Konferencja w Hrubieszowie

Konferencja w Hrubieszowie

Konferencję rozpoczęto Hymnem Hrubieszowszczyzny w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Hrubieszowskiej (fot. P.N.)

W minioną sobotę (9 września) w Hrubieszowie odbyła się konferencja popularno- naukowa z okazji 140 rocznicy urodzin Bolesława Leśmiana. Została ona  zorganizowana przez Towarzystwo Regionalne Hrubieszowskie, niezwykle zasłużoną instytucje istniejącą już od ponad 200 lat. Do udziału w konferencji zaproszono ITHN oraz Muzeum Regionalne w Iłży. Mimo odległości, ograniczeń czasowych i finansowych nie mogliśmy odmówić włączenia się w tak ważne wydarzenie, widząc w nim możliwość przedstawienia na szerszym forum dokonań Iłży na leśmianowskiej niwie.  Nasza delegacja składała się z czterech osób: Adam Bałuch, Łukasz Babula, Norbert Jastalski  i Paweł Nowakowski.

Konferencja to przede wszystkim wygłaszanie referatów.  Wśród  sześciu prelegentów znalazł się reprezentant Iłży  Łukasz Babula z wystąpieniem pt. Dom i ogród Sunderlandów, miejsce spotkań z historią i literaturą.

Prelekcja Łukasza Babuli (fot. P.N.)

Był to referat w konwencji filozoficzno – poetyckiej  wzbogacony o obszerny zbiór slajdów.

Ale do Hrubieszowa pojechaliśmy  nie tylko z przekazem werbalnym.  W holu tamtejszego domu kultury wyeksponowaliśmy  wystawę plastyczną zaprojektowaną i wykonaną przez Norberta Jastalskiego. Przedstawia ona iłżeckie miejsca i wydarzenia związane z Bolesławem Leśmianem.  Ekspozycja ma oryginalny charakter i będzie się rozrastać.  W niedalekiej  przyszłości  zostanie przeniesiona do Zamościa, wzbogacona o plansze hrubieszowskie, a następnie przybędzie do Iłży poszerzona o treści zamojskie. Może okazać się, że będzie to jedyne przedsięwzięcie w tym szczególnym roku, które uda się zrealizować wspólnie przez   przedstawicieli trzech leśmianowskich  miast.

Dodatkowo dla upamiętnienia naszej obecności w Hrubieszowie wydaliśmy folder, który mógł otrzymać każdy uczestnik konferencji.

Dziękujemy  organizatorom wydarzenia za bardzo serdeczne przyjęcie naszej delegacji.  Nie tylko poszerzyliśmy naszą wiedzę o życiu i twórczości Leśmiana ale mogliśmy poznać ludzi wrażliwych, twórczych i życzliwych, co jest wartością nie do przecenienia.

 

Autorzy i tematy wystąpień na konferencji w Hrubieszowie z okazji 140 rocznicy urodzin Bolesława Leśmiana:

  1. Jerzy L. Krzyżewski, prezes Towarzystwa Regionalnego Hrubieszowskiego im. Stanisława Staszica, Leśmian w Hrubieszowie
  2. Agnieszka Skubis-Rafalska, Biuro Wojewody Lubelskiego, Człowiek i natura w poezji Bolesława Leśmiana
  3. Łukasz Babula, Muzeum Regionalne w Iłży, Dom i ogród Sunderlandów, miejsce spotkań z historią i literaturą
  4. Katarzyna Jakimiak, kustosz Muzeum  A. Mickiewicza w Warszawie, Leśmian – warszawskie ścieżki poety
  5. Teresa Renata Bodys, sędzia Sądu Okręgowego w Zamościu, Bolesław Leśmian – rejent
  6. Sławomir Bartnik, prezes Towarzystwa Leśmianowskiego w Zamościu, Spacer z Leśmianem po Zamościu

 

Paweł Nowkowski

Instalacja iłżeckiej wystawy w holu Domu Kultury w Hrubieszowie (fot. P.N.)

 

Wystawa gotowa (fot. N. Jastalski)

 

Jerzy Krzyżewski, “naczelny” regionalista i historyk Hrubieszowa, organizator konferencji (fot. N. Jastalski)

Spotkanie Iłży z Zamościem w Hrubieszowie; Sławomir Bartnik (po lewej) prezes Towarzystwa Leśmianowskiego w Zamościu i właściciel Malinowego Chruśniaka Adam Bałuch (fot. N. Jastalski)

 

Iłżeckie randez-vous arcyksiężnej i króla

Iłżeckie randez-vous arcyksiężnej i króla

Władysław IV, Cecylia Renata i Jan Kazimierz, rys. Jana Matejki [źródło: wikipedia]

W bieżącym roku przypada kilka okrągłych rocznic związanych z dziejami zamku Iłża. Do nich należy 380 lecie spotkania króla Władysława IV Wazy ze swoją małżonką Cecylią Renatą.  Wydarzenie to opisał  Albrycht Radziwiłł, nadając mu niezwykle romantyczny i kurtuazyjny  wydźwięk.  Przywołajmy relację kronikarza a następnie spróbujmy skonfrontować ją z faktami historycznymi.

6-go września.

Przybył król wieczorem na miejsce, gdzie królowa była stanęła, a przytrzymawszy królewicza Kazimierza, który ablegatem jechał od królowej do króla, wszedł do stancji królowej i tam Opaliński marszałek imieniem króla witał królowę. Skończywszy oracją, marszałek prosi też o audiencję dla szlachty, która z nim przyjechała na przywitanie swojej królowej. Przypuszczono ich, między którymi i król, którego królowa nie poznała. Powtarza tedy król salutacją ścisnąwszy rękę królowej, i wnet królowa do nóg królewskich upada, stąd wielka z obu stron radość. Siadają wkrótce do stołu na wieczerzę, która się przeciągnęła aż do północy. Po której król nocą pośpieszył do Warszawy.”

Władysław IV wg P.P. Rubensa [źródło: polona.pl]

Władysław spotkał po raz pierwszy Cecylię gdy miał 31 lat a ona zaledwie 15. Nic nie zapowiadało, że zostaną małżeństwem. Dziewięć lat później przedstawiciele Habsburgów, Wazów i papiestwa zadecydowali o mariażu, który miał wzmocnić  politycznie obie dynastie.

9 sierpnia 1637 r. w wiedeńskim kościele św. Augustyna odbyły się zaślubiny per procura arcyksiężniczki Cecylii Renaty z królem Polski Władysławem IV. Pana młodego   zastępował królewicz Kazimierz. Ślubu udzielił biskup chełmiński Jan Lipski. Kilka dni później Cecylia opuściła Wiedeń i 20 sierpnia  dotarła do granic Polski. Tam została powitana m.in.  przez biskupa krakowskiego Jakuba Zadzika i wojewodę sandomierskiego Jerzego Ossolińskiego. Liczny orszak powoli zmierzał do Warszawy. Zatrzymywał się w wielu miejscach, podejmowany serdecznie przez przyszłych poddanych. Władysław postanowił wyjechać naprzeciw żonie. W towarzystwie najbliższych dworzan 4 września opuścił  Warszawę i po dwóch dniach  osiągnął Iłżę. Według Albrychta Radziwiłła arcyksiężna nie rozpoznała króla w grupie hołdującej  szlachty i dopiero niekonwencjonalne zachowanie zdradziło jego godność. Cecylia jak przystało na miłą i dobrze wychowaną osobę okazała zaskoczenie i radość z tak niespodziewanego spotkania. Małżonkowie wspólnie zjedli wieczerzę, podczas której  rozmawiali najprawdopodobniej po niemiecku. Habsburżanka nie znała języka polskiego, ale mogła posługiwać się jeszcze łaciną i włoskim. Po posiłku mimo późnej pory, król zdecydował się na wyjazd, co było bardzo wymowne. Jest faktem, że  Cecylia nie zachwycała urodą i Władysław na pewno nie oszalał na jej punkcie, a wręcz przeciwnie był oschły.  Możemy nawet użyć eufemizmu, stwierdzając że postępował nieuczciwie gdyż  jeszcze przez jakiś czas  na  zamku z młodą parą mieszkała  dawna faworyta Władysława. Dopiero wysiłki królowej doprowadziły do odprawienia kłopotliwej rezydentki.

Cecylia Renata lubiła przejażdżki konne i polowania [źródło: polona.pl]

Powróćmy jeszcze do pobytu  na iłżeckim zamku. Kronikarz użył określenia „stancja królowej”. Gdzie się ona znajdowała? Nie posiadamy informacji  na ten temat lecz dzięki pewnym przesłankom możemy udzielić wiarygodnej odpowiedzi. Z pewnością arcyksiężna  przyjmowana była na zamku górnym, który był właściwą rezydencją biskupią i posiadał odpowiednie pomieszczenia reprezentacyjne. Zgodnie z dawną sztuką budowlaną najokazalsze pokoje powinny znajdować się w środkowej części budynku. Pomieszczenia te posiadały  odpowiednio duże okna, które były proporcjonalna do ich powierzchni. Dwa największe pokoje iłżeckiego zamku rozplanowano w skrzydle zachodnim. W inwentarzach zamkowych pierwsze pomieszczenie nazywano  izbą stołową albo pokojem pańskim (w części północno-zachodniej skrzydła), drugie pomieszczenie określano jako izbę stołową drugą  (w części południowo-zachodniej). Z dużą dozą pewności możemy stwierdzić, że właśnie w którymś z tych pomieszczeń miało miejsce historyczne spotkanie. Pokoje te już nie istnieją, jak z resztą całe piętro iłżeckiego zamku, ale zachowały się jeszcze autentyczne schody, z których na pewno korzystali Cecylia i Władysław. Tych kilka ocalałych stopni,  po których dzisiaj bezrefleksyjnie chodzimy to oryginalne  świadectwa tamtych chwil.

 

 

Wizerunek królowej wykonany rok po jej śmierci (1645) [źródło: polona.pl]

Portret Cecylii Renaty namalowany przez Frans Luycx ok. 1640 r. [źródło: wikipedia]

Oryginalne schody głównego “wschodu” (fot. P.N.)

Paweł Nowakowski

Bitwa i pożar

Bitwa i pożar

W dniu 8 sierpnia 1831 r. do  Iłży przybyły liczne oddziały wojska polskiego pod dowództwem gen. Samuela Różyckiego. Miały

płk Karol Różycki, dowódca Pułku Jazdy Wołyńskiej (źródło: www.polona.pl)

tutaj spędzić noc aby następnego dnia kontynuować marsz  na północ w kierunku Radomia. Co prawda nazajutrz oddziały wyruszyły lecz szybko je zawrócono  do miasta gdy dostrzeżono  zbliżających się od Krzyżanowic rosyjskich dragonów. Druga część wojsk rosyjskich błyskawicznie postępowała  wzdłuż prawego brzegu Iłżanki i wkrótce opanowała centrum miasta z rynkiem i cmentarzem przykościelnym. Tymczasem zawrócone oddziały polskie zeszły ze Wzgórza Świętego Leonarda i próbowały wejść na rynek, z którego ostrzeliwali się już Rosjanie. Po ciężkiej walce udało się ich  wyprzeć za rzekę. Dla oderwania się od nacierających, wojska rosyjskie podpaliły nadrzeczne domostwa a z dział ustawionych na wzgórzu zamkowym  zaczęły ostrzeliwać  miasto. Wywołany pożar gwałtownie się rozprzestrzenił, zamieniając wkrótce Iłżę w jedno wielkie ognisko.  Szalejący ogień uciszył bitwę w samym mieście, a jej zarzewie przeniósł na północ, na przestrzeń między Iłżę a przysiółek Malenie. Tam rozegrała się zasadnicza część starcia, w którym wziął  udział Pułk Jazdy Wołyńskiej pod dowództwem płk. Karola Różyckiego i Pułk Noworosyjski dowodzony przez płk. Konstantego Howena. Walkę między oddziałami kawalerii poprzedziło starcie obu dowódców. Epizod ten  odbił się szerokim echem i został utrwalony w wielu relacjach. Był także inspiracją do powstania kilku rysunków i obrazów. Zwycięstwo Różyckiego i pokonanie Howena a  następnie jego zastępcy podziałało deprymująco na rosyjskich dragonów, którzy pozbawieni liderów rozpoczęli odwrót, zamieniony w ucieczkę.

Pocztówka patriotyczna, Pojedynek K. Różyckiego z Howenem (źródło; www.myvimu.com)

Akwarela Romana Rupniewskiego przedstawiająca Pułk Jazy Wołyńskiej pod Iłżą (źródło: http://jbc.bj.uj.edu.pl

 

Wróćmy do Iłży ogarniętej pożogą. Szybkość rozprzestrzeniania się pożaru na pewno była zaskoczeniem zarówno dla mieszkańców jak i polskich żołnierzy. Henryk Bogdański żołnierz Legii Litewsko-Ruskiej wspominał … płomień szybko ogarnął i zniszczył kościół i prawie całe miasto. Ocalała tylko plebania, browar i niektóre domy. To nie tylko wstrzymało nasz pochód, ale utrudniło także połączenie się z naszymi za miastem; ulica któreśmy weszli była już całą w ogniu. Zwróciliśmy więc w bok, lecz niektórzy dla skrócenia drogi, puścili się płonąca ulicą i doszli wprawdzie do swoich, kilku jednak zniszczyło swoje mundury, a nawet poniosło rany od palących się i spadających gontów.

O grozie pożarów mówią zapisy w parafialnej księdze zgonów.  W dniu 10 sierpnia zarejestrowano aż 11 osób, które zmarły w dniu wczorajszym o godzinie pierwszej po południu, byli to:

  1. Jadwiga Krakowińska l. 39
  2. Jacenty Grajewski 38
  3. Marianna Mirowska 60
  4. Marianna Surus 40
  5. Józef Kuchciński 48
  6. Franciszka Kuchcińska 40
  7. Jan Kuchciński 20
  8. Piotr Kuchciński 13
  9. Florian Chyliński 56
  10. Marianna Leśkiewicz 45
  11. Adam Madejski 3,5

Okoliczności śmierci Jadwigi Krakowińskiej znamy z inskrypcji wyrytej na jej pomniku nagrobnym, stojącym na dawnym cmentarzu przy kościele parafialnym.

Nagrobek Jadwigi Krakowińskiej (fot. P.N.)

Tu spoczywają zwłoki Ś.P. Jadwigi   

Krakowińskiej, która w czasie

wojny w dniu 9 sierpnia 1831 r.

schroniwszy się do piwnicy skutkiem

ogólnego pożaru miasta życie

zakończyła. Przywiązana matka

Katarzyna Jagadzka i osierocone

dzieci na dowód

wdzięczności pomnik ten

wystawili

 

Być może próba ratowania się przed ogniem w piwnicach dotyczyła także innych ofiar. Nazwiska zmarłych wskazują na szczególnie tragiczny los rodziny Kuchcińskich z której zginęli rodzice i dwoje dzieci.

Straty bitewne po stronie wojsk polskich to jedynie 13 poległych, zmarli wskutek pożaru to aż  11 mieszkańców Iłży. Miasto poniosło ogromne straty materialne. Często przytaczana informacja  mówiąca o ocaleniu jedynie 9 domów z 312 jest niewiarygodna, gdyż przed pożarem nie było w Iłży takiej ilości domów mieszkalnych Być może podana liczba dotyczy ogólnej liczby zabudowań.

Dzień 9 sierpnia 1831 r. przeszedł do historii jako czas chwały oręża polskiego. Z pewnością miał on inny wydźwięk dla ówczesnych iłżan, którzy w tamtej chwili stracili swoich bliskich i dorobek życia. Trudno cieszyć się ze zwycięstwa własnych wojsk gdy nosi się żałobę i  brak dachu nad głową, a jednak byli tacy iłżanie, którzy zachowali niezwykły hart. Upamiętnił ich  w swoich wspomnieniach  porucznik jazdy wołyńskiej  Michał Czaykowski. Kilka dni po bitwie przybył ponownie do spalonego miasta i spotkał jego mieszkańców, którzy mówili:

-My nie żałujemy ani swoich domów ani dobytków bośmy widzieli jakeście bili. Oj co bili to nie żal się Boże!

-Ja bym chciała stracić wszystko co mam i mieć mogę, żebym choć raz jeszcze widziała tak tych moskali, jak w ten czas. 

I owi pogorzelce częstowali nas chlebem,  solą. O z takim ludem nie zginie nigdy Polska!

 Żołnierze z jazdy wołyńskiej okazali pomoc materialną, organizując w swoich szeregach zbiórkę  na rzecz poszkodowanych. Porucznik Michał Budziński  będąc z podjazdem w Iłży jakiś czas po bitwie tak opisał sytuację. (…) było to około 3 albo 4-tej godziny po południu. Przeszliśmy przez spalone miasto i widzieliśmy, jak biedni mieszkańcy w zrujnowanych domach palili ogniska i przy nich nędzną przygotowywali strawę. Cały pułk nasz składał się, i biedny grosz żołnierski utworzył sumę maleńką, dla wsparcia spalonego miasta.   

 

Opracowując artykuł korzystałem z:

  1. Księga Zgonów, Iłża 1831, AP Radom
  2. Gliński T,. Bitwa pod Iłżą w Powstaniu, Listopadowym
  3. Miasto w nowej odsłonie – Monografia Iłży

 

Paweł Nowakowski

 

Retrorajd – retrofotografie

Retrorajd – retrofotografie

Każda podróż ma miejsce postoju, w którym należy odpocząć i zastanowić się nad dalszą drogą. Niezależnie od tego czy podróżuje się w przestrzeni czy w czasie, gdzieś trzeba się zatrzymać, choćby na chwilę. Chwilę tego postoju można uwiecznić na fotografii lub zapisać słowami. Fotografia ma jednak tą przewagę nad słowem pisanym, że przedstawia względny obraz, w który można wniknąć a nawet zatracić się na trochę.

Dokładnie sto lat temu Leśmian na miejsce chwilowego odpoczynku wybrał pewną starą kamienicę z podwórzem porośniętym trawą, na końcu którego były dwie ścieżki – jedna do ogrodu i druga przez wąwóz prowadząca do ruin zamku. To właśnie tymi ścieżkami kroczyli w ostatnią niedzielę cykliści z Radomia i z Iłży. Wszyscy podążyliśmy po śladach Leśmiana.

Podwórko przed dawnym Domem Sunderlandów dla radomskiego Towarzystwa Retrocyklistów „Sprężyści” było przystankiem w dalszym rajdzie. Ich koledzy sto trzydzieści lat temu zawrócili w tym miejscu, oni pojechali dalej razem z nami. Przy okazji zwiedzili kilka miejsc, do których prowadzą ścieżki mniej oczywiste, pierwsza z nich zaczyna się tuż za wątłą drewnianą furtką i prowadzi w lekko pofałdowane złociste o tej porze roku pola.

Zanim jednak wszyscy wyruszyliśmy było kilka chwil by odetchnąć spokojem jaki panuje na podwórku przed kamienicą Sunderlandów. Można było przysiąść na schodkach prowadzących do drewnianej szopy lub schować się przed słońcem pod starego kasztanowca. Mimo, że na podwórku spotkało się wiele osób do tej pory nieznanych sobie wzajemnie to wokół panowała familijna atmosfera, która z każdym przejechanym wspólnie kilometrem tylko się pogłębiała i która widoczna jest na fotografiach.

Zatem wydarzanie jakim był retrorajd to przede wszystkim spotkanie oraz podróż w czasie. Stroje i rowery z różnych epok i miejsca z historiami nieraz tak odległymi, że nikt już dziś o nich nie pamięta, nawet św. Franciszek stojący na kolumnie w polach między Kotlarką a Piłatką. Ten czas był widoczny także w latach, jakie przeżyli jego uczestnicy. Różnica wynosiła niemal osiemdziesiąt. Retrorajd to jedyne wydarzenie w Iłży, w którym różnica wieku wśród uczestników była tak wielka.

A same ścieżki? Niemal wszystkie prowadzą do Iłży a najprzyjemniej jest się na nich spotkać.

 

Łukasz Babula

FOTORELACJA (cz. I)

 

 

Rowerem przez iłżeckie dróżki

Rowerem przez iłżeckie dróżki

Pół wieku temu kilku szkolnych przyjaciół wyruszyło na rowerach z Iłży do Marcul. Z tego wydarzenia zachowało się kilka fotografii, na których grupa roześmianej młodzieży jedzie śródleśnym zakurzonym traktem. Jest to świadectwo ich przyjaźni, która pewnie trwa nadal oraz tego jak niegdyś spędzano czas w małym miasteczku. Jedno z wykonanych wtedy zdjęć posłużyło jako tło do plakatu zapraszającego na wydarzenie, które odbędzie się już w najbliższą niedzielę i w którym wezmą udział iłżanie oraz goście z Radomia.

Najważniejsze jest wsparcie przyjaciół

Jeden z chłopców, widoczny w samym środku zdjęcia, aby dołączyć do reszty swoich przyjaciół wziął rower oparty zapewne o płot otaczający byłą fabrykę fajansu i ruszył z zarośniętego trawą podwórka przez wyłożone brukiem uliczki Iłży. Kilkadziesiąt lat później ten sam chłopiec stanie się właścicielem tego, co zostało po sławnej fabryce Sunderlandów, czyli starej piętrowej kamienicy, kilku zwichrowanych upływem czasu budynków gospodarczych i ogrodu, którego sercem jest mała przytulna altanka pamiętająca trochę zdumiewających historii jakie tam zostały opowiedziane. Wtedy jednak nie miał nic oprócz wolnego czasu, radzieckiego roweru, kilku ulubionych drzew w pobliskim ogrodzie i najważniejsze, czyli przyjaźni rówieśników, z którymi chodził do szkoły a w wolnych chwilach wyruszał na przejażdżki po iłżeckich ścieżkach. Jego koledzy i koleżanki, kiedy chcieli gdzieś jechać razem, pożyczali rowery od starszego rodzeństwa albo od taty, który tym samym rowerem pewnie dojeżdżał do pracy i spotykali się w umówionym miejscu. Zapewne mile ze sobą spędzali czas.

Sam wyjazd rowerzystów uwieczniony na dołączonych do artykułu fotografiach odbył się w ramach działalności iłżeckiego Koła fotograficznego LO, którym opiekował się dyrektor liceum – Kazimierz Haduch. Dyrektor organizował także wycieczki rowerowe do pobliskich miejsc, podczas których licealiści poznawali historię swojego regionu. Widoczna na zdjęciu młodzież to klasa A i B z lat 1960-1964. Był rok (chyba) 1962. W okolicy Zębca wykonane zostało kilka zdjęć, które były częścią zajęć koła fotograficznego. Na pierwszym z nich obecni są od prawej do lewej: Stefan Wolski (tyłem), Henryk Czubak, Alfred Czarnasiewicz, Henryk Pluta, Adam Bałuch, Andrzej Chudzikowski, Edward Wojtal i Grzegorz Stański. Ci sami chłopcy stanowili także nieformalny klub iłżeckich cyklistów.

Jeszcze jedno zdjęcie dla dyrektora Haducha

Dróżki wiodące przez iłżeckie pola i lasy to przede wszystkim piękno przyrody, ale też i historia wpisana w krajobraz, której wyrazem są przydrożne krzyże i figury oraz pomniki. Warto odwiedzić je czasem, najlepiej razem z rodziną lub w gronie najbliższych przyjaciół. Nic chyba tak nie łączy ludzi jak wspólna przejażdżka rowerem. Wiedzieli o tym już 130 lat temu radomscy cykliści, którzy urządzali sobie wyprawy do pobliskich miasteczek. Na jedną z takich wypraw wybrali właśnie Iłżę. Po tylu latach grupa miłośników rowerów znów przyjeżdża do Iłży z Radomia. Dzięki towarzystwu „Sprężystych” wznowiona została zupełnie zapomniana tradycja – „dalszych wypraw bicyklami”. Tym wyjątkowym jednośladom będą towarzyszyły także inne zabytkowe rowery oraz współczesne a sami uczestnicy ubrani będą w stroje z epoki. Podwórko przed Domem Sunderlandów to przecież miejsce spotkań z historią.

Figle na rowerach

 

Autor dziękuje za udostępnienie zdjęć Pani Lucynie Lipczyńskiej i Panu Adamowi Bałuchowi.

 

Łukasz Babula