Mjr B. Wodecki [fot. ze zbiorów autora]

1917 r. – chorąży (praporszczyk) w armii rosyjskiej

1918 r. – ppor.

1919 r. – por. – starszeństwo z dn. 01.06.1919 r. (?)

1931 r. – kpt. – starszeństwo z dn. 01.01.1931 r.

1939 r. – mjr – starszeństwo z dn. 19.03.1939 r.

2018 r. – ppłk – pośmiertnie

Upamiętnienie

Grób w kwaterze wojskowej (10B-1) na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Grób na cmentarzu św. Antoniego przy ul. Solec w Łodzi. – niestety, mimo, że była to mogiła wojskowa, został zlikwidowany kilka lat temu – skandal.

Tabliczka pro memoriam na nagrobku rodzinnym na Cmentarzu Miejskim w Kaliszu przy ul. Górnośląskiej. Niejasne są okoliczności śmierci oraz miejsce pochówku Bolesława Wodeckiego. Według oficjalnych dokumentów zmarł 3 stycznia 1940 r. na skutek odniesionej rany w szpitalu w Łodzi. Mamy te dokumenty. Jednak według informacji PCK Bolesław Wodecki zmarł w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie również 3 stycznia 1940 roku. Mamy tę informację. Najprawdopodobniej został przemycony (przez personel szpitalny) do struktur polskiego państwa podziemnego – stąd szeroka akcja dezinformacyjna. Dalsze jego losy pozostają niestety nieznane.

Dwóch szwagrów – kpt. Bolesław Wodecki i por. Teodor Fox (zginął w Katyniu). Chłopiec z lewej to Ryszard Fox, który większą część okupacji spędził w Iłży, chłopiec po prawej to Włodzimierz Wodecki. [fot. ze zbiorów autora]

Wojciech Miller

Piotrowe Pole – zapomniana historia

Piotrowe Pole – zapomniana historia

 

 

Krzyż za którym odnaleziono szczątki Antoniego Mazurka (fot. http://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/2014/10/uciek-nam-autobus-i.html

Piotrowe Pole to dziś mało znana osada leśna leżąca przy ważnym trakcie zwanym „Gościńcem Ostrowieckim”. Zawsze była gościnna podróżnym i szukającym schronienia w Puszczy Iłżeckiej Obrońcom Ojczyzny. Tu znajdowali schronienie Powstańcy Styczniowi, tu również gromadzili się we wrześniu 1939 r. żołnierze polscy po bitwie pod Iłżą 8-9 IX,  zepchnięci w lasy w nierównej walce z pancernymi zagonami niemieckiego agresora. Tutaj, po wspomnianej bitwie, gen. Stanisław Skwarczyński, dowódca Południowego Zgrupowania Armii „Prusy” rozkazem rozwiązał Zgrupowanie, zlecając przedzieranie się przez nieprzyjacielskie pozycje małymi grupami w celu dalszej walki. Teren wokół Piotrowego Pola był miejscem gdzie pierwsi konspiratorzy gromadzili broń po wrześniowych żołnierzach. Tę historię większość już zna. Była ona bowiem tematem wielu obszernych i ciekawych publikacji, które są szeroko dostępne dla zainteresowanych.
Historia, którą zamierzam przedstawić,  dla mnie zaczęła się ponad ćwierć wieku temu. Wówczas jako student II roku historii, zapalony harcerz wraz kolegą nauczycielem organizowaliśmy tygodniowy biwak harcerski dla młodzieży szkolnej Szkoły Podstawowej w Jasieńcu Iłżeckim. Teren wydawał na się ciekawy, tajemniczy a więc przygoda na nas czekała nie było na co czekać. Pieszo wyruszyliśmy z Jasieńca przez pola, dukty leśne wypatrując celu, który czekał na nas gdzieś tam daleko w lesie. Po kilkugodzinnym marszu zaczęła w oddali wyłaniać się wielka polana, i wszyscy coraz częściej, głośniej i radośniej zaczęli podnosić głowy i wzrok szeptając „ jest”, to Piotrowe Pole. Z leżni leśnej zwanej „Ciętą” skręciliśmy w prawo na „Ostrowiecki Gościniec” aby na skraju polany skręcić w lewo na drogę wzdłuż której widać było nieliczne zabudowania wiejskie. Na skrzyżowaniu tej drogi z Gościńcem Ostrowieckim, po lewej stronie zauważyłem duży krzyż otoczony płotkiem. Za tym krzyżem widać było mały kopczyk a obok leżący stary, zmurszały krzyż. Od razu pomyślałem – stara mogiła.

Gdy dotarliśmy na wschodni skraj wsi, naprzeciw chaty mieszkającego tam wówczas starszego, samotnego człowieka zaczęliśmy rozbijać namioty i urządzać całe obozowisko. Gdy nasze prace zbliżały się do końca, zauważyłem tego gospodarza, że z zaciekawieniem przygląda się nam z sieni swojej drewnianej chatki. Z kolegą podeszliśmy do furtki jego zagrody zachęcając tym i jego do podejścia. Przywitaliśmy się, przedstawili i zapytali czy będzie możliwość skorzystać z jego studni na korbę bo wiadomo wody będzie dużo potrzeba dla nas wszystkich. Zgodził się bez wahania a my ucieszyliśmy się, że będziemy mieć przychylnego „sąsiada” i gospodarza. Dziś pamiętam, że ten miły pan nazywał się Klepacz i trudnił się wyrobem klepek na beczki i inne wiejskie naczynia – był bednarzem. Na jego podwórku widać było zgromadzony surowiec do tej produkcji. Po wieczornej kolacji i apelu wszyscy położyliśmy się spać w naszych namiotach oczywiście nad wszystkim czuwała warta, która zgodnie z planem zmieniała się co godzinę. Cały biwak był dobrze zaplanowany bo oprócz rutynowych czynności takich jak pobudki, zaprawy poranne, apele i zajęcia służb dyżurnych poznawaliśmy także najbliższą okolicę – oczywiście las. W czasie wspólnych rozmów przy ognisku na wiele różnych tematów dotyczących głównie historii i wsi Piotrowe Pole zapytałem „naszego” gospodarza o historię mogiły za krzyżem. Pamiętam, że powiedział  „… tam leży…….(podał nazwisko które wkrótce zapomniałem)”. Któregoś dnia podczas tego biwaku zebrałem chętnych na „wyprawę” aby zrobić nowy krzyż na tej mogile i uporządkować teren przy krzyżu. Siekierą ścięliśmy brzózkę i starym znalezionym gwoździem zbiliśmy i wkopaliśmy krzyż. Teraz mogiłka prezentowała się o wiele lepiej. Biwak zakończył się wszyscy byli rozradowani po tygodniowym pobycie w lesie. Było żal żegnać się z obozowiskiem  i „naszym” panem Klepaczem. Biwaki jeszcze organizowaliśmy czterokrotnie starając się za każdym razem aby miejsca były ciekawe i dobre do wypoczynku dla nas wszystkich. Piotrowe Pole i pana Klepacza odwiedziliśmy jeszcze raz z biwakiem następnego roku ale wówczas zachorował i rodzina zabrała go do szpitala. Po zakończeniu wyprawy i powrocie do domów dowiedzieliśmy się, że pan Klepacz zmarł. Zawsze kiedy odwiedzam  rodzinne groby na nowym cmentarzu w Iłży zatrzymuję się przy nagrobku p. Klepacza, który jest widoczny w bocznej alejce prowadzącej do wejścia na nowy cmentarz od strony drogi do Pakosławia. Piotrowe Pole odwiedzałem wielokrotnie przy różnych okazjach i zauważyłem, że „nasz” brzozowy krzyż został zastąpiony metalowym. A więc ktoś się zainteresował i zamienił na bardziej trwały.

Wydawać by się mogło, że to będzie już koniec mojej „przygody” z tą mogiłą. Jest krzyż, ktoś nawet zapala znicze bo są wypalone szklane miseczki a więc jest i czyjaś pamięć. Ale jednak los szykował mi kolejną niespodziankę a zarazem przygodę z tą nieznaną, leśną mogiłą przy Piotrowym Polu.

Minęły lata,  jesienią 2017 roku wraz z grupą przyjaciół i znajomych tj. Tomkiem Glińskim, Pawłem Nowakowskim i Krzysztofem Wicikiem zaczęliśmy coraz silniej myśleć o projekcie uporządkowania mogił żołnierzy poległych w Bitwie o Iłżę we wrześniu 1939 roku. Oczywiście główne ekshumacje były przeprowadzane w latach 40-tych i 60-tych w wyniku których powstał w 1969 roku cmentarz-mauzoleum w Iłży i zbiorowa mogiła żołnierska w Grabowcu. Jednak w dalszym ciągu budziły się wielkie wątpliwości czy naprawdę ekshumowano wszystkie mogiły? Dochodziły bowiem do nas sygnały, że w lesie rzechowskim – miejscu pierwotnej mogiły żołnierzy polskich poległych w porannym ataku 9 września 1939 roku, nadal pod leśną ściółką „walają się” ludzkie szczątki. Sprawę tą dość dokładnie zbadaliśmy utwierdzając się w przekonaniu, że rzeczywiście tak jest i coś należy z tym zrobić. Spotkałem się z Pawłem  Nowakowskim i przekazałem mu całą swoją wiedzę o mogile w lesie rzechowskim. Na podstawie tych informacji został zredagowany list do Instytutu Pamięci Narodowej z prośbą o przeprowadzenie ekshumacji. Odpowiedź przyszła zadziwiająco szybko, telefonicznie umówiliśmy się na spotkanie z przedstawicielem  IPN  – Piotrem Kedziorą-Babińskim. Do spotkania doszło w pewną niedzielę w miejscu równie ciekawym bo w „Malinowym Chruśniaku” Leśmiana gdzie na ławeczkach omawialiśmy kolejne kroki jakie powinniśmy wykonać aby realizować nasz projekt. Nie czas w tym miejscu na opisywanie długiej kwerendy akt PCK, listy poległych, ksiąg parafialnych, protokołów ekshumacyjnych itp., bo to temat na osobny artykuł i o wiele większe opracowanie.

Mogiła żołnierzy września okazała się pusta. (fot. P.N.)

Niemniej jednak przeglądając w/w dokumenty natrafiliśmy na informację z grudnia 1939 roku,  z której wynikało, że koło wsi Piotrowe Pole znajduje się mogiła dwóch nieznanych żołnierzy wojska polskiego. Nieznana mogiła obok krzyża sama wpisywała się na listę poszukiwań. Po ekshumacjach w lasku rzechowskim i obok Strażowej przy wsi Zawały przyszedł czas aby zająć się tą nieznaną mogiłą przy Piotrowym Polu. Pech chciał, że zepsuła się koparka i roboty ziemne musieliśmy wykonywać ręcznie łopatami co nie było rzeczą łatwą zważając na gęste korzenie .

Tym razem mogiła okazała się pusta. Zdarza się i tak, pomyśleliśmy wszyscy i zrezygnowani zamierzaliśmy opuścić to miejsce gdy wtem usłyszeliśmy znany nam warkot koparki. Naprawiony sprzęt był gotów do akcji, ale po co, przecież pod żelaznym krzyżem nic nie było. Archeolodzy zaproponowali aby zebrać ziemię bliżej tego dużego krzyża tuż obok płotka. Mieli rację po usunięciu wierzchniej warstwy ukazała się ciemna plama przypominająca ślad pochówkowy.  Na głębokości około 1,5 metra ukazał się czubek buta.

Pierwszą warstwę ziemi delikatnie zdejmowano koparką (fot. P.N.)

Sterczący czubek buta był pierwszym zwiastunem, że tu ktoś leży (fot. P.N.)

Zarys jamy grobowej (fot. P.N.)

Scyzoryk (fot. P.N.)

 

A więc jest żołnierz pomyśleli wszyscy widząc, że buty mają cholewy. Maszyna stop i archeolodzy delikatnie i dokładnie zaczęli odsłaniać cienkie warstwy piachu odsłaniając kości .Na wysokości miednicy szkieletu znaleźli duże dwa scyzoryki, może to zwiadowca? Ktoś skomentował ale dalsze prace odsłoniły skurzany portfel, w którym były …..carskie kopiejki. A więc Rosjanin. No cóż w I wojnie światowej też ginęli żołnierze i trafił się Rosjanin. Jednak medalik, który pokazał się na koniec prac obalił wszystkie dotychczasowe hipotezy dotyczące osoby, którą ekshumowano.

Pozostałości portmonetki (fot. P.N.)

Rosyjskie monety (fot. P.N.)

Medalik, pamiątka misji świętych głoszonych w Iłży w 1906 r. Napis wokół wizerunku Maryi „Królowo Korony Polskiej módl się za nami” (fot. P.N.)

Medalik okazał się być pamiątką misji  przeprowadzonych w Iłży z 1906 roku.  A więc to nasz krajan, tylko kto? Wówczas przypomniałem sobie opowieść p. Klepacza sprzed lat ale nazwiska, które on wspominał nijak nie mogłem sobie przypomnieć. Pytałem starsze osoby, które mogły coś na ten temat powiedzieć ale nic nie wnosiło to do naszej sprawy ustalenia personaliów tego człowieka, którego szczątki złożono do trumienki drewnianej i zamierzano pochować wraz z wrześniowymi żołnierzami na cmentarzu w Grabowcu. Przez przypadek w targowy poniedziałek spotkałem pana Stanisława Ziewieckiego z Kotlarki, który nie raz służył nam pomocą opowiadając znane mu fakty z dziejów naszej okolicy i kiedy z jego ust padło nazwisko …. Mazurek… runęła we mnie blokada, która nie pozwalała przypomnieć sobie nazwisko, które wymieniał kiedyś p. Klepacz, opowiadając kto jest koło krzyża pochowany. A więc, mamy nazwisko Mazurek. Kiedy za parę dni odwiedził mnie p. Ziewiecki i oznajmił, że to są szczątki Antoniego Mazurka, który został tam pochowany podczas Wielkiej Wojny.  Kolejne puzle układanki dołożył Paweł Nowakowski odnajdując jego akt zgonu. O śmierci  Mazurka, która

Księga zmarłych z aktem zgonu Antoniego Mazurka. (fot. P.N.)

miała miejsce  28 lipca  1915 r. świadczyło przed  iłżeckim proboszczem  dwóch mieszkańców Błazin, Franciszek Kempiński i Antoni Kosakowski. Dokument nie zawiera informacji o okolicznościach śmierci. O tych dowiedziałem się od p. Ziewieckiego.

Mazurek został zastrzelony przez austriackiego żołnierza. Być może nie usłyszał komend w obcym języku bądź ich nie rozumiał? Zginął niosąc wodę z jedynej wówczas studni na Piotrowym Polu, z obejścia p. Kiepasa. Mazurek wraz z rodziną i dobytkiem uciekł z Błazin i schronił  się w lesie w pobliżu  Piotrowego Pola przed działaniami wojennymi. Miał 53 lata. Przybliżony  wiek określił  również antropolog badający kości podczas ekshumacji. Dodał, że zmarły musiał nosić, ze względu na odkształcenia na kościach,  znaczne ciężary.

No tak ale co dalej ze szczątkami zastrzelonego przez austriackiego wartownika? Odnalazłem   współczesnych potomków Mazurka.  Niestety nie przejawiają zainteresowania swoim przodkiem.  Można go pochować w Grabowcu, ale wydaje się, że odpowiedniejszym miejscem  będzie rodzinna ziemia. Postanowiliśmy skontaktować się z księdzem Edwardem Skorupą proboszczem parafii w Koszarach.  Z tą myślą udaliśmy się z Pawłem Nowakowskim do kościoła w Koszarach aby porozmawiać z ks. proboszczem. I kolejna niespodzianka. Oczekując na spotkaniem przed wejściem do kościoła, zauważyliśmy tablicę poświęconą ofiarom wojny. O dziwo na dodanej do niej małej tablicy wraz z innymi nazwiskami zauważyliśmy napis    …  Antoni Mazurek lat 53 zastrzelony przez Austriaków 28.VII.1915 roku we wsi Piotrowe Pole.

Tablica na kościele w Koszarach (fot. S. Kurek)

A więc historii zatoczyła koło. Ksiądz Edward słuchając naszej opowieści bez wahania zgodził się na pochówek „naszego” Mazurka, który jako że jest ofiarą wojny będzie miał nagrobek, na koszt państwa tak oznajmił przedstawiciel IPN Piotr Kędziora-Babiński. Konkretny termin pochówku zostanie ustalony po przejęciu szczątków Antoniego Mazurka od proboszcza parafii w Grabowcu ks. kan. Zbigniewa Wypchło i podany do ogólnej wiadomości.

Sławomir Kurek